Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 26 maja 2025

Drogi i jaskółki

 200525

Zapisałem się na rehabilitację kręgosłupa, a więc tego najwidoczniejszego u nas dowodu partactwa Natury, i już po czternastu miesiącach oczekiwania zacząłem w tym tygodniu ranne wyjazdy do ośrodka zdrowia. Cała procedura trwa raptem trzy kwadranse, więc wcześnie, bo przed godziną dziesiątą, jestem z powrotem w domu. Co robić z zresztą dnia? Wiadomo: jeśli nie ma słońca, są książki i jest komputer, a kiedy synoptycy zapowiadają bezchmurne niebo, jest wyjazd na Roztocze. Bywam liczykrupą, więc dla paru godzin chodzenia po polach nie jechałbym dwustu kilometrów, ale uznaję, że dla ośmiu czy dziewięciu już warto.

Na miejscu byłem już o jedenastej. Nie padało, rękawiczek nie musiałem zakładać (co akurat w czasie tegorocznego maja nie jest regułą), ale ekspertom od pogody wyliczenia niezbyt się udały, bo słońce tylko chwilami widziałem.

Byłem tam, gdzie ostatnio, chcąc poznać ominięte wcześniej drogi. Przed wyjazdem oglądałem mapę, wyznaczyłem drogi do przejścia, ale kiedy już tam byłem, zamiast trzymać się ustaleń, raz i drugi skręciłem w drogę uznaną za ładniejszą, a i parokrotnie po prostu zapomniałem gdzie mam skręcić. No i tyle zostało z planowania, co potwierdza moją starą zasadę pójścia tam, gdzie… może nie tyle oczy poniosą, chociaż i tak bywa, a po prostu gdzie ładniej albo gdzie wrażenie chwili mnie popchnie.

 







Poznałem wyjątkowo ładną drogę. Wiedzie od szczytów długiego pasma wzgórz ku wioskom w szerokiej dolinie, a mierzy ponad dwa kilometry. Biegnie wąwozami, niżej odsłania się wśród łanów kwitnącego rzepaku, przecina dolinkę i wspina się na grzbiet wzgórka, stoi tam chwilę zapatrzona w rozległy krajobraz i horyzont odległy o wiele kilometrów, i znowu zanurza się w wąwóz ze ścianami pełnymi ptasich norek, a w końcu wbiega między domy wioski.

Idąc, chyba przestraszyłem jaskółki, bo zerwały się i latały nade mną w zwariowanym, niemożliwym do śledzenia, splątanym wirem. Później przypomniałem sobie inne, podobne miejsce: droga w wąwozie w pobliżu wioski, i jaskółki nade mną. Gdzie to było? Myśl szukała w opornej pamięci, a w końcu podsunęła mi odpowiedź: niedaleko stąd, kilka kilometrów na zachód, w tym samym długim masywie wzgórz. Może powinienem tam wrócić?

Dwa gatunki ptaków mają u nas wyjątkową pozycję: bociany i jaskółki. Bociany kojarzone są oczywiście z dziećmi, ale i z gniazdem rodzinnym, a więc z domem, rodziną, stabilnością, swojskością, opiekuńczością i odpowiedzialnością. Jaskółki swoim powrotem wyznaczają pełnię ciepłej i zielonej wiosny, kojarzą się z radością i beztroską, ze świetlistymi rankami, z najbardziej nam przyjaznymi miesiącami, tak wyczekiwanymi po zimnym czasie. Są zwiastunkami dobrych zmian, co znajduje potwierdzenie w naszym języku.




 Poznałem też wyjątkowe pole, a było tak. Zszedłem z drogi widząc prowadzący w górę niewyraźny ślad wygnieciony w trawie nieuprawianego pola, więc z ciekawości skręciłem. Niewiele dalej droga się schowała, a może po prostu się skończyła, szedłem więc tuż przy między, minąłem jakieś zalesione doły, w końcu widząc wokół siebie lasy, zatoczyłem koło i polami zacząłem schodzić w dolinę, do opuszczonej wcześniej drogi. Tam właśnie zobaczyłem malownicze pole wciśnięte między dwa pionowo podcięte wzgórki. Lessowe ściany miały do czterech metrów wysokości, były niemal pionowe, a za to pole dość równe. Najwyraźniej jego właściciel zniwelował stromizny wzgórków aby uzyskać większą powierzchnię uprawy. Nie wiem tylko, czy był to powolny, wieloletni proces odpowiedniego orania gleby, czy może na pole wjechał spychacz. Widok sąsiedniego pola wskazywałby raczej na pracę maszyn.


W efekcie miałem okazję po raz pierwszy zobaczyć na Roztoczu pole na dnie wąwozu. Szerszego niż zwykle, ale wąwozu, skoro cechami wyróżniającymi tak nazywanej formacji geologicznej są ściany bliskie pionu i płaskie dno. O malowniczości pola niech świadczą zdjęcia, ja dodam jeszcze, że oczywiście wdrapałem się szczyt jednej skarpy żeby stając między drzewami przy samej krawędzi, zobaczyć pole z góry. Ach, jeszcze to zdjęcie! Zwróciłem uwagę na wykorzystanie każdego skrawka ziemi tego pola: pierwszy rząd zboża rośnie tuż przy ścianie skarpy. Ten widok ujął mnie bardzo, poczułem sympatię do nieznanego mi rolnika tak dbającego o plon.

Obrazki ze szlaku


Wejście do ciemnych dołów. Stojąc na zewnątrz wnętrza nie widać, wydaje się być czarną dziurą, wejściem do podziemi. Po przekroczeniu granicy światła, a w słoneczny dzień wydaję się ona granicą dnia i nocy, wzrok musi mieć chwilę na przywyknięcie do półmroku. W upalny dzień zmiana bywa przyjemna: jest tam wyraźnie chłodniej. W pobliżu, na początku zagłębienia, wśród szarych zeszłorocznych badyli, rośnie kępa narcyzów.

 Przetaczniki, chyba ożankowe. Tak podpowiada mi ta strona, sam nie rozpoznałem odmiany. Dodam, że wyróżnia 20 odmian przetaczników! Nie miałem pojęcia o ich liczebności.

 






Lessowe skarpy przy drogach albo na skrajach dołów. Oczywiście kiedy są z obu stron drogi czy obniżenia, należałoby napisać o wąwozach lessowych.

 Wycinka zarośli. Patrząc na ich ścianę można się domyślać, jak bardzo są gęste, ale dopiero w takim miejscu widać, jaką gęstwinę tworzą. Smutne miejsce.


 Kapliczka pod trzema wielkimi lipami.

„Abyś urodzaje ziemskie dać i one w całości zachować raczył, prosimy Cię, Panie”.

Zwróciłem uwagę na tę inskrypcję ponieważ jest poprawnie sformułowana, mimo złożoności zdania, co na kapliczkach wcale nie jest częste.

„Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie” – ta prośba jest wyryta na drugim boku kapliczki. Znaki interpunkcyjne dodałem od siebie. Poniżej rok: 1909. Mój dziadek – odruchowa myśl – miał 9 lat. Jeszcze nie wiedział, że za 10 lat będzie żołnierzem Hallera. Pół wieku później, gdy miał 70 lat, widziałem, jak w biegu dopadł uciekającego konia, złapał go za grzywę i wskoczył na grzbiet. W wojsku był ułanem.


Kilka kapliczek stojących wzdłuż jednej tylko drogi o długości około dwóch kilometrów. Na Roztoczu jest ich dużo. Nie jestem religijny, ale z wiekiem coraz większą wagę przykładam do tradycji jako spoiwa społeczeństwa.

 Nadal kwitną i pachną bzy.


 Wiąz pospolity, nasiona i rogate liście.

 




Dal.


 Pierwsze grzyby z gatunku psiuchowatych :-)

 


Kwiaty przy drodze: fiołki trójbarwne i gwiazdnice wielkokwiatowe.

 Zachód słońca. Była godzina 20.20. W czasie robienia zdjęć przyszło mi do głowy, że jeszcze miesiąc dzień będzie się wydłużał. Jeszcze miesiąc. Niech trwa jak najdłużej.

Trasa: na południe od Turobina, miasteczka w zachodniej części Roztocza.

Statystyka: przeszedłem 14 km w czasie dziewięciu godzin.