Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

sobota, 26 sierpnia 2023

Trzy miejsca

 200823

Trzydzieści cztery stopnie – o takiej temperaturze poinformował telefon w południe. Zmierzchało się, gdy w czasie powrotu zobaczyłem na tablicy wiszącej nad szosą aktualny pomiar: 26 stopni, a jezdnia nagrzała się do prawie czterdziestu stopni.

Niech tak będzie jak najdłużej – żebym nasycił się ciepłem i słońcem.

W czasie ostatnich wyjazdów niewiele poznałem nowych miejsc; także i dzisiejsza trasa była powrotem w znane i lubiane okolice zachodniego Roztocza. Samochód zostawiłem we wsi Cieślanki, mając ledwie kilometr do wyjątkowo malowniczych pagórków, pierwszego dzisiejszego celu. Miejscem dla mnie szczególnym w tamtej okolicy jest brzoza rosnąca na wysokiej między. Nie mam dobrych zdjęć, ponieważ musiałbym je robić pod słońce. Ja widzę wtedy nieźle, aparat źle. Zakątek leży na uboczu, wiedzie tamtędy jedna mało używana polna droga, a rok temu trafiłem tam przypadkowo. 






 

Po drugiej stronie wioski, parę kilometrów dalej, jest piękna brzezina – drugi mój cel. Jasna, czysta, bez uprzykrzonej nawłoci. Ten brzozowy lasek jest długi a wąski, więc słońce prześwietla drzewa, i nie ma głębokiego cienia tak charakterystycznego dla lasów liściastych; między wiszącymi gałęziami widać pola i odległy widnokrąg.

Brzozy mają wyjątkową cechę zachowywania swojej urody aż do późnej jesieni, a i w zimie mogą pochwalić się niemałą jej częścią. Dzisiaj widziałem pierwsze żółte liście na tych drzewach, a dodawały im urody i ciepła. Brzozy z pierwszymi śladami jesieni budzą we mnie rozczulenie jakie się czuje na widok siwych włosów kochanej kobiety.












 

Po sąsiedzku jest druga brzezina, najwyraźniej powstała tak jak i pierwsza, czyli przez zalesienie pola. Niestety, jest niemal całkowicie zarośnięta nawłocią. Oto zwarty szereg tych roślin utrudniających na wejście między drzewa. Na dokładkę spotyka się tam sterty śmieci…


 

Dwa lata temu przejeżdżałem jakąś boczną szosą jadąc dalej na południe, i wtedy, będąc pod pobliską wsią Studzianki, zobaczyłem urokliwe zakątek – trzecie moje dzisiaj odwiedzone miejsce. Tak mi się spodobał, że w innym dniu specjalnie tam pojechałem. Byłem już trzy czy cztery razy – i na pewno będę wracał. Wszak nie tylko o dokładne poznanie okolicy chodzi, a o widzenie jej w różnych porach roku i w odmiennej kolorystyce oraz – coraz częściej – o przyjemność powrotu do lubianych miejsc. 









 

Wracałem inną drogą chcąc odwiedzić dwie znajome lipy rosnące na miedzach. Jedna z nich jest wielopienna; ile ma pni, nie wiem; trudno je wszystkie policzyć, na pewno jest ich kilkanaście. W jej cieniu także zrobiłem przerwę. Lubię takie miejsca. Są na uboczu, nie wiedzie do nich żadna droga, a bywają w nich tylko zwierzęta. Może jeszcze rolnik, ale on tylko przejedzie traktorem i raczej nie zauważy urody zakątka.

 

Jak niemal na każdym wyjeździe rozmawiałem z przypadkowo spotkanymi mieszkańcami. Dzisiaj jeden z nich w odpowiedzi na moje pozdrowienie krzyknął: „Ja pana pamiętam! Stał pan tam i robił zdjęcia!”.

Tak, chodzę po roztoczańskich drogach i robię zdjęcia, a zapisuję je nie tylko w aparacie, ale i w swojej własnej pamięci.

Obrazki ze szlaku


 Niecierpek gruczołowaty – tak identyfikuje strona internetowa roślinę licznie rosnącą w lesie na trasie mojej dzisiejszej włóczęgi.



 W tym samym lesie widziałem, prawie na pewno po raz pierwszy w życiu, wielce oryginalną roślinę. Oto ona, a zwie się szkarłatka amerykańska. Czyżby uciekła komuś z ogrodu?

To, co najbardziej mnie zadziwia w kontaktach z przyrodą, to przeogromna, w zasadzie nie do ogarnięcia, różnorodność życia na Ziemi. Ewolucja jest ślepa i bezmyślna, nie przewiduje, nie planuje, a mimo tych cech (albo dzięki nim) odpowiada za istnienie milionów gatunków organizmów żywych, a każdego obdarza odmiennym przepisem na przeżycie. Fakt istnienia takiego dziwadła jak szkarłatka (i tyleż innych roślin, zwierząt, grzybów i bakterii), dowodzi skuteczności jej sposobu na życie. Bo jest i ma za sobą bardzo długi szereg przodków, z których każdy zdołał przekazać życie dalej.

 

Odległe drzewo widoczne na linii horyzontu kusi. Kiedyś pójdę tam zobaczyć je z bliska.

 Ładny kolor owsianego ścierniska.

 Plantacja malin ze zbiornikami wody – sposób na urodzaj. Sporo widuję tak nawadnianych plantacji.

 Moja brzoza. Dzisiaj dwa razy siedziałem w jej cieniu.

 Tylko niebo i pole. Widok dość monotonny, ale na szczęście rzadki na Roztoczu.




 Słoneczniki – piękne kwiaty. Angielska nazwa tej rośliny, sunflower („słoneczny kwiat” przy dosłownym tłumaczeniu) bardziej mi się podoba, co u mnie, językowego patrioty, jest rzadkością.

 Ścierniskowe wzgórze.


 Przemiany ładnej chmury.

Trasa: start we wsi Cieślanki na zachodnim Roztoczu. Chodziłem drogami w pobliżu tej wioski, a idąc na zachód doszedłem do Studzianek Kolonii.

Statystyka: przeszedłem 19 km w czasie sześciu godzin, a w drodze byłem prawie 12 godzin.












wtorek, 22 sierpnia 2023

W upalny dzień

 160823

Gorące, nieruchome powietrze. Krople potu na szkłach okularów. Pieczenie oczu zalewanych potem zmieszanym z kurzem i ściekającym z czoła. Dłonie ślizgają się na rękojeściach kijów. Mokra koszula i majtki oblepiają ciało, omalże parzą i ciążą niczym zbroja. Wziąłem 4,5 litry płynów; czy nie zabraknie? Na podłodze w samochodzie chyba leży awaryjna butelka wody… – myśl snuje się wolno, ociężała jak i ciało. Ożywa na wyobrażenie chłodnego prysznica po powrocie. Garściami zrywam dojrzałe owoce aronii, są napęczniałe, matowoczarne i nagrzane słońcem. Wsypuję po kilka do ust, zgniatam i wysysam z nich sok. Dobrze gasi pragnienie.

Upalny letni dzień. Taki, za jakim tęsknię w niekończące się zimowe dni, gdy dłonie mi marzną w dwóch parach rękawic. Nie narzekam na upał. Znoszę go dobrze, znacznie lepiej niż zimno. Upalnych dni jest tak niewiele, że grzechem wobec lata byłoby marudzenie. Tylko żeby ciało tak mi się nie lepiło i nie gryzły te latające potwory…

Wróciłem pod Goraj, gdzie byłem dwa tygodnie temu, chcąc lepiej poznać wyjątkowo ładne okolice tego miasteczka. Starałem się nie iść tamtymi śladami, chociaż nie zawsze to było możliwe, tym bardziej, że był i drugi powód powrotu: piękna brzezina i… scyzoryk. Już tłumaczę: będąc tam po raz pierwszy, znalazłem kozaki. Wyjąłem z plecaka scyzoryk i parę grzybów ściąłem, ale okazały się robaczywe. Wieczorem nie znalazłem w plecaku nożyka. Tani był, taki najzwyklejszy, i na pewno nie wróciłbym z powodu tej straty, ale był on tylko pretekstem. Głównym powodem była brzezina – jedna z najładniejszych w znanej mi części Roztocza, a dla uzasadnienia powrotu do brzóz nie jest nic potrzebne, wystarczy jakże zrozumiała chęć ponownego zobaczenie ich urody. Brzozowy lasek zobaczyłem jeszcze ładniejszym, scyzoryka nie znalazłem, ale widziałem mnóstwo uschniętych kozaków.








 

Miejsca najładniejsze dla mnie na Roztoczu są tak urozmaicone, że aby zobaczyć nowe ich szczegóły, widoki wcześniej niedostrzegalne, wystarczy wracać drogą biegnącą o sto czy dwieście metrów od pierwszej. Rzadko jest to możliwe drogami, ale teraz, gdy żniwa są w pełni i połowa pól już opustoszała, iść mogę w zasadzie bez żadnych ograniczeń; chyba że trafię na kilometrowej długości uprawę kukurydzy, a takie się zdarzają. Ślady takiego poznawania okolicy widać na mapie trasy.

Mam na pulpicie jedno z moich ulubionych zdjęć, zrobiłem je w pierwszych dniach czerwca, pola jeszcze były zielone, jeszcze lato było przede mną. Tak było niecałe trzy miesiące temu! Nie mogę dłużej udawać niewidzenia, dłużej zaprzeczać zmianom kolorów coraz bardziej upodobniających się do jesiennych. Owszem, drzewa są zielone, ale ta zieleń ściemniała i się zakurzyła, zmatowiała. Po zieleni pól ani śladu, późniejsze miodowe barwy coraz częściej ustępują płowym, a i te stopniowo ciemnieją. Są jednak liczne jeszcze kwiaty, piękne jak i te wiosenne, a gdy świeci słońce, gdy jest ciepło (a niechby i upalnie), gdy zobaczę pierwsze żółciejące liście, widzę dojrzałą urodę późnego lata. Tym cenniejszą i piękniejszą, im bliższą końca.

PS

Chłodny prysznic był wielką przyjemnością.

Obrazki ze szlaku

 Nadal kwitną gwiazdnice.

 Kurzy się ostrożeń.

 Butelki na plantacji. Było ich więcej, ale tyle wystarczy. Leżą przy malinowych krzewach, na prywatnej plantacji, porzucone przez ludzi zbierający maliny. Wyrzucają plastikowe śmieci pod nogi, na swojej ziemi!! Trudno o jaskrawszy przykład estetycznej gruboskórności.

 Pojemniki na polu. Zostaną uprzątnięte czy trafią w krzaki? Stawiam na ich uprzątnięcie w pobliskie krzaki. Przesadzam? Krzywdzę kogoś? To proszę rozchylić pierwsze napotkane przydrożne krzaki w pobliżu roztoczańskiej wsi.

 Mirabelki. Zrywałem te, które niemal same odpadały po dotknięciu i jadłem – wyjątkowo smaczna kompozycja słodkości miąższu i winności skórki.

Trasa: pola na wschód od miasteczka Goraj na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: 17 km w czasie 6,5 godziny, a przed upałem ukrywałem się przez prawie sześć godzin.