Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

niedziela, 31 marca 2024

Wąwóz Myśliborski i okolice

 170324

Wróciłem w okolice Wąwozu Myśliborskiego chcąc przypomnieć sobie miejsca dawno nieodwiedzane, a ominięte w czasie niedawnej wędrówki. Na przykład Rataj, góra z odsłoniętym nekiem zwanym Małymi Organami Myśliborskimi, na którym nie byłem blisko 12 lat. Nazwa bazaltowej ściany nawiązuje do Wielkich Organów Wielisławskich i podobieństwa w pękaniu obu masywów. Ten na Rataju jest mniejszy i czarny, jak przystało na bazalt, a przez to bardziej surowy, nawet nieco straszny, zwłaszcza w pochmurny dzień. Nek, czyli zastygnięta w kominie wulkanu lawa, jest odsłonięty, ponieważ kiedyś łamano tutaj bazalt. Dobrze, że już się go nie wywozi; mogę stanąć we wnętrzu dawnego wulkanu i pomyśleć o wszystko zmieniającym czasie.

Rataj kojarzy mi się z drzewem, chyba lipą, i słońcem zaplątanym w sterczących korzeniach drzewa. Czy jeszcze żyje? – z tą myślą wspinałem się na szczyt. Okazało się, że rośnie, daje radę w tych skrajnie ciężkich dla drzewa warunkach! Zdjęcie z niskim słońcem zrobiłem 12 lat temu, drugie dzisiaj.

 


 



Idąc zboczami sąsiedniej Bazaltowej Góry rozglądałem się podziwiając rosnący tam ładny las liściasty z przewagą dębów. W pewnej chwili spojrzałem na mijane drzewo i uznałem, że jego kora podobna jest do kory jarzębu brekinii, rzadkiej u nas odmiany jarzębiny, a oglądanej kiedyś w rezerwacie Nad Groblą. Nie zatrzymałem się uznając skojarzenie za przypadkowe i błędne. Godzinę później znalazłem u podnóża góry tablicę informacyjną, z której dowiedziałem się o stanowisku brekinii na Bazaltowej, a więc prawdopodobnie w tamtej chwili faktycznie patrzyłem na drzewo tego gatunku.

 Na tej górze stoi wieża widokowa bez widoków, ta sama, którą kiedyś tak nagle i niespodziewanie zobaczyłem, że wydała mi się zaczarowaną. Ma prawie 120 lat i nadal jest w dobrym stanie. Tak powinno się budować, taka powinna być trwałość rezultatów ludzkiej pracy. Dla mnie to właśnie jest przejaw dbałości o ekologię, tak obecnie promowaną i tak świadomie i celowo zaniedbywaną poprzez zasypywanie nas produktami mało trwałymi albo wprost jednorazowymi.

Ciekawostka: na platformie „widokowej” zmieszczą się, jak oceniłem, trzy osoby, o ile będą szczupłe i się ścisną. Dlaczego słowo „widokowej” ująłem w cudzysłowie, wyjaśnia to zdjęcie.

 

Oto Śnieżka, Chełmiec i Trójgarb widziane ze zbocza Tarnawy, niewielkiego wzgórza pod Jakuszową. Patrzyłem na nie z odległości około 25 km. To wzgórze jednoznacznie kojarzy mi się z... kwitnącą facelią. Kilka lat temu szliśmy, ja i Janek, ku temu wzgórzu brzegiem rozległego pola niebieskiego od kwiatów facelii – jakby niebo w ziemi się odbijało. Trudno zapomnieć taki widok.


 

Pewnym minusem powrotów do znanych miejsc jest brak niespodzianek i nowości, ale wielkim plusem są częste powroty myślami do dawnych włóczęg. Do dzisiejszych wrażeń estetycznych pamięć dodaje dawne wrażenia, także te na pół zapomniane, uśpione przez miniony czas. W efekcie jest tak, jakbym podwójnie przeżywał drogę.

Głównym celem było poznanie (a częściowo przypomnienie) szczytów wysokich i stromych ścian Wąwozu Myśliborskiego. Nie ma tam wyznaczonych szlaków, a może jak zwykle nie zauważyłem ich idąc na wyczucie i wspomagając się mapą. Na samym początku tej części dzisiejszej trasy trafiłem na tablicę informującą o śladach dawnego osadnictwa, jeszcze przedpiastowskiego. Szczerze mówiąc żadnych śladów nie zauważyłbym gdybym nie zapoznał się z treścią tablicy, co pokazuje nie tyle moje gapiostwo, co skalę wiedzy i wyczulenia oka potrzebnych archeologowi. Powierzchnia zajmowana przez osadę ulokowaną na krawędzi urwiska mogła liczyć kilkanaście arów. Dla nieobeznanych: ar mierzy 10 na 10 metrów. Zwracam uwagę na ten fakt, ponieważ nieodmiennie zdumiewa mnie mieszkanie w dawnych czasach w okropnym tłoku, gdy wokół ogromne przestrzenie były puste. Zdumiewa i napawa smutną zadumą, ponieważ wiadomo, dlaczego tak było: budowa wałów obronnych była bardzo uciążliwa, nadto obrona dłuższych trudniejsza. Co się zmieniło przez minione tysiąclecia? Tylko używana broń, nic więcej. Jest nawet gorzej, bo ówczesną broń można było zrobić tańszym kosztem, teraz jest droższa niż złoto i czyni większe spustoszenia, natomiast nasza skłonność do zabijania się nie osłabła ani na jotę.

W lasach nad wąwozem przeważają dęby, spora jest domieszka lip, grabów i miejscami buków. Ładne to lasy, warte zobaczenia po rozwinięciu liści, zwłaszcza, że są jasne i niezakrzaczone.

 

Tak wygląda typowe ukształtowanie terenu nad Wąwozem Myśliborskim. Dużo tam cyplów skalnych, pokręconych drzew, urwisk z niemal pionowymi ścianami i mchów. W wielu miejscach zbocza mają tak duże nachylenie, że nawet nie próbowałbym zejść nimi na dno. W kilku miejscach do głównego wąwozu schodzą boczne jary, dnem niektórych płyną strumienie. Stromizny są tam mniejsze, umożliwiają zejście także przeze mnie. Nie wiedziałem, że jeszcze dzisiaj będę mozolnie, krok za krokiem, schodził w podobnym miejscu. 



Elfie Skałki to nazwa skał i wyjątkowo ładnego miejsca na skraju przepaści. Rośnie tam cudnie pokręcona sosenka, od razu skojarzona z podobną sosną w Pieninach. Słyszałem, nota bene, że tego symbolu Pienin już nie ma. Uroda tej myśliborskiej pokazuje, jak bardzo sosna potrafi być malownicza, a nie jest jedyną: niewiele dalej na innym skalnym cyplu znalazłem drugą, równie urodziwą sosnę.

Mój zwyczaj nieprzygotowywania szczegółowego planu spowodował dzisiaj parokrotne schodzenie na dno wąwozu i ponowne wchodzenie na górę; po prostu kręciłem się, niezdecydowany, bo i tu i tam chciałem być albo nie wiedziałem, którędy łatwiej będzie przejść.

Na dnie wąwozu leży dużo powalonych drzew, a jak się okazało, po pewnym czasie kora wielu z nich traci indywidualne cechy i wydaje mi się jednakowa. Próbowałem rozpoznać gatunki, ale okazało się to trudniejsze niż z żywymi drzewami. Wydaje mi się, że sporo leży tam lip i jesionów. Jedno potwierdzenie znalazłem: tylko jesiony mają takiego kształtu matowoczarne pąki; najwyraźniej to drzewo niedawno przegrało swoją walkę z wiatrem.

 A tutaj nie mam pewności. Chyba wierzba.

 

Zapędziłem się idąc od cypla do cypla i jeszcze dalej, do tamtego ładnego miejsca. Wracać po śladach? Wychyliłem się i spojrzałem w dół. Dam radę – uznałem. Dałem, urwiska tam nie było, a w zejściu po stromiźnie pomagały mi małe brzózki, których się przytrzymywałem. Tylko nie wiem czemu nogi mi drżały, gdy w końcu z ulgą stanąłem na płaskim dnie.

Chciałbym wrócić nad wąwóz w lecie, zobaczyć tamtejsze lasy zielone i w słońcu. Nie, inaczej: wrócę tam w lecie!

Obrazki ze szlaku

Omszałe pniaki i skalne złomy na Bazaltowej Górze. W słońcu wyglądały bardzo malowniczo. Między drzewami widać wieżę (nie) widokową.

Oczko wodne. Było ładne do chwili zobaczenia opony leżącej w wodzie.


 
Pałac w Jakuszowej ma nowy dach i jest na sprzedaż. Na drugim zdjęciu widać ciasną uliczkę między dwoma zaniedbanymi i zamieszkałymi budynkami. Nie tak powinien wyglądać dojazd do pałacu.

 Coraz częstszy widok w Sudetach: nowe działki budowlane, te są na obrzeżu Jakuszowej. W lesie widocznym na zdjęciu jest Wąwóz Myśliborski.

 Ładny kolor oziminy. Oczywiście w naturze zieleń była ładniejsza.

 Asfalt na uliczkach prowadzących do pojedynczych posesji; jeszcze niedawno była tutaj droga szutrowa. Takie nowe nawierzchnie widuję często zarówno w Sudetach, jak i na Roztoczu. Są dowodem na wzrost zamożności naszego kraju i nas samych.

 Nie powinno się wycinać dużych i zdrowych drzew. Te rosły w Jakuszowej, a straciły życie ponieważ przeszkadzały nowemu właścicielowi działki.

 Ta wioska raz jeszcze: rzeźby przed wejściem do domu.

 

Pierwiosnek. Nie wiem, jaki, ale ładny. Wiosnę przynosi swoim kwitnieniem i nazwą.

Trasa: wyszedłem ze wsi Myślibórz. Byłem na szczytach Rataja i Bazaltowej Góry. Doszedłem do wzgórza Tarnawa idąc przez wieś Jakuszowa. Resztę dnia kręciłem się w Wąwozie Myśliborskim albo nad nim, a będąc tam wszedłem na wzgórza Golica i Paprotnik.

Statystyka: na szlaku byłem całe 11 godzin, przeszedłem 20,5 km w ciągu ośmiu godzin. Szedłem nieco dłużej niż zwykle, a to z powodu wielu podejść; ich wysokość szacuję na przynajmniej kilometr, czyli ponad trzysta pięter. Kiedy dokonałem tego przeliczenia, zdziwiłem się. Dałem radę?? Przecież gdybym miał wejść na dach trzystupiętrowego wieżowca, padłbym na schodach przynajmniej dwa razy i już się nie podniósł! Cieszy mnie fakt nieodczuwania w mięśniach żadnych skutków wędrówki, ponieważ mam swoje lata i pewną nieuleczalną chorobę, której skutki są coraz wyraźniejsze. Tym bardziej trzeba chodzić póki mogę.

 































poniedziałek, 25 marca 2024

Zamek Cisy i wałbrzyskie wzgórza

 100324

Do wsi Chwaliszów na Pogórzu Wałbrzyskim kiedyś doszedłem, dzisiaj od tej miejscowości postanowiłem zacząć wędrówkę. Planowałem odwiedzenie ruin zamku Cisy, a później… Na później planu nie miałem. Improwizowałem i w efekcie przedreptałem sporo kilometrów.

Zamek Cisy widziałem tylko raz, chyba 14 lat temu, pora więc była najwyższa przypomnieć sobie wygląd ruin. Duża to była budowla, rozbudowywana przez wieki, a stoi na urwisku, powyżej strumienia Czyżynka. Kamienne ściany metrowej grubości, wieża obronna, wysoki i nadal cały mur na skraju przepaści, małe okienka, piwnica z zachowanym sklepieniem, wyraźne ślady fosy, brzozy wyrosłe na pionowej ścianie kamiennej i las wokół; niech te słowa będą opisem.




Położyłem dłoń na murze – jakby czasu doświadczał dotykiem. Siedemset lat temu ktoś te kamienie wmurował w ścianę. Jakie miał imię? Jak mu się żyło w tamtych czasach? O czym marzył? Nigdy się nie dowiem, skoro jedynym śladem jego istnienia są te kamienie ułożone w mur.

Cicho tam, tylko strumień w dole snuje tę samą baśń, którą słyszał tamten murarz. Ciekawym i silnym, tak myślę, doświadczeniem byłoby spędzenie nocy wśród tych postrzępionych murów. Dodam jeszcze, że idąc lasami można w ciągu godziny dojść do znanego i licznie odwiedzanego zamku Książ.

Nie chcąc wracać tą samą drogą, szedłem bezdrożem przy brzegu strumienia, i tam znalazłem kępy kwitnących przebiśniegów! Ich świeżość i delikatność podkreślona była martwotą burych liści. Widok tych pięknych kwiatów działa ożywczo na samopoczucie. One budzą poczucie pewności i trudne do określenia pocieszenie związane z nutką smutku: wszystko może się wydarzyć, świat może się zmienić diametralnie, mnie już nie będzie, ale kiedy przyjdzie pora, znowu wróci wiosna i zakwitną kwiaty.

 

 Idąc z powrotem w stronę wioski wszedłem na Popielec, sporą i widokową górkę ominiętą w czasie wcześniejszej wędrówki, a później po prostu poszedłem przed siebie rozległymi polami. Krajobraz wokół był charakterystyczny dla kresów pogórza, z rozległymi polami i niewielkimi wzgórkami o długich łagodnych zboczach.

 


Ładny obraz, owszem, ale chyba jednak wolałem widzieć wyższe wzgórza, skoro pojawiła się myśl o zmianie trasy. Może zobaczę, co się dzieje przy wylotach tuneli na budowie drogi? Pójdę tam – postanowiłem – no i oczywiście odwiedzę moje ulubione miejsca w pobliżu.


 Stojąc nad wylotami tuneli, na zboczu wzgórza pod którym wykuto przejazd, zauważyłem nowe ciekawe szczegóły. Między jezdniami pojawił się asfaltowy placyk jako żywo przypominający lądowisko helikopterów, zapewne na wypadek katastrofy w tunelu; stojący obok spory budynek dla obsługi technicznej wygląda na ukończony, a przy nim bieleje wielki spalinowy generator prądu. W pracy miałem do czynienia z takimi urządzeniami i dlatego wiem, że ten mógłby zasilić dużą wieś. Postawiono go na wypadek braku prądu w sieci. Te przykłady koniecznego wyposażenia długiego tunelu (2300 metrów) nieźle uzasadniają horrendalne koszta drogi, wynoszące około stu milionów za kilometr. Roku mojej pracy mało, aby za zarobione pieniądze zbudować metr tej drogi!

Powyżej wylotu tunelu wznoszą się malownicze wzgórza. Są dla mnie jak okolice Trzmielowej Doliny w Górach Kaczawskich: ulubione i wielekroć odwiedzane. Wrócę tam w lecie, a w kaczawskiej Dolinie już wkrótce zakończę tegoroczny jesienno-zimowy sezon wędrówek sudeckich.




 Czasu coraz mniej, trzeba więc chodzić, patrzeć i podziwiać urodę natury.

Obrazki ze szlaku

 Widziałem i słyszałem jednocześnie trzy skowronki!

 

Pole i Trójgarb. Zwracam uwagę na skutki perspektywy, czyli na przekłamania obrazu świata widzianego przez nas, ponieważ są ciekawe, a bywają też zaskakujące i zabawne. Gdyby nie wiedza, można by uznać ten bliski zielony wzgórek za wyższy od tamtej pokaźnej góry. A co się działo w miarę mojego marszu pod górę? Trójgarb rósł. Naprawdę się podnosił, zwiększał swoją wysokość. Przecież widziałem!


 
Kwitnąca wierzba iwa. Czyż nie jest ładna?

 Bród na Czyżynce poniżej ruin zamku Cisy. Nazwa strumienia przyjazna dla Anglika, nieprawdaż? Płycizna okazała się nie być taka płytka, miałem obawę o nabranie wody do butów, ale udało się przejść.

 Nie narzekam na tę wycinkę, drzewa były spróchniałe.

 A tutaj wycinka klasycznie „pielęgnacyjna”. Tyle się mówi o ekologii, o CO2, i… tyle drzew się wycina! Zgoda na wycinanie wybranych drzew (głównie z sadzonych lasów „gospodarczych”) na potrzeby naszej gospodarki, ale nie na eksport! Warto pamiętać o bardzo ważnym i znanym przecież fakcie: swoją tkankę drzewo buduje głównie z węgla, biorąc z powietrza dwutlenek węgla, a wypuszczając tlen. Gdyby ludzie potrafili robić to tak sprawnie jak ono, nie byłoby kłopotów z tym gazem cieplarnianym.

 Strumień Strzegomianka jest dobrym zobrazowaniem powiedzenia o cichej wodzie rwącej brzegi.

 Wielka stara wierzba nad strumieniem. Duże drzewa, nawet tak kostropate jak to, powinny być pod ochroną częściej i wcześniej, niż teraz jest to praktykowane.

Budowie domu zawsze towarzyszy sterta plastikowych śmieci.

 Prawdopodobnie te opony leżące na wzgórzu Popielec wytyczają tor do jazdy. Tak też można zepsuć wygląd ładnej górki!

 Śmieci w ładnym miejscu. Ich właścicielem jest najwyraźniej zakład samochodowy.

Jedną mamy ojczyznę, jeden dom, jedną matkę – Ziemię, a traktujemy ją gorzej niż dziwkę wynajętą na zakręcie drogi. Ludzie tak postępujący są dla mnie zupełnie niezrozumiali, są jak kosmici. Ich wrażliwość estetyczna jest na zerowym poziomie, a chytrość (wszak śmieci wysypali dla zaoszczędzenia paru złotych) przekracza wszelkie granice.

 Słowo o polszczyźnie. Na tablicy stojącej przed ruinami zamku Cisy wydrukowane jest takie wyrażenie: „Wsparcie na wdrażanie”. To przykład słownych potworków mnożących się obecnie niczym szczury chińskie. Wdrażanie (czegoś) można wspierać, ale nie można wspierać na wdrażanie, bo to bezsens. Na wdrażanie to się można wypiąć.

 Niedawno widziałem wiszący tor, dzisiaj wiszący mur (na zamku Cisy). Takie dziwy można zobaczyć w Sudetach! :-)

 W kamiennych ruinach tego zamku wyrosła miodunka. Przykucnęła wśród zeszłorocznych liści potwierdzając przyjście wiosny.

 

W murach widziałem takie zagłębienia. Przypuszczam, że tkwiły w nich drewniane belki stropów. Kamień został, drewno obróciło się w proch i ponownie weszło w obieg materii. Przy okazji napiszę o drewnianym stropie mającym kilkaset lat: jest w średniowiecznej budowli mieszkalno-obronnej zwanej Wieżą Książęcą, stojącej w Siedlęcinie, w Górach Kaczawskich. Trudno byłoby teraz znaleźć tak potężne drzewa jak te użyte do budowy. Jako technika mającego pojęcie o konstrukcjach, zafascynowało mnie drewniane belkowanie wyjątkowo wysokiego dachu. Warto tam pojechać i zobaczyć siedemsetletnią budowlę w dobrym stanie.

Oblicza sudeckich wiosek.






 Ich zabudowę dzielę na trzy podstawowe grupy: ruiny domów poniemieckich, czasami bardzo ciekawych architektonicznie, jak ten na drugim zdjęciu, mniej lub bardziej zadbane i użytkowane domy poprzednich gospodarzy Dolnego Śląska, oraz nowo postawione domy. Nie podoba mi się to pomieszanie; stawianie typowych (do znudzenia) modnych obecnie domów wśród budynków ze ścianami szachulcowymi, a mieszkańcom domów postawionych przy ruinach po prostu się dziwię. Widzieć za oknem ruinę czyichś marzeń o domu zamieszkałym przez nich i ich dzieci...


 Dwa obrazki z budowy drogi S3: nowoczesne piętrowe konstrukcje, a obok śmieci, bałagan i śmierć, ponieważ ścinając, drzewo się uśmierca.

Trasa na Pogórzu Wałbrzyskim: ze wsi Chwaliszów do ruin zamku Cisy na terenie Książańskiego Parku Krajobrazowego. Dalej: przez wzgórze Popielec i Chwaliszów dojście polami do Sadów Górnych, a następnie do północnego wylotu tunelu S3. Powrót do Chwaliszowa przez widokowe wzgórze nad Starymi Bogaczowicami.

Statystyka: na szlaku byłem 10 godzin i kwadrans, przerwy trwały niecałe 3 godzin, a przeszedłem 23 km.

PS

Zgodnie z zapowiedziami firma Google unowocześniła stronę logowania. Zmiana jest poważna, ponieważ wcześniej układ napisów był pionowy, teraz jest poziomy. Innych zmian nie zauważyłem, nawet ramki i kształt liter zostały takie jakie były, ale przecież ta jedna zmiana wystarczy za wszystkie możliwe i niemożliwe. Tak, teraz strona wygląda znacznie nowocześniej!

Mimo tej kpiny uważam, że zrobiono dobrą robotę, ponieważ zrobiono niewiele. Byłoby gorzej, gdyby dodano fruwające motylki i machające łapki w stu jaskrawych kolorach.

 








Brzózki na pionowej ścianie!