Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Jaskółkowy Wąwóz

 080624

Na długim paśmie wzgórz w pobliżu Tarnawy byłem parokrotnie, ale nigdy nie udało mi się dojść do ich końca. Drogi biegną tam w poprzek, od wiosek leżących w dolinach, przez szczyty do dolin po drugiej stronie; tak też biegną pola i miedze. Teraz, gdy zboża dojrzewają, marsz bezdrożami jest bardzo utrudniony, ale wyruszyłem z ambitnym planem dojścia do krańca wzniesień.

Pierwsze kilometry wiodły znanymi mi okolicami, później wkroczyłem na terra incognita. Szedłem miedzami, ale i labiryntem zalesionych wąwozów, w którym kilka razy musiałem zdecydować, którą odnogę wybrać. Ostatni wybrany stawał się coraz węższy i bardziej zarośnięty, ale później między drzewami zaczęło prześwitywać niebo, i po paru minutach wyszedłem na otwartą przestrzeń. Wyszedłem, ale drogi tam nie było, szedłem zarośniętym brzegiem lasu, przy polu. W innym miejscu kluczyłem zmierzając do drogi zaznaczonej na mapie. Owszem, była, ale okazała się być zarośniętym rowem z pokrzywami wyższymi ode mnie. Poniżej publikuję kilka zdjęć ilustrujących tę część trasy.



Nie doszedłem do końca wzniesień, ale do drogi zauważonej jeszcze przed wyjazdem owszem. Biegnie grzbietami na długości kilku kilometrów i zwie się Górny Gościniec, a wiadomo, że drogi mające swoje nazwy kuszą bardziej niż bezimienne. Ta zauroczyła mnie rozległością i urozmaiceniem widoków.








 Przeszedłem tylko jej część, zrobiłem ledwie parę krótkich zwiadów bocznych dróżek, ale teraz wiem, gdzie spędzę następny dzień (raczej następne dni) włóczęg.

Właśnie na Gościńcu zatrzymał się traktorzysta w odpowiedzi na moje pozdrowienie wyrażone gestem dłoni. Rozmawialiśmy przynajmniej pół godziny tak, jak ludzie powinni ze sobą rozmawiać: z pozytywnym nastawieniem do nieznajomego. Żeby jeszcze ci ludzie tak nie zaśmiecali Roztocza!



 Przy tej drodze widziałem kilka pól z lnem, a nawet, wbrew spodziewaniu, ostatnie kwiaty. Zobaczenie pola niebieskiego od kwiatów lnu znowu odwleka mi się o rok, ale nic to – nabiorę większego apetytu. Rzadko widuję len, a ilekroć widzę, jestem pod wrażeniem. Kwiaty są jak błękit nieba, a zieleń tych roślin nie ma sobie równej; jest piękna i nie do pomylenia z żadną inną, co starałem się uwidocznić na zdjęciach.

Idąc tą ładną drogą, mając wokół siebie ogromny przestwór wypełniony słońcem, patrząc na zieleń pól, błękit nieba i tyleż kwiatów, czułem radość wędrowania i obcowania z przyrodą tak hojnie szafującą swoją urodą. Pojawiła się myśl o czerpaniu całymi garściami z jej skarbca, którego się nie opróżni ani nie nasyci. Wspomniałem – jak wiele już razy – słowa Williama Blake piszącego o dostrzeżeniu niebios w jednym kwiecie i zmieszczeniu nieskończoności w krótkiej godzinie, a więc w istocie o pozytywnym przeżywaniu swojego życia i świata, naszej Ziemi.

Ludzie pędzą ustawicznie, tracą zdrowie, gubią moralność, niszczą się wzajemnie, a tak blisko nich, że tylko rękę wyciągnąć, jest wszystko. Chcąc przeżyć coś wyjątkowego, dużo pracują by móc wejść na wielką górę (widziałem sznur ludzi idących na Mont Everest, szokujący obraz), albo na dno przepaści zjechać rowerem, narkotyzując się w ten sposób ryzykiem, a wystarczy pójść w takie miejsce jak ta droga na Roztoczu. Tylko że tutaj nie ma wspomagaczy, tutaj nie ryzykuje się życiem, nie trzeba wykazywać się wyjątkową sprawnością fizyczną, potrzebna jest jednak umiejętność trudniejsza dla niektórych, albo przez nich lekceważona czy wprost niezauważana: uważnego patrzenia na świat i słuchania siebie.

Właśnie! Nie jest tak, że ja posiadłem takie umiejętności, bynajmniej.

Często mam wrażenie widzenia jedynie powierzchni rzeczy czy zjawisk, cech nie najważniejszych. W takich chwilach budzi się we mnie pewność istnienia pod widzianym obrazem obserwowanego otoczenia czegoś ukrytego i ważniejszego niż dostrzegana rzeczywistość, niechby nawet najładniejsza. Mam wrażenie niedocierania w głąb, w istotę rzeczy i zjawisk. Bywa, że tylko jakiś drobiazg, promień światła albo dalekie wspomnienie zbudzone widzianym, uchyla na chwilę drzwi tej tajemnicy, pokazuje się mało wyraźny zarys czegoś oszałamiającego, ale nie potrafię zrobić decydującego kroku. Czasami myślę, że po prostu przypomina mi się dawny pomysł idei Platona, a dalej różnie bywa: wzruszeniem ramion kwituję swoją egzaltację albo wprost przeciwnie – utwierdzam się w przekonaniu istnienia czegoś ukrytego a niezmiernie ważnego dla moich zdolności przeżywania życia. Nie wiem, czy otworzę te drzwi, ale nie martwię się trudnościami uznając drogę za ważniejszą od celu.

Druga połowa trasy była nietypowa, bo zapędziwszy się za daleko, dla przyspieszenia powrotu szedłem kilka kilometrów szosą. Kiedy do samochodu miałem już tylko pół godziny marszu, uznałem, że mam jeszcze niewielką rezerwę czasu, więc skręciłem w polną drogę i za wioską trafiłem na Jaskółkowy Wąwóz. Tak nazwałem ten krótki odcinek drogi z mnóstwem gniazd wydłubanych w lessowej ścianie. Będąc sto metrów od wąwozu widziałem w nim i nad nim, na tle nieba, wirującą chmurę jaskółek, ale kiedy się zbliżyłem, ptaki uniosły się wyżej. Latały nade mną, przestraszone moją obecnością, może spanikowane, wszak zostawiły swoje gniazda, chyba już z młodymi. Zrobiłem parę zdjęć i czując się tam intruzem, szybko odszedłem.





Obrazki ze szlaku

 Chmurny ranek.

 Brzoza na miedzy zawsze cieszy swoją urodą.

 Żółty jęczmień. Nie za szybko?

 Krzyż, a właściwie krzyżyk przydrożny.

 Droga po deszczach.

 Skup starego drewna. Pisałem już o tym, ale wracam do tematu ponieważ dowiedziałem się, co wyspecjalizowane firmy robią z tym drewnem. Otóż między innymi „zabytkowe” meble. „Ludwik XIV” po okazyjnej cenie?

 Lessowa ściana wąwozu oglądana z bliska przypomina wielką pionową górę.

 Wąwóz w początkowej fazie tworzenia. Na niewysokich jeszcze pionowych ścianach widać śladu spychacza wyrównującego dno po spływie wody deszczowej. W efekcie takich równań wąwóz będzie pogłębiany.

 Wszedłem w zarośla przy drodze chcąc sięgnąć do owoców czereśni i wtedy zobaczyłem co tam leży.

 W jednej z mijanych wiosek rośnie kilka ogłowionych lip. Pnie są grube, korony kuliste i niewielkie, a między liśćmi widać ślady uciętych gałęzi i narośla. Miałem mieszane uczucia patrząc na tak poranione drzewa, na nasze przecież lipy.

 Odwiedziłem znajomą czereśnię. Poznaliśmy się parę lat temu, w słoneczny dzień złotej jesieni i taką właśnie ją pamiętam – wypięknioną październikowymi barwami.


 Bocian siedzący w gnieździe dał się sfotografować, ale uważnie mnie obserwował. W innym miejscu widziałem bociana przechadzającego się… po podwórzu. Spoglądał na mnie, ale nie odleciał. Może tam mieszka? To możliwe, bo przecież czasami bociany niezdolne do lotu znajdują schronienie u ludzi.

 
Poziomki i czereśnie. Pierwsze tylko posmakowałem, ale czereśniami się obżarłem. Bardzo lubię owoce dzikich czereśni. Sięganie do wyższych gałęzi (bo na nich zawsze są dorodniejsze owoce), widok czerwonych kulek na tle błękitu nieba, ich charakterystyczny słodko-goryczkowy smak, sok ściekający po klejących się dłoniach, to wszystko budzi wspomnienia dzieciństwa, nieistniejącego już sadu dziadka w wiosce, po której wyraźne ślady zostały tylko w mojej pamięci.



 Czerwiec, a więc czas kwitnienia dzikich (może lepiej napisać: swobodnie rosnących?) roślin na polach, łąkach, nieużytkach i przydrożach. Najwięcej widziałem chabrów, rumianów i gwiazdnic, ale różnorodność gatunków, kształtów i kolorów jest oszałamiająca. Niżej zamieszczam kilka przykładów.

 Goździki kropkowane, małe ślicznotki ozdobione błyszczącymi cekinami.

 Ostropest plamisty. Uciekinier z plantacji? Ta roślina jest tak bardzo najeżona kolcami, że nawet lekkie jej dotknięcie jest bolesne.

 Babki, zwykłe zielska, ale lubię je. Kwitną ładnie, chociaż bez ostentacji. Na zdjęciu babka średnia.

 Pierwsze w tym roku kwiaty wierzbówki kiprzycy, obok łubin.

Większości roślin nie rozpoznaję. Kiedyś uznawałem ten stan niewiedzy za naturalny, teraz przeszkadza mi, w rezultacie po powrocie z wędrówki podsuwam zdjęcia nieznanych roślin tej stronie do rozpoznania. Bywa, że ma wiele wątpliwości, ale na ogół radzi sobie dobrze.

 

Ta mądra strona twierdzi, że na tym zdjęciu widać lnicę pospolitą i ostróżkę wyniosłą. Żebym ja jeszcze był w stanie zapamiętać te dziwne nazwy!

Trasa: między Tarnawą Dużą a Biskupie Kolonią i Ponikwami na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: przeszedłem 26,5 km, na szlaku byłem 13 godzin. Podejść nie zapisuję, bo nie jestem pewny prawidłowości ich liczenia. Wydaje mi się, że różnice mogą być większe niż 10%, o których wcześniej pisałem.





























piątek, 7 czerwca 2024

O fanatyzmie, wyrachowaniu i hańbie

070624

O unijnym zielonym ładzie słyszał chyba każdy, ale mniej osób zdaje sobie sprawę z katastrofalnych dla gospodarek i naszych kieszeni skutków jego wprowadzenia. O tym, jak niewiele w tego rodzaju działaniach sensu, jak bardzo temat zmian klimatu jest zafałszowany, pisze Bjorn Lomborg w swojej książce Fałszywy alarm.

Parę słów o autorze; informacje podaję z zakładki książki: profesor w Instytucie Hoovera w Stanford, współpracownik wielu najwybitniejszych naukowców, autor artykułów ukazujących się w kilkudziesięciu prestiżowych czasopismach. „Time” nazwał go jedną ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie.

Książkę dopiero zacząłem czytać. O jej nasyceniu treścią niech świadczy fakt przepisania poniższych cytatów z pierwszych 20 stron książki. Autor wcale nie zaprzecza istnieniu zmian klimatycznych, wskazuje tylko na znaczące, a nawet rażące przekłamania oraz niewłaściwe, bo nieskuteczne, wydawanie ogromnych pieniędzy na „walkę” o klimat. Pisze też o negatywnych skutkach straszenia społeczeństw zmianami klimatu oraz o problemach biedniejszych krajów.

Informacje zawarte w książce są poparte bardzo szczegółowymi przypisami i bibliografią, które zajmują łącznie 70 stron książki.

Zapraszam do lektury cytatów, ale i namawiam do przeczytania całej książki. Co prawda autor pokazuje (raczej niechcący, bo przy okazji) bezmiar ludzkiej głupoty, fanatyzmu, wyrachowania i cynizmu, ale też jednym czytelnikom otworzy oczy i da nadzieję, innym pewność wiedzy: nasze dzieci i wnuki nie spłoną razem z Ziemią.

Cytaty oznaczyłem tak: >> <<

* * *

>>Żyjemy w epoce strachu, zwłaszcza strachu przed zmianami klimatycznymi. Zwięzłym ujęciem tego czasu jest dla mnie obraz dziewczyny trzymającej transparent ze sloganem:

Ty umrzesz ze starości,

ja z powodu zmiany klimatu.

Oto przekaz, który media wbijają nam do głowy: zmiany klimatu niszczą naszą planetę i stanowią dla wszystkich śmiertelne zagrożenie. Ten język przybiera ton apokaliptyczny – w serwisach informacyjnych mówi się o „nieuchronnym spaleniu planety” (...)<<

>>Wpływowe książki wzmacniają to przekonanie.<<

>>Ten strach ma realne konsekwencje. Ludzie rezygnują na przykład z dzieci. Jedna z kobiet powiedziała dziennikarzowi: „Wiem, że ludzie są zaprogramowani na prokreację, ale coś mi mówi, że teraz lepiej będzie uchronić moje dzieci przed okropnościami przyszłości, dlatego nie wydam ich na świat”. (…) „Jak zdecydować się na dziecko, gdy zmiany klimatyczne przemienią całe życie na Ziemi?”.<<

>>Badania naukowe przeprowadzone w 2012 roku na dzieciach w wieku od dziesięciu do dwunastu lat z trzech szkół w Denver pokazuje, że 82% z nich wyraziło strach, smutek i złość podczas omawiania swoich odczuć dotyczących środowiska, a większość podzielała apokaliptyczne poglądy na temat przyszłości planety. Znamienne, że dla 70% dzieci źródłem katastroficznych poglądów były telewizja i filmy. (…) I tak – jako symbol autentycznego przerażenia swojej generacji – młoda dziewczyna trzyma w rękach transparent z napisem „Umrę z powodu zmian klimatu”.<<

>>Ton rozmów prowadzonych na mój temat zmienił się jednak diametralnie w ostatnich latach. Retoryka dotycząca zmian klimatycznych staje się coraz bardziej ekstremalna i coraz mniej łączy ją z nauką. Nauka pokazuje nam, że obawy przed klimatyczną apokalipsą są bezpodstawne. Globalne ocieplenie jest realne, ale to nie koniec świata. To problem, z którym można sobie poradzić. Mimo to prawie połowa dzisiejszej populacji wierzy, że zmiany klimatyczne doprowadzą do zagłady ludzkości.<<

>>Ta szczególna obsesja na punkcie zmian klimatu oznacza, że przechodzimy obecnie od marnowania miliardów dolarów na nieefektywne strategie do marnowania bilionów. Jednocześnie ignorujemy coraz więcej palących i o wiele bardziej możliwych do opanowania wyzwań, jakie stawia nam świat. Zamiast tego bezmyślnie straszymy dzieci i dorosłych, co jest nie tylko niewłaściwe pod względem faktograficznym, ale i moralnie karygodne.<<

>>Wmawia się nam, że musimy od razu zrobić wszystko co w naszej mocy. Obiegowa opinia, powtarzana ad nauseam w mediach głosi, że na rozwiązanie problemów związanych ze zmianą klimatu mamy czas tylko do 2030 roku. Tak właśnie mówi nauka!

W rzeczywistości jednak nauka mówi co innego, a przemawia do nas polityka.<<

>>Nie jesteśmy na skraju nieuchronnej zagłady. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie. Ciągłe mówienie o zbliżającej się katastrofie podważa absolutnie zasadniczą kwestię: w prawie każdym aspekcie, który możemy zbadać, życie na Ziemi jest teraz lepsze niż kiedykolwiek w historii.<<

>>Dla większości sektorów gospodarczych wpływ zmian klimatu będzie niewielki w porównaniu z wpływem innych czynników, (takich jak) zmiany populacji, wieku, dochodów, technologii, cen względnych, stylu życia, regulacji, zarządzania i wielu innych aspektów rozwoju społeczno-gospodarczego.<<

Jednak z powodu zamętu panującego wokół zmiany klimatycznej do większości ludzi nie docierają dobre wiadomości. Jesteśmy przekonani, że zmiana klimatu jest znacznie większym wyzwaniem niż w rzeczywistości, więc wiele krajów wydaje coraz więcej na walką z nią i to w coraz mniej rozsądny sposób.<<

Jedną z największych ironii dzisiejszego aktywizmu na rzecz zmiany klimatu jest to, że wielu najbardziej zagorzałych zwolenników tego ruchu jest równocześnie zaniepokojonych nierównością na świecie. Umyka im jednak to, że koszty strategii politycznych, których realizacji się domagają, poniosą w nieproporcjonalnym stopniu najubożsi. Dzieje się tak dlatego, że tak duża część polityki klimatycznej sprowadza się do ograniczania dostępu do tanich źródeł energii. (…) Nic dziwnego, że niedawne badanie konsekwencji wdrożenia porozumienia paryskiego wykazało, że w rzeczywistości te działania zwiększą poziom ubóstwa.<<

>>Żądając natychmiastowego i dramatycznego obniżenia poziomu dwutlenku węgla na całym świecie, aktywiści klimatyczni opowiadają się zasadniczo za ograniczeniem prędkości do 5 kilometrów na godzinę.<< Dopisek mój, KG: w innym miejscu autor wspomina o problemie zredukowania do zera ilości ofiar ruchu drogowego. Pisze, że w zasadzie jest tylko jeden sposób: ograniczyć prędkość samochodów do 5 km/godz.

>>Z przeprowadzonych symulacji wynika, że każdy dolar zainwestowany w badania i w rozwój zielonej energii pozwoliłby zaoszczędzić 11 dolarów na szkodach klimatycznych. Byłoby to kilkaset razy skuteczniejsze niż obecna polityka klimatyczna. (…) Niestety, obecnie tego robimy. (…) Dlaczego? Ponieważ zakładanie niewydajnych paneli słonecznych cieszy oko oraz daje poczucie że coś robimy – dofinansowanie jajogłowych jest trudniejsze do zwizualizowania.<<

>>Standardowa polityka ograniczania paliw kopalnych będzie potrzebowała dekad na wdrożenie i pół wieku na wywarcie jakiegokolwiek zauważalnego wpływu na klimat.<<

Musimy wziąć głęboki oddech jako kolektyw i zrozumieć, czym jest, a czym nie jest zmiana klimatu. To nie jest coś w rodzaju ogromnej asteroidy zmierzającej w kierunku Ziemi – nie musimy wszystkiego rzucać i mobilizować globalnej gospodarki, aby zapobiec końcowi świata. Jest to raczej długotrwały, przewlekły stan przypominający cukrzycę – problem, który wymaga uwagi i skupienia, ale z którym możemy żyć. Kiedy sobie to uświadomimy, będziemy mogli iść dalej i zająć się wieloma wyzwaniami, które ostatecznie będą miały o wiele większe znaczenie dla naszej przyszłości.<< Niż zmiany klimatu – dopisek mój, KG.

>>Ludzie panikują na myśl o zmianie klimatu w dużej mierze dlatego, że media i aktywiści nam to wmawiają, politycy wyolbrzymiają ich prawdopodobne skutki, a badania naukowe są często przedstawiane bez kluczowego kontekstu. Nagminnie jest nim najbardziej oczywisty fakt ze wszystkich – ludzie dostosowują się do zmieniającej się Ziemi. Tak było przez tysiąclecia i tak będzie nadal. Wszelkie prognozy dotyczące wpływu zmian klimatycznych, które tego nie uwzględniają, są nierealistyczne. Ludzie mają solidną motywację, by opowiadać jak najstraszniejsze historie o zmianie klimatu. Media uzyskują więcej kliknięć i wyświetleń dzięki przerażającym historiom. Działacze zyskują uwagę i fundusze. Naukowcy, którzy przedstawiają się jako osoby zajmujące się zagrożeniami w wymiarze apokaliptycznym, zyskują większą uwagę, uznanie dla swoich uczelni i więcej możliwości finansowania w przyszłości. Politycy, którzy kreślą przerażające scenariusze, obiecują, że nas uratują, a przy okazji otrzymują prawo dysponowania znacznymi środkami na rozwiązanie problemu. (…) Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy się martwić potencjalnie poważniejszymi problemami. (…) Powinniśmy jednak być należycie sceptyczni, ponieważ nagłaśnianie problemu zmiany klimatu do rangi Armagedonu jest również bardzo korzystne dla wszystkich tych grup.<<

**********************************************

Dopisek nie na temat, ale bardzo ważny.

Dowiedziałem się o zakuciu w kajdanki żołnierzy odpierających atak imigrantów-przestępców na granicy oraz o śmierci żołnierza rannego kilka dni temu. Jestem tymi faktami bardzo poruszony.

Mam nadzieję na niezapomnienie poniewierki zatrzymanych żołnierzy i śmierci rannego; mam nadzieję na obudzenia się Polaków. Trzeba nam pogonić tych wszystkich popaprańców, którzy rządzą nami od tak wielu lat. Są winni tych zdarzeń, są winni przedkładania interesów osobistych, partyjnych i obcych nad interes Polski. Powinni być skończeni jako politycy.

Hańba generałowi jednostki w której służą sponiewierani i skuci żołnierze! Hańba dowódcy, który nie broni swoich żołnierzy wykonujących niebezpieczne zadania! Nie powinien być oficerem, a tym bardziej generałem!



sobota, 1 czerwca 2024

Kwiaty przy drogach

 280524

Tak jak obiecałem sobie kilka dni temu, byłem na wzgórzach widzianych wtedy po drugiej stronie doliny. Oczywiście patrzyłem w dal szukając samotnej czereśni, pod którą siedziałem tamtego dnia, ale jej rozpoznanie okazało się trudne, a mówiąc wprost niemożliwe. Na pewno ją widziałem, ale nie wiem, które z malutkich plamek w oddali było wypatrywaną czereśnią. Będąc tam, powinienem dokładniej zapamiętać sąsiedztwo drzewa by później rozpoznać szczegóły z odległości kilku kilometrów. Może przy następnej okazji.

 Poznałem kilka głębokich dolinek, na dno których spływały wąskie różnokolorowe paski pól zdobionych wysokimi miedzami i kępami drzew. Szedłem drogami kończącymi się na kolejnym polu lub niknącymi w zaroślach zdebrzy; drogami prowadzącymi mnie otwartymi przestrzeniami pól na widokowe szczyty wzgórz albo w ciemne tunele wąwozów, z których ciągnie wilgotnym chłodem liściastych lasów.

 Zatrzymywałem się przy krzewach dzikich róż i czarnego bzu. Róże jeszcze kwitną, ale więcej płatków widziałem na ziemi niż na gałązkach. Ten widok budzi smutek i poczucie… profanacji? Niesprawiedliwie szybkiego przemijania piękna? Przecież jeszcze kilka dni temu te płatki leżące teraz w pyle drogi pachniały i lśniły w słońcu będąc ozdobą podziwianych kwiatów. Za szybko to się dzieje, za szybko!



 Wydaje mi się, że zanika zapach pozostałych kwiatów; może jest za sucho, może mój węch szwankuje, ale przecież lubiany i ładny zapach kwiatów czarnego bzu czuję wyraźnie. Wąchałem je tak intensywnie, że chwilami kręciło mi się w głowie.





Często skręcam w boczne drogi chcąc dowiedzieć się dokąd biegną i jakie widoki tam zobaczę; na dołączanych mapach takie miejsca mają postać niebieskich kresek odbiegających od linii trasy. W tę skręciłem widząc jej bieg pod górę, na bliski szczyt wzgórza. Znalazłem tam pole białe od rumianku (lub rumianu, nie bardzo rozpoznaję), przetykanego niebieskościami chabrów, a na drodze gęste kępy gwiazdnic, tych drobnokwiatowych. Urocze miejsce do którego chciałbym wrócić. Będąc tam czułem wyraźnie, że jestem u celu wędrówki i jedyne, czego jeszcze bym pragnął, to zatrzymanie czasu.

 Przez kilka godzin włóczenia się towarzyszył mi na horyzoncie szczyt toru narciarskiego. Jest sztucznie usypany na typowym wzgórzu Roztocza, czyli szerokim i o łagodnych zboczach. Ogrom pracy włożono w jego utworzenie. Oby właścicielowi zwróciła się inwestycja.


 
Mając rezerwę czasu wracałem zakolem, łąkami, brzegiem rzeczki Biała Łada. Wiem, że kiedyś miała 3 metry szerokości. Widzicie wodę na zdjęciu? Trudno ją wypatrzeć, ja zauważyłem tylko parę stojących kałuż. Po łące przy rzeczce chodziło sześć bocianów. Jak zwykle spoglądały na mnie, a kiedy uznały, że zanadto się zbliżyłem, przeleciały na sąsiednią łąkę. Przy takiej suszy chyba niełatwo im o pożywienie. Dobrze dla nich, że chociaż od ludzi nic bezpośredniego im nie zagraża. Ten fakt mnie zadziwia. Wszak nigdy ich „immunitet” nie został spisany, prawnie zagwarantowany, ale przecież funkcjonuje od wielu lat. Polak wyda własne pieniądze na podstawę do bocianiego gniazda chcąc mieć „swoje” bociany, a o zrobieniu im krzywdy nawet nie pomyśli. U nas są niemal świętością.



 
Wyjechałem pół godziny przed zachodem, a po kilku minutach zatrzymałem się przy malowniczych wzgórzach. Na jednym z nich rośnie brzoza, ta brzoza, o której wiele już razy pisałem i niejedno jej zdjęcie tutaj zamieściłem. Po prostu chciałem ją zobaczyć. Jest piękna. Ostatnie, trzecie, zdjęcie zrobiłem równo roku temu.

Obrazki ze szlaków

 Pierwszy w tym roku kwiat przymiotna białego.

 Nie dość, że te pola mają po kilka ledwie merów szerokości, to jeszcze są na stromym zboczu wzgórza, a drzewa z obu stron próbują je zasłonić. Myślę, że właściciele sąsiednich pól poddali się i dlatego są zalesione. Wiele widuję takich pól.

 Trzeba przyznać, że ktoś sprzątnął po sobie.


 Plantacja orzechów laskowych, największa z widzianych. Drzewa rosną w sześciu rzędach na długości 400, może nawet 500 metrów. Przyznam, że te niskie, gęsto rozgałęzione drzewka rosnące tak blisko siebie robią wrażenie. Zwracam uwagę na brak jakichkolwiek roślin pod nimi. Taka goła ziemia jest dowodem na obfite używanie pestycydów, niestety.

 Jaśminowiec wonny. Faktycznie, jest wonny i to pięknie wonny.

 Most donikąd na niemal wyschniętej rzece Biała Łada.

 Nowa kapliczka. Bogato i starannie wykonana, ale jeszcze pusta.

 Rzeźba „Rozpacz”.

 Plebania przy kościele, czy kościół przy plebani?

Trasa: między wsiami Chrzanów a Malinie na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: pod górę drapałem się 840 metrów, przeszedłem 23 km, a włóczyłem się calutkie 12 godzin.

Obecnie używany program do rejestracji trasy liczy dokładniej niż poprzedni. Miałem możliwość porównania niezależnych pomiarów odległości, zgadzały się, ale nadal wątpię w prawidłowość liczenia przewyższeń; mimo pokazywania znacznie mniejszych wyników niż wcześniej używany, obecnie używane liczydełko chyba nadal podaje za dużo. To oczywiście tylko moje odczucie, a na poparcie mam jedynie swoje szacunki. Uznałem, że dla pewności podawane wielkości będę zmniejszał o 10%. Suma podejść 840 metrów jest tą już zmniejszoną.


 




















środa, 29 maja 2024

Dwa skrajnie odmienne tematy

 290524

Czytam artykuły lub słucham podcastów o gospodarce, trochę też o polityce, i cholera mnie bierze na siebie samego, bo przecież dbałość o zdrowie nakazuje omijać kisnące bagna, a stamtąd przebija, mimo bariery ekranu, smród przekupstwa, złodziejstwa, głupoty i szalonych żądz. Machnąłbym na to wszystko ręką, ale siedzący we mnie obywatel tego kraju, Polak do szpiku kości, nie pozwala mi zajmować się tylko przyjemnościami. Zamieszczam kilka linków na strony poświęcone tematom imigracji, klimatu, energetyki, zielonego ładu i polityki w nadziei na pogłębienie wiedzy u chociaż paru osób. Ze względu na wykształcenie i wiele lat wykonywaną pracę nieźle się znam na elektryce, a tym samym w pewnej mierze i energetyce, dlatego kiedy słyszę o obecnych pomysłach władz nie naszych i niestety naszych, włos mi się na głowie jeży. Toż tam wszystko na głowie postawione i zmierza prosto do katastrofy, czyli do biedy i kłopotów z dostępnością prądu. A to tylko przykład...

Nie będę się rozpisywał; kto będzie zainteresowany, wiele się dowie z proponowanych stron. Zapraszam.

O klimacie:  tutaj,  tutaj,  i tutaj.

Imigracja: tutaj,  tutaj,   tutaj

 Energetyka a zielony ład: tutaj.

Polityka i politycy: tutaj,  tutaj.

Jako drobną odtrutkę proponuję kilka możliwych znaczeń słowa „generowanie”. Piszę o odtrutce, ponieważ te dziwadła słowne traktuję jako ciąg dalszy popularnej kiedyś serii dowcipów „Ze szkolnych zeszytów”. Podobna w nich nieporadność i śmieszność. Zajrzyjcie tutaj, nie pożałujecie.

>>Wygenerowanie ekscytujących doznań (z jazdy samochodem).

Chiny wygenerowały popyt.

Ja sama wygenerowałam wyniki…

Obywatel… włamał się… generując 100 tys zł strat.

Czy złoża są w stanie wygenerować tyle gazu?<<

Nagrodę Wielkiego Kulfona otrzymują ode mnie ex aequo autor informacji o generującym włamywaczu i pani, która sama sobie wygenerowała.