Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 6 sierpnia 2024

Polesie

 040824

Na Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie często jeździliśmy w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych, kiedy nasze dzieci były małe. Były to wyjazdy w starym stylu: pod namiot, nad niezagospodarowane jeziora skąd do najbliższego sklepu było parę kilometrów. Dużo jest tam bagien, wiele lasów i łąk z kępami bagiennej roślinności, poza nimi suche, piaszczyste gleby, a jeziora są niewielkie, nierzadko zarastające, do niektórych nie ma dostępu.. Z dawien dawna uboga to była kraina i na uboczu przemian gospodarczych. We wsiach często widuje się opuszczone gospodarstwa, i chociaż w ostatnich latach część z nich znajduje nowych właścicieli, nie są to rolnicy.

 W pogodne dni wiosny i lata krajobraz tej krainy jest sielski i swojski mimo pewnej monotonii, ale w chmurne dni jesieni i zimy staje się w charakterystyczny dla siebie sposób smutny z wyraźną nutą nostalgii. Kiedyś trochę chodziłem po tamtejszych bagnach, ale nie było mi dane na tyle je poznać i oswoić, by wracać. Dzisiaj pojechałem tam po raz pierwszy od… nie pamiętam, na pewno od kilkunastu lat. Na obrzeżu Poleskiego Parku Narodowego jest kilkukilometrowa ścieżka drewniana prowadząca po bagnie. Kiedy zobaczyłem w internecie jej zdjęcia na zalanym wodą olsie, wiedziałem, że pojadę tam.



 Pogoda była idealna: świeciło słońce, było ciepło ale nie upalnie, no i nie było gryzących insektów, co zdziwiło mnie bardzo.

Wody też nie było. Już wtedy, gdy zdarzało mi się przecinać bagna bez szlaku, trwał proces ich wysychania, właśnie dlatego można było przejść przez część z nich, a teraz są jeszcze bardziej suche. Pierwszą wodę zobaczyłem dopiero po przejściu kilometra, a było to tylko niewielkie oczko w zaroślach. Zwracałem szczególną uwagę na zagłębienia i rowy, wszystkie były bez wody, ale wilgoć zachowały. W kilku miejscach wbijałem kij, lekko wchodził aż po rączkę, dna nigdzie nie sięgnąłem. W dwóch takich rowach bez wody odważyłem się postawić stopę, grunt ugiął się ale utrzymał mój ciężar, jednak i tam mocniej naciskając kij przebiłem wierzchnią bardziej zwięzłą warstwę, a pod nią była bagienna głębia.

 Na razie więc istnienie tych bagien nie jest bezpośrednio zagrożone, ale co będzie w następnych latach?

Ścieżka ułożona z desek leżących na drewnianych podwalinach ma kilka kilometrów długości, wiedzie podmokłymi lasami, przecina bagno i wychodzi na lustro jeziora Łukie. To otoczona szerokim pasem szuwarów, praktycznie niedostępna dla pieszego, ostoja ptactwa wodnego. Stałem na końcu podestu i patrzyłem: kwiaty nenufar, dostojnie płynąca łabędzia rodzina, chlapiące się w wodzie kaczki, lśniąca w słońcu czysta woda, wyżej mewy i cisza.





 Ścieżka na całej swojej długości jest piękna, trudno o bardziej celny przymiotnik. Zatrzymywałem się co kilkanaście kroków chcąc wszystko zobaczyć i zapamiętać, a było na co patrzeć. Raz czy dwa spojrzałem na mapę z naniesioną pozycją, i z ulgą stwierdziłem, że daleko jeszcze do końca ścieżki. Lasy są tam typowe dla mokradeł: przeważają w nich olsze czarne, sporo jest wierzb i brzóz, widywałem czeremchy, a na suchszych miejscach trochę sosen i dębów; w paru miejscach zauważyłem pojedyncze wiązy. To dzikie, niedostępne lasy, zwłaszcza po obfitych opadach deszczów, gdy są zalane. Bardzo trudno byłoby iść nimi nawet gdyby nie było mokradeł. Zwaliska martwych drzew, młodniaki, paprocie i zwarte ściany pałki wodnej tworzą gęstwiny w których wzrok się gubi, a przejście nimi byłoby mozolnym przedzieraniem.

 W połowie długości ścieżki skręciłem w sosnowy las skuszony widokiem ładnej drogi. Na szlak wróciłem po przejściu kilkukilometrowej pętli polami i przez wioskę, a wtedy nie byłem już sam, ludzi było dużo. Spory parking zastawiony był samochodami, a w pobliskim barze stała kolejka.

 Okolice od dawna były popularne wśród turystów. Wiele jest tam domów i domków letniskowych, ale nie są tak duże i bogate jak na zachodzie Polski. Podobnie jest w poznanej wiosce: nie zauważyłem nowych dużych domów, widziałem stare i małe domki, aczkolwiek odnowione. Jak wszędzie, tam także przybyło dróg asfaltowych. W mijanej wiosce zauważyłem całkowicie nową sieć elektryczną i to podziemną, co nie jest częste poza miastami.

 


Warto odnotować znamienny fakt pozostawienia tych słupów (niepotrzebnych do przesyłania energii), na których były bocianie gniazda.

Kiedy przyjechałem rano, kasa parkingu i Parku były zamknięte. Bilet wykupiłem po powrocie nie dlatego, że jestem aż tak uczciwy, a z powodu rachunku: wyszło mi, że ścieżka zbudowana jest z nie mniej niż trzydziestu tysięcy desek, a ilość użytych gwoździ przekroczyła sto tysięcy. Za wygodę spaceru, za możliwość skupienia się na patrzeniu bez wyciągania nóg z błota, powinno się zapłacić.

Obrazki ze szlaku


 Przechodziłem obok lasku… czeremchowego. Nigdzie indziej nie widziałem tak wielu drzew tego gatunku i tak obficie owocujących.

 Łopian.


 Nowość dla mnie: sadziec konopiasty. Opis jest tutaj.

 



Leśna droga: słońce, sosny, zapachy i zieleń. To jedna z tych dróg, które mogłyby się nie kończyć.

 Płot wyplatany z gałęzi. Stary sposób grodzenia, kiedyś powszechnie stosowany na wsi. Zrobiony był z tego, co było pod ręką, często z gałęzi orzechów laskowych z powodu ich elastyczności i dostępności.

 Wychyliłem się chcąc zrobić zdjęcie i zobaczyłem puszkę leżącą pod deskami ścieżki. Nawet tutaj! Myślę sobie, że zamiast porywać się z motyką na księżyc i roić sobie możliwość wpływu na zmiany klimatu, to może łatwiej, taniej i skuteczniej byłoby zadbać o poprawę środowiska. Na przykład poprzez przekonanie pewnych ludzi, dość licznych, niestety, że śmiecenie jest zachowaniem niegodnym. Jeśli byłoby to zadanie trudne, może łatwiejszym byłoby porozmawianie z portfelami tych ludzi? Korzyść byłaby podwójna: dla środowiska i dla budżetu.


 




























sobota, 3 sierpnia 2024

Okrutna zabawa w zimno - ciepło

 300724

Pamiętam artykuły w gazetach z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych o prognozowanym wyczerpaniu się ropy naftowej za 20 – 30 lat – czyli 20 lat temu, dodam dla jasności. A ileż było artykułów o światowej eksplozji demograficznej! Pamiętam akcję „Tysiąc szkół na tysiąclecie państwa polskiego”. Budowano je, były potrzebne, a kilka dni temu nocowałem na Roztoczu w takiej wiejskiej szkole zamienionej w hotel. Już liczono, w którym roku będzie nas 40 milionów. Teraz można liczyć, kiedy będzie nas 30, a kiedy 20 milionów...

Pamiętam też zimy w tamtych latach: śniegi, mrozy i łopata wożona w bagażniku samochodu. Pamiętam trzytygodniowy mróz poniżej 20 stopni i swoje zdziwienie, gdy po raz pierwszy zobaczyłem biały szron na swojej zimowej skórzanej kurtce w kilka minut po powieszeniu jej w przedpokoju. Tak bardzo była zmrożona, że pokryła się szronem! Słowem: wstęp do epoki lodowcowej.

Niżej zamieszczam cytaty z książki „Zielone oszustwo” autorstwa Marc Morano, dotyczące tamtej paniki klimatycznej, a konkretnie popularnej wtedy książki straszącej zlodowaceniem Ziemi. Aby tekst uczynić przejrzystszym, zrezygnowałem z wyróżniania cytatów i skrótów. Cudzysłowami zaznaczone są wypowiedzi innych osób, cytowane przez autora.

* * *

 Zupełnym przypadkiem globalne ochłodzenie, czyli strach przed zbliżaniem się nowej epoki lodowcowej w latach siedemdziesiątych XX wieku, wymagał tych samych „rozwiązań” co obecne zmiany klimatyczne. „Każda duża organizacja klimatyczna alarmowała w sprawie epoki lodowcowej.”

Analiza wykazała, że te same „rozwiązania”, które teraz mają się okazać pomocne w związku z globalnym ociepleniem, proponowane były ponad czterdzieści lat temu w celu zwalczania globalnego ochłodzenia.

Strasząca epoką lodowcową książka zawierała „dwa raporty CIA” opisujące szczegółowo efekty nadejścia tej epoki, która w latach siedemdziesiątych była już bardzo blisko: „Tylna strona okładki informuje: „Przerażające opisy niezwykłych fenomenów klimatycznych z całego świata! […] Wielu światowej sławy klimatologów zgadza się: zbliżamy się do nowej epoki lodowcowej. Co możemy, a czego nie możemy w tej sprawie zrobić? Odpowiedzi są w tej książce!”.

PJ Media podsumowało przekaz odnośnie nachodzącej epoki lodowcowej zawarty w książce – przekaz zabrzmi bardzo znajomo:

Na tak późnym etapie niewiele można zrobić, by powstrzymać katastrofę, ale możemy przetrwać, jeśli natychmiast podejmiemy te niezbędne i drastyczne kroki:

* Zwiększymy wykorzystanie alternatywnych źródeł energii i przestaniemy używać dużych ilości ropy i innych paliw kopalnych;

*Wprowadzimy praktykę energooszczędności we wszystkich aspektach naszego życia, jakkolwiek niewygodne by to było.

W 1975 roku naukowcy stwierdzili, że paliwa kopalne doprowadzą do tego, że zamarzniemy na śmierć. Czterdzieści lat później wiedzą już, że paliwa kopalne nas spalą” – zauważył Tony Heller z Real Climate Science odnosząc się do artykułu z 1975 roku zatytułowanego Zanieczyszczenie powietrza może doprowadzić do nowej epoki lodowcowej.

Krótko mówiąc, zanim powodowały globalne ocieplenie, paliwa kopalne powodowały... globalne ochłodzenie. Spalanie paliw kopalnych uwalniało aerozole, które miały blokować promieniowanie słoneczne i prowadzić do ochłodzenia Ziemi.

Książka o epoce lodowcowej z 1977 roku: „Prywatne mieszkania powinny zostać opodatkowane według ich energooszczędności.

Panika klimatyczna dzisiaj: W tej chwili dawny pomysł opodatkowania prywatnych domów wydaje się nawet sympatyczny. Obecne „rozwiązania” to między innymi wezwania do likwidacji domów w ogóle. Współczesna debata klimatyczna poszła już dużo dalej niż opodatkowanie domów i teraz próbuje się zabronić ich budowy.

Książka o epoce lodowcowej z 1977 roku: „Na koniec rząd powinien rozważyć nałożenie podatku uwzględniającego wartość odżywczą spożywanego jedzenia.

Panika klimatyczna dzisiaj: Współczesne propozycje idą dużo dalej niż „podatek żywnościowy” i obecnie obejmują totalną wojnę z jedzeniem mięsa i współczesnym rolnictwem. Widzieliśmy przecież jak Zielony Nowy Ład uwziął się na „pierdzące krowy”.

Książka o epoce lodowcowej z 1977 roku: W celu powstrzymania następnej epoki lodowcowej należy „nałożyć podatek ekologiczny na każdą tonę węgla.”

Jednak badacz Kenneth Richard z NoTricksZone odkrył w 2016 roku, że w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych panował przytłaczający konsensus co do tego, że Ziemia się ochładza. Według jego analizy „285 referatów z okresu między latami sześćdziesiątymi i osiemdziesiątymi wskazuje na zdecydowany >konsensus< wokół globalnego ochłodzenia.” Jak podsumował, „obawy odnośnie globalnego ochłodzenia były całkiem prawdziwe, powszechne i naukowo popierane.”

”Rozwiązania (popełnienie cywilizacyjnego samobójstwa) zawsze pozostaje takie samo – zmieniają się jedynie rzekome kryzysy podsuwane w celu usprawiedliwienia narzuconego rozwiązania.”

Były prezydent Czech, Vaclaw Klaus:

Programy działaczy ekologicznych i aktywistów klimatycznych w zasadzie opierają się na unicestwieniu gospodarki rynkowej, o której wprowadzenie walczyliśmy i o której śniliśmy w czasach komunizmu przez dekady.” W strategii klimatycznej chodzi o władzę. „Chcą ją sprawować, kontrolować, regulować, odgórnie organizować” – powiedział. „To sposób na odebranie wolności. To droga do nowego wspaniałego świata przyszłości. Nowego wspaniałego świata dyktatury i totalitaryzmu.”

Słowa Bjorna Lomborga: „Najczystsze miejsca to nie kraje najbiedniejsze, ale bogate gospodarki, które się ogarnęły. W miarę jak społeczeństwa stają się bogatsze, pojedynczy człowiek może przestać martwić się o jedzenie i higienę, a może zacząć się martwić o środowisko naturalne.”

* * *

  Koniec cytatów.

Jak skończyła się ta „epoka lodowcowa”, wiemy. Niestety, po trzydziestu latach strach przed zimnem został zastąpiony strachem przed gorącem mającym nas spalić z tych samych przyczyn, które wcześniej miały spowodować zamrożenie świata i nas, czyli używania kopalin energetycznych. Wszędzie i na każdym kroku wtłacza się nam do głów panikę klimatyczną i obarcza winą. Wczoraj oglądałem film o przyrodzie Alaski. Pokazując cielenie się lodowców, twórcy filmu nie omieszkali zapoznać mnie ze swoją diagnozą: dzieje się tak z powodu ocieplania klimatu; oglądam prognozę pogody na najbliższe dni i słyszę o upałach jako efekcie zmian klimatu. Trzydzieści parę stopni w środku lata to efekt zmian klimatu!

Nad tymi wszystkimi podsuwanymi nam do zapamiętania skojarzeniami wisi nie zawsze niewypowiadane, ale zawsze istniejące oskarżenie: jesteśmy winni! I dalej: musimy powstrzymać zmiany bez względu na koszta bo zginiemy!

Nawet dzieci są straszone, co jest po prostu zbrodnią na ich psychice.

Oto wstrząsający film ukazujący mechanizmy narracji o zmianach klimatu: tutaj

Wypowiadają się nie aktywiści czy politycy, a naukowcy z renomowanych uniwersytetów, profesorowie. Wśród nich jest noblista, jest też jeden z założycieli sławnej organizacji Greenpeace, Patrick Moore. Podane są nazwiska, pokazane twarze, łatwo sprawdzić autentyczność tych ludzi i ich wypowiedzi.

O Patryku Moore i jego zdaniu na temat polityki klimatycznej przeczytacie tutaj.

Film pokazuje, jak okropnie głupi jesteśmy. Jak łatwo nami manipulować, jak chętnie przyjmujemy każdą bzdurę, nawet najbardziej niszczycielską, jeśli tylko wmawiana jest nam dostatecznie przekonywająco i długo lub jeśli – co gorsza – jest dla nas w jakikolwiek sposób korzystna. Z wypowiedzi rozmówców wyłania się też przerażający obraz skorumpowania, zakłamania, konformizmu i terroru tłumaczonego troską o ludzi i środowisko. Po obejrzeniu filmu wiemy już, dlaczego w przestrzeni publicznej, medialnej, istnieje „konsensus naukowy” (czyli rzekoma jednomyślność naukowców w sprawach klimatu), na który tak często powołują się działacze i politycy.

Niestety, nie tylko z powodu łajdactw klimatycznych trudne czasy przed nami. Trudne i biedne.