130423
Nie wiedzieć jakim sposobem minęło pół roku, przyszła wiosna, wróciłem do domu i oto witam Roztocze.
Jadąc w Sudety uznaję pogodę za sprzyjającą jeśli tylko nie pada, ale wybierając się na lubelskie szlaki chciałem mieć słoneczny dzień. Góry jednoznacznie kojarzą mi się z zimowymi wędrówkami, Roztocze z cieplejszą i bardziej słoneczną połową roku. Prognozy się sprawdziły: cały dzień szedłem pod błękitnym niebem, a byłem tam, gdzie w październiku minionego roku żegnałem Roztocze. W tym wyborze nie było nic symbolicznego, po prostu chciałem raz jeszcze zobaczyć ładne wzgórza i drogi. Na szlaku byłem 12 godzin, ale niewiele przeszedłem zajęty gapieniem się na błękit nieba, dal, kolorowe ślady wiosny albo… siedząc na miedzy i rozmawiając z kolegą.
Tamten październikowy dzień też był słoneczny, trwała wspaniale kolorowa jesień; dzisiaj kolorów niewątpliwie było mniej, ale kwitnienia więcej, a jego zapowiedzi jeszcze więcej.
Niżej zamieszczam dwie pary zdjęć zrobionych w jednym miejscu, pod samotną osiką: jedne zrobione dzisiaj, drugie niemal pół roku temu.
Z mnogości widzianych małych kwiatków polnych i leśnych niewiele rozpoznałem: wielki łan zawilca gajowego, często spotykane kępy jasnoty purpurowej, odbijające niebo przetaczniki, niepozorną ale ujmującą wiosnówkę i uroczą, wyrazistą gwiazdnicę wielkokwiatową. Niewiele jak na różnorodność wczesnowiosennego kwitnienia. Robiłem zdjęcia (nieudane), a po powrocie pytałem się pewnej strony, na której komputer rozpoznaje rośliny, ale i on miewał wątpliwości. Prawdopodobnie widziałem gwiazdnice, ale nie wielkokwiatowe. Komputer na stronie internetowej podpowiadał mi inne odmiany tej rośliny: zaniedbana (przez kogo, na Boga?!) lub pospolita. A może trawiasta? Jak się rozeznać w tej ilości gatunków, skoro i mądrutka maszyna nie potrafi? A te kwiaty przypominające gwiazdnicę, ale dużo mniejsze? Niezdecydowana strona odpowiadała mi, że może to być rogownica źródlana. Czemu nie poświęciłem roślinie więcej czasu? Przecież nie spieszyłem się nigdzie. Obiecuję sobie nachylić się uważniej przy najbliższym spotkaniu. Swoją drogą ciekawe jest postrzeganie roślinek wykształcających maleńkie kwiatki jako ładniejszych od tych dużych. Może ujmują mnie skromnością? Wiem jednak, że jeśli z bliska uważnie się im przyjrzeć, owa skromność zostaje tylko w małych rozmiarach, bo urodą kwiatki te potrafią dorównać najbardziej znanym z piękności.
Jeśli zauważycie błąd w nazwaniu roślin, proszę o tym napisać.
Wąskie i długie pola falujące po zboczach nie tylko w płaszczyźnie pionowej, ale i zataczające się na boki tak, jakby powtarzały kroki pijanego geodety; miedze wznoszące swoje niemal pionowe ściany aż do piętra lub odwrotnie – stopniowo niknące wśród zielonej oziminy; na nich długie i zbite gęstwiny tarniny, kępy wysokich płowych traw albo drzewa.
Skały w górach wydają się istnieć tylko dla siebie, drzewa na roztoczańskich miedzach jakby czekały na nas. Plotę banialuki? Zapewne macie rację, ale znaczna część moich tekstów jest próbą oddania wrażeń, nie opisem realnej rzeczywistości, a ja siedząc pod brzozami na miedzy odnoszę wrażenie nachylania się tych drzew nade mną w opiekuńczym geście. W takich zakątkach dobrze mi się siedzi ze zwieszonymi na między nogami, ponieważ mają wyjątkowy urok i aurę roztaczaną przez brzozy. Nie wiem, jak to możliwe i co na to mówi nauka, pewnie zaprzecza, ale ja, mimo uważania się za materialistę, tę aurę czuję.
W innym miejscu widziałem starą, dużą czereśnię i równie wiekową gruszę, a przy nich kępę tarniny i różany krzew. Nie mam zdjęcia pokazującego całą tę grupę, uwierzcie więc na słowo, że jest ładna. Grusza jeszcze śpi snem zimowym, czereśnia ma nabrzmiałe pąki i tylko patrzeć, jak otuli się bielą kwiatów i buczeniem pszczół. Dwa drzewa, dwie odmienne grupy wspomnień i budzonych obrazów, ale obie ciepłe i ważne dla mnie. Dodam a propos, że nieopodal widziałem pszczelarza ustawiającego kilkanaście uli.
Wojna za granicą, pandemie albo inflacje, popaprane pomysły rządzących, dziwaczne, a nawet szokujące ideologie ludzi – to wszystko nie ma tutaj znaczenia, istnieje gdzieś daleko, w innym świecie. Ten jest swojski, przyjazny, przewidywalny, logiczny i bezpieczny. Kończy się zima, nadchodzą cieplejsze dni, rośliny kwitną, brzozy zaczynają się otulać zieloną mgiełką, za nic mając kłopoty sprowadzone na nas przez nas, a ja mogę czerpać siłę ze stałości przyrody.
Porośnięte lasami wąwozy, jary i najróżniejsze doły są na Roztoczu liczne. Nierzadko podchodzą do dróg, a nawet wchodzą na nie zapadliskami omijanymi ciasnymi zakolami.
Formacje te byłyby ładne swoją dzikością, gęstwiną roślin, ciemną i ciasną głębią, głębokim kontrastem z rozległym i słonecznym przestworem pól, gdyby nie paskudny zwyczaj okolicznych mieszkańców zasypywania ich śmieciami. Dzisiaj też widziałem ten zwykły, niestety, widok na Roztoczu, ale chyba po raz pierwszy widziałem też śmieci nie w dole, a na górze. Oto okazała ściana glinianego urwiska; ma długość kilkudziesięciu metrów, wysokość sięgającą drugiego piętra i jasny beżowy kolor. Jest ładna, prawda? A co widać na szczycie ściany?
Obrazki ze szlaku
Zieleniejący krzew różany. Do jego kwitnienia jeszcze daleko, a już przyciąga wzrok.
Urocza figurka na polu. Niewątpliwie jej postawienie tam ma związek ze świętami, jednak szczegółów nie znam.
Pole zostawionych na zimę słoneczników. Uderzający był kontrast między sczerniałymi główkami tych słonecznych (w pamięci) roślin a błękitem nieba.
Trasa: na południe od wsi Zagroble, Załawcze i Rokitów w zachodniej części Roztocza.
Statystyka: na szlaku byłem 12 godzin, przeszedłem 18,5 km, a przerwy trwały wyjątkowo długo, bo pięć godzin.