141023
Tytułowe drzewa to dwa dęby i brzoza rosnące na zboczu wzgórza w pobliżu wsi Wólka Czarnięcińska na zachodnim Roztoczu. Nie ma tam drogi, iść trzeba miedzami albo pustymi polami, i właśnie przy okazji takiego szwendania się bezdrożami znalazłem to miejsce i zostałem nim oczarowany. Jakie ono jest teraz, jesienią, przy przewadze płowych kolorów pól, niezbyt dobrze pokazują moje zdjęcia (w rzeczywistości jest tam ładniej), a wtedy była kolorowa, uwodzicielka i świat upiększająca wiosna. Miejsce zapamiętałem takim, jakie wtedy widziałem: w świeżych barwach wiosny. Wszak nasza pamięć zwykła najsilniej utrwalać pierwsze wrażenia i widoki, ale chociaż dzisiaj byłem tam po raz bodajże trzeci, nadal widzę je uroczym.
Nie tylko o tym miejscu myślałem decydując się jechać do Gilowa: cała okolica jest bardzo malownicza. Mam tam ulubione miejsca, a jak to zwykle bywa przy powrotach, poznaję albo przypominam sobie nowe, co u mnie, gapy nad gapami, jest dość częste. Jest wśród nich lipa która nie tylko jest lipą, są dwie siostrzane czereśnie, urocza droga wiodąca brzegiem pól i lasu z dużą, jasną brzeziną, są miejsca stromego zbiegania pól w dolinkach, wysokie miedze z pojedynczymi drzewami, a niektóre z nich poznałem z bliska i odwiedzam. Są dwie brzozy u wejścia do ciemnych wąwozów i poziomki pod nimi, polny dąb pod którym zwykle urządzam przerwę, no i oczywiście miejsce nazwane przeze mnie Trzy Drzewa.
Krótko pisząc: pojechałem na leniwą włóczęgę po ładnych miejscach.
Było ciepło mimo sporego wiatru, szedłem z samej koszuli, prawdopodobnie po raz ostatni w tym roku.
Cztery pory tego pięknego dnia jesieni:
Świetlisty ranek. Bajecznej gry świateł niskiego słońca, podkreślanej lekką mgiełką i rosą, mój aparat niewiele zauważył; ja widziałem i zapamiętałem więcej.
Słoneczny dzień. Wczesnojesienne słońce najpiękniej podkreśla kolory.
Chmurne popołudnie. Zachodu słońca nie widziałem ale dziękuję Aurze za to, co dała, skoro nie mogła dać więcej.
Wieczór. Kiedy doszedłem do samochodu, była już noc. Trudno mi nadążyć za zmianami długości dni. Przecież tak niedawno mogłem chodzić opieszale i długo siedzieć na miedzach, a słońce czekało na mnie. Teraz chowa się nim minie popołudnie.
Obrazki ze szlaku
Czereśnie na pierwszym planie, w głębi widać lipę. Tak naprawdę do lipy przyrośnięta jest akacja, czyli robinia akacjowa. Tylko raz widziałem takich sąsiadów, właśnie tam.
Piękna, czysta brzezina. Nawet grzyby w niej znalazłem: jeden miał czerwoniutki kapelusz ozdobiony białymi kropeczkami; jeśli okaże się równie smaczny jak jest ładny, będę miał ucztę. Drugi był, niestety, mocno przyrośnięty do gałęzi. Uwieczniłem je na zdjęciach.
Na mapie widać miejsce opisane jako Lisi Dół. Byłem w jego pobliżu parę razy, ale dnem Dołu nie szedłem nigdy. Dzisiaj zanurzyłem się w jego ciemną i wilgotną zieleń, ale przeszedłszy sto metrów zawróciłem. Powód widać na zdjęciu. Wrócę tam w suche dni.
Pod wsią Gilów jest polna droga omijająca kępę drzew. Zajrzałem tam i zobaczyłem zarastający wąwóz ze starą drogą. Okoliczni mieszkańcy okazali się zaradni i pomysłowi: chcąc wyrównać drogę, zasypują niewygodny do przejazdu wąwóz. Tak, to ironia, ale gorzka bo bezsilna.
Ziemia, jest naszym domem i naszą rodzicielką, jest wszystkim, co mamy. Oto co z nią robimy!!
Na tym skrawku drogi opadającej po zboczu pagóra były wzdłużne rowy wypłukane w czasie intensywnych deszczów; naprawiono ją wyrównując spychaczem, w efekcie powierzchnia drogi jest nieco niżej. Także tak powstają wąwozy na Roztoczu.
Zielona ozimina. Piękny widok budzący nadzieję.
Roztoczańskie doły czasami widuję niezaśmiecone. Na zdjęciu widać charakterystyczny, często widywany, wał z ułożonych obciętych gałęzi, ale ten zwyczaj rolników jeszcze toleruję. Utrudnia zejście na dno, ale śmieceniem nie jest.
Trasa: między Gilowem z Wólką Czarnięcińską.
Statystyka: 16,5 km przeszedłem w 6,5 godziny, a na szlaku byłem 10,5 godziny.