100223
„Rosja nigdy nikogo nie zaatakowała.”
Siergiej Ławrow, szef rosyjskiego MSZ
„Wojna. Reportaż z Ukrainy” Jakuba Maciejewskiego.
Dowiedziawszy się o tej książce kupiłem, przeczytałem i chwalę. Jest dobrze napisana i pokazuje wojnę widzianą oczyma cywila, a nie emerytowanego generała mówiącego na kanale YouTube o stratach, haubicach i brygadach. Autor szczerze opisuje swoje przeżycia frontowe i przedstawia galerię cywili i żołnierzy uwikłanych w wojnę oraz przemiany tych ludzi. Pokazuje skrajne okrucieństwo i trudną do pojęcia absurdalność wojny. Pisze też o Polakach jeżdżących z pomocą do Ukrainy, uznając wojnę jako także naszą, polską. Kreśli obraz zniszczeń w psychice ludzi żyjących w ruskim mirze. Kilkakrotnie, widząc straszne oblicze wojny, autor zadaje sobie (i nam) bezradne pytanie: który mamy rok?? Czy aby na pewno to rok dwudziestego pierwszego wieku? Może czas się odwrócił i trafiliśmy w środek II Wojny Światowej albo jednej z tych okrutnych wojen religijnych niszczących Europę?
Zwracam uwagę na ostatnią część cytatów, zatytułowanych przeze mnie „Refleksje”. Wyróżniam je tutaj, ponieważ dotykają bardzo ważnych mechanizmów socjologicznych, zmian w mentalności społecznej pod wpływem wojny.
Maciejewski wyraża też myśl, która i mnie nie jest obca, a wiele o wojnie czytam i rozmyślam. Otóż przypuszcza, czy może raczej twierdzi, że na naszych oczach dokonuje się istotna przemiana dotykająca nas wszystkich: kończy się okres spokoju i bezpieczeństwa, braku zagrożeń, a co za tym idzie ograniczania wielkości armii. Kończy się okres, który miał trwać już wiecznie, przynajmniej w Europie.
Zaczęliśmy myśleć, a zwłaszcza ludzie młodzi, że czas okopów i zionącego ogniem frontu jest już historią, a my, zamożniejące i ustabilizowane społeczeństwo, na wiek wieków możemy zająć się naszymi wielce ważnymi sprawami w rodzaju wyglądu nowej kreacji jakiejś gwiazdki, dyskusji nad ilością płci, albo innymi podobnymi „nowościami” społecznościowych mediów.
Teraz, właśnie teraz, ta wydmuszka, będąca rezultatem długiego czasu spokoju i zamożności, mająca być podstawą naszego bytu i przyszłością naszych dzieci, pęka, a z poszarpanej krawędzi przepaści wyłazi paskudne, zapomniane oblicze… człowieka.
Wojna zbliżyła się do nas, i chociaż zapewne nie przyjdzie, w czym zasługa nie tylko NATO ale i dzielnej postawy Ukraińców, odciśnie na nas i na naszych dzieciach swoje piętno, niechby tylko finansowe. Miliardów dolarów wydawanych przez nasz kraj na zbrojenia, nie zostanie wydany na drogi i przedszkola, a odsetki od zaciągniętych długów będą jeszcze płacili ci, którzy teraz stawiają swoje pierwsze nieporadne kroki.
Jeśli chcemy zachować chociaż resztki naszego spokojnego świata, Rosja musi przegrać, a żeby tak się stało, musimy pomagać Ukrainie. Finansowo robię to często i w miarę swoich niewielkich możliwości, i chociaż wspieram znacznie ponad średnią dla Polaków, czynię sobie wyrzuty o pomoc zbyt małą. Tankując samochód po powrocie z Sudetów czasami pojawia się gryząca mnie konstatacja: wydałeś, człowieku, na przyjemności tyle, a mogłeś tymi pieniędzmi wspomóc cywilów lub armię w Ukrainie. Wtedy siadam do komputera i wpłacam na wybraną zbiórkę kolejną stówkę.
Bo Rosja musi przegrać!
Nie można pozwolić na pozostawienie bezkarnym kraju zbrojnie napadającego sąsiada!
Nie można pozwolić na rozlanie się po Europie ruskiej dziczy, ani zostać obojętnym wobec masowych zbrodni dokonywanych nie przez jakąś bandę, a przez zbrodnicze państwo.
Nie można!
Wspomagajcie Ukrainę w interesie własnego bezpieczeństwa.
Zapraszam do lektury wybranych fragmentów. Wprowadzone przeze mnie skróty oznaczyłem znakami (…), a cytaty ograniczyłem tak: >> <<. W paru miejscach dodałem informację o temacie.
* * *
>>Pierwszymi ofiarami wojen są matki.<<
>>(…) który mamy wiek, że trzeba poświęcać się tak, jak to znamy jedynie z opowieści historycznych?<<
>>Trzysta osób, piwnica, uryna, kał, pot, mało miejsca i woda kapiąca z nieszczelnych rur przy suficie.<<
>>Fala okrucieństwa rozlewa się wszędzie tam, gdzie podchodzi armia Putina. Bucza, Irpień, Borodzianka to najbardziej znane przykłady, dołącza do nich Ołeniwka, a pod Czernihowem w każdej wiosce są osobne wspomnienia o gwałtach i zabójstwach.
Większość z tych przypadków nie była zarządzana odgórnie – wskazuje na to różnorodność zbrodni – od gwałtów na drodze i wieszanie na drzewie, przez więzienie ludzi w piwnicy i strzelanie do przechodniów czy w okna, po bomby termobaryczne, kasetowe i fosforowe. Kreml, zdaje się, dał sygnał, że na Ukrainie najeźdźcom wolno wszystko, a Rosjanie już sami twórczo wypełniają to złowieszcze przyzwolenie.<<
>>Chciałoby się powiedzieć, że dom się odbuduje, pamiątki w części odnowi, że będzie się jeszcze żyło i uśmiechało, ale gdy człowiek zobaczył kruchość swojego dorobku i swojego życia, nigdy już nie będzie taki sam.<<
>>Człowiek z kraju nieogarniętego złowieszczą rosyjską inwazją nie wie, jak się zachować w tej zupełnie niepojętej rzeczywistości wojennej. Niemożliwym jest być bezdusznym, ale i trudno pomagać w tym bezkresie cierpienia.<<
>>Zastanawia mnie jednak makabryczny szczegół. Płytko zakopane ciała, setki brutalnie zabitych ofiar, gnijące trupy – to wszystko znajdowało się tuż obok obozowiska rosyjskich żołnierzy, którzy miesiącami żyli w zapachu rozkładającego się ludzkiego mięsa, w świętokradczej pogardzie dla zmarłych i wśród ofiar własnych zbrodni. Co to za mentalność siedzi w rosyjskich głowach, że potrafi tak żyć przez tak długi czas?
Majestat śmierci jest respektowany we wszystkich kulturach świata. Co jest zatem nie tak z Rosjanami, że zmarli są dla nich mniej warci niż śmieci?<<
>>A może tak wygląda w wersji rosyjskiej świat błogosławiony przez „ich” boga, pełen bestialstwa i występków rodem z okultystycznych wizji?
Być może obrona Ukrainy faktycznie jest, jak zapewniał patriarcha moskiewski Cyryl, „metafizyczną walką”? Przy czym perspektywa jest odwrotna, a nie taka, jaką widzi Cyryl. Może Ukraińcy, przy swoich wielu słabościach, naprawdę walczą z czystym złem?<<
>>Zło jest tam, gdzie pojedynczy człowiek traci swoją indywidualność – a przecież taka jest definicja Rosji.<<
O mieszkających w Donbasie zwolennikach Rosji:
>>Są jak filmowe „żywe trupy”, zaczadzeni bredniami, wierzący bardziej rosyjskim mediom niż własnym oczom. Bliższy jest im prezenter stacji Rassija 1 niż własny syn czy córka. (…) Albo Helena, ps. „Kanada”, ratowniczka medyczna urodzona w Rosji, ale od półtorej dekady żyjąca już za Atlantykiem, powiedziawszy rodzicom, że ratuje rannych ukraińskich żołnierzy na froncie w Donbasie, usłyszała od swojego ojca: „Nie mamy już córki”. Jeśli ktoś wybiera ludobójcze imperium w miejsce ukochanych dzieci, czyż nie można go nazwać właśnie „zombirowanym”, przerobionym przez złowieszczą hipnozę kremlowskiej ideologii?<<
>>„Nasza Ukraina na dwóch swych krańcach jest zupełnie inna. Myślę, że ci na zachodzie są podobni do Was, Polaków, w Kijowie to już w ogóle Europa, a na wschodzie…” (…) bieda, bylejakość, zrezygnowanie, patologie (…) Jadwiga Staniszkis opisując kiedyś zachowania ludzi w socjalizmie, użyła terminu „syndrom wyuczonej bezradności”, wskazującego na postawę bierną wobec rzeczywistości i godzenie się na zewnętrzne okoliczności, jakiekolwiek by one były. Podobnie o wielu cywilach tutaj opowiadał Danił, a i każdy, kto tutaj zostawał dłużej, widział ten styl funkcjonowania ciążący ku życiowej wegetacji.<<
>>„Wóda” – rzuca bez wahania mężczyzna. Plaga rosyjskiego świata, choroba społeczna wschodniej Europy, filar wszystkich tamtejszych patologii.<<
>>Donbas to taki skansen ruskiego miru na Ukrainie, taki mały związek postsowiecki, głęboko zakorzeniony w duszach wielu ludzi.<<
>>Było dla mnie przerażającym przeżyciem zobaczyć z bliska, jak bardzo sowietyzm potrafi zatruć ludzką duszę.<<
O artyleryjskim ostrzale.
>>Jak wytłumaczyć człowiekowi, że drży ziemia? (…) Jak opisać rozdzierane powietrze? (…) Trafią czy nie trafią? Obudzisz się rano czy znikniesz w następnej sekundzie? Świst rakiet przeszywa niebo, czy to teraz? Czy to teraz twoje plany na przyszłość, uśmiechy bliskich i ulubione spacery po parku znikną na zawsze? „Wy-buch”, „Wy-buch”. Nikt nie śpi, ale nikt też nie rozmawia. Po co?<<
>>Chłopaki w krętych okopach będących celem rosyjskich ostrzałów, żyjący w ziemiankach, jedzący z menażek ugotowaną na ognisku kaszę z mięsem, komentarze wobec rasistowskich przemówień – dziś Putina, kiedyś Hitlera – w którym Ukraińcom odmawia się prawa do samostanowienia o sobie. Który to mamy rok?<<
>>Ile trwa wybuch? Pocisk uderza, rozrywa swój cel – ziemię, budynek, drogę – fala uderzeniowa rozprzestrzenia się na wszystkie strony, zdmuchując drzewa, ludzi, wybijając szyby w oknach, a często jeszcze odłamki lecą wokoło. To wszystko dzieje się mniej więcej w półtorej sekundy. Mniej więcej tyle może trwać wybuch.<<
>>Równocześnie ta niecelność Rosjan jest straszna. Braki w precyzji agresor nadrabia ilością, zarzuca niebo i ziemię taką ławicą pocisków, że obrońcy na własnej skórze mogą poczuć, czym była zapowiedź Apokalipsy w wizji św. Jana. Trzęsie się wszystko wokół, a z odgłosem eksplozji i falami powietrza mieszają się krzyki konających przyjaciół z oddziału, powalanych na ziemię kolejnym trafieniem.<<
>>Tyleż marzeń i bujności charakteru ma człowiek, tyleż wspomnień, przyjaciół i planów, w tylu więzach z innymi żyje, a przez machinę wojenną może zostać rozerwany w sekundę jak delikatne udko kurczaka, bryzgając naokoło krwią.<<
>>Boże, jaki kruchutki jest człowiek na linii frontu, jak łatwo zakończyć czyjeś plany o wychowaniu syna na dobrego człowieka czy zabraniu żony na wymarzoną wycieczkę.<<
>>Przerażająca się ta straszna przypadkowość uderzeń rakietowych, która zabija niczym w dance macabre równo wszystkich: dzieci, kobiety, starców, żołnierzy, mężczyzn, biednych i bogatych, inteligentnych i głupich.<<
>>(…) jaki jest rachunek prawdopodobieństwa, że przeżyjesz? Jak zliczyć możliwość przeżycia i wytrwania na froncie, gdy Rosjanie nie liczą się ze stratami i rzucają na ciebie siły przeważające nawet dwudziestokrotnie? Jak przespać noc w ziemiance z betonowym dachem, gdy przez cały czas słychać eksplozje? (…) Znowu przeszło gdzieś dalej. A może jednak przeżyję? Nigdy więcej nie pojadę na samą linię frontu, na pewno. (…) A może teraz uciec? Wybiec przez otwór w ziemi i pobiec, niedaleko widziałem rower (…)
Mój Boże – przecież jest sposób.
„Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje” (…)
Tej nocy nikt nie zginął i nikt nie został ranny, tak wyglądała „szczęśliwa” doba.
(…) „Zaraz wyjeżdżam. To jednak nie dla mnie.” Do dziś wstydzę się tego faux pas, po tym jak „Broda”, około 30-letni chłopak mający pseudonim adekwatny do swojego zarostu, przyjrzał mi się dokładnie i z łagodnym wyrzutem odpowiedział: „Ale dla mnie też nie. Przed wojną byłem w policji, pracowałem przy biurku, tropiłem korupcję w papierach. Okopy, strzały, eksplozje – to też nie jest na moją głowę”.
Wstyd mi uwięził głos w gardle. Bo dla kogo miałyby być te potworne, odczłowieczające noce, gdy nad tobą unosi się tylko jedno pytanie: przeżyjesz – nie przeżyjesz?<<
>>(…) nikt, kto był pod gradem rosyjskich rakiet, nie zobaczy tak samo tego świata – uśmiechu dziecka, zmęczenia starej kobiety, kawiarni na rogu i placu zabaw. Świat, zdawałoby się stabilny, staje się kruchy i tymczasowy (…) <<
Podsumowanie długiej i wstrząsającej historii pewnego chłopca.
>>Zło jest brutalniejsze niż w spektakularnych historiach o śmierci, gwałtach i grabieżach, zło ma więcej twarzy, a każda z nich jest obrzydliwa inaczej, zaskakuje innym odcieniem mroku. (…)
(…) „Nie wiem, czy ja to opiszę. Czy napiszę wszystko. Nie wiem, czy ludzie są gotowi na takie historie, czy je odczytają, czy w ogóle uwierzą?”
„Może masz rację. Dziś coraz mniej ludzi wierzy w piekło”. <<
O Polakach.
>>Polscy wolontariusze są absolutnie wszędzie. Pogodni, energiczni, szaleni.<<
>>Polacy są absolutnie wszędzie – i ci lewicowi, i ci pisowscy, i ci liberalni. A gdybyście wiedzieli, jak tam działają polscy dziennikarze! Niemal wszyscy jadą z aparatem i notatnikiem, a wracają z pakietem próśb. (…) <<
>>Ta wojna stała się naszą wojną (…) <<
>>Jeśli to nie jest Rzeczpospolita, „wspólna rzecz”, „wspólna sprawa”, to co nią jest? <<
W związku z postawą Niemców.
>>Skoro jedni popełniają zbrodnie na miarę II wojny światowej, a drugim to nie za bardzo przeszkadza, to może sen o lepszych czasach, w których Europa już na zawsze pożegnała wojny i rewolucje, właśnie się skończył?<<
Refleksje.
>>Nikogo nie obchodzi tu orientacja seksualna albo wykształcenie, ile masz pieniędzy albo czy segregujesz śmieci. Wojna czyni te liberalne wyróżniki nieistotnymi igraszkami, jakąś ekstrawagancją spod znaku noszenia majtek w kropki czy zbierania ceramicznych słoników z podniesionymi trąbami. <<
>>Naród, tożsamość, kultura, religia, tradycja, język, literatura, historia. Takie proste, takie oczywiste, a na Zachodzie ten wielowarstwowy dar próbują zastąpić walką z ociepleniem klimatu czy zabawami w łóżku. W chwilach wspólnotowej próby wszystko wraca jednak na swoje miejsce.<<
>>My wszyscy, współcześni, zanurzeni w postpolityce i posthistorii, wierzący często, że kawiarnia, wycieczka do Egiptu i seriale w internecie są najwyższym stadium życia, w obliczu powrotu złowieszczej natury imperiów i totalitaryzmów jedynie bezradnie grzebiemy w naszym słownictwie, w naszych figurach stylistycznych, by jakoś odmalować spadające na nas niebo.<<
Przerażający obraz, opisy przypominają fronty Wielkiej Wojny, gdzie pod Verdun czy nad Sommą z jednej i drugiej strony ginęło tysiące młodych ludzi, nowe technologie zabijania, nowe maszyny, pociski, gazy ... to straszne, w imię czego to wszystko ...
OdpowiedzUsuńI tak sobie pozwolę jeszcze dodać, że nic nie jest nam dane na zawsze.
UsuńMario, reagujesz tak, jak autor książki: czy aby na pewno mamy XXI wiek? Może jednak początek XX?
UsuńW imię czego?… Oboje wiemy, że racjonalnej odpowiedzi nie ma, a ta nieracjonalna jest krótka: dla większej władzy, którą daje rządzenie jeszcze większym i jeszcze silniejszym militarnie państwem.
Przypomina się znana maksyma: każda władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie. Czyli najgłębszą przyczyną tej wojny, wojen w ogóle, jest ludzka cecha pożądania władzy. Niestety. Dodałbym drugą, działającą na niskim szczeblu: atawistyczna chęć mordowania, wojennego „używania”. Też ludzka cecha.
Na zawsze nic mamy, to prawda.
Niedawno, usłyszałem wypowiedź pewnej Ukrainki:
OdpowiedzUsuń>>Dla mnie to było bardzo zaskakujące, dziwne, niezrozumiałe, dlaczego kraj i ludzie, którzy przez ponad 80 lat nazywali się naszymi braćmi i siostrami, teraz bombardują nas. . Oni przyszli rozwalili nasze domy, odebrali nam życie. Wciąż szukają wymówek. A Polska, która nigdy nie mówiła tych stereotypowych frazesów o braterstwie i przyjaźni, wsparła nas w trudnych czasach. I nie tylko wsparła, ale udzieliła ogromnej pomocy wojskowej, psychologicznej i fizycznej - zupełnie niespodziewanej.<<
Szerze i zgodnie z prawdą powiedziała, bo przecież my, Polacy, nie możemy zapomnieć zbrodni UPA, i słusznie, a poza tym mieliśmy i mamy skłonność do patrzenia na Ukraińców z góry, co niekoniecznie jest słuszne. Przed wojną moi koledzy mówili o nich „Ruskie”, teraz mniej tak mówią, a jeśli powiedzą przy mnie, to strofuje ich, bo od roku jest to po prostu obelga.
UsuńJanku, wydaje mi się, że objawiła się zasada mówiąca, że wróg naszego wroga jest przyjacielem. Wobec zagrożenia ze strony Rosji zeszły na dalszy plan nasze animozje z Ukraińcami; wyjaśnimy je po wojnie. Mnie oni zaimponowali postawą dawno, już na majdanie. Pokazali, że chcą żyć z normalnym kraju, że ciążą ku Zachodowi. Teraz imponują nieugiętą i umiejętną walecznością, a u Rosjan jest na odwrót. Ukraińcy udowadniają, jak bardzo cenią wolność i niezależność od tyranii, a tym samym swoją duchową bliskość z nami, Ruskie natomiast pokazują, jakimi są popaprańcami o mentalności niewolników, i to zarówno zwykli żołnierze, jak ich wierchuszka. Dobrzy są tylko w sianiu strachu, w terroryzowaniu, napadaniu na słabszych, w mordowaniu i kradzieżach.