Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 11 lipca 2023

Okole i Leśniak w Górach Kaczawskich

 010723

Siedem dni spędziłem na sudeckich wędrówkach. Wstawałem o piątej, na szlakach byłem 11-12 godzin, wracałem do hotelu, robiłem coś wokół siebie, ładowałem bateryjki (jest ich coraz więcej!), i wcześnie się kładłem. Przed wyjazdem w Sudety obawiałem się nieco stanu mięśni nazajutrz rano, ale dobrze było. W ostatnie dni na konserwy patrzyłem niechętnym okiem, ale szkoda mi było czasu na restauracje.

Sześć dni chodziłem po Górach Wałbrzyskich, ale jako cel pierwszego wyjazdu wybrałem masyw Okola i Leśniaka w Górach Kaczawskich; może dlatego, że poprzednio byłem tam kilka lat temu.

Podejście z Chrośnicy na szczyt Okola ma ponad 250 metrów, dowiedziałem się oglądając mapę. Matko Boska, aż tyle?! – pomyślało mi się odruchowo. Na Roztoczu tyle podejść miewam przez cały dzień, a tutaj – w najniższych sudeckich górach – mam na dzień dobry.

Wiele się tam zmieniło z sposób całkowicie naturalny: wygodne kiedyś ścieżki zarosły krzakami, znikły punkty widokowe zasłonięte wysokimi drzewami albo gęstymi młodniakami, ale skały, bardzo liczne w tym masywie, były dokładnie takie, jakimi pamiętałem je sprzed lat, chociaż dostęp do części z nich jest trudniejszy. Może na skutek zarośnięcia drzewami, ale nie wykluczam drugiego powodu: skutków mojego wieku. Część widocznych na mapie śladów mojego niezdecydowania jest zwykłym u mnie kręceniem się w rodzaju „zajrzę jeszcze tam”, część jest śladami szukania dróg pamiętanych innymi, niż są teraz.

 

 Próbowałem wejść na szczyt Pańskiej Wysoczki, niewielkiego wybrzuszenia na dużym zboczu Okola. Kilka lat temu była tam poręba, a z niej ładny widok na Przełęcz Widok, końską rodzinę (wzgórza Źróbek, Kobyła i Ogier) i masyw Skopca, a dzisiaj drogę zagrodził mi zwarty młodniak świerkowy. Nic to, las ważniejszy jest niż widoki. Niech rośnie.

 Na szczytowych skałach Okola jest półeczka, na której kiedyś spotkałem… malarza malującego dobrze widoczną stamtąd Przełęcz Widok i Łysą Górę, dzisiaj widziałem z niej jedynie niewielkie fragmenty Widoku. W zamian przełęcz można zobaczyć ze zbudowanej kilka lat temu platformy widokowej stojącej blisko szczytu.

 Najwięcej kłopotów miałem ze znalezieniem skał wznoszących się w pobliżu Pańskiej Wysoczki. Nie są one w żaden sposób szczególnie, ale widoki z nich są ładne, a nadto chciałem tam być ponieważ o tych skałach wspomniałem w książce o Jasiach jako o jednym z ich miejsc. Znalazłem je, ale najpierw pokluczyłem nieco, nie znajdując takiej ścieżki, jaką przechowywała moja pamięć.

W masywie od dawna było dużo leśnych dróg i ścieżek (widać je na załączonej mapie), a w ciągu ostatnich kilku lat przybyło ich dużo. Część z nich, na przykład te biegnące zygzakami po zboczach, to szlaki rowerowe zwane obecnie z angielskiego single tracks. Ich istnienie zwiększyło, nie tylko na Okolu, ilość ludzi w górskich lasach. Bywa teraz, że zagapiony człek stojący na ścieżce w lesie jest z niej przepędzany dźwiękiem dzwonka rowerowego albo okrzykiem rowerzysty – jakby stał na chodniku ruchliwej ulicy w mieście.

 

 Pod platformą widokową stoi tablica informująca o celu budowy samej platformy i ścieżek: ma nią być mniejsza antropopresja na środowisko, czyli, pisząc po polsku, zmniejszenie negatywnego oddziaływania ludzi na dziką przyrodę. Problem w odwrotnym skutku: budowa punktów widokowych, zwłaszcza w postaci wież, oraz budowa licznych ścieżek dla pieszych i rowerzystów, zwiększa presję, nie zmniejsza, bo tam, gdzie więcej ludzi, tam i więcej śmieci oraz hałasu, a mniej zieleni.

Odwiedziłem część skał w masywie, a są one tam bardzo liczne i malownicze, aczkolwiek wielkich nie ma. Niektóre mają swoje nazwy, na przykład Orle Skały, Kęśniak, Sołtysie Skały, jednak zdecydowana większość jest bezimienna. Nierzadko stojące gdzieś na uboczu, ukryte wśród drzew, coraz bardziej zarośnięte, trwają w zapomnieniu, i tylko od czasu do czasu zabłąkany albo dociekliwy człowiek stanie pod nimi, spojrzy i być może dostrzeże ich nierzucającą się w oczy urodę. Przy tej okazji ma szansę zobaczy albo poczuć coś, co w zasadzie nie ma oblicza: czas liczony milionami lat.

 

Parę uwag o wyposażeniu.

W czasie tego tygodnia przeszedłem 140 km, przewyższeń nie liczyłem, szacuję je na 4-5 km; program rejestrujący trasy podaje ponad 8 km, ale on zawyża różnice wysokości. Na szczęście zakwasów mięśni ani obtarć na stopach nie miałem. Zakładałem dwie pary skarpetek i chodziłem na przemian w dwóch parach butów średniej twardości (klasa B), zakładając je co drugi dzień (aby dobrze się przewietrzyły) ze skórzanymi wkładkami własnej roboty. Niektóre fabryczne wkładki są niezłe na upały, ale nie ma lepszych nad płat kruponu grubości 3 mm, natomiast zakładanie dwóch par skarpet znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo obtarć, zwłaszcza na piętach. Używałem cienkich (jako pierwszych) i drugich nieco grubszych skarpet, jedne i drugie z przewagą włókna coolmax bardzo dobrze izolującego stopę od wilgoci. Uważam, że zwykłe skarpety są znacznie gorsze, ponieważ łatwo się przesuwają; trekingowe natomiast mają w odpowiednich miejscach dodatkowe zgrubienia i ściągacze. Trudno się je zakłada i jeszcze trudniej zdejmuje, ale nie wałkują się na stopach, co sprzyja obtarciom. Buty oczywiście w pełni skórzane, także od środka, bez membran uszczelniających ani innych plastików. Mają one swoje wady, na przykład w skrajnych sytuacjach przemokną, są cięższe od nowomodnych wynalazków, ale zapewniają najlepszy komfort stopom. Dwa ostatnie dni były upalne, temperatura przekraczała 30 stopni, a ja nie czułem parzenia w stopach, a jedynie umiarkowane, niedokuczliwe ciepło. Gorzej było z plecakiem: swoje ważył, skoro samych napoi (herbaty i wody) zabierałem 3-4 litry, a miał, jak chyba wszystkie plecaki, paskudny zwyczaj czynienia podkoszulka na plecach mokrym od potu. Nieprzyjemny był dotyk przepoconych pasów nośnych plecaka; nie wiem, czy ktoś coś poradził na to. Nosiłem białą czapkę z daszkiem; trzymam ją specjalnie na letnie wędrówki, ponieważ w upalne dni jest najlepszą ochroną głowy. Gdybym chodził tylko często używanymi drogami, mógłbym założyć krótkie spodnie, ale nie nadają się one na marsz niekoszoną łąką z trawami sięgającymi twarzy, tym bardziej na przedzieranie się przez kępy pokrzyw, co zdarza mi się właściwie każdego dnia. W rezultacie najgoręcej było mi w… Tak, właśnie tam.

Obrazki ze szlaku

 Mglisty ranek. 

 Orla Ścieżka – chyba przesadzono z tym orlim przymiotnikiem, skoro ścieżką przejdzie przedszkolak pod opieką dziadka. Ta i wiele innych tabliczek zamocowana jest plastikową „trytką”. Czy rosnąc, drzewa zdołają rozerwać opaski?

 Mała choinka na skalnej ścianie – zawsze ujmujący widok.

 Poręba na zboczu Okola, nie jedyna. Czy nie za dużo wycina się u nas lasów? Wszak bez nich te góry byłyby martwymi kupami pokruszonych kamieni bez śladów ziemi, spłukanej na dno doliny.

 

Buk okrywający swoimi konarami szczytową skałę Leśniaka potwierdza „leśną” nazwę góry.

 

Znana i pamiętana zgrabna wierzba iwa już tak zgrabną nie będzie.

 

Obiekt monitorowany. Tak, dzikie czereśnie niewątpliwie trzeba monitorować!

 

Ładna roślinka: przytulia pospolita.

 Na zboczu góry, w jasnym niewielkim zagajniku, znalazłem kilka kęp kurek. Były grube, duże, mięsiste. Stałem nad nimi szukając sposobu na ich zagospodarowanie. Próżno szukałem i w rezultacie odszedłem bez grzybów. Byłem zły, chociaż nie wiem na kogo.

 Jakie to kwiaty? Mądrutka strona do rozpoznawania podsuwa mi szereg nazw, czyli po prostu nie wie. Ja też nie wiem.

 Popularność szlaku można oceniać po stopniu odsłonięciu korzeni drzew na ścieżce.

 

Kupki kamieni przy szlaku, zwyczaj pamiętany z dawnych wędrówek tatrzańskich. O takich kopczykach jest tutaj dobrze i ciekawie napisany artykuł.

Trasa w Górach Kaczawskich: Chrośnica, Pańska Wysoczka, Okole, Leśniak, powrót południowymi zboczami masywu i ponowne wejście pod Pańską Wysoczkę. Powrót do Chrośnicy.

Statystyka: około 20 km przeszedłem w czasie siedmiu godzin i kwadransa, przerwy trwały dodatkowe 3,5 godziny. Długość trasy podałem w przybliżeniu, ponieważ program rejestrujący w telefonie zbuntował się i przez parę godzin nie działał. Później coś mu się odmieniło i liczył dalej, ale luki nie uwzględnił.

PS

Dzisiejszą wędrówką rozpocząłem trzecią setkę dni spędzonych na kaczawskich drogach i bezdrożach.


 






























15 komentarzy:

  1. Jaki to kwiat, raczej - jaka to roślina? Po kwiatostanie sądzę, że to jest barszcz zwyczajny. Pewność bym miał po zobaczeniu jej liści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Janku, wykasowałem inne zdjęcia tej rośliny, więc nic nadto nie zobaczymy. Strona, z której korzystam, podaje nazwę szczwół plamisty, ale z niskim prawdopodobieństwem, bo 36 procentowym, czyli po prostu nie ma pewności. Obejrzałem kilka zdjęć barszczu, tak jak piszesz trudno rozpoznać bez obejrzenia liści, ale chyba masz rację. Dzięki za pokazanie się, Janku.

      Usuń
    2. Smartfonem trudno zarejestrować drobne szczegóły kwiatostanu rośliny i dlatego program ma kłopoty z jej rozpoznaniem. On wymaga zdjęcia ostrego i nieporuszonego. A smartfon często jest kapryśny.

      Usuń
    3. Może nie tyle kapryśny, co niezbyt rozgarnięty, ale do takiej maszyny ze stoma przyciskami jaką Ty masz, ja nie jestem dostatecznie rozgarnięty, więc niech już będzie smartfon z jego wadami :-)

      Usuń
    4. Sto przycisków, powiadasz? A moja maszyna ma jeszcze kilka pokręteł oraz dźwigienek. I to jeszcze mało. Niektóre przyciski i pokrętła mają podwójne działanie. Ukryte funkcje uruchomiane są kombinacją kilku przycisków jednocześnie.

      Usuń
    5. Dokładnie opisałeś powód, dla którego nie mam takiego aparatu :-)

      Usuń
    6. Krzysiek, nie ma się czego bać. Klawiatura komputera tez działa podobnie. Przykład? Klawisze Caps Lok, Shift, Ctrl oraz Alt.
      A co się stanie, gdy na klawiaturze komputera włączymy "Trzech Króli", czyli wciśniemy jednocześnie Ctrl Shift Alt?

      Usuń
    7. W komputerze trochę znam skrótów klawiszowych, to dorobek wielu lat posługiwania się tym narzędziem, ale tego potrójnego nie znam. Ciężko mi idzie z przyciskami, bo rzadko są to funkcje domyślne, wymagają po prostu wkucia na pamięć, ale moja niechęć do rozbudowanego aparatu fotograficznego ma inne źródło. Nie chcę za bardzo skupiać się na zdjęciach w czasie swoich wędrówek, bo to mi przeszkadza w postrzeganiu walorów otoczenia. Lepiej jest dla mnie wyciągnąć telefon, prztyknąć kilka ujęć i schować go do kieszeni, co zajmuje mi kilka sekund. U Ciebie jest inaczej, bo po prostu nastawiasz się na dobre zdjęcia obiektów małych i trudnych do sfotografowania, a takie zwykłe prztykadełko jakim ja się posługuje nie zrobi dobrego zdjęcia. Też mam kłopoty, gdy chcę sfotografować jakieś małe polne kwiatki; nie ma jak wskazać telefonowi udającemu aparat, gdzie na ustawić ostrość, jeśli to jest malutki obiekt, ale nie zdecyduję się na wielką armatę jaką Ty dźwigasz.

      Usuń
    8. "Trzech Króli" to ostatnia deska ratunku, gdy program się zawiesi. Kombinacja tych klawiszy wyłącza komputer. W mojej pracy, komputery i "różniste" programy, to był chleb powszedni. Kiedyś do przemądrzałego informatyka powiedziałem, że prawdziwy informatyk wiesza się razem ze swoim programem. Od tamtej pory przestał się wymądrzać.

      Usuń
    9. Tak, tak, przypomniałem sobie, że kiedyś korzystałem z tej funkcji!
      Dobrze mu powiedziałeś. Mam niezbyt dobre zdanie o programistach. Wymądrzają się, a nie potrafią jasno i prosto opisać funkcji programu. Nigdy nie pomogło mi szukanie informacji w dziale „pomoc” programu, bo tam zamiast wyjaśnień jest zwykły fachowy bełkot. Uważam, że ludzie z tej grupy zawodowej tak dalece odeszli od myślenia zwykłych ludzi w stronę „myślenia” komputerów, że po prostu nie są w stanie pojąć naszego rozumowania. Zdarzyło mi się przeczytać takie wyjaśnienie problemu: „wciskasz F10, później taką kombinację przycisków, przechodzisz na poziom ósmy i już! Żadnej problem!”.
      Proste, prawda?

      Usuń
    10. Proste, jak sznurek, w kieszeni bacy.

      Usuń
  2. Nie ma to jak rozmowa dwóch fachowców, aż miło czytać, żeby tylko pojąć te zawiłości. Dla mnie robi się to już przepaść, mimo że jestem z tych technicznych. Wspomniałeś o rowerzystach. U nas wytyczyli szlaki dla wyczynowców, właściwie pieszy nie bardzo wie, z której strony mogą wyskoczyć rozpędzeni rowerzyści. Coraz częściej nie pewnie czuję się na szlakach, a chodzenie po bezdrożach nie wchodzi w rachubę. Podziwiam Twój chart ducha, masz dobrze - lubisz to co robisz, Jesteś mężczyzną i o wiele młodszym ode mnie. Nic to czytając twoje wpisy to tak jakbym byłam wyobraźnią w tych miejscach. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepaść i dla mnie, zapewniam. Owszem, jestem technikiem, ale od sprzętu karuzelowego, nie od programów komputerowych czy przycisków w aparatach.
      Właśnie, Aleksandro!: tak jak czasami się czuję na chodnikach w mieście, takich przedzielonych na pół dla pieszych i rowerzystów, zaczynam się czuć w popularnych miejscach w górach.
      W szykowanym następnym tekście poruszam temat widoków ze szczytów gór. Otóż dla mnie ładniejsze są z tych niewysokich pagórków niż z pokaźnych gór. Na pogórzu sudeckim wiele jest wzgórz mających 20 czy 60 metrów wysokości od podstawy, wejście na nie zajmuje kwadrans spacerkiem, a widoki są piękne i dalekie. Dla porównania napiszę o widoku w mieście z dziesiątego piętra, czyli z wysokości około 35 metrów. Jest przecież rozległy. A czy z dwusetnego piętra będzie dziesięć razy ładniejszy? Nie, ponieważ wielokilometrowa dal zatraca szczegóły i robi się rozmazana.
      Jesteś starsza ode mnie? Jakoś tego nie widzę…

      Usuń
  3. Rosnące drzewo nie pokona trytki, zostanie okrutnie przepasane w pół, wrośnie, jak druty albo gwoździe. Najbardziej wkurza mnie zielona tabliczka na drzewie "pomnik przyrody" przymocowana gwoździami, wbitymi w pień. Choć teraz zauważyłam słupki z tabliczką obok, więc przynajmniej tyle. Pozbierałabym luźne kamienie, zrobiłabym murki oporowe, ścieżki, słupki, ciekawe wejścia, to niezwykłe bogactwo, jakie daje nam natura. Zwykłym śmiertelnikom nie wolno pozyskiwać kamienia na potrzeby własne, ale wystarczy zapłacić jakąś koncesję i można drzeć do woli . Komentarz zupełnie nie na temat, tak mnie natchnęły te stare skały:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, goście tego bloga nie muszą trzymać się tematu postu; po prostu dlatego, że są gośćmi :-)
      Tak mi się wydawało: że drzewo nie da rady rozerwać trytki. Nie czytałem o tym, ale wiele razy widziałem, jak rozrastając się, łagodnie omija przeszkody. W Górach Kaczawskich widziałem drzewo o pniu ściśniętym starymi… bronami, takimi, jakie kiedyś ciągnął koń. A propos konia i pierwszego zdania, tego o swobodzie wypowiedzi: zwierzę na dwie litery? Qń.
      Więc brony i drzewo. Zapewne wiele lat temu rolnik zostawił brony w miejscu gdzie rosła mała siewka, a teraz, po latach, pień drzewa nie może się zmieścić między elementami konstrukcji nośnej bron. W moich górach widziałem też dużego dęba z wrośniętym drutem kolczastym. Zareagowałem silnie emocjonalnie. Czytaj: skląłem sprawcę posługując się językiem dorożkarza. Niestety, zaocznie.
      Tak, masz rację pisząc o rabunkowej gospodarce, oby tylko zgodna była z przepisami. Z logiką, zdrowym rozsądkiem, z dbałością o naturę, zgodna być nie musi. A skały, szczególnie takie stare i zarośnięte, mimo że przecież martwe, mają w sobie jakiś tajemniczy pierwiastek...

      Usuń