280125
Pierwsze dni po powrocie z wędrówki upływają z satysfakcjonującą świadomością dobrego spędzenia czasu. Jednak na trzeci dzień, ale bywa, że i już nazajutrz, wyglądam przez okno, sprawdzam prognozy pogody, oglądam mapę – zaczyna mnie „nosić”. Początkowo jeszcze próbuję zwlekać, wyznaczam termin, czekam na ładniejszą pogodę, ale myśl o wyjeździe staje się tak natarczywa, że w końcu nic już nie ma znaczenia. Wyciągam z szafy graty, oglądam buty, szykuję plecak i kanapki, a kiedy nad ranem dzwoni budzik... nieodmiennie mam chęć uciszyć go na zawsze, ale przecież wstaję i już pół godziny później odpalam silnik. Wracam po kilkunastu godzinach, syty drogi. Myję, porządkuję, układam, rozwieszam do suszenia, w końcu z ulgą siadam w fotelu przy biurku. Dwa dni później cykl się powtarza – i niech tak zostanie.
Dzisiaj
było ciepło jak na zimowy dzień i przez parę godzin świeciło
słońce. Rankiem niebo zapowiadało zmianę, jednak pola miały granatowy odcień chmurnego i mroźnego dnia.
Wyobraźcie
sobie zbocze pagóra i lekko falujące miedze oddzielające wąskie
pola schodzące z szerokiego szczytu do wąskiej dolinki. Jedna z
miedz zatacza półkole omijając szerszy pas tarninowej gęstwiny, a
sąsiednie pole, wyższe, w tym miejscu zawęża się w drugą stronę
omijając zadziwiająco rozrośnięty wielopienny buk.
Na tym zdjęciu widać uformowanie pól i pagórów. Zrobiłem je będąc w odwiedzinach u znanej i lubianej czereśni. Kawą nie poczęstowała, ale przypomniała mi smak swoich owoców.
Oto inne miejsce.
Zielona dróżka zapraszająca do spaceru, przy niej długa ściana brzeziny, a bezpośrednio za nią strome doły roztoczańskie. Trzeba mi było je przeciąć, ale ściany były zbyt strome i za wysokie. Nieco łagodniejszym małym żlebem wzgardziłem widząc mokrą ziemię, ale parę minut później, po powrocie ze zwiadu, wiedziałem, że lepszego miejsca nie znajdę w pobliżu. Ubezpieczając się kijami, wbijając kanty sztywnych butów w śliską ziemię zszedłem na dno. Jeszcze kilka lat temu byłbym na dole dużo szybciej, ale dałem radę. Po drugiej stronie stoi stół i dwie ławy. Nie wiem, kto je tam postawił, ale nie dziwię się, wszak miejsce jest nie tylko ładne, ale i z dala od szlaków i jakichkolwiek dróg, a więc gwarantujące ciszę. Widziałem dzisiaj kilka bardzo malowniczych sosen. Pod pierwszą z poznanych stałem dłuższą chwilę patrząc na urokliwy obraz pól przeciętych dolinką i drogą, a łosie zobaczyłem w ostatniej chwili. Jeden był duży, dwa mniejsze, więc zapewne matka z dziećmi. Widziałem je w odległości ponad dwustu metrów, szły jak to łosie, niespiesznie, jakby miały mnóstwo czasu albo nie były zdecydowane gdzie iść. Później uświadomiłem sobie, że przecież te zwierzęta cały czas były u siebie, że te wszystkie lasy, zagajniki, krzaki, są ich domem i spiżarnią, więc gdzie miałyby się spieszyć. Zdjęcia nie wyszły zbyt dobrze, ale czego się spodziewać po takim fotografie jak ja i telefonie udającym aparat. Później zwracałem uwagę na ślady zwierząt, a było ich wiele.
Myślę, że te największe, widziane w wielu miejscach, są śladami łosi. Sprawdzałem, porównywałem, to są tropy łosia. Wydaje mi się, że w ostatnim roku częściej widuję te niezgrabne, ale przecież sympatyczne zwierzęta.
Obrazki ze szlaku
Zielone i błotniste, szerokie i wąskie, widokowe i wśród zarośli, zawsze kuszące drogi.
Malownicze sosny. Te drzewa jak żadne inne potrafią wystroić się słońcem.
Ptasie norki na ścianie lessowego wąwozu. Czy wiosną wrócą ich budowniczowie?
Były i grzyby, nawet sporo.
Bardzo smutna, zarośnięta droga. Ileż lat musiały nią jeździć furmanki, aby zagłębiła się tak znacznie? Ten wąwóz jest świadectwem rolniczego trudu ludzi i koni, a krzewy i drzewa rosnące na zboczach pokazem witalności flory. Jest też zobrazowaniem przemian i przemijania.
Inna stara droga była nie do przejścia, zarzucona uciętymi gałęziami. Musiałem iść górą i szukać dogodnego miejsca. Dodam jeszcze, że rolnicy regularnie ucinają konary drzew rosnących na miedzach, jeśli za bardzo wychylają się na pola. Zostawiają je na miedzach, wrzucają do dołów (wiele z nich ma zrobione w ten sposób bariery nie do przejścia) lub jak tutaj, do wąwozów z nieużywanymi drogami.
Na tych zdjęciach widać wyraźnie palowe korzenie sosen. To te masywne, grube, schodzące pionowo w dół. Dzięki niemu sosna pewnie stoi nawet na piaskach; jest stabilniejsza od świerka, który nie ma takiego korzenia. Więcej informacji, ciekawostek i ładnych zdjęć jest tutaj.
Buki i sosny – bracia przyrodni. Takich par widziałem kilka w tym lesie. Dziwne.
Trasa: klasyk między Tarnawą Małą i Dużą na zachodnim Roztoczu.
Statystyka: przeszedłem 15,5 km, na szlaku będąc 9 godzin.
PS
Nie na temat, ale ważna i warta pamięci konstatacja:
„Nie ma czegoś takiego, jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze Tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy.”
Margaret Thatcher
Piękny spacer mimo braku śniegu, ładne dróżki, wąwozy, dobrze widoczne konary drzew bo są teraz bezlistne, ale łosie to jest coś, piękne zdjęcie mimo, że niewyraźne a te jamki w piaszczystym urwisku to już dla mnie jest prawdziwe znalezisko, dla mnie to miejsca lęgowe żołn, przepięknie ubarwionych ptaków, musisz tam wrócić w lecie....🙂
OdpowiedzUsuńChciałbym zobaczyć żołny znane mi tylko ze zdjęć. Nieopodal jest podobny, chociaż nieco głębszy, wąwóz z mnóstwem takich jamek. W lecie widziałem tam dosłownie wirującą chmurę jaskółek, więc może i te są ich, ale oczywiście sprawdzę. Ten nowo poznany zakątek z tarniną i bukiem też odwiedzę.
UsuńA łosi jest więcej niże jeszcze kilka lat temu. Coś się zmieniło; może ich populacja, może upodobania. Wszak i wśród saren, bardzo licznych tam, wyróżniany jest podgatunek żyjący na polach, nie w lasach. Zwierzęta dostosowują się, może dlatego tak dużo widuję śladów łosi na polach. Kiedyś dane mi było widzieć łosia z odległości dosłownie dwóch metrów, przechodził obok mnie. Widziałem jego pysk, bardzo charakterystyczny, tak brzydki, że… aż ładny :-)
Nie, nie wolę żołny w tych gniazdach, na Roztoczu podobno gniazdują , moim marzeniem jest taką kolorową żołnę dopaść, oczywiście aparatem, ale dokształciłam się w ornitologii i doczytałam się, że jaskółki brzegówki takie norki drążą w piaskowych urwiskach...ale może jednak Twoje znalezisko należy do żołn? Łosia widziałam jadąc granicą Polski z Białorusią, od Jałówki do Kruszynian....oszalałam, że szczęścia, popatrzył na nas z godnościa i z góry jak na intruzów i wolnym krokiem się oddalił...
UsuńTak właśnie zachowują się łosie, jak opisałaś :-)
UsuńTeż wolałbym, aby tam gniazdowały (czy norkowały?) żołny, bo po prostu są rzadsze i… trudno mi napisać „ładniejsze”, bo jaskółki też są piękne, chociaż u nich piękno raczej w gracji i perfekcji lotu jest widoczne.
Nie omieszkam napisać o spotkaniu.