261021
Pierwszy dzień parokrotnie odkładanego jesiennego urlopu spędziłem, jakżeby inaczej, w Górach Kaczawskich, w okolicach Trzmielowej Doliny. Tego dnia jeszcze nie miałem sprecyzowanych planów na cały tydzień, ale zacząć od moich gór musiałem i chciałem.
Trasy na ten dzień też nie miałem. Wschód oglądałem w zwyczajowym miejscu na zboczu Barańca, a później włóczyłem się po okolicy, odwiedzając znane zakątki.
Jak z obawami o swoje reakcje zacząłem poznawać roztoczańskie pagórki, tak dzisiaj z ciekawością podszytą niepewnością słuchałem siebie. Jakimi zobaczę miejsca tak znane i lubiane po roztoczańskich wędrówkach? Byłem na rozdrożu, jak się okazało. Kaczawska pani była i jest moją miłością, ale po trzydziestu dniach wędrówki Roztoczem wiedziałem, że nie jedyną jest nosicielką miłosnych czarów. Następne dni urlopu, spędzone poza moimi górami, jeszcze bardziej zagmatwały jasny i prosty do tej pory jej wizerunek. Odruchowo chciałbym zostać przy jednym uczuciu, jednej pani serca, ale wydaje mi się, że ostatnio obudziła się, niechciana tutaj, moja męska natura chcąca być tym motylkiem, co to z kwiatku na kwiatek frunie.
Szedłem łąkami znanymi mi z kilku poprzednich przyjazdów tutaj.
Po lewej miałem zalesioną Trzmielową Dolinę, a za nią odsłonięte
zbocza wzgórz przystrojonych kępami drzew, zdobionych drogą pod
lasem. Uświadomiłem sobie, że nigdy tam nie byłem. Czemu chodzę
utartymi ścieżkami? Poszedłem, i nawet zakrzaczony strumień
płynący dnem doliny przeszedłem bez problemów. Znalazłem ładne,
widokowe miejsca, a droga jest jedną z tych, do których chce się
wracać. W górach, które, wydawałoby się, znam tak dobrze!
W godzinę później ponownie dowiedziałem się, jak to jest z moją
znajomością tych okolic, kilka już razy przemierzanych. W lesie
przy ruinach folwarku w górnej części Doliny zobaczyłem daglezje.
Jest ich tam z dziesięć, najbliższe rosną parę metrów od drogi,
a ja dopiero dzisiaj je zobaczyłem! Satysfakcja z szybkiego i
pewnego rozpoznania tych drzew po wyglądzie kory nie do końca
zrównoważyła poczucie bycia gapą, wcześniej niedostrzegającym
drzew. Napisałem o satysfakcji nie dlatego, że tak dobrze znam
drzewa, wprost przeciwnie: typowy amator rozpoznał je dzięki
odmienności wyglądu kory. Dodam jeszcze, że obok daglezji rosną
tam duże buki i jawory, a o tej porze roku taki las wygląda
malowniczo. Później, będąc dalej od lasku, widziałem te drzewa
niemal zawsze górujące nad sąsiadami innych gatunków.
Kilka kamieni budujących wygodny fotel pod brzozą na wzgórku pęczniejącym z Ogiera czekało na mnie. Kilka już razy siadałem tam i patrzyłem w dół, na Dolinę Trzmielową, ale i wspominałem moich Jasiów, wszak to jedno z ich miejsc w Górach Kaczawskich. Cisza nad nimi panuje, a ja nie rozgarniam jej pozwalając Jasiom usnąć w zapomnieniu. We mnie będą stale, jak wszystkie postaci przeze mnie stworzone, bo nie umiera nadzieja udzielenia mi przez nie cząstki ich umiejętności kochania.
Chmur było dzisiaj dużo na niebie, słońce tylko widywałem.
Zatrzymywałem się wtedy przy małych bukach lub czereśniach,
drzewach przebarwiających się z ostentacją, jak napisał Stasiuk,
i patrzyłem. Czasami wystarczyło stanąć nieco inaczej, by
dostrzec odmienną barwy lub dobyć z nich czysty blask słońca.
Nawet rosnące przy folwarku stare wiązy pokazały mi dzisiaj rzadko
u nich widywane kolory jesieni.
Późnym popołudniem słońce wisiało gdzieś nad Szklarską Porębą, świecąc przez chmury smugami jasności na Karkonosze. W mgiełce przedwieczornej wyglądały niczym świecące ramiona naszej gwiazdy obejmującej Ziemię. Żeby aparat tak widział te gry kolorów i światła, jak ja je widzę!
Program do rejestracji trasy nareszcie zaczął działać. Przyczyną kłopotów było moje mniemanie włączenia rejestracji, skoro kliknąłem w przycisk (w programie nazywany wtyczką) „nagrywanie podróży”. O, nie! Jeszcze trzeba nacisnąć przycisk „rejestruj”. Bez niego polecenie nagrywania się nie liczy. Znalazłem go przypadkowo, ponieważ pojawia się w pewien czas po wciśnięciu „wtyczki”. Więc najpierw wtyczka „nagrywanie”, później przycisk „rejestrowanie”, inaczej nici! Ten program najpierw trzeba uzbroić, a później odpalić, całkiem jak bombę. Może w tej dwustopniowości włączenia jest jakiś sens, ale ja go nie dostrzegam. Możliwe, że sens istnieje tylko dla programisty, albo proces uruchomienia jest po prostu dziełem przypadku, z którym później użytkownik musi się zmagać. Od jutra będę mógł podawać dystans moich dróg, natomiast otworzenie w komputerze pliku z trasą będzie długim procesem zmagań z kolejnymi wtyczkami i innymi gniazdkami.
* * *
Spójrzcie jeszcze na to zdjęcie. Wyraźnie na nim widać, jak
niewiele mniejsza jest Wysoczka, kaczawska górka, od Śnieżki.
Trasa:
Z Komarna na zbocze Barańca przed wschodem słońca. Później włóczenie się po Maślaku, Trzmielowej Dolinie, Wysoczce, Ogierze i okolicy.