Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

środa, 21 września 2022

Pierwsza jesienna wędrówka

 160922

Boisko z kącikiem do ćwiczeń, odrestaurowany pomnik, drewniana rzeźba, uliczne ławki, grupa kapliczek drogi krzyżowej, wszystko nowe i bogate. Obok parking – moje docelowe miejsce we wsi Zaburze w zachodniej części Roztocza.

W pobliżu wznoszą się wspominane już dwa równoległe i długie pasma wzgórz. Ze zboczy jednych, ponad kilkukilometrową doliną, widać zbocza wzgórz po drugiej stronie. Byłem już na jednych i drugich, ale są zbyt rozległe, by poznać je w parę dni, a nadto na każdej wędrówce widzę w oddali nowe ładne miejsca i wybieram je za cel następnego wyjazdu. Kilka dni temu byłem po drugiej stronie doliny, i z wielu miejsc widziałem… drzewo. Tak, znowu drzewo: samotne, widoczne na tle nieba z odległości (sprawdziłem na mapie) sześciu kilometrów, potrafi skutecznie wołać wędrowca niezważającego na modne szlaki i popularne miejsca.

 


Dzisiaj wyruszyłem w drogę chcąc odnaleźć i zobaczyć z bliska ten ciemny punkcik na tle błękitu nieba – samotne drzewo.

Próbowałem ustalić gdzie rośnie porównując widziane lasy do ich kształtów na mapie, ale nie zdołałem. Przeszkadzała mi diametralnie odmienna perspektywa: rzut z góry na mapie, i widok z boku w terenie. Nie drążyłem zagadki ponieważ uznałem, że jeśli siedząc przy komputerze dowiem się, gdzie jest szukane drzewo, stracę niemałą część czaru poszukiwań. Wybrałem tylko pobliską wioskę, Google podsunęły mi informację o parkingu, i tam pojechałem. Po co to dociekanie, może zapytacie? Po nic. To wartość dodana do wędrówki. Jak odrobina dobrej a nieznanej przyprawy w jedzonej potrawie.

Na szlak wyszedłem późno, o ósmej, a to z powodu chronienia snu żony, zawsze budzącej się w czasie mojego szykowania się do wyjścia, ale za to spodziewałem się widzieć zachód słońca jeszcze na szlaku. Tak było. Skończył się już ten krótki czas, gdy wyjeżdżałem w drogę powrotną jeszcze za dnia. Skończyło się też lato i ciepłe dni: rano miałem pod wiatrówką dwa swetry, a w południe zdjąłem tylko jeden. Zaczął się długi czas swetrów, skończy się dopiero w maju. Dzień był chmurny, i taki też zapowiadano, ale przeglądając prognozy na następne dni uznałem, że jechać mi trzeba skoro jestem na głodzie, bo nieprędko wróci słoneczna aura. Cóż, jesień nie tylko złotą ma barwę.

 



Długa droga od wioski na szczyty wzgórz zawiodła mnie pod samotną dość dużą lipę, ale czy była ona tym szukanym drzewem – nie wiedziałem. 

 



Prosty sposób sprawdzenia, mianowicie daleki widok spod niego, nie wydał mi dostatecznym potwierdzeniem. W ciągu dnia parę innych szczegółów potwierdzało przypuszczenie, na przykład pobliskie zabudowania i wieża GSM, ale zamieszało mi w głowie inne znalezisko: dwie rosłe lipy ocieniające kapliczkę, stojące wysoko na zboczu, z rozległym widokiem wokół. Może to te drzewa, z daleka widziane jako jedno? Jednak okolica niezbyt mi pasowała. Dopiero po powrocie do domu, analizując zdjęcia z poprzedniej wędrówki, zobaczyłem nie tylko budynki i wieżę, ale i widziane dzisiaj charakterystyczne wzgórze z grupą wysokich brzóz.

Oto zdjęcia zrobione z odległości kilku kilometrów, drugie powiększyłem; nieco widać na nim wysokie brzozy.


Te same brzozy widziane dzisiaj. 

 


Tak więc szukanym drzewem okazała się lipa drobnolistna widziana już z rana przy pierwszej dzisiaj poznanej drodze. Drzewo znalazłem wyjątkowo szybko, dłużej nabierałem pewności, a przy okazji znalazłem drugie, podobne miejsce, to z dwoma lipami. Kilka zdjęć tego wyjątkowo ładnego miejsca.

 






Znalazłem też uroczą dolinę. Miejsce, czy raczej przysiółek, jako że jest tam kilka zabudowań, zwie się Doliny. Zauroczyło mnie wyjątkowo ładnymi widokami. Szczególnie jedno, ze stromego zbocza, pod rosłą czereśnią, spodobało mi się. Oczywiście jest już dopisane do elitarnej listy miejsc dobrych do postawienia domu marzeń, a musicie wiedzieć, że niełatwo dostać się na moją listę. 

 






Nie wiem jak się znalazłem na tyłach zabudowań, między ogrodzonymi polami, a jedyna dostępna droga wiodła w głąb lasu. Po obejrzeniu mapy wiedziałem, że jeśli opuszczę dukt skręcając w wybranym miejscu, po przejściu czterystu metrów wyjdę z lasu. Przejście nie było drogą, a ledwie widocznym śladem na powiększonym zdjęciu satelitarnym, i okazało się dnem starego jaru, a może żlebu, skoro wiódł stromo pod górę. Obyło się bez przedzierania przez chaszcze, chociaż zapadanie się stóp w grubej warstwie starych liści i stromizna podejścia dały się we znaki. Zawsze po takim przejściu pozostaje satysfakcja, a w pamięci obrazy dzikich, ładnych miejsc znanych tylko zwierzynie.

 


Obrazki ze szlaku 


Orzech włoski. To drzewo odniosło niezwykły sukces, chociaż nie samodzielnie, a przy pomocy ludzi: rośnie na całym świecie, wszędzie tam, gdzie nie ma zabójczego klimatu, a to dzięki swoim nasionom. Wiele ich rośnie przy roztoczańskich drogach. Dzisiaj przywiozłem do domu pół torby orzechów zebranych pod przydrożnym drzewem.

Dwie odmienne warstwy: na dole skały wapienne, ślad prastarego morza, wyżej less, krucha, mało spoista skała eoliczna. Geologowie lubują się w nadawaniu nazw rzeczom i zjawiskom, mają ich nieprzebraną ilość. Jedną z nich są mechanizmy eoliczne, czyli, mówiąc wprost, funkcjonujące dzięki wiatrom, jako że Eol był u Greków bóstwem wiatrów. Tak więc niższa warstwa powstała w wodzie, wyższa przeciwnie, w suchym klimacie.

Oto zobrazowanie wyrażenia „enigmatyczna wskazówka” – tablice kierunkowe roztoczańskiego szlaku. Nie wiem, jakiego, ponieważ najczęściej nie po drodze mi z nimi.

Jak nie zwrócić uwagi na ten obfity dar natury? Na tak wielki wysiłek niedużej przecież rośliny? Język mi skołowaciał od cierpkości owoców tarniny, ale zagryzłem kilkoma słodkimi gruszkami leżącymi obok, pod polną gruszą.


 Las nawłoci porastającej całe zbocze wzgórza.

 




Miejsce widokowe w pobliżu Zaburza. W naszym języku zwykle pisze się „pod”, ale tutaj nie pasowało mi, bo jest ewidentnie nad wioską i to sporo. Akurat tutaj zaznaczone na mapie miejsce widokowe faktycznie takim jest, chociaż przy tej samej drodze, wyżej, jest cały szereg miejsc z rozleglejszymi widokami.

Trasa: wzgórza na wschód od Zaburza.

Przeszedłem 19 km w ciągu 11 godzin.


 












niedziela, 18 września 2022

Pożegnanie lata

 080922

Wiedząc o prognozowanym załamaniu pogody, nazajutrz po powrocie z Roztocza pojechałem ponownie. Chciałem zobaczyć początek dnia, a że nie miałem pomysłów na trasę tego nieplanowanego wyjazdu, pojechałem do Gródek. Owszem, okolica tej wioski jest mi znana, ale z domu jadę tam ledwie pięć kwadransów, a od miejsca parkowania nie jest daleko na wzgórza. Podobnie jak wczoraj, i dzisiaj zdążyłem zobaczyć kolory wschodu, ale na jutrzenkę się spóźniłem. Niech mi Eos wybaczy to zaniedbanie; tłumaczę się paroma ledwie godzinami snu i zapewniam o pamiętaniu o niej.

 

 




Wczoraj po raz pierwszy miałem na sobie jesienną zbroję: dwa swetry, wiatrówkę, rękawice i ciepłą czapkę; tak było i dzisiaj. Co prawda w najcieplejszych godzinach dnia szedłem w samym podkoszulku, ale te wyciągnięte z szafy swetry mają cechę uprzykrzonego rzepu: raz użyte, przyrastają do grzbietu na wiele miesięcy. Dobrze zrobiłem jadąc na wędrówkę, bo teraz wiem, że mimo tych swetrów, był to ostatni letni dzień. Nazajutrz zrobiło się zimno, buro i mokro; taka aura trwa już drugi tydzień. Wiem, że przyjdą jeszcze słoneczne dni, ale już nie letnie. Sporo widziałem lata, ale teraz robię sobie wyrzuty: wszak mogłem więcej, przecież wiedziałem, że lato trwa tylko chwilę! Jak każdej jesieni obiecuję sobie w przyszłym roku zostawić na boku obowiązki, i wziąć od lata wszystko – każdą jasną i ciepłą chwilę tej cudnej pory roku. Nigdy nie udało mi się nasiąknąć latem tak jak chciałbym, ale w przyszłym roku uda się na pewno!

Szwendając się po znanych drogach i wzgórzach, nie mogłem ominąć miejsc szczególnie ulubionych. Są one na północ od bukowego pięknego lasu i wzgórza Szyja; widać je w dolnej części załączonej mapy. Strome, równoległe pasma wzgórz, pola opadające na dno wąskiej doliny i szybko wbiegające na kolejne pagóry; tu mały lasek na dnie, tam wąski język zagajnika pnący się po zboczu, wiele malowniczych drzew na miedzach. Ilekroć schodzę na dno doliny idąc od lasu, zwalniam kroku, zatrzymuję się albo robię przerwę pod znajomym jaworem; chcę dłużej tam być, więcej zobaczyć i zapamiętać. Na myśl o krajobrazach klasycznie roztoczańskich pojawia się kilka obrazów, wśród nich jest widok spod mojego jawora, ten właśnie. Oglądając zdjęcia proszę pamiętać o wizualnym zmniejszaniu przez aparat różnic wysokości. Trzeba tam być i patrzeć, bo obiektywowi i zdjęciu nie równać się z naszym osobistym aparatem i obrazami w naszej pamięci.



 
Obrazki ze szlaku

Bukowy las w słoneczny letni dzień. Ołowianoszare słupy pni i zieleń liści rozjaśniona plamami słońca. Tysiące żywych organizmów, a jednocześnie nieruchoma cisza. U nas wojny i recesje, tutaj spokój – wyniosły czy obojętny na nasze szaleństwa? Jakże my, mieszkańcy jednej wspólnej Ziemi, jesteśmy odmienni!

Często próbuję uchwycić obiektywem blask liści prześwietlonych słońcem, ale rzadko mi się udaje; na tym zdjęciu widać nieco ów piękny blask w kolorze zieleni z dodatkiem jasnego bursztynu czy może złota. Podobnie jest z wysokimi wiechciami traw na miedzach: one też potrafią pięknie wystroić się blaskiem słońca i równie trudno ów blask uchwycić aparatem.



Sosna i buk, przyrodni bracia z przypadku, a na następnym zdjęciu buk nazwany przeze mnie spiralnym.


Pocięte i połamane resztki łodyg uprawianych roślin, tutaj rzepaku, to normalny widok na polach. W przyszłym roku przybędą nowe szczątki, każdego roku ich przybywa, ale w ziemi nie jest ich więcej. W lesie nie przybywa uschniętych liści, a na miedzach i nieużytkach nie jest więcej uschniętego zielska. Wszystko dzięki maleńkim robaczkom i jeszcze mniejszym bakteriom wprowadzającym ich materię w ponowny obieg. W strumień życia.

Na drodze widziałem kilka miejsc z rozsypanym ziarnem. Owszem, może się to zdarzyć w pośpiechu, a że nie opłaca się zbierać i oczyszczać, więc się zostawia. Tak, to prawda, ale… Na tym niewielkim odcinku tej jednej drogi leży kilka bochenków chleba. Słyszałem, że na wszystkich etapach zbiorów, przetwarzania i spożywania marnujemy trzecią część żywności!

Nachyliłem się, wziąłem garsteczkę, przedmuchałem i wsypałem do ust.

Na Roztoczu bardzo dużo jest najróżniejszych plantacji. Od powszechnie spotykanych porzeczek i malin, do tak rzadkich jak plantacje orzechów laskowych czy ostropestu. Wśród tych pierwszych, liczniejszych, trzeba wymienić aronię. Bardzo często widuję pola z krzewami tej rośliny, przy czym wydaje mi się, że przeważają plantacje opuszczone, nieuprawiane. Codziennie widzę krzewy aronii zarośnięte chwastami i samosiejkami drzew, a nawet na części tych nieźle wyglądających plantacji owoce nie są zbierane. Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłem likwidowaną plantację aronii. Ta roślina jest gęstym i wysokim krzewem, a nieprzycinana wykształca tak wiele odrostów, że rosnąc w skupisku tworzy gąszcz dosłownie nie do przejścia, może tylko dla dzików, ale i tego nie jestem pewny. Mijając takie miejsca zaglądam między krzewy, nie mogąc się nadziwić żywiołowości aronii, a porównanie do dżungli nasuwa mi się nieodparcie. Oto kilka zdjęć mijanych dzisiaj plantacji; na ostatnich widać wyrwane traktorami krzewy z wielką liczbą odrostów. Proszę sobie wyobrazić, jak wygląda skupisko tych roślin, skoro sadzone są w odległości dwóch kroków jedna od drugiej.

O tej porze roku zrywam owoce aronii i wysysam z nich sok; może nie jest najlepszy w smaku (chociaż skład ma bardzo wartościowy), ale dobrze gasi pragnienie.

 





Trwa inwazja nawłoci. Rośnie wszędzie, a w wielu miejscach tworzy rozległe i gęste zarośla sięgające wyżej głowy. W czasie kwitnienia jest ładną rośliną, ale jej rozpieranie się, wypychanie naszych roślin, wciskanie się w każdy wolny metr ziemi, ładne nie jest. Zubaża florę i zaburza jej równowagę.

Dzisiaj znowu widziałem spore kępy ujmująco ładnych maleńkich różowych kwiatków, które kiedyś zidentyfikowałem jako łyszczec. Dzisiaj zwątpiłem: może to goździcznik? W Wikipedii piszą o bardzo rzadkim występowaniu tej rośliny w stanie dzikim a dość częstym łyszczeca, więc zapewne to jego widuję i podziwiam. Nota bene, nie będąc pewny pisowni, musiałem sprawdzić odmianę przez przypadki. Dobrych zdjęć nie mam. Ich sfotografowanie przekracza moje umiejętności, bo te ograniczają się do wiedzy o naciśnięciu określonego przycisku.

Zauważyliście, że po przekwitnięciu słoneczniki już się nie odwracają do słońca?

 

Trasa: drogi na południe od Gródek

Statystyka: 18,5 km, 11,5 godzin na szlaku, przerwy 4,5 godziny.