Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 5 września 2023

Kolejny upalny dzień na Roztoczu

 290823

Oglądając mapę zachodniego Roztocza znalazłem okolice nieznane mi i tam zdecydowałem się dzisiaj pojechać. Jednak widząc w czasie jazdy pierwsze roztoczańskie pagórki, ponownie wspomniałem pewien wąwóz widziany jesienią minionego roku i mnóstwo otworów w jego lessowej ścianie. Obiecałem sobie wtedy przyjechać tutaj w lecie, przed odlotem jaskółek, by sprawdzić, czy te dziury w ścianie są gniazdami tych ptaków. Wąwóz jest w pobliżu wsi Tarnawa, na północno-zachodnim krańcu Roztocza. Na swoje włóczęgi jadę z północy na południe, a jeśli jest to droga przemyska (bywa, że jadę eską na Rzeszów), właśnie nad tą wioską widzę pierwsze wzniesienia Roztocza. Te zdjęcia robione są w wysokości owych pagórów; patrząc na północ, w stronę Lublina, widać płaskie pole ciągnące się po odległy horyzont. Podobny widok jest z paru miejsc Pogórza Kaczawskiego; tam granica jest podwójna: koniec Pogórza i jednocześnie Sudetów.



 

Wiele razy w ciągu minionych miesięcy przypominałem sobie ten mój plan poznania zagadki lessowej ściany, ale przed przyjazdem do Tarnawy powstrzymywał mnie niepasujący układ dróg i miedz na długim paśmie okolicznych wzgórz: biegną w poprzek, od wioski do lasów. Chcąc iść wzdłuż wzgórz, trzeba iść w poprzek granic pól. Na dokładkę nieliczne fragmenty dróg wiodące wzdłuż biegną dolinami i są mało widokowe.

Dzisiaj, widząc już z dala malownicze wzgórza, uznałem, że nie mogę dłużej czekać, skoro jaskółki wkrótce odlecą a pola są puste, więc mogę iść w zasadzie dowolnie. Zmieniłem plan: zaparkowałem w znanym mi miejscu na brzegu wsi Tarnawa i ruszyłem w drogę.

Początek szlaku okazał się bardzo smakowity, ponieważ trafiłem na opuszczoną, zarośniętą plantację malin. Ceny na skupach wahają się w okolicach czterech złotych za kilo, więc wielu plantatorów nie zbiera owoców, bądź zbierają tylko tyle, ile potrzebują na swoje domowe potrzeby. W rezultacie spotkałem dzisiaj trzy plantacje na których owoców było dużo, przy czym spora ich część była przejrzała, a jeszcze więcej gniło na ziemi pod krzewami. Wszystkie trzy nie były nawet odchwaszczane i wykaszane. Piszę o tym nie tylko zgorszony marnotrawstwem darów natury, ale i… po prostu się tłumaczę. Tak, jadłem nie swoje, ale te owoce i tak się zmarnują, niechciane.

Oglądałem dość dokładnie z daleka i z bliska dziurki w ścianie wąwozu, ale nie zauważyłem żadnych ptaków. Same otwory wydały mi się stare, ze śladami osypywania się ziemi, niektóre z pajęczynami.





 

Patrzyłem też na niebo, ponieważ spodziewałem się wirowania jaskółek nad wąwozem, ale zobaczyłem jedynie parę ptaków w przelocie, nie było spodziewanego krążenia nad swoimi siedliskami. W rezultacie uznałem, że lessowa osada nie jest zamieszkała. Może kiedyś, ale nie w tym roku. Szkoda. Jaskółki są najpiękniejszymi ptakami mającymi czarodziejską zdolność budzenia ciepła w piersi i uśmiechu na twarzy, a już wkrótce znikną na ponad pół roku. Właśnie! Widziałem przygotowania bocianów do odlotu! Jak je zatrzymać? Jak zatrzymać letni czas? Znajduję tylko jeden sposób, na dokładkę połowiczny, ponieważ nie zatrzymuje czasu, a jedynie ułatwia cieszenie się nim: to moje wędrówki. Jeśli jest ładna pogoda, a różne obowiązki nie pozwalają mi jechać, czuję… co ja czuję? Irytację. Przyśpieszony upływ czasu. Jego niepełne czy raczej niewłaściwe wykorzystanie, i wzmożone pragnienie wyjazdu kiedy tylko będę mógł.

Mam na tamtych wzgórzach parę swoich lubianych ładnych miejsc, mam też zwyczaj telefonicznej rozmowy z kolegami z Dolnego Śląska w czasie przerw, w rezultacie daleko nie zaszedłem, zwłaszcza że upał nieco dokuczał. Kraniec szlaku ustalił się po zobaczeniu na mapie nazwy „Kamienny Wąwóz” na tle zielonej plamy lasu. Nie mogłem nie zobaczyć takiego wąwozu, to oczywiste. Ponieważ mapa nie pokazywała dokładnie gdzie on jest, posiłkowałem się zdjęciami satelitarnymi Google. Zobaczyłem na nich ślady dwóch wąwozów, wybrałem wyraźniejszy i kierując się wskazaniami zdjęć, idąc brzegiem pól i lasu, znalazłem wejście do wąwozu. Zaznaczyłem je na mapie. Oczywiście samego wąwozu nie widać z góry, a tak są robione te zdjęcia, ale widać (proszę spojrzeć na zamieszczone zdjęcie) linię przerwy w zwartej płaszczyźnie koron drzew.

 

Nie znalazłem tam kamieni ani nawet kamienia, ale po wyjściu z lasu uznałem, że było warto. Na swojej parusetmetrowej długości wąwóz zmienia swoją głębokość i dostępność. Są miejsca, gdzie idzie się wygodnie, w innych trzeba się przedzierać przez pokrzywy lub powalone drzewa; na część zboczy można wejść bez problemów, na inne nie odważyłbym się drapać. Jedno ze zboczy zapadło się odsłaniając lessowe pionowe ściany i dół z dnem zawalonym opadłymi konarami drzew. Miałem chęć wejść tam, ale… chodzi o ubranie: byłem w krótkich spodniach, bez ochraniaczach na nogach, w podkoszulku z krótkimi rękawami. W rezultacie po wyjściu z lasu musiałem zdjąć buty by wytrząsnąć z nich okruchy patyków, a nogi i ręce piekły od niechcianych spotkań z pokrzywami. Cóż, wiedziałem przed wejściem o moim niewłaściwym ubiorze na taką wyprawę. Dobrych zdjęć nie mam. Bardzo trudno je robić w głębokim cieniu punktowo rozjaśnianym jaskrawymi plamami światła. Swoją drogą zadziwiające są umiejętności graficzne naszego umysłu! Przecież my potrafimy w czasie rzeczywistym dopasowywać jasność naszych obrazów do tak różnego oświetlenia, a aparat albo dojrzy dobrze cień i wtedy oślepnie od słońca, albo przestawi się na widzenie miejsc oświetlonych, a wtedy zamiast głębokiego cienia zobaczy ciemność.




 

Może już nie w tym roku, ale w przyszłym na pewno wrócę na tamte wzgórza, wtedy poznam drugi wąwóz lasu. Może tam są kamienie? Właśnie! Widziałem jeden kamienisty wąwóz w tej części Roztocza. Trzeba mi poznać go dobrze, przejść na całej długości, a nie tylko przeciąć, jak to zrobiłem dwa lata temu. No i muszę w końcu wyjechać na wschodnie krańce, w pobliże granicy z Ukrainą. Planów dużo, czasu mniej, ale tak być powinno.


Obrazki ze szlaku

 Przydrożny sklep z obuwiem, cholera jasna. Sympatyczni ludzie tam mieszkają, ale śmieciarze okropni!

Niebo i ziemia.

 Nieużywana droga. Oto co się dzieje z przestrzenią opuszczoną przez ludzi.

 Podobny los czeka nasze asfaltowe drogi, a zacznie się od takich pionierów, jak te kępki traw rozsadzających asfalt. Na zdjęciu jest pokazany fragment nieużywanej szosy.


 

Kilometrowej (bez przesady) długości pole z kukurydzą. Fascynuje mnie ogromna ilość ziaren uzyskiwanych z uprawy tej rośliny. Dziesiątki tysięcy kolb z takiego pola!

 

Ściana przydrożnego wąwozu, a w niej… czyjeś mieszkanie?

 Rzadko spotykany zagajnik, ponieważ rosną w nim niemal wyłącznie wierzby iwy. Smutny nawet w lecie.

 Kiedy autobus zatrzymał się tutaj po raz ostatni? Przystanek przy nieużywanej starej drodze.

 Pamiętajcie, kierowcy: tutaj nie można wyprzedzać, ponieważ namalowane są dwa ciągłe pasy. Spokojnie jechać dalej, aż do… końca drogi.

 Przymiotno kanadyjskie, bardzo inwazyjna roślina. Nierzadko widuję całe jej łany.

Trasa: na południe od Małej i Dużej Tarnawy.

Statystyka: na szlaku byłem równo 12 godzin, ale przeszedłem tylko 17 km ponieważ był upał i przez 6 godzin siedziałem w cieniu na miedzach.


 




















piątek, 1 września 2023

Lato i Roztocze

 250823

Kolejny dzień odwiedzin ulubionych miejsc. Stali bywalcy bloga może pamiętają zdjęcia zrobione spod topoli rosnącej na miedzy, dwukrotnie już tutaj publikowane. Pierwszą przerwę miałem właśnie pod tym drzewem. Tak, tak, trzeba mi ruszyć dalej, wszak tyle jeszcze miejsc czeka na mnie, ale... trudno mi to zrobić, skoro tutaj jest tak ładnie.

 

Gdzie byłem, pokazuje mapa, co zobaczyłem, starałem się uchwycić na zdjęciach. Widać na nich duże podobieństwa do miejsc odwiedzanych wcześniej. Owszem, są podobne, czyli takie, jakie mi się podobają: urozmaicone, pofałdowane, podzielone wysokimi miedzami i wąskimi polami, wystrojone kępkami drzew i poprzecinane polnymi dróżkami. Podobne, ale niejednakowe, a im lepiej znam te moje miejsca, tym wyraźniejsze różnice między nimi dostrzegam.

Lubię mieć swoje miejsca w okolicy. Takie konkretne, pamiętane i ładne. Dla mnie ładne, bo myślę, że dla innych osób mogą być niewarte uwagi. Może to być miejsce na brzegu brzeziny, osika (ta dzisiejsza) pamiętana z którejś jesiennej wędrówki, kilka brzóz na wysokiej miedzy, zakręt polnej drogi, czereśnia rosnąca na skraju pola, w moich oczach nadal wystrojona bielą kwitnienia jak wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Wiele mam takich miejsc na Roztoczu, wiele w Sudetach, a tam do tej dalece niekompletnej listy dodaję jeszcze skały. Każdy powrót, ponowne zobaczenie tych miejsc i widoków, utrwala moje przywiązanie do nich i dodaje im urody. Tak więc nie mogę (i nie mam takiej potrzeby) zbytnio się śpieszyć z poznawaniem nowych miejsc.





Trwają prace polowe. Nie widziałem kombajnów, chociaż tu i ówdzie jeszcze spotykałem niezebrane zboże. Obserwowałem natomiast orkę i siew, widziałem też pola już obsiane. Janek mówił mi, że raczej nie zboża są siane, bo na nie za wcześnie, a poplon lub rzepak ozimy. Co to jest poplon? To rośliny siane na zatracenie. Rosną, gromadzą w sobie cenne pierwiastki (na przykład azot), a następnie są zaorywane. To, co zdołały uzyskać czy wytworzyć, zostaje w glebie dla upraw zasadniczych.

Widziałem też roztrząsanie obornika na polu. Wieki mijają, mamy nowoczesny przemysł wspomagający rośliny dla nas użytkowe, a gnój nadal jest używany jako najlepszy nawóz. Patrzę na to może nieco odmiennie: dla mnie to przykład silnej współzależności zwierząt i roślin. To, co my, zwierzęta, wydalamy, jest potrzebne do życia roślinom – i vice versa. Najbardziej znanym przykładem jest obieg tlenu i dwutlenku węgla: my przyjmujemy tlen a wydalamy CO2, rośliny odwrotnie – pobierają ten gaz, rozkładają zostawiając sobie węgiel, a tlen uwalniają do atmosfery. Obornik jest konglomeratem najróżniejszych związków chemicznych i pierwiastków niepotrzebnych zwierzętom, roślinom owszem.

Silny „zapach” obornika jest jednym z zapachów dzieciństwa, lat spędzonych na wsi u babci. Nie żyje już od półwiecza, ale widzę ją często. Jest w moich wspomnieniach. Czasami chciałbym wierzyć w życie po śmierci, bo wtedy wierzyłbym w jej zobaczenie…

Dzień był upalny – jak parę poprzednich dni spędzonych na polach Roztocza. Oby tak było jak najdłużej mimo sporych uciążliwości na szlaku. Ilekroć o tej porze, czyli u schyłku lata, oziębia się, obawiam się zmiany już na stałe. Może ciepłe dni już minęły? Niech więc trwają.

Obrazki ze szlaku


Przydrożne kwiaty. Teraz, w drugiej połowie lata, jest ich mniej niż w kwietniu i maju, ale ciągle są liczne, a niektóre będą aż do schyłku jesieni. Chwalę jesień? Nie, pocieszam się.
 
Pszczoły wykorzystują ostatni pożytek.



 Brzozy na wysokiej miedzy. Ta ma dwa metry wysokości (a spotykam nawet pięciometrowe) i niewielką długość, ale wyróżnia ją wąski grzbiet i niemal pionowe ściany z obu stron. Jej zwieńczenie jest ścieżynką przeciskającą się między pniami brzóz.

 Roztoczańskie pole. Proszę sobie wyobrazić ilość dodatkowej pracy, a zatem i kosztów, na tak pochyłych i małych polach. Słyszałem o dopłatach dla rolników uprawiających pola na pogórzu i uważam, że powinni je otrzymywać także rolnicy z Roztocza. Chodzi o utrzymanie upraw, o samowystarczalność żywnościową kraju, a więc o nasze bezpieczeństwo. Żywność powinniśmy mieć swoją, a z zagranicy sprowadzać możemy banany i inne delikatesy.

 Kiedy szedłem betonową drogą mijał mnie bus, a niewiele dalej zobaczyłem wijącą się małą jaszczurkę. Koło jej głowy czerwieniała plama, przednie łapy miała niewładne. Bezskutecznie próbowała uciekać przebierając tylnymi. Żal mi się zrobiło tego ładnego zwierzęcia. Wspomniałem o busie, bo prawie na pewno jaszczurka dostała się pod koło. Powinienem ją zabić żeby się nie męczyła, ale nie potrafiłem tego zrobić.

 

Będąc dzieckiem biegałem na bosaka po takich polnych drogach. Pamiętam delikatny i ciepły dotyk lessowego pyłu: był jak puch gęsi, omalże niematerialny. Jego dotyk był pieszczotą. Pamiętam rzadkie i śliskie, mieszane gołymi stopami, błoto na takich drogach po deszczu. W gorący dzień mokra droga parowała wydzielając charakterystyczny zapach lata i beztroskiego dzieciństwa. Less, ziemia Lubelszczyzny.

 Buraczkowe ściernisko. Informacja dla młodych mieszczuchów: rosły tam torebki z kaszą gryczaną, a kiedy trafiły na sklepowe półki, została po nich taka właśnie buraczkowa szczecina.

 Owoce aronii. Apetycznie wyglądające, napęczniałe sokiem, bardzo liczne i... nikomu niepotrzebne.

 Piękna zieleń tytoniowych liści.


 Wyjątkowo długa plantacja tytoniu. Nie zmieściłem całej w kadrze, ma pół kilometra długości. Przez szereg tygodni co kilka dni trzeba nachylić się przy każdej roślinie (a na hektarze plantacji rośnie ich około 30 tysięcy) i zerwać jej dolne, żółknące liście. Następnie przewieść je do suszarni, każdy liść nawlec na drut, i takie naszyjniki rozwiesić do suszenia. Kiedy są suche, zostaje już tylko zapakować je i zawieźć na skup. Nie, jeszcze nie koniec prac: trzeba grube i twarde łodygi tytoniu ściąć, rozdrobnić specjalną maszyną i przeorać. Palenia (papierosów) na tysiąc lat, pracy tysiące godzin. A mówią, że rolnik śpi kiedy plon sam mu rośnie na polu.

 




Trzcinnik, zwykła trawa wiechlinowata, ale przecież ładna.

 Wczesny koniec dnia. Jeszcze wczoraj – przedwczoraj słońce zachodziło gdy dojeżdżałem do domu, teraz zachodzi gdy ruszam w drogę powrotną, jutro zajdzie nim dojdę do samochodu.

Trasa: z wioski Załawcze koło Turobina na południe, w stronę Gródek. Parking przy cmentarzu.

Statystyka: przeszedłem 16 km w czasie niecałych sześciu godzin; przerwy też tyle trwały.

 

















poniedziałek, 28 sierpnia 2023

Ideologia i moralność

 

270823

Na  blogu wspominałem już o tym  podcaście, ale wracam do niego po zauważeniu komentarza w którym mówi się o moralności w związku z mniejszościami seksualnymi.

Otóż będę bronił owych mniejszości, ponieważ uważam, że w żaden sposób nie naruszają moralności. Nawet więcej: w ogóle nie można tutaj mówić o moralności. Zacznę od definicji tego słowa.

>>Moralność to ukształtowany w procesie długotrwałego rozwoju społecznego zespół norm postępowania, według których ocenia się określone zachowanie jako dobre lub złe, słuszne lub niesłuszne.<< Źródło.

Zgodnie z tą definicją współżycie lesbijek i gejów może być uznane przez pewne grupy ludzi za niemoralne, ale samej definicji brakuje precyzji, która skutkuje niewłaściwą interpretacją. Mówi się w niej o długotrwałym (czyli ile trwającym?) procesie rozwoju i ustalania norm moralnych, a to nie pasuje do obecnych czasów szybkich zmian, co skutkuje skrajnie nawet odmiennymi ocenami. Postawy i czyny uznawane jeszcze kilka dziesiątków lat temu za słuszne i moralne, teraz oceniane są odmiennie, a jednocześnie niemała grupa ludzi wyznaje stare zasady. W czasach mojego dzieciństwa istniała segregacja rasowa, a w niektórych krajach homoseksualizm był karany – niech te dwa przykłady wystarczą dla zobrazowania przemian. Słusznych przemian, bo będących wyrazem humanizacji naszych norm społecznych i moralnych.

Na stronach internetowych znalazłem inne tłumaczenia moralności:

>>...działanie moralne to takie, które może być ocenione w kategoriach dobra i zła.<<

>>Działanie jest moralnie dobre, kiedy wolne wybory są zgodne z prawdziwym dobrem człowieka.<<

Są mi bliższe, ponieważ uznają czyny i poglądy są moralne wtedy, gdy nie krzywdzą innych ludzi. W tym ujęciu o seksie osób – niezależnie od ich płci – niezwiązanych małżeństwem w ogóle nie można mówić w kategoriach moralności, a zdradę małżeńską można oceniać jako niemoralną jedynie przez możliwość skrzywdzenia zdradzanego współmałżonka, a nie z powodu samego czynu.

Miłości osób homoseksualnych, jeśli są to osoby dorosłe, wolne i świadome, nie można oceniać w kategoriach moralnych, ponieważ ci ludzie nikomu nie wyrządzają krzywdy. Tak po prostu.

Mając zamiar oceniać tych ludzi można zejść z wysokiej katedry i przestać mówić o moralności i nie chwalić się nowoczesnością swoich poglądów, a zacząć o zwykłym wstydzie: wstydzić się powinni ci, którzy zaglądają dorosłym osobom pod kołdrę.

Zgodnie z powyższymi definicjami niektóre poczynania wiadomych aktywistów należy uznać za niemoralne z tej prostej przyczyny, że ignorując naukę szkodzą ludziom. Szkodzą nie tylko niewielkiej grupie osób mających kłopoty z akceptacją swojej płci, a na nich właśnie skupiają się działania aktywistów; ich działania są też szkodliwe dla gejów i lesbijek, a więc dla zdecydowanej większości osób z grupy mniejszości seksualnych. Twierdzę tak na podstawie swoich obserwacji. Otóż osoby starsze, zwłaszcza ze środowisk tradycyjnie religijnych i niewiele wiedzących o mniejszościach, coraz częściej utożsamiają homoseksualistów z dążeniami aktywistów zmierzających do ułatwień w zmianie płci. Jak się mają takie ich działania do starań o pełnię praw gejów i lesbijek? Są w opozycji, delikatnie mówiąc. Dla swojego dobra powinni oni, czyli geje i lesbijki, odciąć się od najbardziej radykalnych aktywistów, ponieważ coraz częściej są utożsamiani z dziwacznymi poglądami tamtych. W rozumieniu wielu Polaków geje i lesbijki nie są zwykłymi ludźmi, nikomu nieszkodzącymi a jedynie chcącymi bez przeszkód żyć z wybranymi przez siebie osobami, a niebezpiecznymi dziwakami czyhającymi na dzieci. Coraz większy udział w tworzeniu takiego obrazu mają skrajni aktywiści wiadomego ruchu. Oprócz, oczywiście, wszelkiej maści przeciwników mniejszości seksualnych, a tych nie brakuje.

Także dlatego ich poczynania są niemoralne.

Bywają też totalnie głupie, czego dowodzi ten cytat: 

 Źródło.

Powtórzę pytanie: jak się mają takie postawy do starań o pełnię praw gejów i lesbijek?… Jak je nazwać? Czym w istocie one są?

Kliknij tutaj , a poczujesz się jak bohater „Procesu” Kafki, czyli w absurdach obecnej rzeczywistości.

Dorobiliśmy się też poważnych dylematów, ale dzielnie je rozwiązujemy.

W komentarzach pod linkowanym wykładem ktoś negatywnie wypowiedział się o prawnym usankcjonowaniu związków homoseksualnych. Pozwolę sobie i tutaj wyrazić pogląd odmienny.

Państwo jest formą organizacji społeczeństwa i na jego rzecz ma działać. Przedstawiciele władz państwowych oraz prawo mają dostosowywać się do potrzeb społecznych, a nie nakazywać obywatelom jak i z kim mają żyć, jeśli swoimi wyborami nie czynią szkody innym obywatelom. Dlatego uważam, że geje i lesbijki powinni mieć możliwość zawierania związków na prawach podobnych do małżeństw. Należałoby jednak znaleźć odpowiednią nazwę takiego związku, ponieważ małżeństwo z definicji jest związkiem kobiety i mężczyzny. Jednak absurdalna jest sytuacja, jaka teraz może zaistnieć, gdy człowiek nie uzyska w szpitalu informacji o stanie zdrowia osoby z którą żyje od lat, ponieważ w świetle prawa jest dla niej obcy. Nie może też automatycznie dziedziczyć majątku, który, żyjąc długo razem, wspólnie wypracowali. Należy to zmienić. Natomiast mam pewne wątpliwości co do prawa adopcji. Dogłębne badania psychologów mogłyby je (albo nie) rozwiać, ale kto ma teraz, w obecnej sytuacji zacietrzewienia zwolenników i przeciwników, bezstronnie i rzetelnie się tym zająć?...

W czasach mojej wczesnej młodości krytykowanie poczynań partii uznawane było za przejaw wrogości wobec „ludu pracującego” wyrażaną przez „zaplutego karła reakcji”. Obecnie krytyka poczynań i głoszonych poglądów niektórych funkcjonariuszy Kościoła traktowana bywa jako atak na Boga dokonany przez ateistę, przy czym ten przymiotnik jest u nich skrajnie pejoratywny. Niezgoda na dziwaczne poglądy i dążenia wiadomych aktywistów uznawana jest za objaw nienawiści homofoba. Przykłady te mają wyraźnie tutaj widoczną cechę wspólną, a jest nią uznawanie się za przedstawicieli grup społecznych, w interesie których jakoby działają albo wprost utożsamianie się z nimi. Partia polityczna rządząca kiedyś w Polsce nie była w mniemaniu aktywistów organizacją ideologiczną, a jedynym przedstawicielem ludzi pracy; Kościół nie jest organizacją stworzoną przez ludzi, a sacrum niepodlegającym żadnej krytyce i niemającym skazy, a wiadomy ruch na rzecz mniejszości – nimi samymi. To dlatego każda krytyka poczynań aktywistów traktowana jest jako nieakceptowanie faktu istnienia mniejszości i odbieranie im praw. Jest to jedna z cech ideologii, która zastępuje rozsądek, logikę, naukę, dobro społeczne i kulturę.

Nawiasem mówiąc: dokładnie taką samą cechę ideologii wykazuje obecnie rządząca partia twierdząc, że prawdziwy Polak musi być ich zwolennikiem, a wszyscy niezgadzający się z nimi są wrogami Polski lub przynajmniej ludźmi zaślepionymi. Mianują się w ten sposób nosicielami polskości, co jest uderzającą zbieżnością z tamtymi poglądami.

Reasumując: jedną z podstawowych cech ideologii jest wymóg bezwarunkowego przyjmowania tez głoszonych przez ideologów i aktywistów oraz uznawanie się przez nich za nosicieli jedynej prawdy – niezależnie od niezgodności tejże „prawdy” z nauką czy pożytkiem społecznym.

* * *

Odebrałem wiadomość z linkiem, kliknąłem i… faktycznie, zgodnie z obietnicą wysyłającego byłem zaskoczony. W negatywnym znaczeniu, dodam.

Mając pojęcie o ekonomicznych przyczynach tak absurdalnie wysokich zarobków, nadal uważam je za przejaw choroby naszej cywilizacji, ale zostawię ten temat, chyba już tutaj poruszany. Zwrócę uwagę na dodatkowe wymagania tego kopacza piłki. Jest wśród nich nie tylko garaż wypełniony luksusowymi samochodami, ale i kupowanie mu jego ulubionego soku. Zarabia setki milionów rocznie, a jeszcze żąda kupowania napoju.

I ten człowiek jest gwiazdą! Idolem dla milionów ludzi!

Oto skala paranoi i degrengolady.

* * *

Słowo o polszczyźnie.

Przeczytałem jakiś artykulik w internecie, a na końcu zobaczyłem podziękowanie:

„Dziękuję, że przeczytałeś do końca.”

Zlitujcie się, bardzo proszę, nad naszym językiem. Nie piszcie takich potworków! Nie powtarzajcie ich tylko dlatego, że inni używają takich form.