Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Żniwa i chmury

 140821

Wbrew spodziewaniu pracę skończyliśmy już o trzynastej. W czasie powrotu do domu pojawiła się myśl o popołudniowym wyjeździe, wszak jechać planowałem już wcześniej, to niespodziewana praca zmieniła plany. Zdecydowany, robiłem wszystko naraz: jadłem obiad, przygotowywałem plecak i zakładałem buty. O piętnastej, w dwie godziny po skończeniu pracy, szedłem wioskową uliczką Gródek. Byłem tam po raz czwarty, tym razem powodu z braku czasu na ustalenie trasy. Dojazd do tej wioski jest prosty i dość szybki, a w jej pobliżu są drogi i wzgórza jeszcze nie poznane.

Minąłem opustoszałe już plantacje (nie aż tak bardzo, by nie znaleźć garści napęczniałych sokiem czarnych porzeczek), i przekraczając szosę łączącą Lublin z Przemyślem, wszedłem w rejon zupełnie mi nieznany – zachodniego Roztocza o kolejne kilometry bliższego Kraśnikowi. Mało jest tam drzew, plantacji nie ma, a łagodne i rozległe zbocza wzgórz pocięte są wąskimi polami widocznymi aż po odległy horyzont. Łakomie patrzyłem na nieznane mi drogi, fragmenty dwóch poznałem, trafiłem też na ładny zagajnik brzozowy rosnący na szczycie małego wzgórka. Całkiem podobne pamiętam ze swoich wędrówek kaczawskim pogórzem...

Niemal cały czas widziałem dwa lub trzy kombajny; przesuwały się powoli po polach ciągnąc warkocze kurzu.

Jeden z nich był blisko, na polu przylegającym do drogi, usiadłem więc na między żeby móc przyjrzeć się jego pracy.

 Z przodu zagarniał do swego pyska łany pszenicy, z tyłu wyrzucał strzępy słomy i kłęby kurzu.

Koszenie, podbieranie, wiązanie snopków, ustawianie kop, zwózka, wyładunek w stodole, późniejsza młócka i wianie – to wszystko dzieje się na miejscu, w trzewiach ryczącej i trzęsącej się maszyny. Żniwa, które kiedyś dla rolnika i całej jego rodziny były czasem intensywnej pracy rozciągniętej na dwa lub trzy tygodnie, teraz zajmują kilka godzin, wyjątkowo parę dni.

Najwięcej widziałem bizonów, a więc polskich, starych kombajnów. Wielkie i nowoczesne zachodnie maszyny nie bardzo się nadają na małe pola roztoczańskie i chude portfele tutejszych rolników.

Z kombajnami rolniczymi jest podobnie jak ze wszystkimi maszynami i urządzeniami, także tymi domowymi: nowsze mają więcej funkcji, są wygodniejsze w użytkowaniu, ale jednocześnie mniej trwałe i droższe w naprawach. Mniejsze urządzenia częstokroć nie nadają się do naprawy lub ta jest nieopłacalna. Kto teraz naprawia telewizory?

W przypadku sprzętu rolniczego droższe są także z powodu nafaszerowania tych maszyn czujnikami i elektroniką, na której mało kto dobrze się zna, i drogiej z naprawach. Chodzą wieści o powtarzanych próbach usunięcia jakiejś usterki elektronicznej w rolniczej maszynie, i wydaniu na to wielu tysięcy złotych. W bizonie nie ma klimatyzowanej kabiny, ale też nie ma drogich w utrzymaniu komputerów i czujników, a więc jest tańszy w eksploatacji i tym samym lepiej dopasowany do potrzeb tutejszych gospodarzy.

W dwóch miejscach widziałem na polnych drogach rozsypane ziarno. Czasami tak się dzieje, gdy przyczepa nie jest dobrze ustawiona względem kombajnu i przy mechanicznym przeładunku ziaren część spadnie na ziemię.

Przecież wiem, że wszystkie operacje w procesie uprawy zbóż i uzyskania mąki nastawione są na ilość, na wydajność, szybkość, niski nakład pracy. Wiem, że tylko pod tymi warunkami kilogramowy chleb będzie kosztował kilka złotych, a za dzienne wynagrodzenie najemny pracownik kupi parę worków mąki, a jednak stałem nad tymi ziarnami i czułem żal o ich zmarnowanie. Może ptaki je odnajdą i zjedzą? Prędzej myszy i nornice...

 Wziąłem całą ich garść i idąc jadłem. Zbierałem też pełne kłosy ze ściernisk (a sporo ich tam znajdowałem), zgniatałem je w dłoniach, przewiewałem i czyste ziarna wsypywałem do ust. Nie z głodu przecież. W tej czynności ręcznego wyłuskiwania ziaren i ich zjadania jest magia wieków i tysiącleci. Powtarzałem zachowania moich dalekich przodków wyłuskujących ziarna i zjadających je na miejscu. Może któryś z nich wziął garść nasion i wysypał je bądź zgubił przy swoim szałasie i w ten sposób zapoczątkował rolnictwo?

Mając zielone pojęcie o historii ludzkiego gatunku, kiedyś wymyśliłem dietę uznaną przeze mnie za najlepiej dostosowaną do naszych potrzeb i możliwości. Były w niej warzywa i owoce w dużej rozmaitości, w większości surowe, było trochę jajek, rzadko i w niewielkich ilościach jadane mięsa, trochę orzechów, troszeczkę ziaren. Niedawno dowiedziałem się, że taka dieta jest i nawet ma swoją nazwę i twórców, może zastrzeżony patent, strony internetowe i co tam tylko teraz się wymyśla. A moja idea była prosta: powinniśmy jeść to, co jedliśmy przez dziesiątki tysięcy lat, a więc do czego najlepiej dostosował się nasz organizm. W tym dopasowaniu nie mieści się tak duża ilość tak niewielu odmian ziaren traw, jaką jemy. Bułeczki z białym serem też nie; już prędzej grube kasze ze słoniną – jak za króla Ćwieczka – ale i one nie bardzo.

Przechodziłem obok pola z burakami. Nie wiem, jakiej odmiany, ale niewątpliwie były to buraki. Zdziwiony byłem niemal monstrualną wielkością samych buraków, czyli bulw korzeniowych. Jak wielki wysiłek podejmuje roślina, by je wytworzyć w tak krótkim czasie!

 Hmm, właściwie dlaczego buraków nazywa się burakami? Przecież te buraki wcale nie wyglądają jak tamte buraki, ani tak się nie zachowują, spokojnie sobie rosnąc i będąc tak pożytecznymi.

Porównywanie buraków do buraków jest krzywdzące dla roślin.

Na wielu polach już po żniwach, są ścierniskami z malowniczymi belami słomy, a przez ostatnie kilka dni sporo przybyło pól już zaoranych, więc o całkiem jesiennym wyglądzie. Podobne akcenty widać na plantacjach: porzeczkowe już dawno stoją puste czekając na jesień, wczesne odmiany malin się skończyły, ale dojrzewają późne, a na plantacjach aronii owoce są coraz bardziej czarne i jednocześnie przybywa kolorowych liści. Róże obwieszone są czerwonymi owocami, zarówno te uprawiane dla owoców, jak i dzikie róże przy drogach.

Przy niskim słońcu przeszedłem opuszczoną plantację czarnego bzu, tę samą, na której znalazłem maleńkie różowe kwiatki łyszczcu.

Po raz pierwszy widziałem roztoczańskie pola w tej kolorowej, złotej godzinie.

Na szczycie pagóra, w pobliżu plantacji malin ze znaną mi brzozą płaczącą, zdjąłem plecak zarządzając przerwę – miejsce było dobre do oglądania końca dnia, z widokiem na daleki horyzont, a słońce wisiało już nisko. Patrzyłem też na chmury, klasyczne cumulusy. Ich wielkość, mięsistość, niemal dotykalna materialność, także przemiany ich kształtów i barw, były piękne.

 








Słońce zaszło kilka minut przed dwudziestą, godzinę wcześniej niż w najdłuższe dni. Nie, nie marudzę. Dni nadal są długie i aż do października takie będą. 

 







Idąc do wsi, nadal słyszałem prace kombajnów; pracować będą zapewne i jutro, w niedzielę, skoro zapowiadana jest zmiana pogody, a zboże mocno już jest dojrzałe.

W szarej godzinie, niemal w ciemności, doszedłem do samochodu zadowolony z decyzji wyjazdu. Dzień wykorzystałem cały, od wczesnego ranka do nocy.

Dzisiejsza trasa: chodziłem po polach na południe i zachód od wsi Gródki.

PS

To cytat ze strony https://rjp.pan.pl

»Pisownia nazw towarów, które to nazwy są utworzone od nazw własnych, podlega tym samym zasadom, co pisownia nazw innych towarów. Tak więc o ile nazwę marki towaru traktujemy jako nazwę własną, o tyle nazwa produktu danej marki jest uznawana za nazwę pospolitą i piszemy ją od małej litery.«

Więc kombajn marki Bizon, a po polach jeździły bizony. Jeśli źle interpretuję cytowaną zasadę, proszę o wskazanie błędu.





 
















wtorek, 17 sierpnia 2021

Wariatkowo

 

Od kilku miesięcy otrzymuję maile z tak zwaną Info Pigułą. To zbiór wiadomości z kraju i ze świata okrojonych do meritum i podanych w formie krótkich notatek. Nie znam adresu firmy wysyłającej, ale myślę, że zainteresowany dość szybko dotarłby do niej.

Od pewnego czasu kopiuję z tych wiadomości informacje o pewnych… hmm, dziwnych zjawiskach.

Przypominają mi one wahadło. Takie wysokie i ciężkie, mające wielką bezwładność. Może podobne do wahadła Foucaulta?

Zajrzyjcie tutaj, dowiecie się, o czym myślę.

Zjawisko wahadła obserwuje się w życiu społeczeństw, w normach, obyczajach, w modzie. Kiedyś modne były dzwony, spodnie z bardzo szerokimi nogawkami, a później tak wąskie, że trudne do założenia. Przykłady można mnożyć, tutaj wskażę tylko jeden, dotyczący tematu: kiedyś ludzi o nieco innych preferencjach seksualnych karano okrutnie i bezsensownie jak jakichś zbrodniarzy, teraz wahadło mocno się wychyliło na drugą stronę. Kiedyś się wyrówna i będzie normalnie, ale nie nastąpi to szybko, ponieważ wahadło ma dużą bezwładność.

Póki co mamy… wariatkowo.

Dodam tylko, że cytaty ograniczyłem znakami »«, i że skróty oraz pisownia są oryginalne.


»Szkocja, Uniwersytet Abertay w Dundee prowadzi podstępowanie dyscyplinarne wobec studentki prawa i 29-l. matki 2 dzieci, Lisy Keogh, za stwierdzenie że istnieją różnice biologiczne w płci, gdyż tylko kobiety mają pochwy, a mężczyźni są silniejsi fizycznie. Kobieta uważa, że godzi się w jej wolność słowa i jest zdziwiona, że część studentów uznała ją za transfoba«

* * *

»Twitter zawiesił konto hiszpańskiego parlamentarzysty profesora Francisco Jose Contrerasa za tweet, iż mężczyzna nie może zajść w ciążę, bo nie ma macicy i nie jajeczkuje. Contreras jest 1 z największych, żyjących hiszpańskich intelektualistów.«

* * *

»Hiszpania, lewicowa koalicja trzech partii przedłożyła w Kongresie projekt ustawy o "rzeczywistej" równości płci - zakłada, że do zmiany płci wystarczy wyrażenie woli, a medyczne zabiegi zmieniające płeć mają być bezpłatne. Minimalny wiek dla zmiany płci określono na 16 lat bez zgody rodziców lub 12 za zgodą. Umożliwić ma się "wspomaganie prokreacji" osób transpłciowych.«

* * *

»Wlk. Brytania, Maya Forstater zwolniona w 2019 r. z pracy w think tanku Center for Global Development za przekonania, że płeć biologiczna nie podlega zmianie, a jedynie podlega jej tożsamość płciowa, wygrała przed Sądem Pracy z byłym pracodawcą i środowiskami LGBT. Jej przekonania, wg sądu, nie naruszają równości i nie są transfobiczne.«

* * *

»Los Angeles, w Wi SPA w wybuchła awantura, gdy do szatni pełnej kobiet i dziewczynek w dniu przeznaczonym wyłącznie dla kobiet wszedł nagi mężczyzna i zaczął się przebierać. Jak tłumaczył, identyfikuje się jako kobieta. Obsługa nie zareagowała, więc kobiety wszczęły awanturę.«

* * *

»USA, w Los Angeles doszło do starć ulicznych po wiralowym nagraniu z Wi Spa, gdzie kobiety uskarżały się na towarzystwo mężczyzny identyfikującego się jako kobieta, który nago paradował wśród kobiet i dziewczynek. Pod Spa doszło do demonstracji przeciwników dopuszczania takich osób do przestrzeni dla kobiet, którzy starli się z Antifą.«

* * *

»Anglia i Walia, Sąd Najwyższy dla tych krajów orzekł, że przestępca, który tylko zadeklaruje iż czuje się kobietą, może odbywać karę w więzieniu dla kobiet. To wyrok w sprawie więźniarki, która miała być napastowana seksualnie przez rzekomo transseksualnego współwięźnia.«

* * *

»Hiszpania, nauczyciel biologii z 25-letnim stażem, Jesus L.B. Lopez, został zawieszony na pół roku w publicznej szkole średniej pod Madrytem za nauczanie, że "naukowo istnieją tylko 2 płcie" co wg niego jest tak oczywiste jak to, że "Ziemia jest okrągła". Nauczycielowi pomniejszono też pensję o 600 euro/m-c. Rada ds. edukacji uznała jego nauki za "homofobiczne, rasistowskie, patriarchalne i pogardliwe". Teraz idzie on do sądu jako ofiara prześladowań ideologicznych, reprezentuje go organizacja Prawników Chrześcijańskich. Lopez podnosi też, że w szkole w ramach lekcji organizowane są bez wiedzy rodziców pogadanki o gender, na których prezentuje się treści graniczące, wg niego, z pornografią.«

* * *

»Lufthansa wprowadzi takie sposoby witania się z pasażerami, by nie używać zwrotów płciowych, jak panie, czy panowie, a do systemu rezerwacji doda trzecią nieokreśloną płeć. Podobne zmiany wdrożą inne europejskie linie jak SWISS, czy Eurowings.«

* * *

»J.K. Rowling (autorka serii o Harrym Potterze) znów mierzy się z falą hejtu środowisk LGBT, gdy skrytykowała pomysł korzystania z damskich toalet przez mężczyzn deklarujących się jako kobiety, uznając to za niebezpieczeństwo dla kobiet. Rowling podkreśla, że otrzymuje od aktywistów LGBT setki gróźb pobicia, zgwałcenia, a nawet śmierci.«

* * *

»USA. Osadzony deklarujący się jako kobieta zgwałcił i zapłodnił współwięźniarkę w więzieniu dla kobiet Central California Women's Facility, gdzie kary odsiaduje już 20 mężczyzn-przestępców podających się za kobiety, w tym przestępców seksualnych. Obecnie w Kalifornii 260 przestępców wnioskuje o przeniesienie do więzień dla kobiet, gdyż odkryli w sobie kobiecość. Jest już rozwiązanie: władze więzienia oferują więźniarkom dostęp do tabletek antykoncepcyjnych i bezpłatnych aborcji.«

* * *

Wariatkowo poprawne politycznie, czyli też wariatkowo:


»Hiszpania, socjalistyczny rząd Aragonii wymaga, aby wśród 217 rozpisanych konkursów na lekarzy rodzinnych, 29 było zarezerwowanych dla m.in. lekarzy transseksualnych, lekarzy chorujących psychicznie, lekarza niepełnosprawnego intelektualnie, czy lekarzy ofiar terroryzmu. Od 2019 r. w regionie w każdej publicznej ofercie pracy musi być miejsce dla chorujących psychicznie. «

* * *

Antywariatkowo, ale nie pozbawione elementów wariatkowa:


»Australijski Senat zakazał języka "neutralnego płciowo" jak np. "rodzic karmiący" w miejsce "mamy".«

niedziela, 15 sierpnia 2021

Przydrożne drzewa, poezja i meteory

 110821

Nietypowy to był wyjazd.

Nie dość, że wyjechałem trochę później, to jeszcze dwa razy zmieniałem początek trasy, więc i miejsce parkowania samochodu. To moje niezdecydowanie miało konkretne powody, które ostatecznie spowodowały wcześniejszy powrót do domu. W drodze byłem pięć godzin, przeszedłem może 10 kilometrów, jednak parę letnich obrazów widziałem i chciałbym je zachować w pamięci; ocalić od zapomnienia jako drobinki czasu nie zawsze łatwego, nawet nie zawsze przyjaznego, ale mojego.

Samochód zostawiłem przy wiejskim sklepie, vis a vis remizy we wsi Hosznia Ordynacka. Ta wioska położona jest w tak pięknej okolicy, że już zdążyłem do niej wrócić – i będę wracał. 

 

Chcąc przeciąć węzeł splątanych myśli, bez zastanowienia, bez kluczenia wzrokiem po mapie, poszedłem na wzgórze nad wioską, na którym stoi wieża widokowa. Będąc tam, postanowiłem pójść zboczami łagodnych wzgórz widzianymi z wieży. Zdobią je zagajniki i pojedyncze drzewa, kolorowe domki małych wiosek i oczywiście pasemka pól, a rozciągają się szeroko i daleko – aż po odległy horyzont.

Szedłem boczną, zarastającą drogą póki była, a gdy skończyła się przed gęstą ścianą zagajnika, niewiele dalej znalazłem jej ciąg dalszy, a może inną drogę.

Doprowadziła mnie na opuszczone gospodarstwo, właściwie do jego resztek. Wielka lipa przy mało już widocznej drodze zapewne ocieniała dom lub bramę wjazdową, nieco dalej jeszcze stoi stodoła zarastająca krzakami. Widok dziczejącego sadu owocowego obok ruin domu zawsze robi wrażenie, jest dla mnie zobrazowaniem słowa i pojęcia „opuszczenie”. 


 

W tamtym miejscu równie duże wrażenie zrobiła linia elektryczna. Taka zwykła, z czterema przewodami wiszącymi na betonowych słupach. Kończyła się ostatnim słupem stojącym na brzegu zarośli, które kiedyś były podwórzem. Dostarczyła prąd aż tutaj, ale niepotrzebnie, bo nie ma co zasilać. Pustka i osamotnione jabłonie elektryczności nie potrzebują. 

 

Kiedy stałem na opadającej po zboczu drodze i patrząc na przydrożne czereśnie próbowałem dojść, co w ich widoku tak mi się podoba, przypomniał mi się werset z „Pieśni” Gałczyńskiego:



„Minął dzień. Wciąż prędzej, prędzej
szybuje czas bez wytchnienia.
A ja chciałbym twoje ręce
ocalić od zapomnienia.

(...)

Jesteśmy w pół drogi. Droga
pędzi z nami bez wytchnienia.
Chciałbym i mój ślad na drogach
ocalić od zapomnienia.”


Właśnie tak! W stanie głębokiego przeżywania ważne stają się zwykłe gesty, obrazy, dźwięki, i niesione przez nich wrażenia.

Chęć poety jest doskonale zrozumiała, bo przecież wszystkie moje opisy wędrówek, setki tekstów i zapewne już tysiące godzin nad nimi spędzonych, są przejawem pragnienia ocalenia od zapomnienia, przy czym nie o pamięć potomnych chodzi, a o zapamiętanie chwil swojego życia. Chciałbym ocalić je wszystkie od zapomnienia, nawet te drobne, jak zapatrzenie się na czereśnie rosnące przy zarastającej drodze polnej.


Fragment wiersza „Pieśni” skopiowałem ze strony poświęconej K. I. Gałczyńskiemu.

* * *

Późniejszy dopisek.

Jest ciepły, pogodny wieczór. Wróciłem z dworu. Siedziałem na ławce w nieco ciemniejszym zakątku placu zabaw, między blokami osiedla, i gapiłem się na niebo. Udało mi się złowić perseidka. Jednego tylko, ale wyraźnie widzianego. Dobrze mi się tam siedziało, chłonąłem uroczą atmosferę wieczornych letnich i leniwych chwil tak rzadko przeżywanych w moim pracowitym życiu, a jako premię ekstra dostałem swój okruch materii płonący w ziemskiej atmosferze.

Zadziwia mnie nie tylko samo zjawisko, mimo braku tajemniczości, ale i szybkość tych meteorów. Lecący na dużej wysokości samolot pasażerski powolutku przesuwa się na niebie, a przecież pędzi z szybkością 800 km na godzinę, czyli ponad 200 metrów na sekundę. Płonący w atmosferze meteor widać przez moment, a jest błyskawicą, oszałamiającym pędem liczącym 60 km na sekundę, czyli 216 tysięcy kilometrów na godzinę. Ćwierć tysiąca razy szybciej, niż rozpędzony Boeing. Samolot obleci Ziemię w dwie doby, komecie zajęłoby to niecałe 12 minut.

Oto skala kosmicznych prędkości i powód tej mgnienie oka trwającej błyskawicy.