Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

sobota, 22 marca 2025

Trzy tematy

 220325

Dwadzieścia czy nawet więcej procent ludzi nie wie, co definiuje rok, a ponad połowa nie wie, dlaczego pory roku zaczynają się akurat w podawane dni. Piszę więc dla przypomnienia, ale i dla podkreślenia radosnego faktu rozpoczęcia wiosny.

 
Wiadomo, że rok jest czasem obiegu Ziemi wokół Słońca. Wiadomo też, że kręcąc się po swojej orbicie, nasza planeta jest nieco pochylona. Owszem, jest (prawie dokładnie) kulą, więc trudno mówić o pochyleniu, ale obraca się też wokół swojej osi. Ta oś obrotu przebiega przez bieguny, i właśnie ona jest pochylona do płaszczyzny utworzonej obiegiem planety wokół naszej gwiazdy. Gdyby oś obrotu Ziemi była pionowa do płaszczyzny obrotu wokół Słońca, wtedy w południe zawsze byłoby pionowo nad równikiem, jednakowo oświetlając północną i południową półkulę, a przez to nie byłoby pór roku. W pobliżu równika byłoby jeszcze bardziej gorąco, a na biegunach przez cały rok trwałby niekończący się wschód czy też zachód. Właściwie ani jedno ani drugie, skoro Słońce zawsze (pozornie) kręciłoby się na linii horyzontu, ani nie wznosząc się, ani nie opadając. Na naszej szerokości geograficznej cały rok byłoby taki, jak w drugiej połowie marca i września, w dnie równonocy. Żadnych zmian, dzień i noc trwałaby po 12 godzin, nie skracając się ani nie wydłużając.

Przez swoje nachylenie, a właściwie dzięki niemu, w czasie rocznego biegu Ziemia nie jest jednakowo wychylona do Słońca, a okresowo północną półkulą, południową, lub dwa razy w roku równikiem. Ten ostatni układ jest w czasie równonocy wiosennej i jesiennej. W te dwa dni Słońce w południe wznosi się aż do zenitu nad równikiem, czyli świeci pionowo. Nie rzuca cienia, a na biegunach widać je na linii horyzontu. Na obu biegunach jednocześnie, bo obie półkule oświetla jednakowo. Stan taki trwa tylko chwilę, jako że Ziemia powoli ale nieustannie zmienia swoje położenie względem swojej gwiazdy. We wrześniu kolejnego dnia zaświeci w zenicie już odrobinę za równikiem, bardziej na południe, wtedy na tamtej półkuli dzień się będzie wydłużał, a nas, czyli na północ od równika, skracał; w marcu jest odwrotnie.

Dwa dni temu, 20 marca o godzinie 10 (według naszego czasu) Słońce stało w zenicie nad równikiem będąc gdzieś nad wschodnią Afryką. Dzisiaj, po dwóch dniach, w zenicie będzie blisko 60 kilometrów na północ od równika, a to znaczy, że u nas zobaczymy je w południe odrobinę wyżej. Wschód będzie nieco wcześniejszy, zachód późniejszy, czyli dzień będzie stopniowo coraz dłuższy także względem nocy. Piszę „także”, bo przecież dzień się wydłuża już od końca grudnia, ale dopiero po 20 marca będzie dłuższy niż noc.

Słowem: WIOSNA!

Może wystarczy tego wymądrzania.

Zdjęcia czereśni i gwiazdnicy wielkokwiatowej zrobiłem pierwszego maja, dwa lata temu.

* * *

 To zdjęcie z Ukrainy zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Komentarz nie jest potrzebny.

* * *

Nieustannie słyszę stwierdzenia o uratowaniu nas przez Unię, że gdyby nie przystąpienie do niej, u nas byłoby jak w Ukrainie. Prawda jest bardziej skomplikowana. Unia pomogła nam, ale nie odwróciła trendów istniejących u nas przed przystąpieniem do tej organizacji. Oto dowód, zestawienie PKB Polski i Ukrainy z uwzględnieniem różnic w sile nabywczej pieniędzy, na co wskazuje skrót PPP.

 Widać wyraźnie nasz stabilny piętnastoletni trend wzrostowy jeszcze przed przystąpieniem do Unii. Co prawda można też zauważyć lekkie przyspieszenie po wejściu do tej organizacji w 2005 roku, ale nie ma jednak żadnej radykalnej zmiany po tej dacie. Nas napędza chęć dorobienia się, zamożności porównywalnej do zachodniej, a mniejsza korupcja nie niszczy tak, jak Ukraińców. Kiedyś w pracy próbowałem uświadomić Ukraińcowi, że dawanie łapówki policjantowi jest złe dla kraju, a on się ze mnie śmiał. Dwa światy, którego dwa odmienne oblicza widać na tym wykresie. A swoją drogą właśnie ta nasza dążność do zamożności, do sukcesu zawodowego, do stworzenia Zachodu tutaj, nasza niezagubiona jeszcze zaradność i umiejętność pokonywania przeszkód, odpowiada za wzrost PKB ostatnich lat, gdy rozleniwiony dobrobytem i stabilizacją Zachód ulega stagnacji albo i regresji.

Unia się zmieniła. Miała usprawniać i ułatwiać rozwój gospodarczy niezależnych krajów, a stała się organizacją dążącą do centralizacji władzy i uczynienia z Europy państwa federacyjnego. Rządy państw członkowskich coraz mniej mają samodzielności, coraz więcej decyzji zapada w Brukseli, a w nich rozsądku ekonomicznego, logiki i sprawiedliwości ubywa w zastraszającym tempie.

Dwa wykłady na temat Unii Europejskiej.

Kilka wstrząsających obrazów współczesnej Unii: tutaj.

Pisałem już o skutkach wprowadzenia pieniądza cyfrowego CBDC. Tutaj usłyszałem bardzo podobne prognozy i diagnozy.

Oto prawdziwe oblicza współczesnej Unii!!

środa, 19 marca 2025

Słoneczny dzień przedwiośnia

 160325

Tej zimy wyjątkowo uporczywie towarzyszyła mi niepewność, powracające pytania o to, co będzie z nami, co wymyślą możni tego świata, ale też myśli o szybko ubywających latach przede mną. Jednak na dzisiejszej wędrówce, prawdziwie przedwiosennej, ponownie pomogła mi Natura. Wszędzie widziałem pęczniejące pąki liściowe i rozwijające się liście, zwłaszcza na zawsze spieszących się krzewach, widziałem kępy świeżych traw i wczesnowiosenne kwiaty. Po raz kolejny, a jednocześnie tak jakby pierwszy, zobaczyłem, że natury nie obchodzą ani obawy ludzi, ani ich wariactwa. Rokrocznie doświadczam na sobie zbawiennego wpływu tej stałej, niewzruszonej powtarzalności cyklów przyrody, a każdej następnej wiosny ta odwieczna prawda działania na mnie silniej. Pewność powrotu wiosny, budzenia się przyrody, zobaczenia zielonych drzew i wiosennych kwiatów, niezależność tego ogromnego i wspaniałego spektaklu budzenia się przyrody i jej przemian, działa uspokajająco, a nawet uzdrawiająco. Spoglądam też wstecz, na odchodzącą zimę, a może Panią Zimę, skoro już poddałem się jakże ludzkiemu zwyczajowi personifikowania zjawisk przyrody. Żegnam ją z mieszanymi odczuciami: z radością, to oczywiste, ale zabarwioną smutkiem, wszak zabiera ze sobą kolejnych kilka miesięcy mojego czasu. Ta świadomość łączy się z pierwszymi oznakami wiosny i razem wyganiają mnie na otwarte przestrzenie, na pola, pod niebo błękitne, bo przecież czasu coraz mniej, a teraz, gdy zaczyna się wiosna, Chronos, i tak szybki, jeszcze bardziej przyspieszy swój zegar.

Byłem na polach znanych mi z kilku już wędrówek, ale właśnie powrotu do lubianych miejsc potrzebowałem licząc na ich pomoc – i się nie zawiodłem. Zwykle po pierwszych kilometrach, po godzinie lub dwóch, patrzę na zegarek i stwierdzam, że jeszcze osiem czy dziewięć godzin do zmroku i powrotu. Tak było i dzisiaj, jednak po upływie następnej godziny zobaczyłem długie cienie kończącego się dnia. Dobry czas płynie stanowczo zbyt szybko.



Idąc dnem wąskiej doliny ze stromymi i zalesionymi zboczami pagórów po obu stronach mokrej drogi, usłyszałem bliski stukot. Dzięcioł nie chwalił się przed partnerką szybkością uderzeń, a raczej starał się o obiad. Dźwięk dobiegał ze stojącej w słońcu sosny, ale ptaka nie widziałem. Włączyłem aparat i powoli, cicho, obszedłem drzewo. Zobaczyłem go, chyba mnie nie widział zajęty kuciem. Niestety, nie wiem, jakiego był gatunku, a na zdjęciu widać go gorzej niż ja widziałem.




Na uboczu, przy malowniczej zielonej drodze, rośnie masywny dąb. Patrząc na niego wspomniałem inny, gdzieś i kiedyś widziany. Jest większy, bardziej rozłożysty, masywny, a rośnie przy polnej drodze zasypanej żołędziami, ale nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie go widziałem. Parę godzin później doszedłem do rozdroża polnych dróg, widok tej biegnącej w lewo wydał mi się znajomy i… niejasno kojarzył się ze wspomnianym wcześniej dębem. Było popołudnie, wracałem, miałem skręcić w prawo, ale mając rezerwę czasu poszedłem w drugą stronę. Nie pamiętałem okolicy, pojawiła się wątpliwość i myśl o zawróceniu, ale po dojściu do starej plantacji aronii i zobaczeniu jej wyjątkowo rozrośniętej gęstwiny, przypomniałem sobie, że tamtego dnia widziałem tę plantację. Minutę później, po minięciu zarośli, zobaczyłem dąb. Ten dąb. Oto on, król naszych drzew i jeszcze jedno moje drzewo na Roztoczu.








 Kilka ładnych zakątków dzisiaj podziwianych. Będąc w takich miejscach, czasami przychodzi myśl o postawieniu tam małego drewnianego domku i zamieszkania w nim. Niechby nie było prądu i wody, ale byłaby cisza i ptaki, wschody i zachody słońca, a może i zaprzyjaźnione wiewiórki.

 Słońce już zaszło, zaczął się zmierzch. Schodziłem ze wzgórza, na dnie doliny widziałem już budynek sklepu, przy którym zaparkowałem, gdy kątem oka zobaczyłem starą, pokrzywioną, wielopienną wierzbę iwę. Minąłem ją, ale jakaś myśl, skojarzenie czy wspomnienie kazało mi wrócić. Stanąłem przy niej i patrzyłem. Iwa nie grzeszy urodą, ale ma silną wolę życia. Jest jednocześnie słaba i silna. Łatwo się łamie się i pada, ale poddaje się dopiero wtedy, gdy cała, do ostatniego włókna, spróchnieje. Jest jak wojownik o słabym ciele, ale niezłomnym duchu.

Obrazki ze szlaku

 Na tym jednym zdjęciu widać charakterystyczne i często spotykane na Roztoczu zalesione doły, plantację malin, brzeziny w miejscu dawnych pól i pola nadal uprawne.

 Kilka razy słyszałem krzykliwe ptaki. Gęsi powracają?

 Koniec pola, za nim urwisko i doły. Podobają mi się takie miejsca, granice dwóch odmiennych przestrzeni.



 Bazie na wierzbach iwach. To drzewo, tak niepozorne, tak skąpo wyposażone w urodę przez naturę, akurat teraz, na przedwiośniu, zwraca uwagę swoją krótkotrwałą urodą.

 Biała nitka drogi w oddali przyciągała wzrok.



 Sosny, drzewa potrafiące mistrzowsko wykorzystać słońce do strojenia się.

 Ozimina gotowa do wiosennego startu.

 Czyjeś mieszkanie pod miedzą.

 Samotna brzoza baletnica.

 Calutkie pole gęsto zarośnięte nawłocią. Nie lubię tej rośliny. Jest nachalna i bezwzględna, a ładną jest tylko w czasie kwitnienia.

 Dąb z listwą mrozową, czyli blizną po pęknięciu pnia na skutek przemarznięcia. Jak czytam, listwy powstałe po pęknięciu na skutek uderzenia pioruna sięgają ziemi, więc ta jest raczej mrozową.

 Zapomniane słoneczniki zapomniały o swojej letniej urodzie. Wszystkie były bez nasion, więc zapewne nakarmiły ptaki.




 Malownicza sosna na miedzy. Pamiętałem o niej, z góry cieszyłem się myślą o odwiedzinach.

 


Pierwsze w tym roku kwiaty wiosnówki. Zdjęcia skopiowałem z tej strony, bo mnie się żadne nie udało. 


 Stara czereśnia i sześć sióstr.

Takich dróg dużo się ostatnio buduje, a służą do dojazdu na pola. Dzisiaj, w niedzielę, małe było prawdopodobieństwo ruchu na tej drodze, ale przecież wykluczyć takiej możliwości nie można, a ten samochód stał na niej póki kręciłem się w pobliżu, co trwało przynajmniej pół godziny. Ileż to razy parkując w nietypowym miejscu wysiadałem i rozglądałem chcąc się zorientować, czy samochód nie będzie przeszkadzał! Nierzadko bywało, że w rezultacie oględzin przestawiałem pojazd, a tutaj ktoś parkuje na środku drogi i gdzieś idzie. Byłoby mi łatwiej żyć, gdybym też tak potrafił robić.

Trasa: pola i drogi na zachód od wsi Łada na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: 10 godzin, 19 kilometrów.