Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

środa, 18 maja 2022

Zachodnie krańce Roztocza

 100522

Pojechałem nieco na zachód od miejsc poznanych wcześniej, do wsi Błażek.

Wyruszając w drogę nie miałem planów. Szedłem tam, gdzie ładnie, gdzie otwarte przestrzenie i fałdy pagórów, trzymając się jednak ogólnego zamysłu zrobienia pętli i spędzenia przynajmniej dziesięciu godzin w drodze. Długości tras nie limituję, a raczej ogólny czas wędrówki. W zimie starałem się chodzić od świtu do zmierzchu, jednak o tej porze roku raczej trudno o takie wędrowanie, skoro trzeba byłoby iść 15 czy 16 godzin; co prawda w poprzednim roku zdarzały mi się łazęgi trzynastogodzinne.

Poznawana dzisiaj okolica nie różniła się zasadniczo od widzianych wcześniej, ale pewne ślady krańca Roztocza dało się zauważyć: w południe wyszedłem na lokalną szosę idąc w stronę wsi Stare Moczydła, i tam zobaczyłem, zaskoczony, rozległą równinę. Zawróciłem, dlatego na mapie widać poplątany bieg mojej drogi. W parę godzin później przekroczyłem tę samą szosę w miejscu przesuniętym nieco na wschód, i tam znalazłem urokliwe zakątki. Możliwe więc, że troszkę na zachód kończy się Roztocze. Sprawdzę to niebawem.


Roztoczańskie pagórki rzadko mają charakter wzgórz podobnych do stożka; kilka jest w okolicy Tereszpola, innych nie pamiętam. Zdecydowana większość nie ma wyraźnych szczytów, są raczej wydłużonymi garbami z szerokimi i dość płytkimi dolinami między nimi. Są też pasma wyraźnie zaznaczonych, wydłużonych wałów, nierzadko równoległych względem siebie, o bardziej stromych zboczach i węższych dolinach – jak te pięć już prezentowanych równoległych pagórków z biegnącymi po nich wstążkami pól.

Czasami takie w miarę uporządkowane pasma pagórów zbiegają się z różnych kierunków w jednym miejscu, tworząc wyjątkowy splot przenikających się dolinek, wzgórków i miedz. Z powodu wzajemnego usytuowania zboczy są tam zakątki niespodziewane, bo niewidoczne z innych miejsc; są ślepe dolinki zamknięte stromą ścianą drzew i pola o nieregularnych, czasami fantazyjnych kształtach, można tam znaleźć przejścia wąskim polem między dwiema ścianami drzew prowadzące na urokliwych zaułków. Oczywiście są drogi wyłaniające się zza grzbietu i zaraz znikające za innym, albo dla odmiany pnące się falistą nitką po grzbiecie. Miedze miewają tam kształty wyjątkowo ładne i praktyczne dla wędrowca: z wyższej strony są na poziomie pola, z drugiej opadają na niższe pole niemal pionową ścianą, czasami nawet kilkumetrowej wysokości. Najlepsze to miedze do odpoczynku, ponieważ można na nich siedzieć mając swobodnie wiszące nogi, chociaż zdarzało mi się iść wzdłuż takich miedz w poszukiwaniu przejścia.




 Takie miejsca są dla mnie najładniejsze, najbardziej urozmaicone i wyjątkowo malownicze. Na pierwszym dzisiaj poznanym takim zbiegu pagórów siedziałem godzinę na między pod czereśnią, jak dziecko majtając nogami, a wracając samochodem, widziałem inne w pobliżu Błażek. Pojadę tam poznać je bliżej.

Jak już wspomniałem, kilka kilometrów dalej zawróciłem widząc równinę za szosą. Na mapie widziałem spory las, pokrzywione poziomice zapowiadające falisty teren, nitki paru dróg, zdecydowałem więc obejść ten rozczłonkowany, duży masyw. Po paru kilometrach zorientowałem się jednak, że nie zdążę. Zawracać nie chciałem, więc umyśliłem sobie przeciąć kilkusetmetrową odnogę lasu i w ten sposób skrócić drogę.

Może znajdę dukt, a jeśli nie, to nie pierwszy raz będę szedł według słońca – kalkulowałem.

Drogi nie znalazłem, ale ładny las bukowy i wąwóz owszem.



Na brzegu lasu zobaczyłem jednego z największych buków jakie kiedykolwiek widziałem. Moje kije mają długość 120 cm, więc obwód pnia tego olbrzyma wynosi ponad trzy metry. Zaraz za nim był wąwóz o stromych ścianach i kamienistym dnie. O ile takie ściany zdarzają się często, o tyle kamienie (wyglądały jak opoka), spotkałem dopiero po raz drugi. Na jednym z nich zobaczyłem coś ciekawego. Proszę spojrzeć na zdjęcie, widać na nim sporą garść równo ułożonych zeszłorocznych liści. Dziecko się tam nie bawiło, bawiła się woda. Sprawdziłem wysokość: liście leżały dobre 30 centymetrów nad dnem wąwozu. Marsz jego dnem po ulewnej burzy byłby niełatwą przeprawą. Na otwartej przestrzeni było sucho, ciepło i słonecznie, a na dnie był głęboki cień, wilgoć i chłód. 


Pamiętając letnie wyjazdy, w majowe dni szczególnie cenie idealne warunki wędrowania. Temperatura jest akuratna i co ważniejsze, jeszcze nie ma komarów, tak uprzykrzonych, szczególnie w wilgotnych i zacienionych miejscach. Teraz można usiąść w dowolnie wybranym miejscu i siedzieć spokojnie bez konieczności ustawicznego oganiania się od insektów.

Mając jeszcze rezerwę czasu, poszedłem w pobliże miejsc, które kilka godzin temu wydały mi się monotonnie równe. Byłem mile zaskoczony widząc klasycznie roztoczańskie falowanie pól.



Obrazki ze szlaku.

Kilka razy pisałem o liściach brzóz prześwietlonych słońcem, ale nie zamieszczałem zdjęć, bo po prostu nie miałem nawet przeciętnej jakości. Bardzo trudno uchwycić apartem to lśnienie liści, dla nas tak wyraźne i ładne, a niewidoczne dla aparatu. Na tych zdjęciach chociaż trochę udało mi się uchwycić urok małych listków brzozowych.

 



Kilka młodych topól osik też ładnie wyglądało w słońcu. Kolor ich młodych liści jest wyjątkowy, chociaż prostujące się listki dębów miewają podobny kolor. 

 



 Na miedzach widziałem wiele jarzębin, tych zwykłych, pospolitych jarzębin. Może niech się nie spieszą z kwitnieniem i owocowaniem, bo od lat obserwuję ścisły związek między czerwienieniem się ich owoców a końcem lata.

 




Idąc brzegiem lasu często widuję wysypiska śmieci, ale to zrobiło na mnie szczególnie negatywne wrażenie. 

 


 Oto roztoczańskie muzeum starych telewizorów. Wstęp wolny.

Przyznam się do nierzadkiego snucia fantazji w takich miejscach. Otóż wyobrażam sobie (tylko się nie śmiejcie ze mnie!), że mam moc ruszenia tych zwałów śmieci i przeniesienia ich w powietrzu wprost do domów właścicieli. Wyobrażam sobie ich miny, gdy widzą, jak do ich czystego pokoju, na ładny dywan czy parkiet, wali się stos brudnych śmieci! Wyobrażacie sobie ich miny? A ich oburzone głosy, telefony do policji? Ja wyobrażam sobie i mam wtedy dobry ubaw. Gdybym potrafił tak robić, chodziłbym po Roztoczu całymi dniami i nie odczuwałbym zmęczenia, a wielką satysfakcję i autentyczną radość dającą mi siły do dalszego chodzenia.

Wiele widuję pól tak małych, że niemożliwe jest na nich obrócenie się kombajnem; spotyka się takie na przykład za drogą przecinającą pole, a przed ścianą lasu. Widać, że rolnikom szkoda zostawić te dwa czy trzy ary, czego absolutnie nie krytykuję. Tutaj pokazuję kraniec pola zaoranego do samego końca, gdzie jego szerokość wynosi może trzy metry.

 


Widziałem zielone zalążki owoców wiśni ptasiej, czyli pospolitej dzikiej czereśni – trześni. Ledwie białe płatki godowego stroju opadły, a już wyłania się zielona kulka owocu. Czekam na czerwcowe dni obżarstwa. Będę jeździł na Roztocze i jadł, jadł, jadł. 

 


Trasa: chodziłem między wioskami Błażek, Pasieka i Nowe Moczydła na zachodnim Roztoczu. Wieś Błażek jest usytuowana w górnej części niżej zamieszczonej mapy; nie wiem dlaczego nazwy większych wiosek znikają na używanej mapie przy powiększeniu skali, skoro miejsce na napis jest.

Niemal 20 km przeszedłem w czasie jedenastu godzin.


 

















































2 komentarze:

  1. Kolejna pełna urokliwych miejsc wędrówka. Nie wiem jak to jest, że te pojedyncze drzewa przy drogach czy miedzach tak przyciągają wzrok. Niestety i diabelne wysypiska śmieci też muszą nas prześladować. Może dobrze, że obiektyw mniej widzi niż nasze oko. Bo to pozwala nam osobiście cieszyć się pięknymi widokami, możemy budować sobie zaczarowany świat. I ciągle ciągnie, żeby chociażby cieszyć się widokiem słońca przenikającego poprzez liście brzóz czy innych drzew. Pozdrawiam wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże słuszne spostrzeżenie, Aleksandro!
      Nie byłoby dobrze, gdyby świat z całą jego różnorodnością i całym pięknem dało się odwzorować na zdjęciach, czyli cyfrowo. Niech zostanie jak jest: fotografie tylko pomagają zapamiętać, czy przypomnieć sobie, przeżycia w świecie rzeczywistym.
      Mnie też ciekawi najgłębszy powód oddziaływania na nas widoku pojedynczych drzew na polach. W gruncie rzeczy nie jest to ważne, ale zwykłem dociekać przyczyn swoich emocjonalnych stanów.

      Usuń