Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 2 października 2023

Ostatni dzień lata

 220923

W ostatni dzień lata nie mogłem siedzieć przy komputerze czy nad książką, to oczywiste, pojechałem więc na Roztocze w znane już miejsca, i tam, patrząc na lubiane krajobrazy, pożegnałem lato.


 

Mówi się o jednakowej długości lata i zimy, ale to oczywista nieprawda: lato trwa chwilę, a im jestem starszy, tym zima jest dłuższa; czasami zdaje się nie mieć końca. Jedyna rada jaką znajduję i stosuję, to możliwe częste wyjazdy na włóczęgi, i chociaż nie zmieniają one subiektywnego odczucia różnic upływu czasu, łagodzą późnojesienny smutek. Piszę o późnej jesieni, tej z połowy listopada, ponieważ najbliższy miesiąc, a więc pierwszy miesiąc jesieni, jest czasem litościwego przyzwyczajania nas przez Aurę do czarnych, nagich gałęzi drzew pod pustym i chmurnym niebem. Raz tylko widziałem sejmik bocianów przed odlotem, a jaskółki odleciały niepostrzeżenie. Dzisiaj usłyszałem klangor, podniosłem głowę i zobaczyłem klucz ptaków, ale nie rozpoznałem gatunku. Ten dźwięk jednoznacznie kojarzy mi się z końcem lata i budzi we mnie nostalgiczny nastrój; jakby wiosny już miało nie być ani powrotu odlatujących ptaków, a jest on, ten nastrój, wyjątkowy nie tylko swoją intensywnością, ale i pragnieniem dłuższego jego odczuwania. Jest w nim trudny do zrozumienia pierwiastek piękna.

Oto jedna z cech współczesności: na zapytanie Google o klangor wyświetliła się informacja o serialu filmowym. Dziwny się robi ten świat, coraz bardziej oddalony od przyrody, a przyklejony do ekranu.

Byłem już dwa (raczej trzy) razy na polach dzisiaj odwiedzonych, ale nie odczuwałem chęci poznawania nowych miejsc. Myśl o końcu lata, o jesiennych zmianach, kierowała mnie w stronę dróg już znanych. Chyba w sposób niezupełnie uświadomiony chciałem je pożegnać, a na pewno zobaczyć najładniejsze miejsca. W tych powrotach niemałą rolę odgrywa moja definicja dobrego poznania okolicy: otóż uznaję ją za taką gdy wiem, gdzie wiedzie droga, którą idę, i co zobaczę za wzgórzem, a przy mojej pamięci, także i rozległości Roztocza, daleko mi do takiej znajomości.

Teraz, gdy większość pól jest pusta, wędruje się swobodnie, nie szukając dróg, bo te są właściwie wszędzie. Nawet pola kukurydzy nie są dużą przeszkodą, bo można przez nie przejść bez łamania roślin, a trudno się robi dopiero po deszczu.

Trafiłem na plantację malin. Jak na wielu w tym roku, tak i na tej nie widziałem śladów zbiorów, mimo że dużo owoców opadało. Pofolgowałem swojemu łakomstwu, przyznaję. Niewiele dalej wyszedłem na szosę i po paru minutach marszu usłyszałem wołanie:

Nie chce pan malin? Niech pan przyjdzie!

Wołała do mnie kobieta zbierająca maliny na plantacji zaczynającej się przy szosie. Przecież nie mogłem powiedzieć, że właśnie objadłem się owocami. Po przywitaniu właścicielka wprost powiedziała, że się jej nudzi samej i chciała ze mną porozmawiać. Słowem: przekupiła mnie malinami. Wiele już nie zjadłem, lepiej (jak sądzę) poszło mi z rozmową, a przy pożegnaniu dostałem zgodę na zebranie dowolnej ilości malin do pojemnika i zabranie do domu. Skorzystałem, i wracając, napełniłem butelkę po wodzie, oczywiście po ucięciu szyjki. W dwie godziny później wyjątkowo słodkie maliny wręczyłem żonie.

Obrazki ze szlaku

 Ursus C-330, najsławniejszy ciągnik dawnych lat, nadal najpopularniejszy (obok nieco większego C-360) na Roztoczu. Dziwię się zakończeniu produkcji tego traktorka wobec jego wielkich zalet. Otóż mają one 40 lat i nadal pracują; rekordziści działają nawet półwiecze. Owszem, nie są tak wygodne jak współczesne, nie oferują wielu ułatwień, np. wyciszonej i szczelnej kabiny czy klimatyzacji, ale są wyjątkowo proste w naprawie i tak trwałe, że właściwie nie do zajechania. Idealne dla niezamożnych rolników uprawiających niewielkie pola, skoro radzą sobie z dwuskibowym pługiem i kilkutonową przyczepą. Byłyby świetne w biednych krajach afrykańskich. Są też bardzo oszczędne w zużyciu paliwa: spalają od 2 litrów oleju na godzinę przy lekkich pracach, do 5 litrów przy ciężkiej, głębokiej orce.

Może właśnie te ich zalety były przyczynami zakończenia produkcji?

 Ostatnie kwitnienia nawłoci. Pszczoły chyba też o tym wiedzą, skoro tak licznie uwijają się wokół kwiatów.


 Poznana dzisiaj brzoza baletnica.


 
Dwa rodzaje pospolitych roślin często widywanych na polach i nieużytkach: żółtnica owłosiona i rdest plamisty. Proszę o sprostowanie jeśli się mylę.

 Ten duży burak cukrowy leżący przy polnej drodze zapewne spadł z przyczepy. Stałem nad nim i patrzyłem, widząc siebie sprzed lat. Jesienią zbierałem takie buraki na garbatej lubelskiej ulicy, przynosiłem do domu i prosiłem mamę o zrobienie ciasta. Bywało, że mama niezbyt entuzjastycznie reagowała, wtedy deklarowałem pomoc. Obierałem buraka, mama tarła go na wiórki i dodawała do ciasta. Ten „specjał” był, szczerze mówiąc, taki sobie, ale mnie i kolegom z ulicy bardzo smakował. Ponad pół wieku minęło od tamtych jesieni, a ja pamiętam smak tego buraczanego zakalca. Zauważcie, proszę, zmianę na lepsze i jednocześnie na gorsze: teraz dzieci nie przynoszą do domu buraków, nie znają smaku tego bieda-ciasta, ale też trudniej im (albo i bardzo trudno) o tak proste, a pamiętane dziesięcioleciami, przyjemności. Nie, nie jestem za powrotem tamtych biednych lat sześćdziesiątych, tylko wspominam swoje dzieciństwo – szczęśliwe mimo braku danonków i snikersów. Czasami myślę, że właśnie z powodu tych braków nie tylko tak bardzo smakował buraczany byle jaki wypiek, ale i pozytywne przeżywanie było prostsze i łatwiej osiągalne.

Trasa: między Batorzem a Aleksandrówką.

Statystyka: 17 km przedreptałem w 6 godzin, a 4,5 godziny siedziałem na miedzach i się gapiłem.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz