Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

niedziela, 3 listopada 2024

Droga S3 i problem z CO2

 Oczywiście odwiedziłem teren byłej budowy drogi S3, teraz już otwartej dla ruchu, a chciałem zobaczyć jakość prac wykończeniowych. Ogólne wrażenie wyniosłem dobre, ale widziałem sporo drobnych niedoróbek i nieuprzątniętego bałaganu. Na zdjęciach niżej widać ziemię w rowach odwadniających, niezabezpieczone zbocza już wypłukane przez wody opadowe, podmyte skarpy o nieutwardzonych zboczach. Nad krótszym tunelem, a wykonano go metodą odkrywkową, czyli na koniec został zasypany, złożono wiele karp drzew wyciętych przy budowie. Uznałem ten pomysł za dobry, bo zostawione w tym niewidocznym miejscu z czasem użyźnią glebę, ale też widziałem wiele karp rozrzuconych w różnych miejscach, gdzie po prostu nie pasują.

Ze szczególną uwagą patrzyłem na zasadzone drzewka. Jest ich mało, bardzo mało. Nad tym krótkim tunelem posadzono ich kilkadziesiąt, przyjmie się (i nie zostanie ogryzionych) na pewno mniej niż połowa, a miejsca jest tam na ponad tysiąc dużych drzew.

Mówi się o walce z CO2, o ratowaniu klimatu Ziemi i takie tam ple ple, a nie ma tańszego i bardziej naturalnego, całkowicie i niezaprzeczalnie zielonego sposobu, nad sadzenie drzew. My i nasze maszyny wypuszczamy do atmosfery CO2 a pobieramy tlen, drzewa (jak i wszystkie rośliny) dokładnie na odwrót.

Oto słowa wyświetlone przez Google w odpowiedzi na pytanie o drzewa:

>>Jedno drzewo pochłania rocznie 6-7 kg CO2, a jeden hektar lasu równoważy roczną emisję spalin czterech samochodów osobowych - wynika z badania przeprowadzonego przez międzynarodową grupę naukowców, która dokonała pomiarów w lesie sosnowym w środkowej części Finlandii.<<

Cytat z innej strony:

>>Podsumowując różne badania, można stwierdzić, że roczna kompensacja CO2 waha się od 21,77 kg CO2/drzewo do 31,5 kg CO2/drzewo. Oznacza to, że jedną tonę CO2 można zrównoważyć za pomocą 31 do 46 drzew.<<

W tym jednym miejscu, nad krótkim tunelem, obszar pasa drogowego zaznaczony żółtymi słupkami mierzy jakieś 3 hektary, więc może tam rosnąć ponad tysiąc dużych drzew równoważących (zgodnie z powyższą definicją) kilkadziesiąt ton CO2 lub, inaczej, emisję tego gazu przez 12 samochodów. Niewiele, ale to tylko na tym jednym też niewielkim skrawku ziemi. Koszt zalesienia jednego hektara to kilkanaście tysięcy złotych. Tanio w stosunku do cen wiatraków: duży, stawiany na lądzie, kosztuje kilkanaście milionów, czyli tyle, ile zalesienie tysiąca hektarów.

Mało tego jednego przykładu! Każdy kierowca wie, jak rozległe są skrzyżowania z drogami ekspresowymi, jak wiele tam nitek dróg dojazdowych i przestrzeni między nimi. Owszem, widuje się tam kępki drzew, ale w niewielkich ilościach. Większość powierzchni zajmują trawy, chwasty lub jakieś krzewy, a mogłyby tam rosnąć drzewa. Ilość takich skrzyżowań idzie w setki jeśli nie w tysiące. Można pójść jeszcze dalej i powiedzieć o przydrożach zwykłych szos, a zarośniętych chwastami nieużytkach, o terenach poprzemysłowych, etc. Ileż dziesiątków milionów… nie, ileż setek milionów drzew można wszędzie tam zasadzić, istotnie przyczyniając się do poprawy klimatu i składu atmosfery!

Sadzenie drzew nie jest panaceum, skoro szacunki mówią o potrzebie zasadzenia miliardów dodatkowych drzew jeśli tylko do nich ograniczylibyśmy swoje działania, ale niewątpliwie istotnie przyczyniłoby się do poprawy, nie tylko w związku z CO2. Oto cytat z tej strony:

>>O ile oczywiście osiągną swój dojrzały wiek, bo tylko wówczas w swoich ogromnych pniach, koronach i korzeniach zgromadzą duże ilości CO2, a także przyczynią się do zmniejszenia efektu albedo (dobowych różnic temperatur związanych z odbijaniem promieni słonecznych od powierzchni Ziemi), lokalnie zwiększą wilgotność, obniżą temperaturę i ciśnienie, a także zwiększą prawdopodobieństwo pojawienia się bardziej regularnych opadów deszczu na dużych obszarach Polski. Zwiększą również potencjał gleby do zatrzymywania wody (zwłaszcza jeśli w tej glebie dodatkowo zostanie umieszczony węgiel drzewny), a tym samym obniżą ryzyko powodzi.<<

Dlaczego więc nie robi się tego? Dlaczego nieustannie przekonuje się nas do stawiania wiatraków i paneli, a tak niewiele mówi o sadzeniu drzew?

Krótko powiem, bo pisać można wiele, o swoim zdaniu wypracowanym na podstawie informacji z wielu źródeł, swojej skromnej wiedzy oraz umiejętności krytycznego myślenia i liczenia.

Próba zapobieżenia zmianom klimatu jest absurdalnym pomysłem z góry skazanym na klęskę, a my na postępującą biedę. Owszem, koniecznie należy ograniczać emisję zanieczyszczeń, dbać o środowisko, ale inaczej niż to się robi, szczególnie, że dwutlenek węgla nie jest głównym gazem cieplarnianym. Cały ten „zielony ład” ma inne cele, odległe od deklarowanych. Przypomnę o silnie nagłaśnianych w latach siedemdziesiątych twierdzeniom o nadchodzącej erze lodowcowej, a miały temu zapobiec takie sama działania, jakie obecnie się forsuje. Panuje zgoda naukowców? Wiecie, jaka ona jest? Naukowiec najszybciej i najpewniej dostanie grant na badania, jeśli we wniosku napisze o podejrzewanym związku ze zmianami klimatu. No i powstają badania na temat wpływu populacji termitów (bo ktoś chciał je badać) na zmiany klimatu. A jak najpewniej stracić pozycję naukową, pracę, pieniądze? Jak być szybko i bezwzględnie zaszczutym? Zaprzeczyć skuteczności obecnych działań.

Zmiany klimatu są cykliczne i nieuniknione. O ile możemy zmieniać swoje środowisko, klimatu nie potrafimy, należy więc dostosować się do zmian. Ocieplenie skutkuje między innymi większymi okresowymi niedoborami wód opadowych i – naprzemiennie – bardziej gwałtownymi ulewami. W związku z tym zwracam uwagę na treść powyższego cytatu, mowa tam między innymi o bardziej regularnych opadach deszczu i obniżeniu ryzyka powodzi dzięki zwiększeniu zalesienia. To jest oczywiste (i nie wymaga dodatkowego udowadniania) nawet dla takiego laika jak ja!

Kilka dni temu byłem na niewielkim malowniczym wzgórzu, jeszcze dwa lata temu rosła tam brzezina; wycięto ją dla postawienia tam paneli słonecznych, o czym powiedział mi właściciel pobliskiego domu.

Może dość o tym, bo ciśnienie mi rośnie. Wracam w Sudety.

Miałem okazję parokrotnego przejazdu nowym odcinkiem S3, za towarzysza mając Janka. Ogromna jest różnica szybkości i wygody jazdy w porównaniu do podróżowania starą krętą drogą. Ciekawie było zobaczyć z nowej perspektywy, bo zza kierownicy, dobrze znane wzgórza. Największe wrażenie zrobił przejazd długim na 2300 metrów tunelem. Zwłaszcza, jeśli ma się w pamięci obrazy z jego budowy i malownicze wzgórza kilkadziesiąt metrów nad nim.

 To zdjęcie zrobiłem stojąc nad tunelem.

Poniżej zamieszczam parę zdjęć zrobionych przez Janka w czasie jazdy.




Obrazki z drogi S3





Kilka obrazów drogi wykonanej bez zarzutów.




 Na tych zdjęciach niewiele widać drzew. Są duże płaszczyzny w obrębie pasa drogowego tylko z trawą.

 To są sadzonki krzewów. Nie widać ich? Właśnie! Większość uschła lub została ogryziona.






Teren nad tunelem w obrębie pasa drogowego. Leżą sterty karp drzew wyciętych pod budowę, a nowych drzew jest ledwie kilka dziesiątków.

 Karpy drzew i jedna sadzonka.





 Uszkodzone lub zapchane rowy odwadniające.

 
Karpy porzucone przy polnej drodze w pobliżu S3.

 Widząc ten kawałek utwardzenia rowu odwadniającego, mam wrażenie niedokończenia prac. Wszak jest on na szczycie pagórka, a więc tam, gdzie wody jest najmniej i ma najmniejszą szybkość przepływu. Widać żółte słupki wyznaczające pas drogowy, ale drzew niewiele można zobaczyć.


 Przebieg drogi S3 przez Sudety.

piątek, 1 listopada 2024

Ulubione wzgórza wałbrzyskie

 221024

Jak i w minionym roku, tak i w tym, pojechałem na jesienną kilkudniową wędrówką sudeckimi ścieżkami. Wszak wykorzystywać trzeba wszystkie możliwości i okazje przeżywania uroków natury, zwłaszcza w moim wieku, gdy horyzont możliwych przyszłych zdarzeń jest wyraźnie bliższy.

Jak zwykle, od kilkunastu już lat, bazą był mały i tani hotel w Bolkowie. Wstawałem o piątej lub niewiele później, i jeszcze ciemną nocą, albo w szarogranatowej godzinie brzasku, gdy Eos jeszcze się nie budziła, wyruszałem w drogę. Wschody słońca, jeśli były widoczne, oglądałem już ze szlaku, a do hotelu wracałem po zmierzchu. Mało spałem, sporo chodziłem, w drodze nie zmokłem, słońca widziałem sporo, odżywiałem się głównie chlebem, schudłem dwa kilo. Z powodów rodzinnych wróciłem wcześniej niż planowałem, ale już wiele lat temu uznałem, że o rodzinnych sprawach, szczególnie tych najpoważniejszych, nie będę pisał na forum publicznym.

Kiedy wyjeżdżałem spod hotelu na tę pierwszą wędrówkę, było ciemno; gdy przyjechałem do Gostkowa nadal było ciemno, a wioskę przeszedłem pod świecącymi lampami. Wchodząc na szczyt, z którego chciałem obejrzeć wschód słońca, obejrzałem się, lampy rozjaśniały mgiełkę w dolinie, a mimo tak wczesnego wyjścia musiałem skrócić trasę. Dzień w końcu października jest nikłym odbiciem czerwcowego dnia, w którym zmierzch omalże całuje jutrzenkę.

Poszedłem swoimi śladami zrobionymi w pierwszych dniach lata, ale dla urozmaicenia odwróciłem kierunek marszu i jak zwykle dzięki drobnym zmianom trasy (a łatwo o nie, jeśli idzie się bezdrożami) odkryłem parę urokliwych miejsc. Na przykład aleję bukową w lasach porastających jedną z większych gór okolicy. 

 



O tej porze jesieni buki przebarwiają się chyba nawet ładniej niż klony, a dominują dwa kolory: żółty i brązowy, ale jeden i drugi kolor są wzbogacone odcieniami miodu. Zawsze mam kłopoty z opisem barw, dlatego posiłkuję się porównywaniem ich do czegoś powszechnie znanego. Liście buków mają kolory miodu: od jasnego, może lipowego, do ciemnych miodów spadziowych iglastych czy gryczanych. Te dwie barwy, i wszystkie odcienie między nimi, były nie tylko intensywne i czyste, pozbawione nawet śladów niejednoznaczności, ale wyraźnie zabarwione lśniącym pod światło miodem.

Starałem się zapamiętać drogę w głębi lasu, gdzie przypadkiem trafiłem chcąc wyjść w innym miejscu, bo przecież wrócę tam, a może nawet uda mi się wracać. Do uwypuklenia pełnej urody alei zabrakło słońca, ale w późniejsze dni aura nie poskąpiła mi widoku jesiennych buków oblanych miodem i słońcem.

W ten las wszedłem zmierzając do pszczelarza poznanego w lecie. Tutaj jest strona jego firmy pszczelarskiej.

Kupiłem wtedy 6 litrów miodu, dzisiaj planowałem kupić dziesięć, bo tamten już zjedliśmy. Uznałem jednak, że 10 to niewiele i do samochodu zaniosłem 12 litrów, a trzynasty duży słoik dostałem jako prezent dla Franka, mojego wnuka. Mały też lubi miód.

Nie zdążyłem być wszędzie, gdzie chciałbym, ale na pewne wspominane wzgórze z dębem wszedłem i w ciszy, słuchając siebie, spędziłem pod drzewem kwadrans ostatniej, szarzejącej już, godziny dnia. Mojego pierwszego dnia w Sudetach.

 Czasami los ludzki jawi mi się jako wielki labirynt krzyżujących się i rozwidlających dróg. Każda decyzja podjęta na skrzyżowaniu warunkuje możliwości podjęcia kolejnych decyzji w przyszłości, czasami bardzo odległej, ale też każda taka decyzja potrafi zamknąć inne drogi. Kiedyś, dawno temu, gdy o Sudetach tyle wiedziałem, ile wynosi się ze szkoły, na jednym z tysięcy skrzyżowań podjąłem decyzję skrętu akurat w tę drogę. Nie wiedziałem wtedy, że obok szeregu innych skutków, będą te moje tyleż już lat trwające sudeckie wędrówki. Poznałem wiele dróg i szczytów, wiele oblicz piękna, ale i kilkoro ludzi, z którymi utrzymuję znajomość mimo odległości i upływu lat.

W tym świecie jakże często nonsensownym, niesprawiedliwym i okrutnym nie tylko w swojej istocie, ale i przez nas tworzonym, w owym labiryncie decyzji i zdarzeń, w którym poruszamy się niczym dzieci we mgle, próbujemy żyć godnie i spokojnie, a w rezultacie często ranimy siebie i innych. Coś zyskujemy, inne po dwakroć tracimy, a gdy wydaje się, że tylko taka nieustanna huśtawka nadziei i zawodów, wzlotów i upadków, może być jedyną treścią życia, w pięknie odnaleźć możemy sens i ład, nadzieję i – wbrew wszystkiemu – pogodę ducha, a z nimi siły do dalszej wędrówki naszym labiryntem.

Mimo nagle pojawiających się obok nas pustych miejsc i całej absurdalności ludzkiego świata.

Obrazki ze szlaku



 Najprawdopodobniej sporek polny – kolejny uroczy kwiatek pól i nieużytków.

 Uwięziony świerk. Kiedyś oparł się o buki, teraz drzewa zgrubiały ściskając martwą kłodę.

 Ściernisko po gryce. Rosła rachityczna, bo na wyjątkowo kamienistym polu. Niech tak zostanie. Niech naszym rolnikom dalej chce się i opłaca siać i zbierać. Niech jedzenie będzie nasze, polskie, a nie sprowadzane z zagranicy, bo wtedy zawsze BĘDZIE.

Trasa: okolice Gostkowa na Pogórzu Wałbrzyskim w Sudetach.

Statystyka: na szlaku długości 18 km byłem 11 godzin.