310525
Chmurne chwile przeplatane słońcem i jedna burza z piorunami. Można i tak opisać dzisiejszą wędrówkę. Burzę przeczekałem wbrew wszelkim zasadom – pod drzewami. Piorun mnie nie dosięgnął, a deszcz niewiele zmoczył.
Wybrałem Wólkę Batorską na miejsce parkowania, ponieważ ładne, a nieznane mi wzgórze widziane tydzień temu wznosi się właśnie nad tą wioską. Już na początku wędrówki dowiedziałem się, że znam całą okolicę poza tym jednym wzgórzem, a więc wiele nowych miejsc nie poznałem, ale miałem okazję odwiedzić kilka pamiętanych. Na przykład fragment drogi z mnóstwem goździków kropkowanych rosnących przy niej. O kwiatach i o samym miejscu pamiętałem, ale jak to często mi się zdarza, zapomniałem gdzie je widziałem. Jakież było moje zaskoczenie, gdy po burzy wyszedłem spomiędzy drzew i niewiele dalej zobaczyłem goździki! Dopiero zaczynają kwitnąć, widziałem ledwie kilka kwiatów, ale roślinek nie ubyło przez miniony rok. Chciałbym tam wrócić w porze ich najintensywniejszego kwitnienia.
Na tym zdjęciu widać goździki przed kwitnieniem, wyżej rozpycha się wszędobylska nawłoć.
Goździkowe miejsce.
Pamiętałem też o zboczu pewnego pokaźnego wzgórza, dlatego specjalnie tak wybierałem drogę, aby po nim wejść na szczyt. Jest tam niezarastająca drzewami ani nawłocią łąka, na której rośnie mnóstwo jastrunów. Chyba, bo czasami mam wątpliwości; proszę o potwierdzenie lub zaprzeczenie.
Szczyt przecina droga i przy niej, na miedzy, pod kwitnącą czeremchą, jest wyjątkowe miejsce widokowe.
Skręciłem w garbatą, mało używaną drogę opadającą wprost w czarną gardziel dołów. Ku mojemu zaskoczeniu patrząc w ciemność odczuwałem niepokój, może nawet nieco strachu. Był pierwotny i nieracjonalny, wiedziałem o tym ale tak odruchowo zareagowałem. Po przekroczeniu granicy ciemności zobaczyłem urocze doły, obrazy jak z bajki o zaczarowanym lesie.
Dalej już nie było tak ładnie: droga stała się mało widoczna i błotnista, a zarośla napierały na nią z obu stron. Na rozdrożu wybrałem niewłaściwą drogę, wracałem kilkaset metrów ślizgając się na błocie, a w końcu wyszedłem na koniec uliczki małej wioski. Stoi tam opuszczony, stary, nikomu już niepotrzebny dom.
Posesja zarasta chwastami, dom coraz bardziej chyli się ku ziemi. Czy jest ktoś, kto widzi w nim gniazdo swojej rodziny? Dom przodków? Szczerze mówiąc – wątpię. Jest teraz tylko tyle warty, ile skrawek ziemi na którym stoi, a który można zamienić na pieniądze.
Kwadrans później okazało się, że prawdziwa przeprawa dopiero przede mną. Trzeba było mi wracać, ale pasujących kierunkiem biegu polnych dróg tam nie ma, a szosa prowadzi wielkim zakolem. Wszedłem na jedyną drogę biegnącą we właściwym kierunku, a ta co prawda przez las przeprowadziła, ale za nim zostawiła mnie samego na skraju rozległych pól z rzepakiem. O tej porze roku nie da się iść rzepakowym polem, chyba że tylko w poprzek wąskiego pola, poszedłem więc skrajem pól. Do drogi doszedłem, ale co się umordowałem marszem po nierównościach zasłoniętych trawami i pokrzywami sięgającymi piersi, to moje i nikt mi tego nie odbierze :-)
Dalej powrót miałem wygodny: szedłem lokalną szosą i widokową, ładną, zieloną polną drogą, drugą taką drogą dzisiaj poznaną.
Kiedy mija dziesiąta lub dwunasta godzina włóczęgi, a nogi czują piętnasty lub dwudziesty kilometr, czasami przychodzi zmęczenie wrażeniami i widokami, pojawiają się myśli o powrocie i zajęciach domowych, ale wystarczy, że zobaczę w oddali samotne drzewo na tle nieba, brzozę na miedzy czy wąskie pola malowniczo falujące po zboczach, a wszystko znika i nic się nie liczy wobec nagle wzbudzoną, nową i ciągle tą samą, niewyjaśnioną i nieugaszoną, łzy z oczu wyciskającą tęsknotą.Wracając, oglądałem zachód słońca. Za widnokrąg schowało się około godziny 20.30. Już za trzy tygodnie dzień przestanie się wydłużać. Za trzy tygodnie!
Obrazki ze szlaku
Kontrasty: słońce i chmury.
Jadłem pierwsze poziomki! Szczerze mówiąc więcej wąchałem niż jadłem. Ich aromat i smak są wyjątkowe, nieporównywalne z żadnymi owocami dojrzewającymi na plantacjach.
Niezwykle grube i gęste leszczyny. Kiedyś, w dawno minionym świecie, z leszczynowych gałązek wycinałem scyzorykiem (miałem swój własny!) gwizdki. Po powrocie do domu, w czasie segregowania zdjęć, postanowiłem na najbliżej wędrówce zrobić taki gwizdek. Mam nadzieję, że jeszcze wiem jak się go robi.
Dzikie kopalnie gliny. Wyglądają malowniczo, ale co by było, gdyby każdy tak pozyskiwał materiały budowlane?...
Ładne i pachnące kwiaty czarnego bzu, a niżej kwitnąca trybula.
Wiele jest kwiatów tak pospolitych i niepozornych, że wprost niezauważanych przez nas, ale wystarczy dać im szansę, a przekonamy się, jak bardzo byliśmy wobec nich niesprawiedliwi.
Szpaler czereśni przy drodze. Ich owoce zaczynają zmieniać kolor. Czekam na czereśniowe obżarstwo, i wcale a wcale się tego nie wstydzę.
Zwykłe a przecież niezwykłe chabry. Jednoznacznie kojarzą mi się z tradycyjną wsią, z łanami zbóż, z latem, ciepłem i słońcem.
Gęsta, dorodna pszenica. Calutkie pole bułek i makaronu!
Urocza zielona droga. Szedłem powoli chcąc w ten sposób opóźnić dojście do jej końca.
Plantacja orzechów laskowych. Zauważcie, jak ładny jest teraz kolor liści.
Późne popołudnie.
Zachód słońca oglądałem już zza kierownicy.
Trasa: Wólka Batorska – Batorz Drugi – Wola Studzieńska, zachodnie Roztocze.
Statystyka: na dwudziestokilometrowej trasie byłem 11 godzin.
Odważny Jesteś zapuszczać się w takie ciemne zakamarki, lepiej trzymać się, uroczych zielonych dróżek teraz pola wyglądają smutno wytępiono znane od lat rosnące chociaż na skraju zbóż chabry czerwone maki. Wprawdzie zboże czyste, ale wiadomo nie samoistnie tylko chemia była w użyciu. Dobrze, że chociaż od czasu do czasu można spotkać na miedzy samotne drzewa. Pozdrawiam szerokich dróżek, krętych pełnych fajnych widoków.
OdpowiedzUsuńAleksandro, ja i odwaga to chyba przeciwieństwa. W tych ciemnych zakamarkach w najgorszym razie czeka mnie błoto lub pokrzywy, nic bardziej groźnego, ale i miłe wrażenia też. Na przykład w upalne dni w takich dołach miły chłód i oryginalnie wyglądające drzewa rosnące na niemal pionowych ścianach.
UsuńNiestety, widok czystego łanu zboża oznacza używanie chemii, i to nie raz, ale tak jest wszędzie. Właściciele ogródków wiedzą coś o tym, a jedyne co mogą zrobić, to mniej pryskać albo używać substytutów domowej roboty. Równowaga w przyrodzie to nie idylla, a wieczna walka o przetrwanie. Kąkol i oset też chcą żyć.
Mnie też brakuje widoku maków i innych polnych i łąkowych kwiatów. Za dwa tygodnie wyjeżdżam na urlop w Sudety, w planach mam odwiedzenie pewnej łąki w pobliżu Bolkowa, na której rośnie i kwitnie mnóstwo roślin.
Obyś jeszcze zastał tą łąkę. Ja już kilka razy spotykałam takie zmiany w miejscach gdzie jeszcze nie tak dawno cieszyłyśmy się widokami, albo kwiatów, albo lasków. A teraz więcej jest "betonozy" jak to nazywamy. Wszystkie niemal miejscowości wokół mojej Jeleniej G. gubią swój urok, gdzie tylko wolne miejsce już są deweloperzy i stawiają budynki bez ładu i składu.
UsuńTak, obyś zastał taką łąkę. W moich zbiorach zdjęć mam fotografie łąk w kolejnych latach i ubolewam nad ich degradacją. Ale znam takie miejsca, gdzie jeszcze mogę usiąść w przytulnym kąciku i delektować się zapachem nagrzanych traw i mozaiką kwiecia.
UsuńUbywa pamiętanych, lubianych i ładnych miejsc także w moim sąsiedztwie i na Roztoczu. Na ostatnim wyjeździe znowu zobaczyłem wycięte brzozy, do których specjalnie poszedłem w odwiedziny. Widzę też na wsiach osiedla ewidentnie deweloperskie, bo tworzą je jednakowe domy ściśnięte na maleńkich działkach. Nic na to nie poradzimy. Aleksandro, może w przyszłości, jeśli nadal będziemy się jako kraj bogacić, zabudowa będzie inna, bardziej sprzyjająca przyrodzie i aż tak nie rażąca naszego zmysłu estetycznego.
UsuńZdjęcie 29 - pamiętam takie drogi z dzieciństwa. Biegałem po takich "perskich dywanach" na bosaka - w cajgowych porciętach. Gdy jestem "na wygnaniu" (Krzysiek zna to miejsce), zawsze chodzę boso po ogrodzie. Człowiek na stare lata nieco dziecinnieje.
OdpowiedzUsuńJanku, zdarza mi się dość często iść zieloną, mało używaną drogą, ale najczęściej są one zarośnięte po pierś i nierówne, ta była, koszona i równa, jakby specjalnie stworzona do letniego spaceru ze wzrokiem utkwionym w dali.
UsuńHmm, skoro dziecinniejemy, czy to znaczy, że młodniejemy? :-)