120322
O rozlicznych skutkach wojny w Ukrainie nie tylko czytam w
internecie, ale i słyszę w swoim otoczeniu. Poglądy i wyciągane
wnioski potrafią szokować. Na przykład wskazywanie Ukrainy jako
sprawcy podwyżek cen paliw, no bo gdyby nie stawiali się Rosjanom,
zostałoby po staremu. Albo wytykanie Ukraińcom Wołynia i
podważanie sensowności udzielania im pomocy przez Polskę i
Polaków…
Właśnie o tym chciałem napisać. Nie podzielę się żadnymi
oryginalnymi myślami, chcę tylko napisać co myślę, bo pisanie
jest u mnie metodą radzenia sobie w różnych sytuacjach życiowych.
Pomagamy uchodźcom z tak wielu oczywistych powodów, że samo
wspominanie teraz o naszych zaszłościach jest po prostu
niestosowne.
Zacznę od modnego obecnie słowa „geopolityka”. Za Zachodzie nie
wiedzą o Wołyniu ani o UPA, i nie chcą wiedzieć, jak więc
odbierana byłaby nasza niechęć do pomagania? Wiadomo: bardzo źle.
Nasza obojętność na potrzeby sąsiadów byłaby też na rękę
władz Kremla, a ten fakt ma niebagatelne znaczenie, ponieważ jest
elementem ich polityki skłócania krajów i pogarszania sytuacji
Ukrainy. Trzeba też zdawać sobie sprawę ze znaczenia tej wojny. Im
bardziej Rosja i jej wojska przegrają, tym sąsiednie kraje, w tym
Polska, będą bezpieczniejsze, bo Kreml nie będzie miał sił nieść
swoich „wartości” do innych krajów. W tym sensie Ukraińcy
walczą za nas i za innych sąsiadów Rosji, a tym samym należy
udzielić im wszelkiej pomocy. Pomagając im, pomagamy sobie w
podwójnym sensie: w takim, w jaki człowiek duchowo zyskuje
pomagając potrzebującemu, ale i w sensie realnym, mianowicie
politycznym i militarnym.
Dla mnie osobiście są jeszcze ważniejsze powody pomagania
Ukraińcom: to godność i moralność.
Nie godzi się wypominać kobiecie z dzieckiem, która u nas szuka
schronienia, hipotetycznej przynależności jej dziadka lub
pradziadka do banderowców. Zwykłe poczucie przyzwoitości nakazuje
pomóc, także powszechna u nas wiara chrześcijańska, ale i ludzkie
serce, o którym Ajschylos, poeta grecki, pisał 2500 lat temu, że
sprzyja słabszemu. Zapiekłość prowadzi donikąd, jest ślepą
uliczką, na końcu której czekają osamotnienie i przegrana. Wnuki
i prawnuki nie mogą odpowiadać za zbrodnie ich przodków. Mamy
wyjątkową okazję zakończyć wzajemne pretensje. Miliony ludzi
doświadczający naszej pomocy będą o tym pamiętały, a nie o
opowieściach ich dziadków. O oficjalnym zamknięciu przeszłości,
o pewnych gestach ze strony władz Ukrainy, przyjdzie czas rozmawiać
po wojnie.
Pamiętać należy też o historii Europy. Przez tysiąc lat
wojowaliśmy z Niemcami; wystarczyło krzyknąć o nadchodzącym
wrogu, by całe pokolenia naszych przodków wiedziały o kim mowa, a
teraz jesteśmy sojusznikami, a nawet zobowiązaliśmy się wzajemnie
do obrony. Jeśli sięgnąć dostatecznie głęboko w przeszłość,
chyba wszyscy ze wszystkimi sąsiadami prowadzili wojny na tym
kontynencie. Nie bez powodu ustalono kategoryczną nienaruszalność
obecnych granic, bo i cóż by było, gdyby każda nacja wysuwała
swoje pretensje do ziem za słupkami granicznymi? Zresztą, w Unii
stało się to mniej istotne, skoro bez pozwoleń można mieszkać i
pracować w dowolnym kraju.
* * *
Utrzymywanie tak wielkiej ilości uchodźców dużo kosztuje i
zapewne odbije się negatywnie na stanie kasy państwa i naszych
portfeli też, ale absolutnie nie może to być argumentem za
niepomaganiem. Nasz rząd ma wielką pracę do wykonania: prosić i
domagać się finansowej pomocy od Unii, działać na rzecz przyjęcia
przez kraje zachodnie części uchodźców, oraz szybko usunąć
wszelkie przeszkody prawne utrudniające podjęcie przez nich pracy u
nas. Kto tylko może, niech po prostu idzie do pracy, bo wtedy
przestanie być na garnuszku państwa lub uczynnych Polaków. Dlatego
uważam, że w przyznawaniu zapomóg finansowych ukraińskim
uchodźcom należy zachować rozsądek i umiar.
* * *
Rosja.
Przez dziesięciolecia, od czasów „komuny” do teraz, czasami
słyszałem słowo „dzicz” jako opisujące ten kraj. Przyznam, że
nie do końca się z taką oceną zgadzałem. Oczywiście
zdecydowanie negatywnie oceniałem władze tego kraju, jak zapewne
niemal wszyscy moi rodacy, ale miałem wątpliwości, czy cały kraj
zasłużył na tak pejoratywne miano. Ostatnio zauważam zmiany w
swoich ocenach. Bliski jestem uznania Rosji za dzicz. Dlaczego? Mam
dwa powody: tam się zrodziła zaraza i tam trwa do dzisiaj.
Zaraza komunizmu leninowskiego pojawiła się właśnie w tym kraju,
i już w parę lat po objęciu władzy ruszyła na zachód by nieść
innym krajom swoją rewolucję. Wtedy się nie udało, ale później
wiele krajów wschodniej części Europy znalazło się pod ich
zwierzchnością, my także, jednak stan taki trwał pod przymusem, a
gdy ten znikł, znikła i radziecka ideologia z tych krajów.
Rosjanie też mieli taką szansę za Gorbaczowa, ale jej nie
wykorzystali, bo oto wystarczyło, że pojawił się nowy wódz
mówiący o odbudowie znaczenia wielkiej Rosji, by uwierzono mu.
Wierzą nadal.
Można ich tłumaczyć propagandą, ale coraz mniej znaczy dla mnie
ten argument. Nam, Polakom, też wbijano do głowy przyjaźń ze
Związkiem Radzieckim i straszono zachodnim imperializmem. Przez dwa
lata wojska nasłuchałem tych opowiastek na szkoleniach
politycznych. Skutki tego urabiania społeczeństwa były bardzo
mizerne. U Rosjan wprost przeciwnie, nawet teraz, gdy dostęp do
wiedzy jest tak bardzo ułatwiony.
Najwyraźniej dla tych ludzi obraz władzy, której należy się bać,
oraz świata spiskującego przeciw nim, świata zgniłego Zachodu,
imperializmu, walki i wojen, jest naturalny. Prymitywny obraz
prymitywnych ludzi uznający bat i wojnę za normalne narzędzia
sprawowania władzy.
Bardzo charakterystyczne jest, nota bene, oskarżanie Zachodu o
imperializm przez państwo dążące po trupach od odbudowy swojego
imperium. Rzad tego kraju zawsze białe nazywał czarnym i vice
versa.
Rosja musi być uznana za państwo terrorystyczne. Obecne
odizolowanie tego kraju powinno być utrzymywane, a politycy rosyjscy
nie mogą być nigdzie przyjmowani, nawet więcej: wierchuszka władzy
cywilnej i wojskowej po przekroczeniu granic Rosji ma być po prostu
aresztowana za zbrodnie wojenne.
Ten kraj nie ma poczucia godności ani przyzwoitości. Nie uznaje
żadnych praw, norm, traktatów. Łamie wszelkie zakazy, także swoje
własne zobowiązania. Nie zna żadnych świętości, nie uznaje
żadnych argumentów poza siłą. Ten kraj winien jest ludobójstwa,
i to nie tylko w Ukrainie. Rosja była i jest krajem, w którym życie
ludzkie ma małą wartość, a często nie ma żadnej.
Z takim krajem nie prowadzi się interesów ani nie utrzymuje
kontaktów. Tak oceniając ten kraj, mam na myśli całą, szeroko
pojętą elitę władzy, ale i, niestety, znaczną część Rosjan.
Na pocieszenie:
Hun z Kremla (albo z nory na Uralu, gdzie zwykł się chować) chciał
odbudować imperialną pozycję Rosji, a właśnie robi coś
dokładnie przeciwnego.
* * *
Przy okazji rozmów o wojnie usłyszałem o głodzie w Polsce
„komunistycznej”. Zaprotestowałem. Było źle, ale głodu nie
było, twierdziłem. Mój rozmówca wykrzyknął „Jak możesz
zaprzeczać biedzie tamtych lat!” – i zniesmaczony odszedł, a ja
pomyślałem wtedy o swoich kłopotach z obsługą programów
komputerowych. Dlaczego? Bo powody są takie same. Dla mojego
rozmówcy słowa „bieda” i „głód” okazały się być
synonimami, stąd nasze nieporozumienie. Podobnie swobodne pojmowanie
znaczeń słów widzę u programistów, co utrudnia, albo i
uniemożliwia, rozgryzienie guzikologii programów.
* * *
Od początku nie podobało mi się mówienie o niskim morale na
określenie niechęci żołnierzy rosyjskich do walki. Teraz
zajrzałem do słownika PWN, oto jak definiują słowo „morale”:
1. «gotowość do wypełniania obowiązków, znoszenia trudów
i niebezpieczeństw oraz poczucie odpowiedzialności i wiara w
sukces»
2.
«czyjaś postawa moralna»
Powinienem uznać zgodność z pierwszym punktem, ale wtedy objawi
się sprzeczność z drugim, z postawą moralną: jeśli żołnierz
armii będącej agresorem nie chce walczyć, to wykazuje się dobrą
postawą moralną, a tego twierdzenia raczej trudno podważyć, nawet
jeśli nie chce walczyć wyłącznie z obawy o swoje życie. Nie w
pełni zgadzam się też z używaniem słowa „morale” w pierwszym
znaczeniu. Wymieniona tam gotowość do wypełniania obowiązków
obejmuje także wykonywanie rozkazów skutkujących śmiercią cywili
(a tak jest w wojsku rosyjskim) a więc rozkazów zbrodniczych. Cóż
wtedy? Otóż mówi się, że żołnierz, który nie chce wykonywać
takich rozkazów, ma niskie morale, nieprawdaż? A przecież wykazuje
się moralnością wcale nie niską! Jest tutaj sprzeczność wynikła
z nieprawidłowego użycia słowa „morale”. Wobec omawianych
zachowań wojsk agresora można mówić o braku karności, a nie
morale, bo za blisko znaczeniowo jest temu słowu do moralności.
Tej, która powstrzymuje palec na spuście czy guziku. Niskie morale
mają ci kierowcy czołgów, którzy rozjeżdżają cywilne samochody
z ludźmi, nie ci, którzy nie chcą brać udziału w
niesprawiedliwej i ludobójczej wojnie.
* * *
Jak wiemy, utworzony jest w Ukrainie oddział ochotników
cudzoziemskich. Słyszałem, że chętnych do wzięcia udziału w tej
wojnie nie brakuje, a przyjeżdżają z całego świata. Dostaną
mundury, broń i wyżywienie, a na koniec wojny obywatelstwo
ukraińskie. O wynagrodzeniu nie ma mowy, bo nie są to najemnicy, a
ochotnicy.
Przyznam się do popierania tej inicjatywy armii Ukrainy i decyzji
tych ludzi; chyba nie byłbym daleko od takiej, gdybym miał parę
dziesiątków lat mniej i nie miał rodziny. Teraz już wszyscy wiemy
i rozumiemy, że ta wojna jest między wolnością i demokracją, a
totalitaryzmem i imperializmem, to wojna w obronie prawa do
swobodnego i godnego życia wolnego od strachu, a tych powodów dość,
by spojrzeć przychylnym okiem na tych legionistów.
Jednakże objawiają się tutaj zmiany prawne i obyczajowe, które
możliwe są tylko w czasie wojny. Celem wojska naszych sąsiadów, w
tym także tych ochotników, jest wygranie wojny, a więc zabijanie
wroga, bo na tym w istocie polega wojna. Na zabijaniu, ponieważ
przegrywa armia wybijana, a nie wybijająca. W normalny czas zabicie,
nawet śmiertelnego wroga, jest czynem nagannym i haniebnym (poza
nielicznymi wyjątkami), na wojnie jest powodem do chwały. Tego,
który zabił więcej żołnierzy przeciwnika (obojętnie w jaki
sposób) klepie się po ramieniu i przypina odznaczenia, nawet jeśli
zrobił to chcąc tylko przeżyć męską przygodę. Wyjątkową grę
o najwyższą stawkę, a sądzę, że i tacy się trafiają wśród
legionistów w Ukrainie.
* * *
Drobna uwaga językowa. Teraz powszechnie mówi się „w Ukrainie”,
a do tej pory usankcjonowanym normami i dość często praktykowanym
było mówienie „na Ukrainie”. Niby drobiazg, ale jeśli zmiana
jest świadoma, świadczy o pewnej istotnej przemianie w postrzeganiu
tego kraju. Na wszelki wypadek wyjaśnię. Zgodnie z zasadami naszego
języka mówi się „na” mając na myśli część, czy region
Polski. Na Podkarpaciu, na Lubelszczyźnie, ale w Niemczech, we
Francji, więc mówiąc „w”, jakbyśmy w końcu odlepili Ukrainę
od Polski, przyznając jej pełną autonomię niezależnego państwa.
Wiem, wiem: dawno już to zrobiliśmy, ale jednak ślad przeszłości
tkwił do tych dni w naszym języku.