150123
Kilka dni przed wyjazdem obiecałem sobie nie jechać jeśli będzie prognozowany deszcz, ale w piątek, wiedząc już o deszczowej aurze, szkoda mi się zrobiło dnia. Zadzwoniłem do Janka chcąc namówić go na wyjazd, ale nie musiałem, bo też nie chciał rezygnować. Pojechaliśmy, i ani chwili nie żałowaliśmy. Mile minęła nam niedziela na brzegach pięknego Jeziora Złotnickiego na Pogórzu Izerskim.
Tworzą go wody Kwisy, ale o ile rzeka ma dziesięć albo niewiele więcej metrów szerokości, to jezioro, utworzone przez spiętrzenie wody na zaporze, ma szerokość dwustu do trzystu metrów przy długości przynajmniej sześciu kilometrów. Po obu stronach wznoszą się pasma wzgórz; ich zbocza, niekiedy bardzo strome, schodzą wprost do wody. Dookoła biegnie wygodna ścieżka z oznakowanym szlakiem, najczęściej tuż przy brzegu, a jej łączna długość przekracza 12 kilometrów. Na niemal całym swoim biegu wiedzie lasem, nierzadko przy skałach malowniczo porośniętych nie tylko mchem. Ilość roślinek rosnących na nich zwraca uwagę nawet takiego laika jak ja i po prostu zadziwia. Patrząc na nie, widzi się fascynującą siłę życia. Przemożny imperatyw istnienia.
Lasy są mieszane. Przeważają świerki i klony jawory, sporo jest oczywiście buków, ale rosną także klony pospolite, sosny i brzozy. W paru wyjątkowo stromych miejscach stoją lub leżą kikuty uschniętych drzew, tworząc zapory nie do przejścia. Patrząc na takie miejsca, odruchowo szukałem przejść; bardzo wyczerpująca byłaby wspinaczka tamtędy na szczyty, a miejscami niemożliwa. Ładny las, warty zobaczenia wiosną i latem; albo w październiku, gdy pyszni się swoimi barwami jesieni.
Szlak jest zadbany, wyrównany, tu i ówdzie wysypany drobnym tłuczniem, umocniony na stromych brzegach, z ławkami w widokowych miejscach. Do jeziora wpadają strumienie, tworząc u ujścia malownicze zatoczki, a szlak przekracza je po drewnianych mostkach. Strumienie są klasycznie górskie: szybkie, głośne, spływające po kamieniach; w paru miejscach widziałem niewielkie kaskady z bielejącą wodą.
Na zaporze spiętrzającej wodę Kwisy jest elektrownia wodna, ale nie było nam dane jej zobaczyć, ponieważ trwa remont mostku przy zaporze, i przejście zamknięte jest na pokaźną kłódkę. Dlatego właśnie nie przeszliśmy planowanej pętli wokół jeziora. Dodam jeszcze, że w pobliżu elektrowni są dwa tunele wykute w skałach; wiedzie nimi wąska szosa do zapory. Warto je zobaczyć, bo czynią niemałe wrażenie: jezdnia znika w ciemnych tunelach przygniecionych masywnymi, spiętrzonymi skałami stromo opadającymi wprost do wody. W ten chmurny dzień skały wiszące nad tunelami wydawały się większe i cięższe, masywniejsze. Może stoczą się zaraz? Czy tunel wytrzyma ich ciężar?
Widzieliśmy parę ośrodków wypoczynkowych. Są zadbane, co świadczyłoby, zwłaszcza wobec widocznego wydeptania ścieżki szlaku, o popularności Jeziora Złotnickiego w lecie. Nie dziwię się, skoro obiecałem sobie wrócić tam latem. Poznaliśmy kolejne ładne miejsce w Sudetach, więc cieszę się z decyzji wyjazdu mimo deszczu. Owszem, padał przez pół dnia, ale nie był obfity, a że zbocza wzgórz ochraniały nas od wiatrów, niewiele zmokliśmy. Szło się dobrze, a kanapki smakowały wyjątkowo. A propos: Janek poczęstował mnie bardzo dobrą pastą rybną własnego wyrobu.
Zatrzymaliśmy się na szczycie ostrego łuku jeziora, mając dobry widok w stronę odległego krańca. Wijąca się długa tafla wody omijała coraz mniej wyraźne, coraz bardziej szare lesiste cyple wchodzące w wodę, a w końcu ginęła w mglistym powietrzu. Owszem, szary, zimowy widok niemal bez kolorów, ale jakże urokliwy i budzący tęsknotę za dalą i nieznanym, także za wędrówką, którą nasycić się trudno. Tak jak pięknem.
Obrazki ze szlaku.
Na co ja się gapiłem?
Nie, to nie tak, pozory mogą mylić. Ja tylko robiłem zdjęcie.
Buk i brzoza w objęciach. Chyba im dobrze…
A tutaj rosną sobie dwaj jaworowi bracia.
Szczerze odpowiedzmy na pytanie: po co nieść butelkę, skoro jest pusta??
Tutaj świerk hoduje chmiel; może z myślą o warzeniu piwa?
Te buki mogą sobie drwić z wiatrów.
Okazuje się, że drzewa przyzwyczajają się do „swoich” kamieni, a może nawet je lubią. Jak widać, nawet po śmierci nie chcą się z nimi rozstać.
Janka coś dziwnie wybuliło z przodu, a przecież wiele nie jadł.
Nie tylko ludzie morsują, oto dowód.
Zgodnie z tradycją zrobiłem sesję zdjęciową kropelkom wody na gałęziach, a to z powodu ich niewątpliwej urody.
Ponieważ zakończyliśmy wędrówkę i jechaliśmy do domu, mogło się rozpogodzić. Łuna zachodu była bardzo czysta, intensywnie kolorowa i znacznie ładniejsza niż na zdjęciu.
Trasa: wzdłuż południowych brzegów Jeziora Złotnickiego na Pogórzu Izerskim.
Statystyka: 12,5 km przeszliśmy w niespełna 7 godzin, a to znaczy, że w porywach osiągaliśmy prędkość ślimaka zmęczonego życiem, ale gdzie się spieszyć, skoro tak ładnie wokół? Oczywiście były i przerwy; na szlak wyszliśmy gdy się rozwidniło, wróciliśmy pół godziny przed nocą.
PS I
Po raz pierwszy po wyjątkowo długiej przerwie, bo po miesiącu, wysłuchałem kilku kantat Bacha. Żadne dźwięki nie brzmią tak pięknie, jak aria śpiewana sopranem i żadne nie działają na mnie silniej.
PS II
Otrzymałem list od firmy Play.
>>Dzień dobry,
dziękujemy, że korzystasz z oferty na kartę, cieszymy się, że jesteś z nami.<<
Nie dziękujemy „że” ani nie cieszymy się „że”. Nie i nie. Dziękujemy za coś i cieszymy się z czegoś lub czymś; ewentualnie „na coś”, jeśli mowa o czasie przyszłym. No i ta powszechna mania pisania listu małą literą… Niestety, ten zwyczaj już się utrwalił i zostanie z nami. Jeszcze jedna uwaga: nie jestem z nimi, ja tylko jestem ich klientem.
Wczoraj zanotowałem takie zdanie. „Powodem było to, że sześciu reprezentantów wstrzymało się od głosu.” Po co tak paskudnie pisać? Czy nie lepiej, płynniej i logiczniej brzmi takie zdanie: „Powodem było wstrzymanie się od głosu sześciu reprezentantów.”?