061025
Jesień kwitnącym wrzosowiskiem się zaczyna.
Pokłonem żółtych słoneczników wysokich,
Błyszczącym brązem kasztanów pękających.
Jesień starym złotem słońca się zaczyna.
Jesień jest wypiętrzeniem chmur granatowych,
Znakiem końca panowanie słonecznego czasu.
Jesień to brzozy szatę swą złotą ubierające,
To aleja klonów w pysznych barwach cała.
Jesień jest smutkiem pustoszejących pól,
Dymem snującym się nad kartofliskiem.
Jesień jest posmutniałą twarzą kobiety,
Nostalgią godzin rannych i wieczornych.
Na wędrówkę wyruszyłem w ten nienazwany czas pogranicza, o którym trudno powiedzieć, czy nocą jeszcze jest, czy już dniem. Po minięciu ostatnich domów wioski widziałem przed sobą niskie chmury podświetlone wschodzącym słońcem. Niewiele później pola po prawej, szare i senne do tej chwili, zajaśniały niemal poziomym, podkreślającym falowanie pól, światłem o intensywnych ciepłych barwach. Wszedłem na pole idąc ku miejscu, którego wspomnienie kazało mi przyjechać do Aleksandrówki.
Pola na południe od wioski są wyjątkowo malownicze. Wąskie ich wstęgi biegną po niewielkich, ale wyraźnie zarysowanych i licznych pagórkach; patrząc na nie wydaje się, że są morzem zastygłym w wiecznym falowaniu. Może tak właśnie jest? Może te pola pamiętają morze, które kiedyś tutaj było?
Po południu chmur stopniowo przybywało, ale nie deszczowych, nie przytłaczających ziemię, a pod wieczór znowu się przejaśniło.
Nieuprawiane pola czasami są wykorzystywane do skracania dojazdu na sąsiednie pola. Szybko zarastają wszędobylską, nachalną nawłocią, a jeśli stan taki trwa dłużej, pojawiają się brzozy, pionierki sukcesji. Schodziłem takim polem w dolinę, odruchem grzybiarza patrząc pod brzozy. Ilość rosnących tam muchomorów czerwonych mogła zadziwić. Widziałem kapelusze wyjątkowo kształtne i duże, o nasyconej, głębokiej barwie. Czemu tak piękne grzyby nie są jadalne? W gąszczu nawłoci mignęła mi jasnobrązowa plama, podszedłszy zobaczyłem dużego i zdrowego kozaka, obok drugiego, dalej kolejnego. Przeszedłem pole jeszcze raz idąc przez nawłociowe zarośla z wysoko uniesioną torbą wypełnioną grzybami; znalazłem w sumie około dziesięć pięknych kozaków i dwa prawdziwki. W domu ugotowałem je i zamroziłem.
Wracając do wioski celowo szedłem tak, aby dojść do dużej plantacji malin. W jednej jej części rosły te, które późno owocują. Nie widziałem śladów zbierania owoców, mimo że sporo było dojrzałych. Połasuchowałem, ale owoce nie były tak aromatyczne i tak smaczne, jak te wcześniejsze.
Za kilka dni wyjeżdżam na dwutygodniową włóczęgę sudecką. Wrócę w ostatnie dni października, więc prawdopodobnie Roztocze zobaczę dopiero w listopadzie. Może jednak kraina zachowa dla mnie chociaż część swoich jesiennych barw?...
Obrazki ze szlaku
Piękne barwy poranka.
Jabłka na polu. Kiedyś takie nieładne, albo niesmaczne, owoce zjadały świnie, teraz gniją na polach lub w rowach.
Tarasowe wąskie pola na zboczach wzgórz i związane z nimi wysokie miedze – symbole zachodniego Roztocza.
Wypastowane błyszczące liście gruszy. Kto i po co tak je poleruje?...
Dziwnie ukształtowany pień klonu i faktura kory młodego drzewka tego gatunku.
Tak wygląda stara, nieużywana droga polna. Biegnie w wąwozie, a to znaczy, że przez dziesiątki lat jeździły nią furmanki, a kiedy znikły, przyroda upomniała się o swoje. W miejscu drogi wyrósł pas lasu nie tylko zdobiący okolicę, ale i poprawiający stan wód, chroniący glebę, tworzący idealne siedlisko i schronienie dla zwierząt.
Graby i brzozy.
Wysoka miedza obrosła klonami – rzadki widok.
A tutaj miedza częściej widywana – z osikami.
Późnym popołudniem słońce znalazło okno wśród chmur, świat nabrał barw i uśmiechnął się do mnie.
Kłębiaste, malownicze chmury i Iris, po naszemu Tęcza, posłanka bogów łącząca niebo z ziemią.
Trasa: pola na południe od wsi Aleksandrówka.
Statystyka: przeszedłem 12,5 km w czasie 11 godzin. O dwunastogodzinnym szwendaniu się po polach trzeba zapomnieć aż do maja, a dystans? Cóż, przed południem siedząc na ładnej miedzy odbyłem dwie zajmujące i niekrótkie rozmowy, a później byłem w tak ładnych miejscach, że nie miałem ochoty iść gdzieś dalej.
Dwa dopiski
>>Czasami ten, kto cię ratuje, jest tym, który potrzebuje ratunku<< Słowa zasłyszane gdzieś w zakamarkach internetu. Po zastanowieniu przyznaję rację autorowi.
Sięgnąłem po książkę leżącą na parapecie (pamiętajcie: rozrzucone książki nie tworzą bałaganu!) i otworzyłem na zakładce. Była to złożona na pół kartka z dwoma linijkami słów napisanych jakże dobrze mi znanym charakterem pisma!: … przybrudzone, stonowane niebieskimi szarościami, ale obiecujące pyszne kolory już niebawem…
Chyba o świcie pisałem, ale kiedy? Nie pamiętam też czy i gdzie wykorzystałem tę notatkę „ku pamięci”. Zostawiłem kartkę tam gdzie była i się uśmiechnąłem na myśl o mnie samym sprzed lat, niepamiętanym ale zostawiającym dla mnie ten okruch przeszłości.




































Fajna nazwa wioski. Pola teraz tak smutnie wyglądają. W Jakuszycach spadł pierwszy śnieg tej zimie. W zeszłym tygodniu było sporo deszczu u mnie. Nie chciało się wychodzić. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA jednak! Też zwróciłem uwagę na podobieństwo nazwy wioski i Twojego imienia, i pomyślałem, że może o tym napiszesz :-)
UsuńW tamte dni, trzy tygodnie temu, jeszcze trwała ta cieplejsza część jesieni, a niewiele później, bo od połowy miesiąca, mamy już listopad. Odwołano złotą polską jesień i połowę października. Nie wiedziałem, że to jest możliwe, ale przecież aura potwierdza ten fakt.