Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

niedziela, 23 października 2022

Słońce i jesień

 131022

Na południe od Szczebrzeszyna, kilka kilometrów od Józefowa, w rozległym kompleksie leśnym jest parokilometrowej wielkości polana. Zaznaczona niebieską linią, jest widoczna na mapie w prawym dolnym rogu. Po raz pierwszy byłem tam w zeszłym roku, skuszony widokiem pokaźnego wzgórza widzianego z oddali nad linią lasów. Poznane wzgórze i okolica tak mi się spodobały, że tego samego roku wróciłem, a kilka dni temu, przeglądając mapę w próbie ustalenia trasy wędrówki, zobaczyłem polanę i przypomniałem sobie polną gruszę tam widzianą, zieloną dróżkę na zboczu wzgórza i urokliwe sosnowe zagajniki. Pamięć podsunęła jeszcze obraz pewnej czereśni rosnącej pod lasem, licznych grzybów, malowniczego zbocza wzgórza – i w ten sposób plan dnia został ustalony.

 Wiedziałem, że przejście polany, nawet wzdłuż i w szerz, nie zajmie mi całego dnia, ale wiedziałem też, że myśl o grzybach skusi mnie i sporo czasu spędzę na myszkowaniu wśród drzew. Tak właśnie było. 

 Samochód zostawiłem na brzegu polany, i już pół godziny później znalazłem pierwsze grzyby. W dwóch miejscach rosło tyle prawdziwków, że zapełniłem nimi łubiankę i pół torby. Był ranek, a ja już obładowany… Wróciłem do samochodu i zostawiwszy grzyby, ruszyłem dalej niosąc pustą łubiankę. Do końca dnia napełniłem ją selekcjonowanymi, małymi maślakami. Gdybym zbierał wszystkie zdrowe maślaki, napełniłbym duże wiadro.

 



Wzgórze zobaczyłem takim, jakim pamiętałem, czyli malowniczym, co wcale nie jest regułą, skoro powroty do miejsc pamiętanych jako ładne potrafią rozczarować. Mapa nie podaje jego nazwy (tylko wysokość: 320 m), jest jednak wyraźnie zaznaczone i skaliste, a więc rodzaju nieczęsto spotykanego na Roztoczu. Na jego zboczach znalazłem trzy skalne ściany, pozostałości po kamieniołomach, ale też trafiłem na skały wychodnie. Ich widok obudził wspomnienia i poczułem tęsknotę za moimi górami. Odwiedzę je niebawem. Pionowe wyrobiska nie są wysokie, mierzą raptem trzy, może gdzieniegdzie pięć metrów, ale wrażenie czynią swoją wyjątkowością oraz dzikością. Dna wyrobisk i ich szczyty są tak gęsto zarośnięte drzewami, krzewami i roślinami zielnymi, że aby podejść pod niektóre ściany trzeba się przedzierać przez gęstwiny. Drzewa rosnące na skrajach urwisk wykształcają zadziwiająco liczne i pokręcone systemy korzeniowe, próbując ustać i przeżyć na kamieniach. Skalne rumowisko na dnie, pełne dziur i zapadlisk, przykryte jest martwymi szczątkami roślin, a więc chodzenie tam jest dobrym i polecanym przeze mnie sposobem na skręcenie kostki. W chmurny dzień, w panującym tam półmroku, ma się wrażenie bycia daleko od cywilizacji, gdzieś na odludziu, gdzie zdanym się jest wyłącznie na siebie, a tak naprawdę najbliższe domy są odległe o ledwie kilometr. Uderzający i jak zwykle pociągający jest kontrast: wystarczy przejść kilkadziesiąt kroków, by z ciemnej gęstwiny wyjść na otwarty jasny przestwór pól z widokiem na domy pobliskiej wioski.




 To wzgórze ma też słoneczny akcent: wspomnianą zieloną drogę. Żeby nie skończyła się zbyt szybko, idzie się po niej wolno, zatrzymując się i rozglądając. Na odkrytym zboczu widocznym na tym zdjęciu siedziałem rozmawiając z Jankiem przez telefon. Jeśli w czasie rozmowy w takim odludnym miejscu nie czujecie zadziwienia, to znaczy, że za bardzo przywykliście do tego czarodziejskiego pudełeczka zwanego telefonem komórkowym. 

 Oczywiście odwiedziłem polną gruszę pamiętaną z zeszłorocznych wędrówek. Wtedy widziałem ją w kwiatach, dzisiaj była niemal naga, bez liści. Stała taka biedna i samotna. Byłem u niej z rana, wróciłem pod wieczór, by przed wyjazdem spojrzeć na nią raz jeszcze.


 Nic nie zapowiada rychłego zakończenia moich roztoczańskich i sudeckich wędrówek, jednak częściej niż przed laty zdarzają mi się takie powroty, a są one motywowane pojawiającą się wbrew woli myślą o nieznanej przyszłości: może jestem tutaj po raz ostatni? Może wiele jeszcze wędrówek przede mną, ale czy wrócę tutaj? Wróciłem więc do tej gruszy tak, jak wracam do innych pamiętanych miejsc, bo kiedyś powrót stanie się niemożliwy, więc nie mogę przegapić tego ostatniego.

Obrazki ze szlaku

Nie ma tam lessu, a piasek. Lasy też są inne: przeważają sosnowe, a taki las w słoneczny dzień ma swoisty urok. Sosnowy las nie pochłania słońca, a odbija je świecąc bursztynowymi barwami.





Najpiękniejszy widok dla grzybiarza: okazały borowik. Znalazłem też kilka większych, ale zbyt późno, by nadawały się do zabrania. 

 Inna widziana dzisiaj grusza jeszcze trzymała swoje żółknące liście. Było późne popołudnie, cień rzucany przez wzgórze podchodził już pod nią, ale zdążyłem obejrzeć ją i docenić jej jesienną urodę w ostatnim kwadransie dnia.





Barwy jesieni. Wśród nich dość rzadko spotykany czerwony (czy buraczkowy?) kolor ścierniska po gryce.

 


 


Słońce już się schowało za lasem, wokół narastała szarość, a ten malutki sumak rosnący pod ścianą lasu jeszcze pamiętał kolory słonecznego dnia jesieni.

 


Trasa: pola i lasy między Brzezinami a Góreckiem Kościelnym.

Statystyka: 12 km szwendania się po zagajnikach i polach w ciągu 9,5 godziny.





























sobota, 22 października 2022

Recenzje książki o Jasiach

 

221022

Na portalu Lubimy Czytać zauważyłem tekścik o mojej książce.

Zapraszam do lektury.

* * *

Czy to nie fascynujące odkrywać emocje zamieszkujące ludzkie serce?
"Miłość, muzyka i góry" przeniosła mnie w świat emocji pewnego człowieka.
Szłam wraz z nim po ścieżce wydeptanej przez uczucia, emocje i pragnienia.
Dostrzegałam szczegóły namalowane przez słowa, nawet gdy mówiły o prostych rzeczach.

Sama fabuła wydaje się prosta.
Nie ma tu pędzącej akcji.
Pewne aspekty są przewidywalne, ale... Wchodzę ostatnio w inny wymiar czytelnictwa. Bardziej doceniam prostotę splecioną z uczuciowością.
W tej powieści było wszystko to, czego było mi potrzeba.
.
Za możliwość jej przeczytania dziękuję Karo @flatreads która zorganizowała bookture właśnie z tą powieścią. Gdyby tego nie zrobiła, być może ten tytuł zagubiłby się w oceanie innych książek. I nigdy byśmy się nie odnaleźli.

* * *

Autorka drugiej recenzji prowadzi bloga „Oaza Recenzji Mirki Dudko”, i tam skopiowałem poniższy tekst oraz zdjęcia.


 

* * *

ten świat wcale nie jest taki ładny. Ten świat coraz częściej ocenia człowieka po zasobności portfela lub według jego znaczenia. Mniej w nim miłości, a silniejsza jest pogoń za bogactwem i znaczeniem.”

Uwielbiam góry, mimo że mieszkam na terenach nizinnych. Doceniam ich majestat i piękno, spokój ale też grozę. Chodząc po urokliwych ścieżkach dociera do nas wielkość Matki Natury, jej porządek i magia. Z tego względu skusiłam się na książkę pt.: „Miłość, muzyka i góry” szukając tego rodzaju odniesień w zamieszczonej w niej historii.

Krzysztof Gdula jest synem, mężem, ojcem i dziadkiem. Z wykształcenia i z pracy – technik, a humanista z przekonań i zainteresowań. Uwielbia włóczyć się po górach, słuchać barokowej muzyki, czytać i pisać książki. Na swojej stronie przyznaje, że bywa marudny i jest czasami smutasem. Autor książek "Sudeckie wędrówki" (2016 r.) oraz "Góry Kaczawskie słowem malowane" (2019 r.). Wśród wielu jego tekstów na blogu jest takich, które opowiadają o górach, zwłaszcza Sudetach. Opisuje w nich swoje wędrówki, by pokazać czytelnikom piękno górskich szlaków ale też zrozumieć siebie i swoje odczucia. 

Inspiracją do napisania powieści „Miłość, muzyka i góry” stały się uroki Gór Kaczawskich. W czasie jednej z wędrówek w 2014 roku, powstał zarys historii dwojga ludzi, którzy spotkali się w nietypowy sposób. Jak pisze autor: „Usiadłem na brzegu lasu i mając przed sobą ładny widok, zamyśliłem się” i wówczas ujrzał oczami wyobraźni dwoje Jasiów czyli Jana i Janinę. 

Jan kocha góry a szczególną miłością darzy Góry Kaczawskie, gdzie ma swój dom i lubi wędrować swoimi ulubionymi szlakami. Pewnego dnia, w czasie jednej z takich eskapad, spotyka piękną dziewczynę z warkoczem, która siedzi pośród krów i sprawia wrażenie, jakby była nie z tego świata. I faktycznie tak jest, gdyż okazuje się, że według niej, właśnie dwa lata temu skończyła się wojna, w której zginęły wszystkie jej bliskie osoby. On uznaje ją za wariatkę i nie rozumie co się wokół niego dzieje, tym bardziej, że nagle znikają znane widoki a krajobraz przypomina czasy powojenne. Jasia ma do niego jedną prośbę, by on zabrał ją do siebie, do swego świata. Gdy przystaje na jej prośbę, ponownie znajdują się w XXI wieku. I tak zaczyna się ich wspólna droga, droga dwóch serc, które pochodzą z dwóch różnych, jakże  odmiennych światów…

Okładka jest bardzo skromna a przy tym prosta w swoim wyrazie. Na czarnym tle umieszczony został obrazek, na którym widać dziewczynę grającą na skrzypcach i unoszącą się wśród górzystych krajobrazów. Książka ma nieco mniejszy format, niż inne standardowe publikacje oraz miękką oprawę bez skrzydełek. Natomiast treść została wydrukowana na szarym tzw. ekologicznym papierze z wyraźną czcionką i z zachowaniem szerokich marginesów. Nie ma w niej rozdziałów ani osobnych części. Całość ujęta w jednej, ciągłej formie ale poszczególne epizody z życia Jasiów oddzielone zostały jedynie akapitami. Dużo w niej jest dialogów, niewyszukanych, zwyczajnych i oszczędnych. Czuć w nich troskę, czułość i wzajemną miłość. 

Na zaledwie 140 stronach autor zawarł eteryczną opowieść o miłości z muzyką i górami w tle, w której funkcjonują obok siebie dwa światy: realny i fantazyjny. Przelał na papier historię, która mocno odbiega od rzeczywistości opisując piękno w najczystszej postaci. 

W twoim świecie niewiele można było mieć za pieniądze, tutaj więcej, niż możesz sobie wyobrazić.
Miłość też?
- Nie. Ale jej namiastki, udawanie.
- To nie miłość.
- Nie, ale wielu ludziom tyle wystarczy, jeśli tylko mają pełny portfel i mocne przeżycia, jeśli coś wiruje wokół nich.”

Najważniejszym i głównym motywem jest miłość, dlatego w tytule ten wyraz jest wyszczególniony większą czcionką. To miłość wprost bajkowa, wyjątkowa i niecodzienna, która niczego nie żąda, nie obiecuje, nie narzuca lecz po prostu JEST. Szczera, czysta, pełna zrozumienia i empatii. 

Pan Krzysztof Gdula ukazał miłość idealną, wrażliwą, delikatną i bezwarunkową. Miłość, o jakiej marzy Jan (i chyba nie tylko on), który w swoim życiu miał wiele kobiet ale z żadną nie zaznał szczęścia. Tym samym autor stawia pytanie czy w dzisiejszym świecie taka miłość jest realna i co oznacza pojęcie miłości prawdziwej? Pokazuje, że w świecie własnej wyobraźni wszystko jest możliwe i możemy być tam, gdzie chcemy i z kim chcemy. Jednak co się wydarzy, gdy okaże się, że to wszystko jest jedynie wytworem naszej wyobraźni?

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu: sztukater.pl