040925
Ranek był chmurny, nieco zamglony, jesienny. Na jednolicie szarym niebie jaśniało blaskiem słońca małe okienko. Patrzyłem na nie ze spokojną, pogodzoną z losem rezygnacją. Patrzyłem tak, jakbym wiedział, że nie można oczekiwać niemożliwego, a tego lata w pełni słonecznego dnia.
Godzinę później usiadłem na miedzy i z plecaka wyjąłem kanapki. Nim skończyłem śniadanie, niebo od zachodu pociemniało jeszcze bardziej, dobiegł mnie pierwszy grzmot, a minutę później zobaczyłem na jasnych spodniach szybko przybywające ciemne plamy kropel deszczu. Wrzuciłem wszystko do plecaka i przeszedłszy na drugą stronę wąskiego pola wszedłem między drzewa i tam, na brzegu małych dołów, okryty peleryną, przez godzinę stałem czekając na przejaśnienie. Usiąść nie było gdzie, chyba że na namokniętej ziemi.
Piątek miałem zajęty, sobotę też, więc zdecydowałem się jechać w czwartek. Co prawda ranek miał być pochmurny, ale bez opadów, a na późniejsze godziny pokazywano słońce częściowo zasłonięte chmurkami. Kiedy wieczorem, w przeddzień wyjazdu, mając już przygotowane kanapki i spakowany plecak, sprawdziłem prognozy jeszcze raz, zobaczyłem, że były zmienione; zapowiadano deszcz, ale pojechałem nie chcąc czekać kilka dni.
Kiedy deszcz ucichł, schowałem pelerynę i wyszedłem spomiędzy drzew. Niebo było jaśniejsze, a nawet pojawił się skrawek błękitu, jednak słońce zaświeciło dopiero kilka godzin później. Na szczęście (dla wędrowca) sucha ziemia zdołała wchłonąć cały deszcz, błota na polach nie było, a na drogach w nielicznych tylko miejscach. Nie chodziło o zabrudzenie butów i ochraniaczy, a o łatwość poślizgnięcia się i upadku na bardzo śliskim mokrym lessie; w praktyce o uciążliwość wolniejszego marszu ze starannym wybieraniem drogi i ubezpieczaniem się kijami.
Mój plan na dzisiaj przewidywał inną trasę, ale kiedy w kwadrans po wyjściu z deszczowego schroniska doszedłem do rozdroża, skręciłem nie w lewo a w prawo, w nieznaną mi drogę; w ten sposób nadałem barw jeszcze jednej białej plamie na mojej mapie Roztocza. Właśnie, mapa! Po powrocie, szykując zdjęcia, skorzystałem z innej niż zwykle; są na niej wyraźniej zaznaczone roztoczańskie doły czyli zdebrza. Rankiem, kiedy zszedłem na dno jednego z nich, zobaczyłem błyszczące mokre liście, a gdy się zatrzymałem, usłyszałem miły dla ucha, przywołujący niemal zapomniane obrazy, szmer spadających kropel deszczu.
Kilka godzin później idąc polem doszedłem do ściany drzew, a kiedy zajrzałem między nie, zobaczyłem parów ukryty w głębokim cieniu. Nie szukałem obejścia, przeszedłem go w poprzek, nie był duży ani głęboki, a tak wyglądał w popołudniowym słońcu.
Późnym popołudniem wróciłem tam, gdzie rano chowałem się przed deszczem. Poznałem te pagórki parę lat temu. Pamiętam tamte pierwsze chwile zauroczenia nimi, właśnie myśl o nich kazała mi dzisiaj wrócić.
W ciągu dnia parokrotnie przecierałem w dłoniach kłosy zbóż i jadłem ziarna. Próbowałem też nasion prosa i, z gorszym rezultatem, gryki. Jadłem też jabłka i gruszki, sporo znalazłem owoców na plantacji malin, najwyraźniej już po zbiorach. Uznałem, że w sytuacji krytycznej można by się w ten sposób najeść. Myśl ta sprawiła mi przyjemność, chociaż nie wiem, dlaczego. Na zdjęciu łan prosa chyba już dojrzałego do zbioru.
Obrazki ze szlaku
Siedziałem na miedzy oddzielającej pole z kukurydzą od grykowego ścierniska gdy zaświeciło słońce. Wypiękniały świat uśmiechnął się do mnie, ja do niego.
Poznałem nowe drogi i nowe zakątki, jak tę miedzę zdobioną brzozą i ładny z niej widok, także zagajnik lipowy z samotną strzelistą sosną. Na pewno odwiedzę te miejsca.
Samotna brzoza na miedzy, moja nowa znajoma. Widziałem ją w pochmurny ranek i drugi raz w ostatniej godzinie dnia, stąd te kolory wyglądające na zbyt podkręcone.
Tarasowe pola.
Samotne drzewo.
Chwasty w gryce. Polecam ten obraz „miejskim” przeciwnikom oprysków. Owszem, dobre nie są, ale konieczne, chyba że zgodzimy się na dużo wyższe ceny żywności.
Rzadko widywany rodzaj kapliczki.
Ostatnia godzina dnia.
Trasa: jak zwykle na zachodnim Roztoczu, między Janowem Lubelskim a Turobinem.
Statystyka: 13 godzin na polach, dystans 18 km.
Dopisek.
Często mam kłopoty z obsługą najzwyklejszych nawet programów komputerowych, mimo używania komputera (i telefonu GSM) od dziesięcioleci. Staram się myśleć logicznie, ale zauważyłem, że taka dążność częściej przeszkadza niż pomaga. Nierzadko bywa, że pojawiające się wyjaśnienia nic mi nie wyjaśniają. Podam dwa przykłady.
Kiedy uruchamiam w telefonie program do rejestracji trasy, pojawia się dodatkowy przycisk z takim opisem:
„Automatycznie wstrzymaj rejestrowanie, gdy zatrzymasz się na trasie.”
Nie używam go, więc nie wiem, o co w istocie chodzi. Wszak gdy zatrzymam się, trasy nie przybywa a tym samym nie ma co rejestrować. Może więc chodzi o zatrzymanie licznika czasu? Ale wtedy powinno być napisane, że chodzi o czas wędrówki; wystarczyło dodać jedno słowo, by precyzyjnie wyrazić myśl. Jeszcze jedna uwaga: skoro to ja wydaję polecenie maszynie, tekst powinien brzmieć tak: „Automatycznie wstrzymaj rejestrowanie czasu, gdy zatrzymam się na trasie”. Oryginalny jest bez sensu, ponieważ myli podmioty: w pierwszej części zdania ja nim jestem, ja wydaję polecenie telefonowi, a jeśli tak, to w drugiej części mowa jest o telefonie, który „zatrzymuje się na trasie”, a więc uzyskuje sprawczość. Kto i do kogo się zwraca w tym zdaniu, nie wiadomo.
Drugi przykład też jest związany z telefonem. Miałem połączenie przez Whats App, ale nie mogłem odebrać, bo na ekranie pojawiło się takie dziwne zapytanie: „WhatsApp prosi o zgodę na nagrywanie filmu z tobą”. Co to ma być? Jakaś reklama możliwości programu? Dajcie mi teraz spokój, bo mam połączenie. Nacisnąłem „nie” i wszystko znikło. Zadzwoniłem do tej osoby, koniecznie chciała połączenia wideo.
– Ale jak go włączyć?
– Po prostu naciśnij zieloną słuchawkę.
– Aha!
Nie nacisnąłem, bo żadnego przycisku na ekranie nie było. Aplikacja znowu chciała nagrywać jakiś film ze mną czy o mnie. Dopiero po tej powtórzonej sytuacji zrozumiałem, w czym problem. Otóż nie chodziło o nagrywanie jakiekolwiek filmu o mnie, a o zgodę na połączenie wideo, i nie aplikacja chciała takiego połączenia, a mój rozmówca. Dlaczego więc nie zapytano się właśnie o zgodę na takie połączenie? Dla mnie nagrywanie filmu to nie to samo, co połączenie wideo. Słowa mają określone znaczenie i jeśli ktoś je zmienia, uniemożliwia porozumienie. Skoro źle tłumaczy angielski tekst (co jest nagminne) z powodu kiepskiej znajomości ojczystego języka, to może lepiej niech się zajmie czymś innym, mniej związanym z polszczyzną?
Nasz język jest coraz bardziej niechlujny i zaśmiecany angielszczyzną, często bez powodu, to znaczy wtedy, gdy są odpowiednie polskie słowa – i mało kogo to obchodzi.
Złym chwilom można zaradzić. Oto lekarstwo: piękno w czystej postaci.
Krzysiek, to jest bardzo dobre lekarstwo.
OdpowiedzUsuńJa aplikuję sobie też inny lek. Taki, który wyciska mi z oczu łzy.
A łzy wypłukują z organizmu toksyny.
Podziwiam André Rieu. Lubię jego interpretację: Bliżej mnie
Andre Rieu znam i z przyjemnością słucham, jednak kantaty Bacha bardziej cenię. Raczej inaczej: są mi bliższe.
UsuńChyba ten sam lek dodałem do jedzonych dzisiaj na szlaku kanapek; o ile myślisz o cebuli :-)
Nie wiem, czy łzy wypłukują toksyny, ale na pewno przynoszą ulgę. Ja tak mam i niespecjalnie się wstydzę.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPowiem krótko, muzykę klasyczną cenią sobie koneserzy.
UsuńNie wszyscy w Polsce pamiętają o kompozytorce, która zmarła młodo, Tekli Bądarzewskiej. Jej kompozycja Modlitwa Dziewicy bardzo ceniona jest w Japonii i powstało wiele jej interpretacji.
Krzysiek, dam Ci linki do dwóch interpretacji tej kompozycji i sam oceń.
Pierwsza jest wykonywana przez duo fortepianowe Marek&Vacek
Drugą interpretację tego utworu wykonuje Olga Rusina
Janku, wysłuchałem utworu, przeczytałem garść informacji o autorce. Nic o niej nie wiedziałem. Dziękuję Ci. Utwór podoba mi się, zwłaszcza w wykonaniu Olgi Rusina. Powiedziałbym, a znawcą bynajmniej nie jestem, że jest z pogranicza muzyki klasycznej i rozrywkowej, zapewne dlatego tak przeciwstawne miał opinie.
UsuńPomyślałem o niesprawiedliwości losów zabierających ludzi mających wielkie talenty. Chopin umarł mając 39 lat, Mozart 35, Schubert 31. Tyle pamiętam, a lista na pewno jest dłuższa. Teraz dodaję do niej Teklę Bądarzewską.
Przypomniałeś mi, jak często słyszałem przez radio, pracując w UK, „Symfonię pieśni żałosnych” Góreckiego, naszego współczesnego kompozytora, wtedy jeszcze żyjącego. Polecam to dzieło. Myślę, że będzie Ci się podobać.
Ja też nic nie wiedziałem o Tekli Bądarzewskiej. Przypadkiem przeczytałem o wygranie głównej nagrody w Milionerach przez księgowego Tomasza Orzechowskiego.
UsuńW 2022 r. milionerem został księgowy Tomasz Orzechowski. Pytanie brzmiało: Kto w połowie XIX wieku skomponował "Modlitwę dziewicy", utwór grany w Europie, w Stanach Zjednoczonych, ale najbardziej i do dziś popularny w Japonii?
Do wyboru miał cztery odpowiedzi.
• A - Franciszek Liszt z Raiding
• B - Edward Grieg z Bergen
• C - Robert Schumann z Zwickau
• D - Tekla Bądarzewska z Mławy
Uczestnik znał prawidłową odpowiedź na to pytanie. Zaznaczył odpowiedź D, ponieważ wiedział, że tekst do "Modlitwy dziewicy" skomponowała Polka. W ten sposób wygrał milion złotych.
Ciekawy temat był w poprzednim pytaniu dla niego.
W pytaniu za pół miliona Tomasz Orzechowski musiał odpowiedzieć na pytanie:
Z czego Donatello wykonał słynnego "Dawida", pierwszą od czasów antyku wolnostojącą rzeźbę przedstawiającą nagiego mężczyznę. Do wyboru miał odpowiedzi:
A. Z czarnego marmuru
B. Z lipowego drewna
C. Z brązu
D. Z piaskowca
Uczestnik bez wahania wybrał odpowiedź C - z brązu, i tym samym wygrał pół miliona złotych.
Dodam jeszcze, że Tomasz Orzechowski był mieszkańcem Łodzi. Za część wygranej kupił apartament w Szczecinie na X piętrze, z pięknym widokiem na miasto, a jego kuchni jest widok na wschód na jezioro Dąbie. Finał konkursu możesz zobaczyć na YT tutaj
UsuńZastanawiałem się, jak ja poradziłbym sobie w konkursie: jedynie na drugie pytanie znałem odpowiedź.
UsuńTo czysta spekulacja, bo czuję silną niechęć do testów, „sprawdzania się”, oceniania przez innych. Dobrze to ujął Tomek mówiąc, że gdyby brał udział w jakichkolwiek zawodach i widział, że konkurentowi zależy na wygranej, oddałby je walkowerem.
Przypomniałeś mi przygody mojego syna w telewizyjnym Kole fortuny. Pamiętasz, jak było? Odpadł, a w domu nieustannie zadziwia mnie szybkością rozwiązywania zagadek. Orzechowski oprócz wiedzy miał szczęście, a na koniec rozsądek: pieniędzy nie przepuścił, a wydał na konkretne i konieczne dobro materialne.