301121
Mając ostatnio więcej czasu,
wróciłem do tematu gender. Ciekawi mnie, jak doszło do przemiany
jednej z kategorii różnic między płciami, jaką jest zespół
zachowań wyuczonych w procesie wychowania, czyli z angielskiego
gender, w naczelną cechę odpowiadającą za kształt kobiecości i
męskości, a zdaje się, że właśnie tak pojmowane jest teraz
pojęcie gender. Temat interesuje mnie o tyle, o ile jest składnikiem
współczesnych zmian w sposobach zdobywania informacji i ich wpływu
na ludzi. Bardziej interesuje mnie strona psychologiczna i
socjologiczna, niż same definicje płci i jej podziały. Zwracałem
uwagę na interpretację danych i sposoby wnioskowania, oczywiście
mając swoje definicje, swoją wiedzę i sposoby wnioskowania.
Przeczytałem
kilka tekstów, a żeby nie obciążać czytelników nadmiarem
odnośników, podam tylko dwa przykładowe; każdy chętny znajdzie
ich w internecie mnóstwo.
Autor tego artykułu tak oto
definiuje pojęcie gender, cytuję: „ (…) zespół zachowań,
norm i wartości przypisanych przez kulturę do każdej z płci.”
Owszem, odmienny zespół
zachowań, norm i wartości przypisywany jest przez kulturę do
kobiet, inny do mężczyzn, a że kultury są różne, to i ten
zespół wykazuje znaczne różnice. Przypisuje się ludziom
określone zachowania i role, nie zawsze logiczne i sprawiedliwe. Do
tego miejsca jest pełna moja zgoda.
Dalej czytam takie zaskakujące
słowa:
„Wpływ hormonów na mózg i ciało człowieka jest skomplikowany i
nie do końca poznany, dlatego próby wyjaśniania różnic pomiędzy
płciami za pomocą podobnej argumentacji są dalece hipotetyczne.”
Dziwne
stwierdzenie. Odmienność działania hormonów męskich i kobiecych
jest znanym faktem, jak więc można pisać o hipotetyczności?
Autor podobnie wspomina o badaniach nad mózgami. Są „dalece
hipotetyczne i neuroseksistowskie”. Poręczne słowo sobie
wymyślili: ”seksistowskie”. Jest łatwe do przypięcia jako
etykieta.
Mimo
zaznaczenia w paru miejscach istnienia odmiennych poglądów, wymowa
całości się nie zmienia: cała różnica sprowadza się do cech
biologicznych i gender. Więc gender, a poza nią sex, czyli płeć
fizyczna, kojarzona, zdaje się, z narządami służącymi
prokreacji. Wprost zaprzecza się jakimkolwiek innym różnicom.
Dziwi mnie i razi takie
przedstawienie tematu. Brakuje mi niechby napomknięcia o związkach
między ciałem i mózgiem, czy o wpływie ciała na umysł.
Rozliczne oddziaływania genetyczne, a zatem i hormonalne,
sprowadzono do hipotezy. Pisze się tak, jakby nie istniały
uwarunkowania ewolucyjne.
Inną wymowę, bez tej
wielkiej luki, ma artykuł w Wikipedii poświęcony płci.
Treść tego artykułu jest
zgodna z moją skromną wiedzą o ludziach i ich genach, o ewolucji,
etologii i psychologii.
Wspomina się w nim o wielu
rodzajach czy przejawach płci, na przykład płeć genotypowa
(chromosomy X i Y), zewnętrzna (srom i prącie), hormonalna
(wiadomo), mózgowa (płeć mózgu) oraz psychiczna, czyli poczucie
bycia kobietą lub mężczyzną. Kwestie kulturowe są pominięte.
Uświadomiłem sobie, jak
trudno w artykułach promujących ideologię gender znaleźć coś o
płci mózgu; albo nic się nie mówi, albo jej istnieniu się
zaprzecza. Przy czym pisząc o płci mózgu, wcale nie chodzi o
parametry fizykalne, jak waga czy kształt spoidła wielkiego – jak
to pisano w pierwszym artykule. Faktycznie, mierząc lub ważąc
nasze mózgi, płci się nie dostrzeże. To trochę tak, jakby
mierząc wymiary mikroprocesora, szukać różnic między dwoma
programami.
Ten artykuł zapewne napisał
lekarz bądź naukowiec ograniczając się do ciała, z pominięciem
różnic wynikłych z wychowania, co oczywiście nie znaczy, że ich
nie ma. Po prostu autor pisał o podstawie wszelkich różnic, czyli
o ludzkich ciałach, a gender jest nadbudową, możliwą do zmian i
nie decydującą o byciu osobą określonej płci. Wspomniał o niej
tylko raz, w ostatnim zdaniu artykułu:
„Niektóre
publikacje używają pojęcia płeć
mózgu
na określenie czynnika determinującego gender.”
Wiele
mówiące słowa! Zgodnie z ich wymową gender zależy od płci
mózgu, czyli od poczucia bycia osobą określonej płci. Przyjmujemy
wzorce zachowań kulturowo dopasowane do odczuwanej płci, a nie
odczuwamy płeć po przyjęciu jednego z dwóch pakietów społecznych
norm. Jest tutaj znaczące przestawienie przyczyn i skutków. Autor
twierdzi, że poczucie bycia osobą określonej płci wynika z płci
mózgu, natomiast zwolennicy wszechsprawczej gender upatrują źródła
różnic w oddziaływaniu wzorców kulturowych. Nie bardzo rozumiem
ich logikę. Czy miałoby to znaczyć, że owszem, zewnętrzne oznaki
płci są wykształcone, ale psychicznie mały człowieczek jest
czystą tablicą, gotową do przyjęcia zarówno znaku żeńskiego,
jak i męskiego?
Czy ci ludzie chociaż
słyszeli o psychologii ewolucyjnej?
Jeśli wspomnieć ich łatwość
akceptacji zmian płci, wyraźny tutaj relatywizm, trzeba uznać, że
nie słyszeli i dla nich mały człowieczek faktycznie jest tabula
rasa. Na poparcie tego przypuszczenia powiem o istniejącym wśród
nich przekonaniu, zgodnie z którym nie można zwracać się do
dzieci w sposób właściwy dla dziewczynek i chłopców, bo to
sugeruje im wybór ich płci, a wybrać powinny one same.
Oto wolność wyboru w
dwudziestym pierwszym wieku! Nic, tylko się zachłysnąć, wszak
nikt nigdy nie miał wolności wyboru swojej płci, dopiero my i
dopiero teraz umożliwiamy ludziom taki wybór!
Mimo znacznych różnic w
widzeniu płciowości między autorem pierwszego artykułu a mną,
jego treść może być początkiem dyskusji i argumentowania, jeśli
jednak zajrzy się do blogów czy videoblogów, ręce opadają.
Na pewnej stronie, której
adres litościwie pominę, czytam, że cechy kobiece są kulturowego
pochodzenia, ponieważ kiedyś paniom podobał się kolor niebieski,
mężczyznom różowy, a teraz na odwrót. Na innej zobaczyłem
kalejdoskop ubiorów kobiecych z wielu stron świata, oczywiście
bardzo odmiennych, co autor tego filmiku uznał za dowód na
kulturowe korzenie różnic między kobietami i mężczyznami. Dość
tych dwóch przykładów. Łączy ich niezrozumienie tematu: autorzy
obiecywali mówić o cechach kobiet, a mówili o zmianach w modzie.
Upodobanie różu i normy dotyczące sposobów ubierania się uznali
za główne wyróżniki płci.
Jeśli zrobili to świadomie,
to doprawdy nie wiem, jak bardziej mogliby ubliżyć paniom;
prawdopodobnie bez zastanowienia powtarzają za innymi to, co modne i
znajdujące słuchaczy...
Dla mnie równie ważne jak
łamanie elementarnych praw nauki i logiki są odczuwane emocje.
Zawsze kobieta była dla mnie istotą na poły nie z tego świata
(moja książka o Jasiach!), dlatego sprowadzenie kobiecości do
podpatrzonych w dzieciństwie sposobów zachowywania się, ubierania
i wyrażania, jest dla mnie nie tylko niezrozumieniem, ale wprost
degradacją kobiecości. Jeśli można się jej nauczyć jak
makijażu, za co my, mężczyźni, mamy podziwiać kobiety? Za
kształt pupy czy sposób podkreślenia oczu? Czym mają nas
fascynować, skoro właściwie równie dobrze mogłyby być
mężczyznami? Gdzie ma tkwić ich zagadka, ta wiecznie nas
pociągająca tajemnica, skoro cała różnica między nimi a nami
sprowadzona zostaje do… właściwie do czego, poza przyjętymi
wzorcami zachowań? Do vaginy i penisa?
Taki ma być obraz kobiety
dwudziestego pierwszego wieku??
Otworzyłem przypadkowy filmik
na You tube, młoda kobieta obiecała w kilka minut wyjaśnić, o co
chodzi „z tym gender”. Usłyszałem o nakazywaniu dziewczynkom
zachowywania się w określony sposób, bo inaczej im nie wypada, a
chłopcom owszem, ale im nie wypada tego, co mogą dziewczynki –
czyli nic nowego. Może warto jeszcze wspomnieć o przesadnej
artykulacji, o podniesionym ostrym głosie, z jakim kobieta udawała
rodzica strofującego dziecko.
Owszem, tak jest. Część
tych zwyczajów i norm dobra nie jest, ponieważ były wykształcone
w nieistniejącym już świecie, chociaż inne mają poważne
umocowania, o których pisałem już na blogu. Mamy jednak umysł i
wolę, możemy zmieniać to, co nie pasuje do obecnego świata, ale
wypadałoby uświadomić sobie, że to wszystko w niewielkim stopniu
dotyka cech płci.
Gender to ledwie warstewka
cywilizacyjnego lakieru na kobiecości i męskości, nic więcej.
Uderza mnie
w czasie czytania czy słuchania tego rodzaju informacji aprioryczne,
bez słowa uzasadnienia, uznawanie gender za istotę płci, za
kreatora męskości i kobiecości. Niewątpliwe istnienie zespołu
kulturowych cech i zachowań nazywanego płcią gender nie przeczy
istnieniu pozostałych determinantów
płci, a nawet więcej: część z nich świadczy o ich istnieniu,
tylko trzeba sięgnąć głębiej, do praprzyczyn ukształtowania
tych cech. Nie wszystkie wynikają z zacofania lub niewiedzy, jak
uważają genderyści; jednak tej wiedzy nie nabędzie się z
kilkuminutowych artykulików w internecie. Nie poznamy tam też
mechanizmów działania ewolucji, które mają tutaj zastosowanie.
Nota bene, moja znajoma
zauważyła, że skoro tak przeciwni są odmiennym normom i wzorcom,
powinni być nazywani antygenderystami. Słuszna uwaga, ale tylko w
tej ich niezgodzie. Są jednak genderystami w znaczeniu uznawania
płci gender za jedyny, a przynajmniej najważniejszy, determinant
płci.
Zajrzałem też na stronę
katolicką. Zaproszono ludzi nauki i rozmawiano o płci, oczywiście
totalnie odrzucając ideologię gender. Zniesmaczony, zamknąłem
stronę przed końcem wykładów, bo były tak samo sztuczne, rażące
stronniczością, jak filmiki ideologów gender, tyle że z
przeciwnym znakiem. Był i drugi powód zniesmaczenia: oto członkowie
organizacji przez wieki potępiającej naukę i naukowców, nagle
zapraszają ludzi wykształconych i ich słuchają, bo akurat tak się
składa, że ich opinie są przydatne. Fałszywe to i podszyte
niechęcią do kobiet.
My sami, mężczyźni,
jesteśmy winni. Przez wieki przekonywaliśmy siebie i kobiety o ich
gorszości, wmawialiśmy im podległość jako ich naturalny stan, a
kiedy wreszcie mogły mówić, co myślą o takich poglądach i
robić, co zechcą, okazało się, że w swoim pędzie zaprzeczania
dawnym męskim teoriom zaczęły zaprzeczać istnieniu jakichkolwiek
różnic między nami, poza wyuczonymi w dzieciństwie normami
zachowań.
Wyznawcom tej ideologii
wypadałoby zapoznać się z obecnym stanem związków młodych
kobiet i mężczyzn, z kłopotami w sprawach miłości dziewczyn i
chłopaków wkraczających w dorosłość. Może dostrzegą związek
ze swoimi poglądami, chociaż wątpię, skoro nie tylko nie
dostrzegają w nich nic niewłaściwego, tym bardziej nagannego, to
jeszcze mają je za wyznacznik nowoczesności.
Chciałbym widzieć w tego
rodzaju poglądach przemijającą modę, odpowiednik za małych
marynarek, i wierzyć, że przyjdzie odmiana, ale to nie moda. Tak
wielu ludzi bezrefleksyjnie przytakuje poglądom ignorującym naukę,
że wypada mi napisać o niepokojących zmianach kulturowych.
Obecnie wahadło jest
przechylone; wyrównanie nastąpi wtedy, kiedy kobiety zrozumieją,
że ich wyjątkowość na tyle głęboko sięga w jestestwo, że jest
nie do nauczenia, nie do podrobienia. Póki co mamy ideologię (anty)
gender.