Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

sobota, 20 lipca 2024

Pola i wąwozy

 130724

Prognozowano upały na kilka najbliższych dni, a przecież trzeba było mi jechać. Wpadłem na nie najlepszy, jak się okazało, pomysł wędrowania w cieniu drzew dla ochrony przed piekącym słońcem. Jeśli lasy, to może w końcu pójść kamiennym wąwozem, do którego wybieram się od roku? Byłem w nim trzy lata temu, ale zapomniałem gdzie jest. Dzięki zachowywaniu oryginalnych dat zdjęć przy ich kopiowaniu, komputer znalazł te właściwe, a wtedy otworzyłem odpowiednią trasę i (ponownie) znalazłem kamienny wąwóz.

Plecak wypchałem pięcioma litrami wody i oczywiście herbaty z sokiem malinowym. Z powodu temperatury kanapek nie brałem, a jedynie chleb i suchą wędlinę. Założyłem biały podkoszulek i też białą czapkę z daszkiem, ale nie zdecydowałem się iść w krótkich spodniach. Kiedy o szóstej rano wyjeżdżałem, już było ciepło.

Oczywiście większość dnia szedłem polami. Jedna, później druga droga prowadziły mnie według swoich zamysłów, a ja nie chciałem się im przeciwstawiać, ani – wyjątkowo – porzucać. W rezultacie doszedłem tam, gdzie nie planowałem, i odwiedziłem Drogę Trzech Lip oraz jedną z moich czereśni. Zajrzałem też w głąb Podleśnego Zdebrza, jednego z najładniejszych na Roztoczu.


 Wody w butelkach szybko ubywało, plecak przestał ciążyć. Nie wiedzieć czemu pot zalewał mi lewe oko, więc w częstym użyciu były chusteczki, których tym razem nie zapomniałem zabrać. Niesione w kieszeniach telefony (jeden jako zwykły telefon i rejestrator trasy, drugi jako aparat) zawilgotniały, a że i dłonie suche nie były, miewałem kłopoty ze zrobieniem zdjęć. Aby ta głupia maszyna wiedziała co od niej chcę, musiałem wycierać palec, bo poleceń wilgotnego nie rozumiała. Wycierałem o spodnie, podkoszulek suchy nie był.

Po wejściu między drzewa zaatakowała mnie wielka chmara wściekłych komarów i much, tych siwych, mocno gryzących. W jednej ręce trzymałem kije, drugą nieustannie się broniłem. Później zobaczyłem na podkoszulku krwawe plamy i poczułem… satysfakcję. Zrobienie zdjęcia wymagało chwili bezruchu przy zajętych obu rękach, co natychmiast było wykorzystywane przez insekty. Najgorsze były te, które siadały na szkłach okularów od strony oczu; nie dość, że nie mogłem je odgonić, to jeszcze kręciły się szukając czegoś do ugryzienia tuż przy oczach. Zdjęcia w wąwozie robiłem płacąc (niewiele przesadzam) daninę krwi. Pomyślałem o zwierzętach i współczułem im. Przypomniała mi się opowieść znajomego Ukraińca pracującego kiedyś na Syberii; mówił o udręce zwierząt w lecie, o ich wchodzeniu do wody i zanurzaniu głów by chociaż na chwilę uwolnić się od komarów. Dzisiaj w pełni rozumiałem, co przeżywają.

Na dno wąwozu schodziłem stromym zboczem między bukami. Długie to było zejście (jak na Roztocze), różnicę poziomów oceniłem na przynajmniej 50, raczej 80 metrów. Obiecałem sobie wrócić tam jesienią, by spokojnie, bez insektów latających wokół głowy, kontemplować urodę bukowego lasu.



Niżej dwa zdjęcia z 2021 roku:

Przeszedłem cały wąwóz, ale kamienistym on już nie jest. Po obejrzeniu starych zdjęć i przypatrzeniu się wąwozowi dzisiaj uznałem, że widziałem go krótko po obfitych deszczach, które zapewne utworzyły rzekę na dnie i wypłukały ziemię. Może ten fakt potwierdzać drugie zdjęcie, z polną drogą, zrobione tego samego dnia. Widziałem, jak niewiele jest ziemi na skalistym podłożu wąwozu. Ponieważ droga biegnąca dnem jest używana, naprawiono ją wyrównując ziemią. Gdybym wtedy wiedział o tym, przeszedłbym cały wąwóz. Z czeskiej mapy wyciąłem odpowiedni fragment. Podana jest nazwa tego miejsca, Wielki Dół, widać też różnice poziomów.

 Dla ścisłości zaznaczę, że słowa „wąwozy” używam jako potocznej, niefachowej nazwy różnych formacji geologicznych. Najczęściej miały przekrój parowów, jak ten na zdjęciu.

 


Są miejsca ze znacznie bardziej stromymi i wyższymi zboczami, są wypłukane doły przypominające jaskinie, widziałem fragmenty typowych wąwozów, są też boczne jary. Wąskie, strome, kamieniste, klasycznie górskie, zwłaszcza jeden z nich, i piękne swoją dzikością oraz niedostępnością. Na zdjęciach niewiele widać ich dzikości, więc wierzcie mi na słowo. Chciałem wejść w ten najwęższy by wyraźniej poczuć jego pierwotność, może wyobrazić sobie bycie gdzieś daleko w głuszy, ale obawiałem się wykończenia mnie przez te fruwające paskudztwa. Wiem, że pisząc tak o tych owadach, wyrażam pogląd z gruntu antropocentryczny, więc dla zrównoważenia, może i dla wytłumaczenia się, dodam myśl, która w wąwozie się pojawiła: to miejsce należy o tej porze roku do tych owadów, nie do ludzi. Teraz one mają prawo do niego, nasze wróci jesienią.

Właśnie wtedy wrócę.




Obrazki ze szlaku


 Widziałem kilka upraw lnu, jedna z nich zajmowała duże jak Roztocze pole. Zieleń tych roślin nadal jest ładna i ciepła, ale szybko ewoluuje w stronę żółci. Później len będzie szary.

 

Pierwszy, samotny jeszcze, słonecznik. Te rośliny bardzo lubią być fotografowane. A może mój aparat je lubi, skoro zdjęcia są z reguły udane?

 Ściernisko, więc pełnia lata, a obok gryka, ostatnie polne kwitnienie.

 


Kwiaty na miedzach.


 Kwitnący mak.

 

Rzepakowe ściernisko wygląda jak pobojowisko.

 

Kuszące samotne drzewo w oddali.

 

Rzepak tuż przed zebraniem.

 

Niekoszona łąka, pachnące i urocze miejsce współistnienia bardzo wielu gatunków roślin i owadów.

 Powój i gryka, dwa kwitnienia.

 Pół domku. Ktoś kiedyś bardzo się cieszył z jego postawienia… Z prawej strony widać tradycyjną piwnicę.

 Przed i po żniwach.

 


Śliczne kwiaty powoju.


Zadziwiająco grube są łodygi rzepaku.

 Liczne plantacje malin. Połasuchowałem, przyznaję bez wstydu.

 

Przymiotno kanadyjskie. Czy to jest plantacja tej rośliny?

 Sałata kompasowa. Wyjaśnienie nazwy z mądrej strony: „Liście są w charakterystyczny sposób ustawione parami w jednej płaszczyźnie, w kierunku północ-południe, w zarysie szeroko odwrotnie jajowate.”

 Czy to jest zaskroniec? Tak szybko uciekł, że ledwie jedno niewyraźne zdjęcie zrobiłem.


 Widziałem nowy kamieniołom. Rok temu na pewno go nie było. Ciekawi mnie, do czego używana jest dobywana w nim opoka.

 Droga Trzech Lip. Widać cztery, ale drzewa drugie od lewej to rosnące obok siebie czereśnia i orzech.

Trasa: między Hutą Turobińską a Otroczem na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: na szlaku długości 20,5 km byłem 12 godzin.




















wtorek, 16 lipca 2024

Powrót na Roztocze

 070724

Po raz kolejny wybrałem się pod Gródki na Roztoczu z powodu… dróg. Jest ich tam sporo, a teraz, przed żniwami, trudno jest chodzić bezdrożami. Łąk w tej części Roztocza jest mało, wszędzie pola z uprawami albo zachwaszczone gęstwiny. W pobliżu wiosek można liczyć na marsz plantacjami malin lub porzeczek, ponieważ między rzędami krzewów są równe, koszone przejazdy dla maszyn, ale zdarza się, że taka wygodna droga kończy się ścianą rzepaku, przez którą o tej porze roku się nie przejdzie. Zbyt splątane i gęste są łodygi tej rośliny. Okolice Gródek znam, wiem o licznych drogach, stąd mój wybór.

Po trzech tygodniach przerwy zobaczyłem Roztocze znacznie odmienione.

Na polach przeważają barwy dojrzałego zboża i bardziej płowe, nawet zszarzałe, kolory rzepaku. Trawy przy drogach są podobne do dojrzewających zbóż; gdyby nie ten skutek suszy, może nie byłoby wrażenia przepołowienia lata. Rozglądałem się szukając zieleni. Pola kukurydzy i tytoniu wydały mi ładniejsze niż zwykle, wszak są wyraziście zielone, a szczególnie piękną zobaczyłem zieleń lasu liściastego. 
Kwiatów na przydrożach było jednak dużo: nadal kwitnie ostrożeń, ale i kurzy już swoją watą, pojawiły się liczne kwiaty wrotycza i pierwsze nawłoci, przekwita dziurawiec ale obficie kwitnie powój. Jeśli obejrzy się uważnie i z bliska kwiat tej rośliny, łatwo o zdumienie jego prostotą i wdziękiem. Niezmiennie zadziwia mnie fakt ich kwitnienia tylko jeden dzień – jętki jednodniówki wśród roślin.



 Kwitnie też bez hebd; czyż nie jest ładny? Zaczęły się małe, rzepakowe żniwa; widziałem sporo już ściernisk i po raz pierwszy w tym roku szedłem nimi. Są nawet pierwsze zaorane pola – typowo jesienny widok.

Nie doszukuję się śladów końca lata, nie, po prostu jestem pod wrażeniem dużych zmian na polach. W połowie czerwca, na poprzedniej wędrówce roztoczańskiej, jeszcze tu i ówdzie widziałem Wiosnę, dzisiaj zobaczyłem Lato. Beztroska Panna stroiła się zapatrzona w siebie, poważniejsza Pani nie ma pstro w głowie, i raczej wsłuchuje się w nabrzmiewanie kłosów na polach.

Na plantacjach porzeczek już dawno ucichło, ale nisko, wśród liści, znaleźć można czarne owoce przeoczone przez zęby maszyny zbierającej. Właśnie teraz, w zasadzie już po sezonie, są najlepsze: aromatyczne, nabrzmiałe słońcem i ciepłem. Są jak lato. O zrobieniu zdjęć nie pomyślałem.

 Wiele mam obrazów pojawiających się w pamięci na myśl o lecie, każdy człowiek je ma, chociaż u każdego z nas są inne, skoro ich zestaw ma ścisły związek z naszymi przeżyciami. Wśród moich obrazów lata są ruchliwe cienie liści drzew na polnej drodze i kłosy zbóż pochylone nad nią. Szedłem patrząc nie tylko w dal, ale i pod nogi. Na zakurzonej drodze widziałem swoje lato i – chwilami – ślady robione gołymi stopami na takiej samej drodze dawno temu. Jeszcze pamiętam pieszczotliwy dotyk pyłu drogi nagrzanej słońcem.

Obrazki ze szlaku

 Dojrzewają owoce aronii.

Zając widział mnie, ale nic nie robił; dopiero po dłuższej chwili „pokicał” w swoją stronę.

 

Niebo i owies – nic więcej.

 Krzyże przy szosach w miejscach tragicznych wypadków drogowych. Jest ich dużo i coraz więcej; te trzy stoją blisko siebie. Mam mieszane odczucia. Rozumiem ból osób bliskich, uważam jednak, że pobocze szosy, którą przejeżdża mnóstwo osób każdego dnia, nie powinno być upodobniane do cmentarzy. Dobrym pomysłem było stawianie w niebezpiecznych miejscach tablic informujących o ilości wypadków, ale one znikły. Zapewne uznano je za źle działające na kierowców, a krzyży raz postawionych nikt nie usunie.

 Ładne liście jesionu.

Rzepakowe ściernisko, jesienne już pole.

 Droga i wąskie pola. Po powrocie z Sudetów zwracam uwagę na ich miniaturowe rozmiary.

 

Zrośnięte buki. Te konary nie przylegają do siebie, a po prostu się zrosły.


 Przechodziłem przez dwa piękne lasy bukowe, ale ich urody niewiele widać na zdjęciach.

 

Wąskie pole między drzewami. Chyba kombajn się zmieści?

 Babkowa łąka. Jest na stromym zboczu, więc kiedy patrzyłem pod górę, widziałem mnóstwo łodyg babek na tle nieba. Aparat widział je znacznie gorzej.

 Ta kapliczka ma ponad sto lat, może więc jej wiekiem należy tłumaczyć błędy.

 Plantacja orzechów laskowych.

 Przedłużona droga asfaltowa prowadząca na pola, widać ślad połączenia. Owszem, jest równo i bez błota, wygodnie dla rolników i licznych w tej okolicy plantatorów, ale wolałbym iść polną drogą. Coraz więcej jest takich dróg.

 Późne popołudnie bez słońca, okienko w chmurach i… słoneczna plama na polach.

Tradycyjna trasa na Roztoczu wokół Gródek, z wypadem pod las po drugiej stronie szosy przemyskiej.

Statystyka: 12,5 godziny na szlaku długości 21 km.