Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 1 sierpnia 2025

Powrót na Roztocze

 190725

 Cztery dni spędziłem na wędrówkach drogami Roztocza. Aura nie sprzyjała mi tak, jak w Sudetach, więcej było chmur niż słońca, a i deszcze parę razy padały, ale było ciepło, wiatry nie dokuczały, deszcze szybko mijały. Czułem głód drogi po dziesięciu dniach przerwy, nie miałem cierpliwości czekać na ładniejsze dni. Zresztą, tegoroczne lato raczej nie rozpieszcza, trudno znaleźć dzień w pełni słoneczny.

Pięć tygodni nie byłem na Roztoczu, a zobaczyłem je odmienione. W połowie czerwca, u progu lata, zieleń przeważała na polach, jeszcze widziałem ostatnie wiosenne kwiaty, teraz w napęczniałych kłosach wysychających zbóż, w rozrośniętych kępach bylic i cykorii, zobaczyłem dojrzałą Panią Lato. Żniwa jeszcze się nie zaczęły, ale chyba tylko z powodu częstych opadów. Może to i lepiej, bo gdy zobaczę ścierniska będę wiedział, że za chwilę zza wzgórza wyjdzie mi na spotkanie Pani Jesień.

Nie poznałem nowych miejsc, odwiedzałem znane i lubiane. Na przykład dwie urocze drogi na wzgórzach w pobliżu Czarnegostoku. Jedna przecina pola na skos i łagodnym biegiem wpada do wioski; druga, niedawno odkryta, najkrótszą trasą zbiega ze szczytu wzgórza, a obie są bardzo widokowe; są z tych, którymi idzie się wolno i często zatrzymuje aby opóźnić dojście do końca. Zobaczcie sami.




A niżej druga droga:


 




Byłem też pod wsią Brzeziny, w środkowej części Roztocza, blisko Zwierzyńca, odwiedzałem swoje ulubione miejsca. Gleby są tam piaszczyste, lasy głównie sosnowe, zboża wyjątkowo mizerne, ale polne dróżki są urocze a łąki niezarośnięte gęstymi chwastami, pełne kwiatów. Szwendałem się cały dzień po niewielkiej polanie otoczonej rozległymi lasami sosnowymi. Bez zapisu trasy w telefonie nie potrafiłbym jej odtworzyć. Po prostu bez planu i bez konkretnego celu szedłem tam, gdzie wiodły mnie kolejne ładne dróżki, co dobrze widać na mapie.

 




Gdzieś pod lasem znalazłem kępę łyszczca. Widok tych maleńkich kwiatków rozczulił mnie, ale sfotografować się nie dały.

Wróciłem pozbywszy się głodu drogi, ale z nie w pełni zaspokojonym pragnieniem słońca. Kiedy wsłuchuję się w siebie, dochodzę do wniosku, że nie tylko o estetykę chodzi, o wypięknienia świata przez naszą gwiazdę. Jest coś jeszcze: trudna do nazwania, pierwotna, głęboko w nas tkwiąca i niezbędna dla zachowania równowagi duchowej potrzeba widzenia słonecznego blasku. Nie bez powodu zawsze piekło było ciemne i lokowane pod ziemią, a raj bliżej słońca.

Obrazki ze szlaku





 Rosną na polach i przy drogach.

 Plantacje malin. Największa z widzianych miała kilometr długości.


 Barszcz.


 Klasyczny wąwóz roztoczański.


 Bez hebd i kruszczyca złotawka. Oczywiście nie znałem nazwy, podał mi ją niezawodny Janek.


 Znajoma grusza. Obcięto jej parę konarów, niestety, ale żyje.

 Maślaki. Było ich mnóstwo. Wiecie, co czuje grzybiarz, gdy widzi tyle grzybów i musi je zostawić? Bolało mnie serce. Na drugi dzień, a był ostatnim dniem wędrówek, późnym popołudniem wróciłem tam, uzbrojony w nóż i duże pudło tekturowe. Niestety, robaki były szybsze...



 Las i słońce.

Nie tylko ludzie jedzą czereśnie, zwierzyna też, a dzieje się to w zgodzie z intencją natury i samych drzew.


 Bociany. Często je widywałem, a największa grupa liczyła 9 osobników.






 Kwiaty na łąkach.


 Polne grusze.


 Leszczyna i wiśnie. Teraz już rosną i owocują tylko dla siebie, skoro ludziom nie chce się zbierać ich pożywnych i smacznych owoców.

 Dwa miesiące temu w tym starym kamieniołomie kwitło mnóstwo gwiazdnic…



 Stare drewniany domki. Ukryte wśród drzew i krzewów, czasami jeszcze ze zdziczałymi resztkami kwietnych ogrodów i śladami kolorów na ścianach; małe, wciśnięte w ziemię, częściej niechciane i opuszczone niż remontowane do nowej roli domków letniskowych. Zanikające świadectwa minionych czasów.

 Krzyż przydrożny z 1841 roku. Nie tylko nie ma już ludzi, którzy pamiętają fundatora, a choćby wiedzą o nim z rodzinnych opowiadań, ale i cały świat się zmienił przez te blisko dwieście lat. Niezmieniony został tylko ten krzyż. Ojej, nie zapisałem zdjęcia!


 Liczne są pola obsiane gryką.

 Ten mały ptaszek nie odleciał, a tylko nieporadnie skakał po źdźbłach. Był ranny? Chory? Wyobrażam sobie, jak serducho mu waliło kiedy widział mnie tak blisko. Nie nachylałem się ku niemu, szybko odszedłem.


 Pole maku i dwie pszczoły w kwiecie.

 Len. Jak i w poprzednim roku, spóźniłem się na jego kwitnienie.

Trasy: zachodnie i środkowe Roztocze.

Statystyka: w sumie przeszedłem 65 kilometrów, będąc po około 11 godzin dziennie na szlaku.





























poniedziałek, 28 lipca 2025

W Górach Izerskich

 290625

 Czarnotka jest strumieniem w Kamienieckim Grzbiecie Gór Izerskich. Zwróciła moją uwagę swoją uroczo uwodzicielską nazwą, a od kiedy zobaczyłem ją w pobliżu wsi Gierczyn, nie dała o sobie zapomnieć. Oczywiście swój udział w mojej chęci bliższego poznania Czarnotki miały opowiadania o izerskich wędrówkach Ani Kruczkowskiej, Pani na Blizborze i Kuflu, miejscowej Wiedzącej. Dzisiaj poznałem jedno ze źródeł, to, które daje początek najdłuższej odnodze strumienia.  
Zaczyna się mało poetycko, bo wysiękiem na poboczu drogi prowadzącej na Dłużec, największej góry w okolicy.



 Nim poszedłem w dół brzegiem strumienia, ruszyłem dalej, na szczyt Dłużca, mało znanej a sporej góry izerskiej. Obły, szeroki szczyt nie jest zalesiony, nawet widać z niego fragment dalekich krańców pogórza. Jest tam dzika łąka z ładnymi trawami i kwiatami, głównie naparstnicami i mnóstwem kwitnącej przytulii jakiejś niskiej odmiany, nieutrudniającej marszu. Jednak iść musiałem ostrożnie, bo wiele tam ukrytych nierówności, kamieni i gałęzi wśród traw, a nad nimi sterczące resztki uschniętych drzew. Dzikie, pierwotne, nieco ponure miejsce, ale przecież pociągające tymi właśnie cechami.

 Czarnotka zbiera swoje wody rozlane wzdłuż drogi i zaczyna bieg ku przeznaczeniu, a jest nią Kwisa, do której wpada po wcześniejszym połączeniu sił z Mrożynką. Źródło tego strumienia, nota bene, też postaram się poznać.





 Czarnotka płynie maleńką strużką, znika wsiąkając w ziemię, pojawia się kilka metrów dalej i znowu niknie między kamieniami by wypłynąć niżej, za brzozą wyrosłą w jej korycie – ta sama, inna? Mija martwe świerki kiedyś pojone jej wodą, chwilami nie ma nawet tyle sił i wody, by zmoczyć suche kamienie leżące w jej korycie. Cicho chowa się wśród traw, spada z kamienia tworząc miniaturowy wodospad albo zbiera swe wody w oczku wodnym ukrytym w skalnym zagłębieniu. Mała, bezbronna, spokojna, ale jednocześnie dzika swoją pierwotnością, zależnością jedynie od praw natury. Las nad nią jest podobny: należy tylko do siebie i żyje jak przed wiekami. Świerki rosną tam na skałach z odrobiną ziemi, umierają, przewracają się, czasami wprost do strumienia, i rozkładają w proch by oddać nowym drzewom swoją materię, a żaden leśnik nie przyjdzie tam z piłą by zaprowadzić ludzki porządek. Szedłem wzdłuż Czarnotki blisko dwie godziny, a przeszedłem ledwie 700 metrów nie tylko z powodu robienia zdjęć. Często musiałem obchodzić zwalone drzewa, jeszcze częściej po prostu stałem i patrzyłem. Piękna to była droga, piękny czas.



 Do Gierczyna wracałem nie najkrótszą drogą, bo przez Zamkową, Skałki Zakochanych i oczywiście Kufel. Ze Skałek widoki są bardzo rozległe, wzrok sięga Gór Kaczawskich i skraju Pogórza zarówno Izerskiego jaki i Kaczawskiego, a ostatnie drzewa lasu są granicą dwóch krain: zostawia się za sobą rozległe bory i długie góry izerskie, a wychodzi na otwarte, jasne, malownicze, swojskie i tak lubiane przeze mnie pogórze.

Spotkanie z Anią i Darkiem minęło tak, jak zwykle: w ciepłej atmosferze i zbyt szybko. Dziękuję Wam obojgu za tak miłą gościnę!

Obrazki ze szlaku


 
Wyjątkowo okazałe fiołki trójbarwne. Zapewne stąd Ania bierze kwiaty do strojenia swoich ciast.


Na Kuflu, mapy podają drugą nazwę: Łyszczyk. W oddali widać Ostrzycę i Góry Kaczawskie.

 

A tutaj przybliżenie.

 Ze Skałek Zakochanych widać Grodziec (po lewej), Ostrzycę (przy świerku) i bardziej na prawo Góry Kaczawskie.

 Przybliżenie.







 Izerskie drogi różnią się od kaczawskich, zwłaszcza w leśnych masywach, na rozległych zboczach gór, ale na otwartych przestrzeniach, gdy wiodą w doliny i na pogórzańskie wzgórki, są podobne.

Jest ich wiele, a potrafią ciągnąć się kilometrami. Drogi suche, równe, utwardzone szutrem, ale są i podmokłe, z wiecznymi kałużami i koleinami, w mokre dni omalże niemożliwe do przejścia. Rzadziej, ale widziałem przyjazne wędrowcom a trochę zapomniane zielone dukty zdobione kwiatami.


 Izerskie lasy. Zdecydowanie przeważają rozległe bory świerkowe. Częstokroć dzikie, trudne do przejścia, w które lepiej się nie zapuszczać bez dobrej orientacji w przestrzeni i odpowiedniego doświadczenia; lasy nie dla mieszczuchów. Są jednak i jasne lasy mieszane, idealne do rodzinnych spacerów.

 Taki las rośnie na szczycie Zamkowej.

Trasa: z przełęczy pod Granatami do Skrzyżowania Pięciu Dróg pod Czepiecem. Wejście na Dłużec. Przejście wzdłuż strumienia Czarnotka około 700 m, powrót do Skrzyżowania. Czerwonym szlakiem rowerowym wejście na Zamkową i dalej do Skałek Zakochanych. Zielonym szlakiem na dół, do Gierczyna, wejście na Kufel vel Łyszczyk, i dalej – do samochodu.

Statystyka: 12 km w 9 godz.



 
Tłoczyna widziana z przełęczy pod Granatami.
Czarnotka w Gierczynie.




Kufel i przytulia na Dłużcu.

 



W głębi Kufel i Blizbor.
Po prawej Blizbor.

PS

„Nasz” rząd zadłuża kraj w tempie miliarda złotych dziennie, a jednocześnie więcej się słyszy o wstrzymanych inwestycjach niż o kontynuowanych czy sensownych nowych. Mamy już dwa biliony złotych długów. Ile to jest bilion? Abstrakcja, nieprawdaż? Gdzieś słyszałem świetne porównanie: zarabiasz złotówkę na sekundę, czyli 3600 zł na godzinę przez 24 godziny na dobę, czyli 86 tysięcy każdego dnia przez 365 dni w roku. Ile lat trzeba tyle zarabiać, aby uzbierać bilion? Odpowiedź: prawie 32 tysiące lat, bo bilion to milion milionów!

Oto rzeczowy i przekonywający wykład Ray Dalio o skutkach zadłużania państwa. To, co się stanie jeśli dalej będziemy tak szybko zadłużani, dotyczy NAS wszystkich. Nie „ich”, a nas. Oni pozostaną bezkarni i finansowo zabezpieczeni, koszta poniesiemy my, nasze dzieci i zapewne wnuki.