Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

sobota, 22 lutego 2025

Różności

 

220225

O bocianach i faraonie

 Ten film wart jest obejrzenia, także z powodu budzonej tęsknoty.

Piękne i oryginalne zdjęcie, nieprawdaż? Nie mogłem się powstrzymać przed jego publikacją. Nie napiszę, co przedstawia, ale podsunę dwie podpowiedzi: pajęczyna z kropelkami rosy, albo – co oczywistsze – perłowa kolia odkryta w grobowcu Hatszepsut.


Klimat

Cytat ze strony Stop Wiatrakom.

>>Coraz bardziej skłaniamy się do tezy, że gdyby ktoś chciał dokonać sabotażu gospodarki państwa na masową skalę i rzucić na kolana politycznego przeciwnika bez używania siły militarnej, to wymyśliłby tzw. „odnawialne” źródła energii i rozpętał opartą o naturalny ludzki strach przed gwałtownymi zjawiskami pogodowymi kampanię medialną pt. „zagrożenie klimatem”. Jest to przykład strategicznej gry pt. „koń trojański” lub jak kto woli używając chińskiej myśli strategicznej „wybawiania tygrysa z gór na bagna”. <<

>>Prawdziwy kryzys to zagrożenie korupcją i nieczystymi interesami prowadzonymi z wykorzystaniem stanowisk publicznych przez unijnych urzędników w typowo bizantyńskim stylu. Im bardziej „ambitne” programy unijne, tym większe ryzyko, że zostały one przygotowane pod konkretne koncerny i produkty. Dlatego warto zadawać sobie proste pytanie, kto stoi za konkretnymi przepisami i rozwiązaniami narzucanymi nam przez Unię Europejską. Kto za to zapłacił i kto mógł zaliczyć prowizję? <<

>>Właśnie rozpoczęła się wycinka 120 tysięcy drzew - pod farmę wiatrową - w słynnym lesie Reinhardswald w Hesji, jednym z największych obszarów leśnych w Niemczech. Farma wiatrowa ma składać się z 18 elektrowni o wysokości aż 241 m. To, że po latach sprzeciwów ze strony lokalnych mieszkańców i organizacji przyrodniczych takie działania podjęto ma potężne znaczenie symboliczne. Pokazuje bowiem triumf idei „zielonej industrializacji", czyli lania betonu i układania stali w miejscach cennych przyrodniczo nad tradycyjnie rozumianą ochroną przyrody polegającą na unikaniu tego rodzaju działalności. Co więcej, zamach na integralność Reinhardswaldu reprezentuje odrzucenie jednego z ważnych mitów kultury niemieckiej i romantycznego kultu dzikiej przyrody. „Bajkowy” krajobraz wiekowego starodrzewu Reinhardswald dostarczył już ponad 200 lat temu inspiracji braciom Jakubowi i Wilhelmowi Grimm, gdzie umieścili akcję swoich opowieści. Farma „ubogaci" krajobraz wokół słynnego zamku Sababurg, zwanego także "zamkiem Śpiącej Królewny". <<

>>W Litworowym Kotle w Tatrach odnotowano temperaturę -41,1°C – najniższą w historii pomiarów w Polsce. Dotąd rekord z 1929 r. wynosił -40,6°C.<<

Hmm, czyżby Unia już uratowała świat przed spłonięciem?

 „Ziemia zapewnia wystarczająco dużo, aby zaspokoić potrzeby każdego człowieka, ale nie chciwość każdego człowieka.” – Mahatma Gandhi

Moralność

Z moich ostatnich lektur: cytat z opowiadania „Rozprawa” Stanisława Lema.

>>Jak przejawia się w praktyce tak zwana miłość bliźniego? Ulituje się pan nad ofiarą wypadku i jej pomoże. Ale jeśli stanie pan wobec dziesięciu tysięcy ofiar naraz, nie ogarnie pan wszystkich litością. Współczucie jest mało pojemne i mało rozciągliwe. Dobre, dopóki w grę wchodzą jednostki – bezradne, kiedy pojawia się masa. A właśnie rozwój technologii rozsadza wam moralność coraz skuteczniej. Aura odpowiedzialności etycznej obejmuje ledwo pierwsze człony łańcucha przyczyn i skutków – człony bardzo nieliczne. Ten, kto uruchamia proces, nie czuje się wcale odpowiedzialny za jego dalekie konsekwencje.<<

Parę zdań ode mnie.

Nasza moralność i zdolność współczucia ukształtowały się w zamierzchłych czasach, gdy żyliśmy w małych grupach społecznych i dotyczyły wyłącznie ich członków. Wtedy nie można było zabić naciśnięciem guzika tysięcy osób odległych o tysiące kilometrów. Osoba wydająca polecenie naciśnięcia guzika raczej nie ogarnie litością zabitych.

Kiedyś nie można było wydać milionów dolarów na obraz, czy jakiś drobiazg będący kiedyś własnością osoby znanej, gdy jednocześnie umierają tysiące dzieci, które można by uratować za te pieniądze, a przecież zarówno tamten polityk od guzika, jak i ten bogacz od podkoszulka (kupionego za skrzynię dolarów, co jest faktem), mogą się uznawać za osoby moralne – i to ich poczucie będzie w zgodzie z naszymi standardami moralności.

Rozwój technologii rozsadza nam moralność, napisał 60 lat temu Lem. Od siebie dodam, że wespół z zamożnością oraz ze zbyt długo trwającym poczuciem bezpieczeństwa, do których psychicznie nie jesteśmy przygotowani.

Tadeusz Kotarbiński: "W obliczu ogromu zła na świecie, byłoby bluźnierstwem posądzić Boga o istnienie."

Kulfony językowe

Cytat, nie zapisałem skąd: „Aplikujący winien zaaplikować Program (…)” W naszym języku już nie ma wyrażenia „złożyć podanie o pracę”, nie ma żadnego podobnego, teraz aplikujący aplikuje, a żeby to zrobić winien zaaplikować sobie Program – koniecznie wielką literą, bo to nie jest jakiś tam zwykły program, a umożliwiający aplikowanie, czyli ważny Program.

Przyczyną było to, że kierowca usnął w czasie jazdy.

A tak nie lepiej?: Przyczyną było uśnięcie kierowcy w czasie jazdy.

>>Żałosne jest to, że uczciwi ludzie muszą godzić się na niższy oczekiwany zysk, aby czynić dobro, a jeszcze bardziej żałosne jest to, że muszą zaakceptować to, że grzeszni otrzymują wyższy zysk.<<

Że to, że tamto, że owo. Brrr! Można inaczej:

Żałosny jest przymus godzenia się na niższy oczekiwany zysk uczciwych ludzi chcących czynić dobro, a jeszcze bardziej żałosna jest konieczność akceptacji wyższego zysku osób grzesznych.

>>Dziękujemy, że jesteś z nami.<< Nie, nie! Zgrabniej jest tak: Dziękujemy za bycie z nami.

>>W kontekście powyższej kwestii autor pyta...<< Może być nie wiadomo jaki kulfon, ale „w kontekście” musi być. Wtedy jest poprawnie i nowocześnie.

Unia Europejska

Wykłady o historii, przemianach i teraźniejszości instytucji europejskich. Wielka polityka, socjologa, psychologia, filozofia i nauka. Bez nachalności, bez dążenia do sensacji, bez spłycania rzeczywistości. Takie są publikacje na kanale „Wolność w Remoncie”. Tutajtutaj dwie propozycje. Poświęcenie godziny czasu znacznie rozszerzy horyzont i pogłębi widzenie.

Boli ta wiedza? Mnie też bolała. Niżej wklejam swój komentarz.

"Chciałoby się krzyczeć do rządzących o zmiany, o opamiętanie się, w ostateczności krzyczeć dla wyrażenia swojego sprzeciwu a nawet rozpaczy, i… i nic.

Nic nie możemy zrobić poza patrzeniem na postępującą ruinację gospodarki i pogłębiający się idiotyzm (a może wyrachowanie) elit.

Właściwie powinienem i Pana przekląć za odzieranie mnie ze złudzeń, za pokazywanie bezdennej i beznadziejnej głupy ludzi i czarno się rysującej przyszłości, ale nie zrobię tego. Podziękuję za otwieranie mi oczu, bo jednak lepiej widzieć, niechby nasz bieg na ścianę, niż być ślepym.

Dziękuję!"

Państwa upadają „kiedy kolejne pokolenia porzucają fundamenty, na których postawiono ich kościoły”.

Nie wiem, kto jest autorem tych słów.




poniedziałek, 17 lutego 2025

O niebie nad nami

 140225

W nocy padał śnieg. Kilka kilometrów po zjeździe z S19 na białe roztoczańskie drogi zmieniłem plany, nie chcąc tracić czasu na długą, wolną jazdę. Tyle razy przejeżdżałem przez tę wieś jadąc gdzieś dalej, a jej okolic nie znam – pomyślałem, i zacząłem rozglądać się za dogodnym miejscem na samochód. Kwadrans później minąłem ostatnie domy i wyszedłem na rozległe, lekko pofałdowane pola.

 Było kilka stopni mrozu, w powietrzu wisiała mgiełka, wiatr niósł drobny twardy śnieg, czułem na twarzy ostre ukłucia. Kaptur musiałem szczelnie zapiąć pod szyją, czego staram się nie robić ponieważ wtedy najgłośniejszym i ustawicznym dźwiękiem jest odgłos ocierania kaptura o głowę. Dłonie nie marzłyby, gdyby nie zdejmowanie rękawic do zrobienia zdjęć. Na szczęście miałem na sobie tyle warstw ubrań, że nie marzłem – w przeciwieństwie do baterii w telefonie i aparacie, które odmówiły pracy przed powrotem do samochodu. Zwykle ładuję je w czasie przerw z dużego akumulatora, ale dzisiejsza wędrówka była klasycznie zimowa, czyli z nielicznymi i krótkimi przerwami.

Cały dzień szedłem nieznanymi mi drogami. Pagórów nie ma tam wiele, ale drogi są ładne, widoki dalekie, pola często przystrojone samotnymi drzewami, które – prawda to powszechnie znana – są niczym ta przysłowiowa perła w koronie.

 Na tym zdjęciu widać w oddali płytką dolinę z samotnymi drzewami; na pewno przyjdzie czas ich bliższego poznania.


Minąwszy ostatnie drzewa lasku, zobaczyłem grupkę pięciu łosi. Stały może 150 metrów ode mnie i patrzyły w moją stronę. Przyjrzałem się im, zrobiłem zdjęcia, a kiedy ruszyłem dalej, one spokojnie, bez paniki, pobiegły. Te zwierzęta, jedne z największych, skoro chyba tylko żubrom ustępują, mają cechę szczególną: łączą przeciwieństwa. Są niezgrabne, mają paskudne pyski, chodzą jakoś tak pokracznie, a jednocześnie są… ładne. One mi się podobają i czuję do nich sympatię. Czy się bałem, skoro w pół minuty mogły dobiec do mnie? Szczerze mówiąc nie przyszło mi to do głowy. One nie są agresywne. Kiedyś łoś przeszedł obok mnie w odległości dwóch kroków – jakby mnie nie widział.

 Klasycznie zimowe widoki i wrażenia: czarne nagie drzewa, zamglenie pogłębiające wrażenie oddalenia, bezruch zamarłej przyrody łamany jedynie grupkami saren próbującymi wyskrobać coś spod zmarzliny – zimne, wietrzne i śnieżne pustkowie z dala od ludzi. Nagle w oddali, na granicy widzialności, widzę przycupnięte, jakby zimą przygniecione, pudełka domów przykrytych białymi prostokątami dachów. Jakże ciepły może być ich widok, tak zwykły przecież w ciepły i słoneczny czas, ileż miłych wspomnień przywołuje, ileż tęsknot budzi!

Pewna część urody Roztocza źródłami tkwi w dzieciństwie na wsi, gdzie co prawda nie było wyraźnych pagórków, ale tak wąskie pola owszem, były. Wydaje mi się jednak, że ciepło w piersi odczuwane na widok tych poletek, tradycyjnych rodzinnych gospodarstw, stodół z białymi dzisiaj dachami, nie tylko bierze się ze wspomnień dzieciństwa. Te odczucia są po prostu na wskroś polskie, sięgające naszej tradycji, historii i kultury – naszych korzeni narodowych. One są na tamtych niwach, nie w firmach technologicznych, ani tym bardziej nie na facebookach i innych blogach. Kilkadziesiąt lat w pamięci jednostki to całe życie, ale dla narodu to chwila wobec wielu wieków kształtowania się naszego języka i kultury.

Obrazki ze szlaku




 Droga, moja miła droga.

 

Roztoczańskie doły.

 Wierzby wystrojone przedwiosennie.

 Krzyż ocieniony modrzewiem i tujami. Chyba jedyny taki na Roztoczu.

 Stary i nowy krzyż przydrożny. Zgodnie ze zwyczajem, stary nie został usunięty, a że nie ma już sił stać, drzewa pomagają mu niczym Samarytanin z opowieści biblijnej.

 Samotne gospodarstwo i specjalnie zbudowana długa linia energetyczna doprowadzająca prąd do zabudowań. Kiedyś społeczeństwo finansowało budowę takiej linii aby ludzie mieli prąd, teraz dopłaca zamożnym do zakupu drogiego samochodu elektrycznego.

 


Zmarznięte i sczerniałe słoneczniki. Takie same, które kilka miesięcy temu rwały oczy swoją urodą.



 Drewniany domek. W środku małe pomieszczenie kuchenne z tradycyjnym paleniskiem pełniącym też rolę pieca grzewczego, obok niewiele większa izba. Cały dom mierzy jakieś 40 metrów kwadratowych.

Dla ilu ludzi był rodzinnym gniazdem, z którego wyfrunęli gdzieś daleko? Ilu ludzi przyszło w nim na świat, doczekało starości, ilu świat pożegnało? Gdzie są teraz ludzie, którzy dziećmi będąc wspinali się na te stare jabłonie? Czy pamiętają, jak babcia dawała im na śniadanie pajdę czerstwego chleba i kubek mleka z rannego udoju? Czy wiedzą już, jak piękny czas wtedy przeżywali?

 Dzisiaj widziałem jeszcze kilka takich domów – światów z przerwaną historią.


Dwie studnie. Jedna bogato odnowiona, na pokaz, druga zapomniana, skazana na ruinę. Zaglądałem do niej, dotykałem spękanej, chropawej cembrowiny i... wspominałem. Otóż mój dziadek był studniarzem, przez parę wakacji pracowałem u niego, czyli kopałem dokładnie takie studnie, chcąc zarobić na wymarzony motorower.

Opowiem o jednym obrazie spośród wielu przechowywanych w pamięci. Na dnie głębokiej studni jest ciemno i szybko robi się duszno, a kiedy spojrzy się w górę, widać nieprzeniknioną ciemność, czerń zupełną, a na jej środku pałający jasnością mały krążek. Nic więcej. Tak widziany jest spod ziemi nasz swojski słoneczny świat. Dopiero z takiego miejsca jak dno studni (albo kopalnia) w pełni można zrozumieć, co tak naprawdę znaczy pojęcie słonecznego świata. Obraz obudził tak silne emocje, że mimo upływu pięćdziesięciu pięciu lat pamiętam, a kiedy go wspomnę, wraca do mnie owe wyjątkowe splątanie piękna, zdziwienia zabarwionego strachem i pragnienia zobaczenia nieba nad głową.

 Opuszczone gospodarstwo. Dom mieszkalny z lat siedemdziesiątych, w dobrym stanie. Na niejednej budowie dokładnie takich domów pracowałem w wakacje. Były wtedy wyznacznikiem wysokiego statusu materialnego i marzeniem milionów ludzi, a teraz jeden z nich stoi niechciany, niepotrzebny. Rozejrzałem się wokół: koniec bocznej uliczki małej wioski, najbliższy dom stoi ponad 200 metrów dalej, ładna okolica, cisza, czyste powietrze. Gdybym miał mniej lat i dwa zera więcej na koncie…

 Dla kontrastu: nowy dom właścicieli winnicy. Mówi się, że o gustach nie należy pisać, więc nie będę.







Samotne drzewa.

Trasa: z Majdanu Grabiny na wschód, pod Annów. Powrót polami na południe od Bożej Woli i dalej brzegiem Studziańskiego Lasu.

Statystyka: niemal 20 km w prawie 9 godzin.










wtorek, 11 lutego 2025

Lipowa aleja

 040225

W niewielkiej odległości od mojego miasta są dwie aleje starych lip. Już w minionym roku obiecałem sobie poznać je dokładniej, ale tak się złożyło, że dopiero dzisiaj przyjrzałem się jednej z nich. Wzdłuż lokalnej drogi rośnie ponad setka wiekowych lip drobnolistnych, drzew wyjątkowych w naszej kulturze, uznawanych nie tylko za pożyteczne, ale i przyjazne ludziom oraz bliskie… bogom. Nawet wprowadzenie chrześcijaństwa ponad tysiąc lat temu nie zmieniło tego przekonania, i do dzisiaj niemal wyłącznie lipami obsadza się przydrożne krzyże i kapliczki.


 Oto ci piszą o lipach ludzie korzystający z ich dobroczynnego wpływu na nas.

>>Lipa – uważana była obok dębu za drzewo „święte”. Otaczano ją czcią za swoje piękno oraz miododajne kwiaty mające moc leczniczą. To ulubienica poetów – minimalizuje zmęczenie, stymuluje pracę układu oddechowego i krążenia. Poza tym lipy uwrażliwiają na otaczający świat. Wysuszone kwiatostany lipy mają działanie napotne i łagodzące podrażnienia. Są wykorzystywane w chorobach przeziębieniowych i infekcyjnych. Sadzono ją przy dworach a obecnie przy domach; w jej cieniu panował spokój i rodzinna harmonia.<<


Lipy dzisiaj oglądane wyróżnia nie tyle wielkość, chociaż małe nie są, co pnie pokryte naroślami tak niesamowitymi, tak dziwnych kształtów i dużych rozmiarów, że oglądane z bliska przestają kojarzyć się z drzewami. Na tej stronie jest bardzo dużo informacji o tych drzewach. Zwróciłem uwagę na pnie bardzo starych lip widoczne na zamieszczonych tam zdjęciach: nie mają takich narośli.


 
Autor strony wspomina o pewnej znanej – także mnie – lipie bieszczadzkiej; ledwie kilka miesięcy temu miałem okazję ją odwiedzić po latach niewidzenia. Niżej publikuję jej zdjęcie. Rośnie w Beniowej, wsi nieistniejącej od powojennych czasów. Faktycznie jest piękna i czyni wielkie wrażenie swoją wielkością oraz… ciepłem.

Mimo swojego wieku pień ma zwykły, dość równy, pokryty korą spękaną w sposób typowy dla gatunku. Lipy widziane dzisiaj od razu skojarzyły mi się z pokręconymi i też mającymi narośle bukami rosnącymi w miejscach dawnego wypasu bydła w Bieszczadach. 

 

Są takie, ponieważ były ogryzane przez zwierzęta. Wydaje mi się, że te lipy kształt swoich pni mają przez ludzi wielokrotnie ucinających ich boczne, nisko wyrastające gałęzie. Lipy dobrze znoszą takie zabiegi, nie obumierają, ale w rezultacie ponawianych prób wypuszczenia nowych pędów oraz zabliźnienia wcześniejszych ran, powstają dziwne zgrubienia – świadectwa niełatwej przeszłości tych drzew. Na kilku lipach widziałem świeże ślady uciętych gałęzi, więc ten proces trwa nadal.


 Widziałem na pół obumarłe pnie żywiące odrosty tak już grube, że zamienione w konary – nowe życie na resztkach starego.





Widziałem wiele dziupli; niewielkich, obwiedzionych grubym wałem nowej tkanki próbującej zasklepić ranę (albo już zamkniętych), ale i rozległych rozczepień pni po wyłamanych grubych konarach. Zaglądając do ich wnętrz, raz czy dwa widziałem, zdumiony, grube pędy odrostów wyrastających z dna, przy ziemi, a wyżej wrośniętych w macierzysty pień; widok tych dziupli wydawał się pobojowiskiem.


 Widać też było wyraźnie charakterystyczną dla lip skłonność do wypuszczania odrostów szczególnie licznych przy ziemi. Niektóre drzewa stały jakby otoczone gęstą szczotką.

 Tutaj inny ślad ludzi – kawałek blachy kiedyś przybitej do drzewa, teraz wrośnięty w pień.

Lipy odwiedzę na początku lata, w czasie ich kwitnienia.

Jeszcze wiersz naszego Poety:

>> Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie. <<

Piękna pięćsetletnia polszczyzna pobawiona współczesnych śmieci.

Na zakończenie proszę o wysłuchanie tego cudownego i perfekcyjnie wykonanego utworu. Poprawi nastrój, przyrzekam ja Wam! :-)

Aby stworzyć takie widowisko, społeczeństwo musi być stać na bardzo drogie, wieloletnie kształcenie dziesiątków ludzi. Musi wydać miliony, aby uzdolnieni ludzi mogli skupić się na opanowaniu sztuki dobywania piękna z ruchu i dźwięku. Mało jest powodów, dla których warto się bogacić społeczeństwom, a jednym z nich jest możliwość kontemplacji tak wysublimowanego piękna.