071218
Od
lat zwracam uwagę na słowa, zwłaszcza napisane. Odruchowo
rejestruję błędy, nierzadko rażące, a ten mój odruch bywa
czasami męczący swoją namolnością. Z mową potoczną, zwłaszcza
w moim środowisku zawodowym, jest inaczej, tutaj jestem pobłażliwy.
Może dlatego, że i moje słowa wypowiadane w warsztacie nie zawsze
nadają się do publikacji, delikatnie mówiąc.
To,
co najbardziej zwraca moją uwagę, to powtarzanie nowych słów bez
zastanowienia się nad ich poprawnością, a nawet sensem. Ludzie
używają dziwnych słów tylko dlatego, że używają je inni;
używają nawet wtedy, gdy przypadkiem dowiedzą się o ich
rzeczywistym znaczeniu. Tak jest chociażby z nieszczęsnym
„bynajmniej” zamiast „przynajmniej”. Piszę o przypadku,
ponieważ tutaj rzadko się zdarza dociekliwość.
Nasi
politycy mają swoje słowa. Kiedyś był konsensus, obecnie
zapominany (czytaj: niemodny jako słowo), od jakiegoś czasu jest
panel.
Panel
jest częścią całości, raczej domontowaną i wymienną, jedną z
wielu standardowych części. To moja własna definicja, napisana a
vista. Teraz zajrzę do Wikipedii.
Przepisuję
niedosłownie: modułowy element, tablica, podzespół.
Do
tej pory definicja podobna do mojej, ale dalej jest jeszcze jedna:
–
publiczna
dyskusja z udziałem wielu dyskutantów, przedstawicieli z różnych
środowisk.
I
tutaj już jest inaczej, ponieważ ostatnie znaczenie słowa
radykalnie odbiega od poprzednich. Nadto definicja ta jest
rozszerzona aż do nielogiczności. Dyskusja panelowa znaczyć miała
tyle, co dyskusja na pewien wycinek możliwych tematów, na dość
ściśle określone tematy, a nie ogólnie dyskusję. Wtedy jakaś
łączność z definicją panelu jako modułowego elementu byłaby,
ale nie mam jej, gdy uznaje się ogólnie dyskusję za panel. Ludzie,
a zwłaszcza politycy, poszli dalej: mówią o udziale w panelu, co
brzmi idiotycznie, jeśli zna się znaczenie tego słowa. A jądrem
znaczenia jest modułowa, wymienna część całości. Dlatego jak
najbardziej klepki parkietu tworzą panelową podłogę. Jednak
gdybyśmy mówili, że chodzimy po panelu, byłoby to dość głupie,
prawda? No a politycy mówią o udziale w panelu i zapewne myślą,
że elegancko i mądrze się wysławiają.
Tak
więc ten ostatni człon definicji został dopisany. Autor poszedł
tutaj za użytkownikami języka: skoro w powszechnym rozumieniu panel
przestał być tylko panelem, a stał się też dyskusją, należy
ten fakt uwzględnić w definicji. W taki rozumowaniu jest ukryta
naczelna zasada obowiązująca w żywych językach: tworzą go
użytkownicy, a jego materia jest plastyczna, zmienna w czasie. W
początkowej fazie określonej zmiany językoznawcy stawiają veto,
poloniści się burzą, a ludzie dalej mówią po nowemu. Po latach
naukowcy uznają taką formę i odmianę, takie znacznie, za
dopuszczalne, a w końcu jako prawidłowe. Czy to znaczy, że mam się
zgodzić na „poszłem”? Z wiatrakami nie wygra się, ale wiedząc
o tym, veto utrzymuję. Podobnie z nazywaniem dyskusji panelem. Może
i kiedyś słowo „dyskusja” zaniknie zastąpiona panelem, ale
póki co takie użycie tego słowa jest co najmniej dziwaczne.
*
* *
Coraz
częściej techniczne słowo „generowanie” używane jest daleko
od techniki w miejsce słowa „wytwarzanie” albo „uzyskiwanie,
osiąganie”. Firma rzadko już uzyskuje dochód, ona teraz go
generuje. Kiedyś dowiedziałem się z reklamy (przebogata kopalnia
słownych bzdur!), że piosenkarz, nie pamiętam jego imienia, jest
generatorem przebojów.
Oto
definicje przepisane z Wikipedii:
Generowanie
–
być
miejscem wytwarzania, przyczyną czegoś,
–
wytwarzać
pewien nośnik energii albo przekształcać jakąś energię w inną,
–
wytwarzać
pewnie wielkości fizyczne lub matematyczne,
–
tworzyć
nieskończony zbiór zdań za pomocą skończonej liczby zasad
gramatycznych.
Cóż,
zgodnie z literą definicji mogę powiedzieć, że mój samochód
porusza się, ponieważ ma wbudowany generator – w sensie
urządzenia przekształcającego energię. Czajnik elektryczny też
jest urządzeniem przekształcającym energię elektryczną w energię
cieplną, czyli jest... generatorem. Stoją przede mną głośniki, a
są to urządzenia przekształcające energię elektryczną w fale
dźwiękowe, czyli w drgania powietrza. Vivaldiego słucham więc z
generatorów. Przykładów można podać tutaj dowolną liczbę, a
wszystkie one prowadzą do absurdu chyba jeszcze większego, niż gdy
polityk mówi o swoim udziale w panelu, a przecież zgodność jest
pełna także z definicją „generator”: w Wikipedii piszą o
maszynie lub urządzeniu do wytwarzania. Mój czajnik jest
urządzeniem wytwarzającym parę i wrzątek, ergo jest generatorem.
Wyjść
z tego nonsensu można tylko w jeden sposób: uznając, iż słowo
generator dotyczy techniki w dość ściśle ograniczonym zakresie.
Generator byłby (jak wcześniej) przede wszystkim urządzeniem
wytwarzającym prąd – i niewiele nadto. Zbyt daleko idące
dowolności, trzymanie się tylko litery definicji, skutkuje
nazwaniem firmy lub piosenkarza generatorem, a dyskusji panelem.
Żeby
pokazać wspomnianą namolność mojego zwracania uwagi na słowa,
ale też moje starania logicznego myślenia, parę słów o
zamieszczonej wyżej definicji.
Ostatni
jej człon jest wielce oryginalny, ponieważ zgodnie z nim pisanie
książki byłoby generowaniem. Jeśliby natomiast wiernie trzymać
się definicji, należałoby zwrócić uwagę na słowa o
nieskończonym zbiorze. Największa nawet biblioteka zawiera w swoich
zbiorach skończoną ilość słów. Nawet jeśliby wziąć pod uwagę
słowa wypowiadane przez ludzi na całym świecie, nieskończoności
nie osiągniemy, chociaż wielkości będą trudne do nazwania. Czyli
napisanie książki nie byłoby generowaniem nie dlatego, że jej
napisanie jest pisarstwem, ale dlatego, że ma ograniczoną liczbę
słów. Z tego powodu – zgodnie z definicją – pisanie nie jest
generowaniem, czyli kolejne dziwadło.
Wszystkie
człony są błędne językowo. Poprawnie byłoby gdyby napisać, iż
generowanie to wytwarzanie, a nie generowanie to wytwarzać.
*
* *
Ilekroć
czytam o makrofotografii, muszę sobie to słowo przełożyć na swój
język i swoją logikę. Bo dla mnie, skoro słowo makro oznacza coś
wielkiego, w połączeniu wychodzi wielka fotografia, podczas gdy
słowo używane jest w innym, po prostu w innym znaczeniu: nic nie
mówi o wielkości zdjęcia, a o wielkości przybliżenia. Więc żeby
uzyskać zgodność znaczenia wyrazu ze znaczeniem poszczególnych
jego części, powinno się raczej mówić o makroprzybliżeniu. Ale
i takie słowo tutaj nie pasuje, ponieważ zdjęcia kwiatków (może
z maleńkimi robaczkami jest inaczej) robione są z odległości
niewiele się różniącej od odległości naszego uważnego
naocznego patrzenia. Czyż więc jest to naprawdę „wielkie”
przybliżenie? Jeszcze mniej logiki jest w potocznym skrócie, gdy o zdjęciach czegoś małego mówi się krótko: makra.
Makro, czyli coś dużego, oznacza tutaj pokazanie na fotografii
czegoś małego. Czyż nie logiczniej byłoby używać słowa
mikrofotografia? Dla mnie owszem, chyba że fotografia jest na całą ścianę. Wtedy niewątpliwie jest makro.
Przy
okazji wspomnę o sztandarowym dla mnie przykładzie odwróconej
logiki: przesuwanie paska edytora tekstu do góry przesuwa tekst do
dołu, i na odwrót. Teraz już pamiętam, w końcu przywykłem, ale
na początku nieustannie miałem z tym przesuwaniem kłopot. A tę
odwrotność dość łatwo wytłumaczyć, chociaż odwrotnością
pozostaje: twórca programu uznał, że pasek przewijania tekstu nie
jest do przewijania tekstu, a do patrzenia, co jest nad lub pod
ekranem. Wtedy się zgadza: chcę spojrzeć wyżej, przesuwam pasek w
górę, a gdy interesuje mnie co jest pod ekranem, przesuwam w dół.
Pasek, a także strzałki, są więc do patrzenia co jest poza
ekranem, a nie do przewijania tekstu. Jeśliby trzymać się
nieodwróconej logiki, takich w edytorze tekstu po prostu nie ma.
*
* *
Gdy
jadąc usypiam, a zdarza mi się to często, włączam głośno radio. Na marginesie: ponieważ są tam reklamy, słucham tylko w
czasie podróży. Dziesiątki razy słyszałem zachwalanie serum
regenerum regeneracyjnego…
Każdemu
wypsnie się jakiś kulfon słowny, dosłownie każdemu, ale normalną
reakcją jest jego poprawienie po zauważeniu. Reklama z tym
dziwacznym zlepkiem słów słyszana jest od długiego już czasu, a
znaczy to jedno, nie, dwa są wyjaśnienia: autor uznaje, że tak
jest dobrze, wszak masło jest maślane, albo – to drugie i wcale
niewykluczone wyjaśnienie – poprawność ma w nosie.
Tego
rodzaju logiką i tym poziomem poprawności posługują się też
programiści, w rezultacie uruchamiam jakiś program i posługując
się normalną logiką nijak nie mogę ruszyć z miejsca, ponieważ
dla twórcy programu góra i dół to właściwie synonimy i tyle
znaczą, co panel, bynajmniej, przynajmniej, makro i generator w
jednym.
*
* *
Dwa
tematy w postscriptum.
Przypomnienie
i prośba: nie kupuje się reklamowanych towarów.
Do
zastanowienia:
„Dobrym
sposobem obrony jest nieodpłacanie pięknym za nadobne.”
Marek
Aureliusz
Dawno nie byłam, wędrówki ciekawe opuściłam. Życie nie rozpieszcza, a powinno. Mnie najbardziej irytują słowa płaskie, nieodpowiadające intencji, zamierzeniom. Słowa mają moc.
OdpowiedzUsuńGenerator - zabawne, masz rację, czyli książka jest generowaniem słów. No cóż, łatwiej byłoby je losować ze słownika (książki drukowanej bądź wirtualnej, jak kto woli) :-).
Z makrofotografią podobnie - zgoda. Logiki brak, a przy tych makrach - już niemożliwie. Ostatnio ktoś powiedział, napisał, że ma logarytmy w głowie i wyjaśnił (co by nie było), że chodzi mu oto, że chwile życia zdają mu się coraz krótsze, w dzieciństwie były dłuższe teraz mijają jak oka mgnienie. Co to ma wspólnego z logarytmem - nie wiem, nie rozumiem, że niby się zmniejsza logarytmicznie, ale dlaczego akurat logarytmicznie. Jak wiesz to napisz, bo ja "wymiękam"
Z edytorami, aplikacjami - nie już nie mów, zaryzykuję tezę, że zawsze są nieintuicyjne, czyli wbrew.
PS Oj tak, nieodpłacanie pięknym za nadobne! Dodam, że pomimo wszystko.
Wierną siostrą mi jesteś w ocenach programów komputerowych :-) Powinniśmy się kiedyś spotkać, żeby uruchomić jakiś program, próbować nauczyć się obsługi i na koniec nawsadzać masywnych epitetów jego twórcom. Czy przy okazji rozbijemy komputer, zdecydujemy. :-)
UsuńChomiku, domyślam się, że nie radzisz sobie z czasem, że masz nawał zajęć, nie tylko służbowych. Cóż mi powiedzieć? Chyba tylko życzyć Ci unormowania i spokoju.
Ten ktoś od algorytmów zastosował za duży skrót myślowy, no i wyszło dziwadło. Gdyby powiedział, że jego odczuwanie czasu zmienia się logarytmicznie w funkcji czasu, sens i poprawność byłaby, tyle że tak powiedzieć może chyba tylko matematyk.
Swoją drogą chyba wszyscy tak odczuwamy upływ czasu. Może to i dobrze? Może przez to bardziej go cenimy?..
Reklama może być byle jaka, byle tylko zwróciła naszą uwagę:-)
OdpowiedzUsuńOstatnio wpadło mi w ucho, właśnie kiedy leciała reklama w tv jakiegoś produktu do golenia, takie słowo "ogól", a chodziło o czynność golenia ... więc mówię do męża, przecież poprawniej byłoby "ogol" ... zaśmiał się tylko i powiedział: a widzisz, reklama spełniła swoje zadanie, zwróciłaś na nią uwagę:-) może z tym makro to tak jest, że na zdjęciu pokazuje się malutkie rzeczy w dużym powiększeniu, mój znajomy fotografuje jajeczka motyli, owadzie włoski na odnóżach, inny pyłek ze skrzydeł motylich, a nawet bakterie albo pierwotniaki; przypomniałeś mi o czymś, chyba sprawię sobie nakładki makro- na obiektyw, myślałam o tym:-)
Odnośnie używania słów niezgodnych z literą definicji, jak to nazwałeś, i w Twoim warsztacie, przypomniała mi się taka sytuacja z dzieciństwa, z której śmiejemy się z siostrą do dziś.
Obok nas mieszkało małżeństwo /oboje już nie żyją/, a kłótnie wpisane było w ich życie jako normalność. Jednego razu sąsiad ów krzyknął w nerwach do żony: Paulina, ty ch...ju!
Moja mama na to: No popatrz, dlaczego on tak do niej mówi, powinien: ty k...o!
Było to bardzo dawno, prawie pół wieku temu, a nam zapisało się w pamięci, może przez wzgląd na niewłaściwe zastosowanie słów:-)
Wybacz ten może niezbyt finezyjny wtręt.
Mario, wiem, że tak działa reklama, ale nie na wszystkich. Nie kupię towaru źle reklamowanego nie tylko dlatego, że z zasady nie ulegam reklamom, ale także z powodu mojego toku myślenia. Otóż przychodzi mi wtedy do głowy, że skoro zleceniodawca (czyli sprzedawca lub producent) dopuszcza buble w reklamie, to zapewne i w produkcji towaru też, albo że sprzedawca wciska bubel.
UsuńOkreślenie makro bardziej pasuje do zdjęć czegoś tak małego, że trudno dostrzegalnego gołym okiem, ale jak dla mnie nadal pozostaje sprzeczność polegająca na nazywaniu dużym (makro) zdjęcia czegoś małego. Odruchowo mam odmienne skojarzenie. Tak nazwałbym wielkie zdjęcie na całą ścianę, czyli fototapetę, na pewno nie zdjęcie kwiatka robione z odległości paru centymetrów. Co do tych maleństw wymienionych przez Ciebie nie mam już takiej pewności.
To słowo na k jest uniwersalne. Ma dziesiątki znaczeń zależnych od kontekstu, a w odniesieniu do kobiet trzy zasadnicze. Piszę o tym, ponieważ z jednym stanowczo się nie zgadzam biorąc kobiety w obronę. Otóż to słowo może oznaczać kobietę o wrednym charakterze, prostytutkę, albo kobietę często zmieniającą partnerów seksualnych. Ta jej ostatnia cecha bardzo źle jest przyjmowana, jak wszyscy wiemy. Tak źle, że mianuje się ją k… Jednocześnie mężczyzna często zmieniający kochanki nie budzi żadnych złych emocji, a nawet podziw czy szacunek. I z tym właśnie, z tą dwoistością ocen, się nie zgadzam, mimo że doskonale wiem, dlaczego oczekuje się od kobiety wierności jednemu mężczyźnie.
A propos Twojego przykładu opowiem o pewnym koledze z pracy. Ma pykniczną budowę ciała, i w związku z tym od zawsze ma ksywkę Ania. Czasami muszę się zastanawiać, żeby przypomnieć sobie jego imię. Wszyscy mówią o nim jak o facecie: Ania zrobił, Ania powiedział. Mam takie formy za prawidłowe, bo co prawda imię jest żeńskie, ale nadane mężczyźnie.
Będąc ostatnio u syna, wieczorem czytałem wnuczce książkę, było w niej o Kopciuszku. O tej dziewczynie z bajki. Autor pisał odmiennie: Kopciuszek zrobił, Kopciuszek powiedział.
Myślę, że forma jest błędna, ale pewności nie mam. Co o tym sądzisz, Mario?
Masz rację, od zarania dziejów mężczyznom wolno było więcej:-)
OdpowiedzUsuńOdnośnie imino żeńskich dla facetów, to mój mąż ma na drugie imię Maria. W związku z tym ostatnio na granicy rumuńskiej mieliśmy niesłychanie zabawną sytuację, kiedy to pogranicznik nijak nie mógł pojąć, że facet może mieć babskie imię, nawet myślał, że to wspólny paszport:-) Kręcił mocno głową w zadziwieniu, pokazywał paszport męża kolegom, a my nie staraliśmy się nawet mu tłumaczyć, że tak też można.
Tak, można, ale chyba tylko z imieniem Maria. Nie wiem dlaczego jest czasami męskie, ani dlaczego nie ma Ani mężczyzny, poza tym jednym u mnie w pracy. A może jest?
UsuńPopatrz, jaki zabawny zbieg okoliczności: w mojej powieści jest Jasio i Jasia, u Ciebie w domu Maria i… Maria :-)
Mario, czy zwracasz się chociaż czasami do męża używając jego drugiego imienia?
Tak, Maryśka:-)
UsuńMilutkie. Maria i Maryśka :-)
UsuńA może Maryśka
UsuńMa Ryśka?
Nie, nie, Janku. Tutaj Marysia ma Maryśka. No, sam powiedz: czy to nie fajne?
UsuńMam Ryśka też ... kolegę:-)
UsuńEch, Wy "szutniki":-) :-) :-)
My szutnikami? Fajnie, Mario, ale... nie znam tego słowa. Napiszesz?
UsuńŻartownisie:-)
UsuńTo z rosyjska.
My żartownisiami? Nooo, szczerze mówiąc czasami lubimy pobajdurzyć z uśmiechem lub z przymrużeniem oka.
UsuńMakrofotografia i mikrofotografia to specyficzne techniki fotografowania a nie prezentowania zdjęć.
OdpowiedzUsuńNie będzie makrofotografią zdjęcie człowieka wydrukowane na bilbordzie.
Makrofotografia to rodzaj fotografii w której małe rzeczy są odwzorowane w naturalnej wielkości, lub większej, na kliszy (matrycy) aparatu fotograficznego. Makrofotografia wykonywana jest za pomocą odpowiednich obiektywów, pierścieni pośrednich i specjalnych soczewek które pozwolą sfotografować owada w skali 1:1, 2:1, 3:1 a nawet 10:1. Chwalenie się producentów aparatów fotograficznych (smartfonów), ze ich sprzęt posiada funkcję makro nie ma nic wspólnego z makrofotografią. Krzysiek, oni chwalą się funkcją makro przed potencjalnym nabywcą i tylko tyle. Ich sprzętem makrofotografia nie jest możliwa.
Mikrofotografia to rodzaj fotografii w której, za pomocą specjalnej przystawki, mikroskop jest wykorzystywany (zamiast obiektywu) do fotografowania obiektów niewidzialnych gołym okiem.
Krzysiek, ja mam trzy obiektywy wymienne:
Usuń- zoom szerokokątny, którym fotografuję krajobrazy,
- zoom tele na motyle i badyle z dalszej odległości,
- długooniskowy makro (nie zoom) do fotografii z bardzo bliska i makrofotografii.
Całe zamieszanie w sprawie makrofotografii czynią forumowicze nagminnie używający słowa makro. Tak było z moimi zdjęciami motyli. Gdy je umieszczałem na różnych forach, okrzyknięto ich pięknymi makrami. A one makrami nie są.
Podam ci przykład:
Nie jest zdjęciem makro fotka nr 52 tutaj. A zdjęciami makro można nazwać fotografie 53 i 55 prawe.
Prawie zdjęciem makro jest fotografia nr 8 tutaj. Pamiętasz, podziwiałeś jego i nakrętkę. Modraszek nie pozwolił mi na większe zbliżenie.
Nie będę się sprzeczać, gdy zdjęciem makro zostaną nazwane fotografie 12 i 13 pazia żeglarzu.
No i znacznie zbliżyliśmy nasze stanowiska. Mnie też razi nagminność niekoniecznie przemyślanego nazywania makrami zdjęć z czymś niechby nieco mniejszym i głównie o ten właśnie zwyczaj mi chodziło. Razi dokładnie tak, jak powiedzenie o udziale w panelu. O ile zdjęcie specjalne, ze znacznym powiększeniem, jeszcze (jak dla mnie ostatecznie – rozwinięcie niżej) można nazwać makrofotografią, a dyskusję na wąski, z góry określony temat, dyskusją panelową, o tyle nie można każdego zdjęcia z czymś mniejszym od paczki fajek nazywać makrami, a każdą dyskusję panelem.
UsuńPozostaje jedna niezgodność której już raczej nie zniwelujemy: dla mnie zdjęcia czegoś malutkiego powinny nazywać się mikrofotografią. Nie mam tutaj poważnych argumentów na poparcie, głównie po prostu swoje odruchowe kojarzenie, ale jeden bardziej rzeczowy sam mi podsunąłeś.
Otóż piszesz, że makrofotografia do fotografowanie czegoś małego, co na zdjęciu może być większe nawet dziesięciokrotnie. Prawda? Natomiast mikrofotografia, to fotografowanie czegoś jeszcze mniejszego niż przy makrofotografii. Jeśli dobrze zrozumiałem, wychodzi nam coś dziwnego: przy małych obiektach mamy makro, czyli dużo, przy bardzo małych mikro, czyli bardzo mało, jako że mikro oznacza milionową część całości, a potocznie malutką drobinę.
Nielogiczne. Albo idziemy za przybliżeniem, i foto z czymś małym nazywamy makrami, a z bardzo małym super marko- czy gigafotografiami, albo idąc za wielkością obiektu małe nazywamy mikrami, wtedy bardzo małe wypadałoby nazwać nanofotografiami, jako że nano jest miliardową częścią całości.
Obejrzałem zdjęcia motyli i coś Ci powiem, Janku: pal licho mikro i makro, trzeba po prostu oglądać ładne zdjęcia pięknych stworzeń!
Wkurza mnie to, że większość forumowiczów zdjęcia w zbliżeniu nazywa makrami. Ale
Usuńnec Hercules contra plures
i Herkules nie pomoże, kiedy ludzi morze
i Herkules d..pa, kiedy ludzi kupa
Mam podobnie. Może nie wkurza, ale trochę irytuje, trochę rozśmiesza, ale nie jest to dobry uśmiech. Ludzie mają skłonność używania słów nie dlatego, że znają ich znaczenie albo że pasują w określone miejsce, a po prostu dlatego, że są modne i powszechnie używane. Ludzie lubią być trendy, wydawać się sobie tacy „do przodu”, a może i zwyczajnie małpują. No i mamy makra i wiele podobnych kulfonów.
UsuńFajne powiedzenie o Herkulesie :-)