Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

wtorek, 11 kwietnia 2023

Przedwiośnie i wiosna według Gołubiewa

 110423

Cytaty pochodzą z „Bolesława Chrobrego”, wielkiej zawartością, wartością i objętością powieści Antoniego Gołubiewa. Zdjęcia są wykonane przeze mnie w Górach Kaczawskich w ciągu ostatnich dwunastu lat.

* * *

>>(…) gruboziarnisty śnieg przepojony był wodą, siąkał nią przy każdym stąpnięciu człowieka, świat był szary, zamglony, sosny kapały wielkimi kroplami zbierającej się na kiściach wilgoci, wiatr pachniał dalą, budził w zwierzętach i ludziach chęć odmiany, nadzieję lepszego życia (…)<<

>>Wicher rósł. Huk morza ginął za piaszczystymi wydmami. Polany świeciły łysinami odtajałej ziemi, śnieg ściął się w skarbowaną, krupiastą gołoledź. Burczały wiosenne potoki.<<

>>Mokry śnieg leżał grubymi płatami na płaskich gałęziach jedliny. Topniało. Ciężko padały krople. (...) las był biały od śniegu, czarny od mokrego igliwia; mocno pachniał tą czarną zielenią.<<

>>Olszyna z obu stron drogi pachnie cierpko, brzoza sypie baziami. Zimne obłoki świecą spoza gałęzi.

Głębiej między drzewami leży jeszcze śnieg, wieje wilgocią wiosennego tajania.

Puszcza pachniała wiosenną, duszną wilgocią. Topole napęczniały, wraz trysną młodym, lepkim liściem.<<

>>(…) słońce wisiało już nisko, dzień się nachylił. Cienie drzew wybiegały fioletowymi smugami na brunatne wzgórza, śnieg się żółcił. Pachniało mocno ziemią, gniłym liściem, jarową wilgocią. Rzeczka przybrała, niosła bure wody z bulgotaniem, szybko, jakby pośpiesznie, pluskała po brzegach, po pniach drzew, zieleniała w cichych zalewach.<<

>>Wieczór spłynął ciepły, cichy, mgły zasłały moczary i bór. Drzewa brodziły w tumanach, buciorami dusiły wsiąkliwy mech. Chomik poczuł wilgoć na grzbiecie, ocknął się, przeciągnął, rozsunął gnijące liście, wyjrzał z norki. Pachnąca wilgoć chlupnęła gęstym oparem. Lis przebiegł bezszelestnym krokiem przez gąszcz malin, wychynął na skraj, stanął, pociągnął długim nosem. Strzyżyk zaczykał na gałęzi, podskoczył wyżej, znów zaczykał. Stado dzikich koni nadbiegło do wody, przodownik stał chwilę, węszył, patrzył; klacze pchały się za nim nerwowym kłębem; ogier wszedł do pęciny w płaskość, łeb schylił, powąchał, zaczął pić. Kaczki, gęsi, łabędzie kluczące z wyraju opadały na trzęsawiska, szerokimi dziobami szukały półzgniłych badyli, wygrzebywały kłącze, żerowały. Wrony kracząc leciały ku puszczy. Szedł zmierzch. I lęk. I noc. Mgła przesłoniła wstęgę ognia na zachodzie, nasiąkła opalem. Miesiąc wytoczył się i wyjrzał zza czarnych strzępów w ciepłą ziemię. Przyszedł mokry powiew, przeleciał po gałęziach, zaszumiał po puszczy. Ziemia ocknęła się, westchnęła, czekała. Zbliżał się deszcz.<<

>>Czarne chmura zawaliła niebo. Skrzydła huraganu przeleciało przez morze, pobieliwszy je całe po horyzont. Wicher smagał, huczał na krawędziach skał. Woda wspięła się nagle, stanęła dęba, skoczyła na brzeg. Waliła w kamienie tysiącem obuchów. Trzej wędrowcy, zawieszeni kędyś pod uskokiem, na jakiejś krawędzi skalnej, wąskiej i oślizłej, patrzyli, jak rozpienione bestie wodne darły się na nią, rzucając się prostopadle w górę i opadając rozbite w biały puch. Ryk fal głuszył ryk wichru. Naraz sina światłość rozcięła półmrok świata. Po rozjuszonym morzu przewalił się pierwszy tej wiosny grzmot. Zatoczył aż za widnokrąg i wrócił rozrośnięty i ogłuszający. Widzieli rozczochrane pioruny bijące w bezdnię wód. Ulewa chlusnęła ukosem, niesiona przez wiatr.<<

>>Woda niosła ich szybko, wezbrana i bura, rozbijająca się między nadrzecznym gąszczem borów w nieokiełzaną, ryczącą pianę. Okrągłe wiry obracały wolno zwały gałęzi i śmiecia, przegniłego zielska o podmytych, zwalonych w rzekę pni.<<

>>Dzień był wietrzny, naganiał obłoki; spoza grodu napływała poszarpana chmura, wysuwała długie czarne macki, łapała obłoki, zasnuwała niebo; gdzieś w głębokości błyskało i grzmot warczał. Wiatr się zakręcił, zaczął zwijać garsteczki kurzu i źdźbła słomy w szybkie, biegające lejki. Słońce pociemniało, groza ogarnęła świat. Gród się odcinał czarną szczerbatą masą od szarosinych chmur. Szła burza.<<