Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

sobota, 24 sierpnia 2024

Ścieżka na Polesiu

 160824

Miałem tylko pół dnia wolnego przed kilkudniowym wyjazdem, więc jechać daleko nie mogłem. Pojechałem na pobliskie Polesie, godzinę drogi od domu, bo przecież trwa druga połowa lata i każdy kolejny dzień staje się cenniejszy.

Wybrałem Ścieżkę Przyrodniczą Bobrówka; tak się zwie, stąd wielkie litery. Zaznaczam ten fakt, ponieważ coraz powszechniejszy jest zwyczaj błędnego pisania przypadkowych wyrazów właśnie wielką literą. Bobrówka jest niewielką rzeczką leniwie płynącą podmokłymi lasami i łąkami Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, 40 kilometrów na północny wschód od Lublina. Oglądanie mapy tej krainy jest dla mnie powrotem do młodości, do lat, w których nasze dzieci były małe, i z nimi, wyposażeni w namiot, często tam jeździliśmy.

Ścieżka ma około 3 km długości i w połowie wiedzie drewnianą kładką. Starannie są urządzone dwa miejsca odpoczynku z parkingami, a na tablicy informacyjnej podany jest koszt całości: 675 tysięcy w 2012 roku. Teraz ścieżka kosztowałaby zapewne dwa miliony. Dużo, ale było warto wydać tyle publicznego grosza aby móc podziwiać uroki tamtych trudno dostępnych miejsc. Warto zwłaszcza w zestawieniu z wojskowymi wydatkami: za cenę jednego czołgu wybudowano by 10 albo 20 takich ścieżek, a setki za jeden samolot wojskowy.

 


Chmurzyło się gdy dojeżdżałem zapomnianą przez drogowców drogą, lunęło, gdy tylko wszedłem pod dach szałasu – jakby burza czekała na mnie. Patrzyłem na zsiwiały las poprzez ścianę deszczu, widziałem szybko rosnące kałuże gotującej się wody, słyszałem głośny szum, chlupot i odgłosy przypominające mlaskanie. W lecie wszystko jest piękne, nawet intensywny deszcz, zwłaszcza obserwowany z suchego miejsca :-)


 Po kwadransie deszcz ustał, godzinę później zaświeciło słońce. Lato!

Widziałem najprawdziwsze mokradła; takie, jakie pamiętam z dawnych lat. Mokradła będące dla mnie jednym z symboli dzikiej przyrody nie zniszczonej przez człowieka i po prostu piękne miejsca.

 Zauroczył mnie Staw Młyński, spory zbiornik otwartej wody z mokrymi, zarośniętymi brzegami, roślinnością wodną i malowniczymi wysepkami traw.

 Mokradła sąsiadują tam z suchymi lasami sosnowymi rosnącymi na piachach. Po deszczu wprost lśniły w słońcu, a w powietrzu czułem wyjątkową kompozycję zapachów parującej wody i żywicy. Lasy tamtejsze to bory sosnowe z intensywnie zielonym niskim runem i nielicznym podszytem, a nad nimi wznoszą się proste i wysokie, ciepłymi barwami malowane pnie sosen. Gdzieś przeczytałem, nota bene, że sosen rośnie u nas więcej, niż wszystkich innych drzew razem wziętych. Urok tamtejszych lasów także w wygodnych równych i suchych dróżkach po których można iść z zadartą głową bez obawy o potknięcie.

 Wrócę tam jesienią, a wezmę ze sobą nóż i kosz.

Proszę przeczytać tekst na tej tablicy informacyjnej:

 W lewo i w prawo biegł gruntowy, ale twardy i dość równy gościniec. Kiedyś, gdy ta część Polesia była niemal w centrum kraju, droga była jedną z głównych arterii komunikacyjnych Polski. Stałem na trakcie królewskim łączącym Kraków z Wilnem! Na tym placyku służącym teraz do manewrowania ciężkimi maszynami leśników i strażaków kiedyś stał młyn, a w gospodzie można było posilić siebie i konie. Przez moment wydawało mi się, że widziałem gońca znikającego za zakrętem i słyszałem tętent pędzącego konia…





Obrazki ze szlaku

 Porosty na drewnianych elementach kładek – świadectwo czystości powietrza.

 Otoczaki na drodze. Polodowcowe?

 Ślady bobrów.





 Podmokłe miejsca.

 Konar dębu z odrostami.


 Życie po życiu.

 Owady biegające po wodzie.


 Malownicze kępy traw i drzewka na Stawie Młyńskim.

 Piękny i wielki klon.

Trasa: Ścieżka Przyrodnicza Bobrówka, Polesie, Lubelszczyzna.

 



























środa, 21 sierpnia 2024

Rozpieszczony umysł

 210824

Czytam książkę „Rozpieszczony umysł” napisaną przez duet autorów Grega Lukianoff i Jonatana Haidt. Podtytuł książki jest bardzo znamienny: „Jak dobre intensje i złe idee skazują pokolenia na porażkę”.

O swoim pojmowaniu wychowania dzieci i młodzieży wspominałem na tym blogu wiele razy, na przykład tutaj.

W tej książce znalazłem potwierdzenia swoich wniosków. Najkrócej i najogólniej pisząc: dawanie dzieciom wszystkiego, co rodzice mogą materialnego im zapewnić, usuwanie przed dziećmi wszelkich utrudnień, obowiązków i ograniczeń, nie spowoduje wykształcenia zrównoważonego i szczęśliwego w dorosłym życiu człowieka, a wprost przeciwnie. Dorastając, człowiek musi doświadczać negatywnych stron życia aby się z nimi oswoić i umieć sobie z nimi radzić. Ten, który nie miał takich możliwości, dozna wstrząsów w życiu dorosłym jako skutku obcowania ze światem odmiennym od cieplarnianych warunków stworzonych przez rodziców. O skutkach takiego wychowywania dzieci jest ta książka.

Słowa nie ograniczone znakami >>  << są moje, a tak (...) oznaczałem skróty oryginalnego tekstu. Pogrubienie fragmentu tekstu jest moje.

* * *

>>Układ odpornościowy to prawdziwy diament inżynierii ewolucyjnej. Ponieważ nie ma szans przygotować się na wszystkie patogeny i pasożyty – zwłaszcza w przypadku tak mobilnego i wszystkożernego zwierzęcia, jakim jest człowiek – został „zaprojektowany” (w drodze doboru naturalnego) w taki sposób, by jak najszybciej uczyć się na bazie poprzednich doświadczeń. Układ odpornościowy to złożony, dynamiczny system potrafiący dostosować się do nowego otoczenia i zmieniać razem z nim. Aby stworzyć odpowiednią reakcję immunologiczną na rzeczywiste zagrożenia (na przykład bakterie wywołujące infekcję gardła) i nauczyć się ignorować niegroźne substancje (na przykład zawarte w orzeszkach ziemnych proteiny), musi on zetknąć się z szerokim zakresem produktów spożywczych, bakterii a nawet pasożytów. W taki sposób działają szczepionki. Zaszczepione dzieci są zdrowsze nie dlatego, że mamy nagle mniej zagrożeń na świecie (…), a dlatego, że mają kontakt z tymi zagrożeniami w małych dawkach, dzięki czemu ich układy odpornościowe zyskują okazję, by nauczyć się radzić sobie z nimi w przyszłości.

Właśnie na tej tej podstawie sformułowano hipotezę higieniczną, która jest obecnie najbardziej wiarygodnym wyjaśnieniem rosnącej liczby przypadków alergii w krajach o rosnącym dobrobycie i lepszym przestrzeganiem zasad higieny – jest to kolejny skutek uboczny postępu. Psycholożka rozwoju, Alison Gopnik (tutaj o niej) w zwięzły sposób wyjaśnia wspomnianą hipotezę, jednocześnie łącząc ją z motywem przewodnim naszej książki:

Dzięki lepszej higienie, antybiotykom i ograniczeniu zabawy na zewnątrz, dzieci są dziś mniej narażone na styczność z mikrobami niż kiedyś. Może to skutkować rozwinięciem się układów odpornościowych wytwarzających nadmierną reakcję immunologiczną na substancje, które w rzeczywistości nie stanowią zagrożenia. Na tej samej zasadzie chroniąc dzieci przed każdym możliwym niebezpieczeństwem, możemy nauczyć je przesadnej reakcji na sytuacje, które wcale nie są niebezpieczne, i uniemożliwić im przyswojenie sobie umiejętności, które będą musiały opanować, gdy dorosną.

(…) Oczywiście aforyzmu Nietzschego: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” nie wolno brać dosłownie. Niektóre rzeczy mogą nas wprawdzie nie zabić, ale za to trwale okaleczyć. Jednak nauczanie dzieci, że porażka, zniewaga i bolesne doświadczenia pozostawią po sobie trwałe ślady, jest samo w sobie krzywdzące. Człowiek potrzebuje stresujących bodźców, wyzwań fizycznych i psychologicznych. Bez nich jego kondycja ulega pogorszeniu. <<

>>Zdecydowanie najbardziej zasłużony w kwestii uświadamiania ludzi, że unikanie stresorów, ryzyka i małych dawek bólu działa na ich szkodę, jest Nassim Nicholas Taleb. (…)

Oto definicja (przepisana z Wikipedii) antykruchości, pojęcia wprowadzonego przez N. Taleba:

>>Niektórym rzeczom służą wstrząsy; rozwijają się i rozkwitają pod wpływem zmienności, przypadkowości, nieładu i stresu; przygody, ryzyko i niepewność to ich żywioł. Te rzeczy Taleb nazywa antykruchymi.<<

>>Taleb twierdzi, że do rzeczy antykruchych zaliczają się mięśnie, kości i dzieci:

Miesiąc spędzony w łóżku (…) skutkuje zanikiem mięśni; na tej samej zasadzie złożone systemy pozbawione stresorów słabną albo umierają. Nasz nowoczesny, ustrukturyzowany świat szkodzi nam w dużej mierze odgórnie narzuconymi prawami i rozmaitymi ustrojstwami, które działają w ten sposób: są zniewagą dla antykruchości systemów Na tym polega tragedia nowoczesności: podobnie jak neurotycznie nadopiekuńczy rodzice, często najbardziej szkodzą nam ci, którzy starają się pomóc.<<

>>Kiedy tylko pojmiemy koncept antykruchości, głupota nadopiekuńczości stanie się dla ans oczywista. Jako że ryzyko i stresory są naturalną, nieodłączną częścią życia, rodzice i nauczyciele powinni pomagać dzieciom uczyć się stawać silniejszymi dzięki takim doświadczeniom. Jak mówi stare powiedzenie: „Przygotuje swoje dziecko do drogi, nie drogę do dziecka”. Tymczasem wydaje się, że dziś postępujemy dokładnie odwrotnie: usuwamy z ich drogi wszystko, co mogłoby im zaszkodzić (…). Chroniąc dzieci przed stresującymi doświadczeniami, zwiększamy prawdopodobieństwo, że kiedy wyjdą spod rodzicielskiego klosza, nie będą w stanie poradzić sobie z nimi w dorosłym życiu. Naszym zdaniem panująca współcześnie obsesja na punkcie ochrony młodych ludzi przed „poczuciem zagrożenia” jest jedną z przyczyn gwałtownego wzrostu liczby przypadków depresji, nerwicy i samobójstw u dorosłych.<<

>>Sejfityzm to kult bezpieczeństwa – obsesja na punkcie eliminowania zagrożeń (prawdziwych i wyobrażonych) do takiego stopnia, że ludzie nie są skłonni do ryzykowania bezpieczeństwa w codziennych sytuacjach, nawet wtedy, gdy wymaga tego zdrowy rozsądek. Sejfityzm pozbawia młodych ludzi doświadczeń niezbędnych dla ich antykruchych umysłów, tym samym czyniących ich bardziej kruchymi, lękliwymi i skłonnymi podstrzygać siebie w charakterze ofiary.<<

>>Kultura sejfityzmu, w której emocjonalny dyskomfort jest przyrównywany do fizycznego zagrożenia, to kultura, która zachęca nas do wzajemnej ochrony przed doświadczeniami wpisanymi w codzienne życie, dzięki którym stajemy się silniejsi i zdrowsi.(…)

Pojęcie „sejfityzmu” odnosi się do kultury czy systemu przekonań, w którym bezpieczeństwo stało się rzeczą świętą. Oznacza to, że w obliczu codziennych wyzwań, tak praktycznych, jak i moralnych, coraz rzadziej jesteśmy gotowi z niej rezygnować. „Bezpieczeństwo” ponad wszystko, bez względu na to, jak znikome lub mało prawdopodobne jest zagrożenie. Wychowywanie dzieci w kulturze sejfityzmu, a więc wpajanie im, by były zawsze „emocjonalnie bezpieczne”, i jednocześnie chronienie ich przed każdym możliwym zagrożeniem, może doprowadzić do zamkniętego koła: dzieci stają się bardziej kruche i mniej odporne, przez co dorośli zwiększają ochronę, a to sprawia, że stają się one jeszcze bardziej kruche i jeszcze mniej odporne.<<

Odpowiedź Van Jonesa, byłego doradcy Trampa i obrońcy praw obywatelskich, na zadane mu pytanie o właściwą reakcję studentów na wystąpienie prelegenta, którego poglądy uważają za złe. Poniżej nieco skrócony cytat z książki:

>>Bezpieczną przestrzeń można interpretować na dwa sposoby: jeden jest dobry, drugi fatalny. Pierwszy to założenie, że na kampusie uniwersyteckim jesteśmy bezpieczni w sensie fizycznym – nie grozi nam przemoc fizyczna, napastowanie seksualne, a do tego nie jesteśmy atakowani bezpośrednio, indywidualnej, na przykład za pomocą mowy nienawiści, słowami typu „Ty czarnuchu”, i z tym jak najbardziej się zgadzam. Istnieje jednak drugi, okropny pogląd, który jak wynika z moich obserwacji, zyskuje na popularności, że „muszę być bezpieczny w sensie ideologicznym. Muszę być bezpieczny w sensie emocjonalnym. Muszę przez cały czas cieszyć się dobrym samopoczuciem, a jeśli ktoś powie coś, co mi się nie spodoba, wszyscy dookoła muszą zareagować, w tym również administracja uczelni.”

Nie chcę, żebyście byli bezpieczni ideologicznie. Nie chcę, żebyście byli bezpieczni emocjonalnie. Chcę, żebyście byli silni. To co innego. Nie zamierzam usuwać wam kłód spod nóg. Zakaszcie rękawy i nauczcie się radzić sobie z przeciwnościami losu. Nie będę wynosić ciężarów z siłowni, przecież na nich opiera się ich sens. To jest wasza siłownia.<<

PS

Nie chcąc przeszkadzać Helenie, mojej wnuczce, siedzę w jadalni lokalu agroturystycznego, kilka kilometrów od Ustrzyk Górnych, a więc w Bieszczadach. Jutro wczesnym rankiem wyruszamy na Tarnicę, najwyższy szczyt tych gór. Niżej zamieszczam parę zdjęć z dzisiejszej trasy.







piątek, 16 sierpnia 2024

Piękno i przeszłość

 110824

Na poprzedniej wędrówce roztoczańskiej jeden z przygodnych rozmówców zapytał, czy znam ładne pagórki na południe od wsi Błażek. Odpowiedziałem, że zapewne tam byłem, ale nie będąc pewny, po powrocie do domu sprawdziłem. Okazało się, że tylko raz przeszedłem w pobliżu, zostawiając sporą białą plamę. W ten sposób trasa na dzisiaj została wybrana.

W okolicy tej wioski sporo jest mało urozmaiconych, niemal płaskich pół, ale poznałem dwa ładne miejsca ominięte w czasie poprzednich włóczęg. Pokazuję je na zdjęciach poniżej.








 Na pewno będę do nich wracał, a powroty zacznę w czasie złotej jesieni, wszak wiele tam zostało nieobejrzanych zakątków. Wielokrotnie się przekonałem, że w ładnych miejscach, a więc o urozmaiconej rzeźbie, wystarczy przejść to samo pole w drugą stronę, albo wejść na sąsiednie, wyższe lub niższe, albo podejść do nieodległej grupy drzew, by zobaczyć nowe oblicze najbliższej okolicy, zmieniony wygląd zboczy, pól i miedz na nich. Mówicie, że mimo wszystko już to widziałem? Zakochany też już widział ją wiele razy, a nadal patrzy jakby dopiero poznawał.

Pogoda wymarzoną nie była, ale, może w zamian, miałem dobrą temperaturę do drapania się po górkach.

Kilka razy zdarzyło mi się widzieć przemianę oglądanego miejsca pod wpływem słońca. Obserwowałem jak bardzo, często nie do poznania, nasza gwiazda wypięknia Ziemię. W domu, porządkując zdjęcia, wykasowałem zdecydowaną większość zrobionych w chmurnych chwilach.

Nadal można się cieszyć kwitnieniem. Na ścierniskach rozkwitł fiołek trójbarwny w ilości nie do policzenia, ale i sporo widziałem drobniutkich niezapominajek polnych. Mój aparat fiołka dostrzeże, o ile będzie okazałym kwiatem, i odpowiednio ustawi parametry, ale nie potrafi tego z drobniejszymi kwiatami. Dzisiaj wpadłem na pomysł (dlaczego dopiero teraz??), jak mu pokazać, co chcę sfotografować. Otóż urywałem jeden kwiat rumianku, kładłem go obok kwietnego drobiazgu, i ten kwiat, zdecydowanie większy, pokazywałem maszynie. Zdjęcia okazały się lepsze, ale nadal daleko im do wysokiej jakości. Ta jest już poza moim zasięgiem.






 
W podobny sposób fotografowałem łyszczec polny. Kwiaty tej niepozornej, wprost tuzinkowej, rośliny są dla mnie wyjątkowo ładne. Kiedy zobaczę piękną kobietę, ogłada zakazuje mi gapienia się na nią – tutaj właśnie ujawnia się przewaga kwiatów łyszczca: mogę stać i patrzeć, a nawet mogę klęknąć nad nimi i się gapić ile tylko zechcę.

Nieopatrzenie wyrwałem jeden krzaczek. Niosłem go później w ręku, bo szkoda było mi wyrzucić. W czasie przerwy kępkę zasadziłem w ziemi. Może się przyjmie, skoro miała korzenie?

Widziane z daleka uschnięte drzewo przypomniało mi podobnie smutne w Gross Rosen. Po minucie okazało się, że skojarzenie było właściwe: stałem na miejscu spalenia przez Niemców w czasie okupacji polskiej rodziny za ukrywanie żydowskiego małego dziecka. Obok drzewa wyciągającego martwe konary ku niebu leży głaz z tablicą. Jej treść zrobiła na mnie wielkie wrażenie faktami, przesłaniem i jakością stylu. Teraz już się tak nie pisze.

Jeśli coś Cię trapi, lub jesteś niezadowolony ze swojego życia...

Zginęli, abyś ty mógł być wolny i szczęśliwy. Pamiętaj!”

Jakże prawdziwe przesłanie! W jak wielką umysłową i kulturową pustkę obecnych młodych ludzi trafiające! Jak bardzo tak zwana poprawność polityczna zataiła nasze dzieje lub je zafałszowała!






 W tym miejscu niemieccy barbarzyńcy
spalili żywcem małe dzieci!! Wspomniałem moich kilkuletnich wnuków i poczułem gorzką gulę w gardle a w oczach łzy.

Pamiętaj!” Pamiętam, nie zapomnę.

Na Zachodzie nie mówi się o zbrodniach popełnionych przez Niemców, bo przecież oni są porządni, cywilizowani. To naziści są wszystkiemu winni, to oni wymordowali miliony, a obozy koncentracyjne były polskie. Z racji przypisania sobie wieczystej moralności i praworządności pouczają nas, Słowian, jak należy żyć, co jest dobre i godne, a co nie.

Czyni to naród odpowiedzialny za śmierć dziesiątków milionów ludzi! Znowu przypomniała mi się wypowiedź pewnego dziennikarza w rozmowie o przewodzeniu Europie przez Niemców z racji ich gospodarki, kultury i moralności: ów człowiek powiedział, że pomnik moralności Niemców jest w Oświęcimiu.

Jest też tutaj, na roztoczańskim polu, jest w tysiącach miejsc naszej umęczonej ojczyzny. Nie można o tym zapomnieć. Owszem, trzeba nam robić z Niemcami interesy, ale gadanie o przyjaźni jest mrzonką, a przyznawanie im prawa do przewodzenia Europie przejawem historycznej ignorancji.

Obrazki ze szlaku.

 Po raz pierwszy w tym roku jadłem owoce aronii. Właściwie tylko wysysam z nich sok, bo o ile ten jest dobry i świetnie gaszący pragnienie, to miąższ niezbyt jest smaczny.

 Nieliczne już gwiazdnice, ale odmiany jak zwykle pewny nie jestem. Waham się między gajową, błotną albo… nie, raczej nie jest to odmiana trawiasta.

 Słoneczniki chyba się schowały przed deszczem.

 Malin posmakowałem, przyznaję.

 Nie zwiększałem nasycenia, właśnie tak zachodziło słońce tego dnia.

 

Wieś na Roztoczu: ładne zadbane domy, porządek wokół, słońce, dostatek, spokój. Czy mieszkańcy znają tamto miejsce nieodległe w przestrzeni, a bardzo dalekie przemianami minionych osiemdziesięciu lat?

Trasa: z Błażek na zachodnim Roztoczu w stronę Blinowa Pierwszego, następnie przez Stare Moczydła na pola między Pasieką Kolonią a Pasieką. Powrót do Błażek.

Statystyka: nieco ponad 12 godzin w drodze, a przeszedłem 22 km.
















wtorek, 13 sierpnia 2024

Klimatyzm

 130824

>> „Zmiany klimatyczne rządzone są przez setki parametrów oraz zmiennych i sama myśl, że możemy w sposób możliwy do przewidzenia zarządzać zmianami klimatycznymi przez marginalną manipulację jednym politycznie wybranym czynnikiem (CO2) jest zwyczajnie błędna. To naukowy nonsens” – stwierdził emerytowany profesor Uniwersytetu Londyńskiego, Philip Stott. <<

Na wędrówki jeżdżę w dni wolne od zajęć domowych czy innych obowiązków, jak chociażby wizyty u lekarzy, ale i zwracam uwagę na prognozy pogody. Parę dni temu pojechałem na Roztocze mając wolny dzień i obietnicę synoptyków słonecznej pogody. Miało być bez opadów, z niewielką ilością chmur. Troszkę pokropiło, a słońce widziałem może godzinę przez cały dzień.

Nie piszę o tym by marudzić, w końcu każdy wie, że pewnej prognozy, nawet na jeden dzień, nie ma, a im dłuższego okresu czasu dotyczą, tym mniej są prawdopodobne. Wiadomo, że prognozowanie pogody na dwa tygodnie to w istocie wróżenie z fusów. Chodzi mi o prognozy dotyczące klimatu. Na pogodę ma wpływ szereg dynamicznie zmiennych czynników, ale na klimat wpływa ich znacznie więcej. Aktywność słońca nie zmieni trafności prognozowania pogody na przyszły tydzień, ale na klimat za kilkanaście lat owszem, wpłynie – a to tylko przykład, jeden z bardzo wielu.

Jednak są tacy, niekoniecznie wśród rzetelnych klimatologów, którzy nie to, że prognozują, a wprost „wiedzą”, jak się zmienią temperatury za 10 czy 20 lat. „Wiedzą”, że obniżenie emisji CO2 o określoną ilość procent spowoduje spadek temperatury wyliczany przez nich z dokładnością do dziesiątych części stopnia! „Wiedzą” tym więcej, im mniej mają pojęcia o tym, co mówią, albo im bardziej się im ta „wiedza” opłaca. Nie zwróciliście uwagi na te rzucające się w oczy fakty?

Poniżej zamieszczam cytaty z książki Zielone oszustwo autorstwa Marco Morano. Tutaj i tutaj są informacje i opinie o tej książce, tutaj o autorze.

Filmik z YT o książce i autorze: tutaj.

Zwracam uwagę na ograniczony zakres wyszukiwania autora i książki przez Google; jest przetłumaczona na język polski, ale nie jest wyświetlana.

Na stronie Biblionetki nic nie jest wyświetlane, nawet oceny.

To charakterystyczne dla obecnych czasów coraz większej cenzury: możesz myśleć co chcesz, możesz mieć zdanie jakie chcesz, ale masz nam przytakiwać albo milczeć. Taka postawa jest obecnie nazywana troską o demokratyczne prawa. Szczerze mówiąc mam pewne obawy w związku z publikacją tego tekstu. Czy znowu ktoś nie opluje mnie, jak to się już zdarzyło, albo czy Google nie uzna, że sieję nienawiść, ale zaryzykuję. Mój blog ma tak mało wyświetleń, że liczę na niezauważenie przez możnych tego świata i ich nie tylko cyfrowych sługusów.

Oddaję głos autorowi. Wyróżnienia i kursywa są oryginalne, a cytaty ujęte takimi znakami: >> <<.

* * *

>>Richard Lindzen, klimatolog z MIT, nazwał rzekomy konsensus obejmujący 97 procent naukowców „propagandą”.

Dr Lindzen:

Oni tak naprawdę nie precyzują, z czym się zgadzają. To propaganda. Wszyscy naukowcy zgadzają się, że teraz jest prawdopodobnie cieplej niż pod koniec małej epoki lodowej. Niemal wszyscy naukowcy zgadzają się, że jeśli zwiększyć ilość CO2, nastąpi ocieplenie. Może bardzo niewielkie ocieplenie. Ale jest już propagandą interpretowanie tego jako niebezpieczeństwo, w związku z którym musimy zredukować emisję CO2 itd.

W 2017 roku emerytowany profesor fizyki z Princeton, William Happer, zauważył podobieństwo do siedemnastowiecznego „konsensusu” w sprawie czarownic. „Nie widzę dużej różnicy między konsensusem w sprawie zmian klimatycznych a konsensusem w sprawie czarownic. Wszyscy sędziowie prowadzący rozprawy w Salem byli studentami Harvardu. Wszystko było jakoby w stu procentach poparte naukowo. Jeden czy dwaj ludzie, którzy powiedzieli, że nie ma czarownic, zostali natychmiast powieszeni. Wiele się od tamtej pory nie zmieniło”, zażartował Happer. <<

>>W 1989 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych próbowała sprzedać publice swoją narrację o „punkcie krytycznym”. Według artykułu Associated Press z 1989 roku „Urzędnik ONZ wysokiego szczebla twierdził, że całe kraje mogą zostać starte z powierzchni Ziemi na skutek podniesienia poziomu mórz, jeśli utrzymujący się trend globalnego ocieplenia nie zostanie powstrzymany przed rokiem 2000. Zalewanie obszarów przybrzeżnych i klęski nieurodzaju spowodują migrację >uchodźców klimatycznych<, grożąc politycznym chaosem.”

Trudno się połapać, czy od klimatycznej apokalipsy dzielą nas godziny, dni, miesiące czy lata. Oto kilka przykładów alarmistycznych wypowiedzi przepowiadających „punkty krytyczne” w różnych terminach.

Godziny – wspomnienie z marca 2009 roku: „Zostały nam godziny, by zapobiec katastrofie klimatycznej”, oznajmiła Elizabeth May z Kanadyjskiej Partii Zielonych.

Dni – wspomnienie z października 2009 roku: „Premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, ostrzega przed >katastrofą< globalnego ocieplenia. Zostało nam tylko >50 dni na uratowanie świata<.

Miesiące – wspomnienie z lipca 2009 roku: Książę Karol stwierdził z lipcu 2009 roku, że punkt krytyczny nastąpi za dziewięćdziesiąt sześć miesięcy.

Lata – wspomnienie z 2009 roku: James Hansen z NASA oświadczył, że Obama „ma cztery lata na uratowanie Ziemi.

Dekady – wspomnienie z 1982 roku: urzędnik ONZ Mostafa Tolba (…) ostrzegł, że „świat stoi przed groźbą katastrofy ekologicznej równie ostatecznej jak wojna atomowa, która nastąpi w ciągu kilku dziesięcioleci, jeśli rządy światowe nie zareagują od razu.

Tysiąclecie – wspomnienie z czerwca 2010 roku: (…) guru zielonych, James Lovelock stwierdził, że „zmiana klimatu może nie nastąpić tak szybko, jak sądziliśmy i możemy mieć 1000 lat, by uporać się z tym problemem.

Być może najlepszym podsumowaniem fenomenu punktu krytycznego jest wypowiedź autorstwa brytyjskiego naukowca Philipa Stotta: „generalnie rzecz biorąc, Ziemia regularnie dostawała dziesięcioletnie ostrzeżenia przed zmieszczeniem od jakichś pięćdziesięciu lat. Jesteśmy seryjnie skazywani na zagładę.<<

Były fizyk Uniwersytetu Harvarda, dr Lubos Motl, skrytykował Europejski Zielony Ład i jego „obłąkańczo samobójczy cel zerowego poziomu netto emisji gazów cieplarnianych”.

W 2020 roku Motl napisał: „To niesamowite, jak oni mieszają te nienaukowe rojenia o zmianach klimatycznych z masą innych tematów, które nie mają nic wspólnego z klimatem ani ze sobą nawzajem […]. Tak więc dowiadujemy się, że celem >Zielonego Ładu< jest w gruncie rzeczy standardowo bzdurny marksistowski plan >likwidacji różnic społecznych<. Słowo >gender< pojawia się 9 razy w tym dokumencie, który udaje, że dotyczy klimatu.”<<

>>„Prawa natury dają do zrozumienia, że klimat nie jest i nigdy nie był stabilny […] Czy unijni aparatczycy albo Grety pozwą wulkany? Oceany? Jowisza i Księżyc za wkład do cykli Milankovicia? Drogę Mleczną? Naturę w całości? A może wybiorą sobie jakieś czarownice odpowiedzialne za zjawiska naturalne i ukażą je w zamian? Co tu się, do cholery, wyrabia?

Dr Lubos Motl <<

>>Zielony Nowy Ład jest efektem europejskiego zaangażowania w Porozumienie Paryskie ONZ. Tym, kto korzysta na tym zielonym samobójstwie, które popełnia Europa i w które ponownie mogą się zaangażować Stany Zjednoczone (zależnie kto będzie prezydentem) są Chiny.<<

>>Klimatolog z MIT, Richard Lindzen, tłumaczył, jak doszło do tego, że klimatologia stała się apokaliptyczna. „Przed końcem lat osiemdziesiątych XX wieku klimatologia nie była alarmistyczna” – pisał Lindzen. „Zmieniło się to w latach 1988 – 1994, gdy badania koncentrujące się na dwutlenku węgla i globalnym ociepleniu otrzymały piętnastokrotne zwiększenie funduszy w samych Stanach Zjednoczonych. Nagle okazało się, że istnieje duża motywacja finansowa do wynajdywania alarmujących scenariuszy dotyczących globalnego ocieplenia.”<<

>>(…) to spostrzeżenie ekonomisty Thomasa Sowella jest wyjątkowo wartościowe:

Ekspertów zazwyczaj wzywa się nie po to, by podali informacje oparte na faktach albo służyli obiektywną analizą na potrzeby podejmowania decyzji przez odpowiedzialnych urzędników, tylko po to, by stanowili polityczną przykrywkę dla decyzji dawno podjętych z kompletnie odmiennych względów.<<

>>Brain C. Joondeph, fizyk z Denver, napisał:

Zarówno problem klimatu jak i COVID mają wspólną cechę w postaci kontroli rządu. Od rozporządzeń w kwestii samochodów elektrycznych i oszczędności paliwa, do niszczącego gospodarkę Zielonego Nowego Ładu, >łaskawy< rząd chce kontrolować wszystkie aspekty naszego życia. Widać wiele podobieństw między COVID a polityką klimatyczną. W obydwu przypadkach generują strach, osiągając poziom histerii, przed końcem świata i olbrzymią skalą śmierci i zniszczenia wywołanymi przez ocieplającą się planetą albo agresywny wirus grypy. Zakwestionuj dogmat wirusa albo ruchu klimatycznego i przygotuj się na to, że twoje życie zostanie albo poważnie zakłócone, albo zrujnowane. Na obydwie sprawy jest tylko jeden politycznie słuszny punkt widzenia<<

>>Thomas Lifson na stronie American Thinker dodał:

Po prostu poczekajcie na nagłówki w stylu „Miliony zabite przez zmianę klimatu” i „Rośnie żniwo śmierci zmian klimatycznych”. Gdzie krew, tam nagłówki. Upolityczniona nauka to teraz rzeczywistość zachodniego świata, podważająca fundamenty postępu materialnego i technologicznego, który uwolnił większość ludzkości od permanentnego ubóstwa, będącego normą, zanim rewolucja naukowa i przemysłowa nie zmieniły oblicza cywilizacji.(...)<<

>>Żaden naukowiec pragnący uzyskać pieniądze rządu na badania, nie podpisze się pod publikacją, która stoi w sprzeczności z politycznie akceptowalnymi poglądami na COVID albo zmianę klimatu.<<

>> „Zmiany klimatyczne rządzone są przez setki parametrów oraz zmiennych i sama myśl, że możemy w sposób możliwy do przewidzenia zarządzać zmianami klimatycznymi przez marginalną manipulację jednym politycznie wybranym czynnikiem (CO2) jest zwyczajnie błędna. To naukowy nonsens” – stwierdził emerytowany profesor Uniwersytetu Londyńskiego, Philip Stott. <<


>> (…) prowadzimy teraz wojnę mającą na celu powstrzymanie katastroficznych zmian klimatu, więc pieniądze, poświęcenie i wywołany zamęt są nieistotne. << – słowa działaczy klimatycznych, wyjaśnienie KG.