Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

piątek, 8 listopada 2024

Piękny dzień jesieni

 241024

Ranek był zimny, ale świetlisty, kolorowy, skrzący się miriadami kropelek rosy, a dzień cały słoneczny. Odwiedziłem lubiane miejsca na Pogórzu Wałbrzyskim w pobliżu wsi Sady Górne, a wśród nich dwa niewielkie wzgórza z dębami na szczytach. Jak tam jest, na co patrzyłem, co podziwiałem, uwidaczniają (chociaż nie w pełni) zdjęcia. Kolorów nie wzmacniałem; nasycone, intensywne barwy złotej jesieni podkreślane były kolorami niskiego słońca wczesnego poranka.





 Dane mi było dzisiaj parokrotnie doświadczyć wrażeń, które najtrafniej można określić olśnieniami. Rankiem na moich „dębowych” wzgórzach, później przypadkowe zboczenie z trasy skutkujące poznaniem nowych uroczych miejsc, a na koniec dnia spektakularny zachód słońca.


 Skręciłem ku kępie drzew i po chwili znalazłem się w pięknej dąbrowie. Nieco dalej pomiędzy drzewami widziałem zalesione wzgórze. Moja droga biegła podnóżem, ale może jednak wejdę na szczyt? Bez entuzjazmu spojrzałem na zaorane kostropate pole po którym wypadało mi iść, ale poszedłem i znalazłem miejsce, do którego będę wracał i myślał o nim w szare dni. Chodziłem między okazałymi dębami rosnącymi na szczycie i zboczu wzgórza, patrząc na feerię barw nade mną i dal widoczną między pniami drzew. Dęby nie przebarwiają się tak spektakularnie jak buki czy klony, ale o tej porze roku, tego cudnego dnia, i one były piękne.

 




Warto było zboczyć z krótszej i wygodniejszej trasy.

Odwiedziłem wzgórza nad tunelami drogi S3, bo dziwnie podoba mi się myśl o wędrówce nad nimi, zajrzałem też do wylotów tuneli. Przywitałem się z brzozowym wzgórzem, jednym z moich ulubionych w tych górach. 

 





Takie małe wypiętrzenia o wysokości pojedynczych dziesiątków metrów od podnóża mają w moich oczach urok szczególny. Wspomniałem teraz Kufla na Pogórzu Izerskim, (niemal prywatną) górkę Ani Kruczkowskiej, i podobną Ambrę w Górach Kaczawskich. One są przyjazne wszystkim wędrowcom, nawet tych najmniejszym, zaczynającym przygodę z górami (albo je kończącą z powodu wieku). Są jasne, malownicze, widokowe, uśmiechnięte. Są jak przyjaciel, do którego zawsze można wpaść by doświadczyć pozytywnej przemiany ducha.

Skracając drogę szedłem polem po uprawie kukurydzy. Jest ogromne, oszacowałem jego wielkość na 80 do 100 hektarów. Widziałem tam wyjątkowo dużo niezebranych kolb. 

 



Wspomniawszy opowiadanie kolegi o zbieraniu pozostawionych kolb dla owiec i królików, wyjąłem torbę z plecaka i w ciągu dosłownie
trzech minut napełniłem ją całą. Zebrałem kroplę z morza, skoro na polu zostały całe tony. Tyle ziaren tam zostało! Właśnie marnowanie jedzenia poruszyło mną najbardziej. Codziennie ludzie na Ziemi niedojadają a nawet umierają z głodu, a tutaj, na tym jednym polu, wiele ton jedzenia ma zgnić w ziemi!

Na brzegu uprawy zobaczyłem dwóch mężczyzn zbierających kolby i odnoszących je w dużych torbach do samochodu. Zapytałem, zbierali dla hodowanych zwierzaków. Parę godzin później gdzieś pod krzakami zobaczyłem dzikie wysypisko śmieci, a na nim plastikowy, spory i cały pojemnik. Zapasową sznurówką przywiązałem go do plecaka i poszedłem dalej. Do samochodu dotarłem gdy dzień się kończył i… pojechałem na kukurydziane pole, wszak wiedziałem, że można dojechać tam osobówką.

Torbę i pojemnik wypełnione kukurydzianymi kolbami zawiozłem koledze dwa dni później. Uratowałem kilkanaście kilogramów ziarna.

Na chwilę wrócę do wspomnianej kupy śmieci. Spotyka się je wszędzie, także w najładniejszych miejscach, a jakoś nie słyszę o konieczności oczyszczenia naszego środowiska, a jedynie o panelach, wiatrakach i podatkach od dwutlenku węgla. Natomiast często słyszę mylenie znaczeń takich pojęć jak pogoda, klimat i środowisko. Jeśli w mediach mówi się o środowisku, słusznie pokazywane są dymiące kominy, ale czemu nie pokazują takich obrazów?


 Czy wiatraki stojące na stertach śmieci mają być symbolem nowoczesności i dbałości o naszą planetę?

Obrazki ze szlaku


 Jutrzenka i ślady samolotów.

 Świt oglądany z pierwszego wzgórza.

 Pierwsze chwile dnia. Niebieskość dali i delikatna mgiełka prześwietlone są bajecznie kolorowym światłem wschodzącego słońca. W oddali widać Chełmiec, górę nad Wałbrzychem.



 
Rowy na polu wypłukane przez deszcze, a na dole, w nieckach, skutek, czyli osady sedymentacyjne.

Kropla drąży skałę, mówi się, a na tych zdjęciach widać proces szybszy. W krótkiej, ludzkiej, perspektywie czasowej problemem jest ubywanie na takich polach żyznej ziemi, a tworzy się ona bardzo powoli. W drugiej, geologicznej, widzimy proces wyrównywania wzgórz. Jeśli nie obudzą się siły górotwórcze wewnątrz Ziemi, kiedyś będzie tutaj równina, a po Górach Wałbrzyskich nie zostanie nawet ślad.


Zachód słońca nad kukurydzianym polem. Piękny, czysty, barwny. Budzący cenne wrażenia estetyczne, ale i odrobinę smutku. Zachód, którego chciałoby się zatrzymać tajemnym zaklęciem.

Trasa: wokół Sadów Górnych na Pogórzu Wałbrzyskim.

Statystyka: 10 godzin na szlaku długości 18 km.




























czwartek, 7 listopada 2024

Malowniczy kamieniołom

 231024

Zauważyłem na mapie parę nieznanych mi dróg w Górach Kaczawskich pod Wojcieszowem, a więc blisko lubianej Osełki. Tyle wystarczyło, pojechałem.

Szaro jeszcze było, gdy wszedłem w las u stóp Bielca, górki z wielką raną starego kamieniołomu zwanego Gruszka. Ciekawe, skąd taka nazwa.

Ucieszyłem się znajdując niewyraźną ścieżkę wiodącą przy urwisku na szczyt góry, a niewiele wyżej poznałem ją; szedłem tamtędy może 10 lat temu. Odkrycia nie dokonałem, ale przypomniałem sobie wędrówkę sprzed lat. Niezwykle malownicze są dla mnie drzewa rosnące nad przepaściami i widok z uderzającym kontrastem odległości: ścieżka z wszystkimi drobiazgami na niej i drzewa wyrastające spomiędzy kamieni są na wyciągnięcie ręki, nic nie zapowiada zmiany, a przecież wystarczy zrobić krok, odwrócić się albo podnieść wzrok, by pomiędzy bliskimi pniami drzew zobaczyć góry bliższe, dalsze i najdalsze, wyraźnie widoczne i zniebieściałe dalą. Szyszka i kępa trawy koło buta sąsiadują z dalekim horyzontem, a dzieli je tylko jeden ruch oczu.

Od strony szczytu ściana wyrobiska ma jakieś 50 metrów wysokości, dnem niemal sięgając podnóża Bielca. Innymi słowy: połowę góry wywieziono albo zamieniono na wapno w wapienniku stojącym opodal. W połowie wysokości tej ściany biegnie ścieżka, opisana na mapie jako niebezpieczna. Bez sprawdzenia uznałem opis za przesadny, ale gdy już tam się znalazłem, a miejsce jest wyjątkowo malownicze, w połowie ścieżki… zawróciłem. Wąska półka na bardzo stromej ścianie jest zasypana piargiem. Wąski to jęzor, przejdzie się go dwoma krokami, i tak zrobiłbym jeszcze kilka lat temu, teraz już nie. Znam swoje ograniczenia związane z wiekiem, pamiętam o nich i... cieszę się możliwością chodzenia mimo pewnych ograniczeń. Na poniższym zdjęciu widać ścieżkę, a w prawej części owe miejsce z kamieniami odpadłymi od ściany.

 Kamieniołom poznałem idąc ścieżkami górną i środkową, ale też schodząc na samo dno wyrobiska. Przyroda zabliźnia rany zadane przez człowieka, czyniąc z ponurej kopalni kamienia (wszystkie czynne takie właśnie robią wrażenie) miejsce ładne, ciekawe i urozmaicone pod względem skał, rzeźby zboczy i widoków. Gdzieś czytałem, że Gruszka jest gratką dla miłośników rzadkich roślin i owadów. Myślę więc, że gdybym przyszedł tam w letni czas z Jankiem, dalej musiałbym iść sam :-) Na jednym ze zdjęć widać jaskinię, więc i speleolodzy znajdą tutaj coś ciekawego.

Drugą połowę dnia spędziłem włócząc się w pobliżu Osełki. Kilka jest miejsc szczególnie ładnych i lubianych w tych górach, na przykład okolice Trzmielowej Doliny czy zbocza Dudziarza; mam też swoje miejsca na Chrośnickich Kopach i Sądreckich Wzgórzach, mam w okolicy Osełki, jednej z setki mało znanych kaczawskich górek. Wiele lat temu schodziłem ze szczytów zalesionego masywu Lubrzy, rozległej góry po drugiej stronie doliny; tamtego dnia po wyjściu z lasu zobaczyłem Osełkę po raz pierwszy i od razu mnie zauroczyła. Czym? Nie wiem. Po prostu zobaczyłem ją ładną – i nadal taką widzę.

 



Odwiedzanie Gór Kaczawskich jest dla mnie podobne do przeglądania rodzinnego albumu ze zdjęciami, gdy każda fotografia potrafi przypomnieć dawne zdarzenia, odnowić minione – zdawałoby się – fascynacje i wzbudzić ciepełko w piersi. Kaczawska wędrówka bywa dla mnie przeplataniem się czasów i widoków: Na przykład dzisiaj, idąc drogą spojrzałem w lewo, na mijaną grupę brzóz w kolorach jesieni, i przez jedną chwilę zobaczyłem je błyszczące od lodu. W moment później wiedziałem, skąd ten obraz. Otóż kilka lat temu widziałem te brzozy właśnie takimi, z lodowymi soplami wiszącymi na gałązkach. Znalazłem zdjęcia z tamtego dnia. Oto one, a zrobione były w połowie marca 2016 roku.


 Odkrycia na miarę moich wędrówek jednak dokonałem: poznałem dwie ładne drogi u stóp masywu Miłek, oto jedna z nich.

 Ostatnio mniej czasu spędzam na kaczawskich ścieżkach, ale przecież nie potrafiłbym zapomnieć o nich.

Obrazki ze szlaku

 Drapiąc się po zarośniętym zboczu ku środkowej ścieżce kamieniołomu, widziałem rośliny oplatające drzewa niczym liany. To prawdopodobnie powojnik pnący.

Strumień z lśniącą w słońcu czystą wodą. Sięgnąć lustra ustami i pić? Zrobiłbym to, ale musiałbym się zabrudzić, bo sucho tam nie było.

 


Sporo widziałem ładnych kań
. Byłbym bardzo zadowolony mogąc zabrać je do domu i usmażyć. Jeszcze więcej widziałem starych i zbrązowiałych. Wielka szkoda, tyle dobrego jedzenia zmarniało.

 Ruiny wyciągu narciarskiego na Miłku. Jakieś 10 lat temu szedłem pod górę tym nieczynnym od dawna torem narciarskim, teraz rośnie na nim gęsty las.

 

Wojcieszów widziany z Bielca. Wczesny ranek.

Trasa: z Wojcieszowa do Radzimowic. Myszkowałem po kamieniołomie Gruszka i wszedłem na wzgórza Bielec, Owczarek i Ambra – uroczą górkę przy Radzimowicach.

Statystyka: przeszedłem 14 km, a na szlaku byłem 10,5 godziny.