W połowie pierwszej części szopenowskiego koncertu e-moll
jest wyjątkowe miejsce: orkiestra milknie, a po chwili ciszy słychać ciche
dźwięki fortepianu, cudne jak nie z tego świata. Kiedyś pomyślało mi się, czy
może gdzieś usłyszałem, już nie pamiętam, że pojawiające się tam te
najdelikatniejsze tony są jak dźwięk pereł osypujących się na boską membranę, i
teraz mam niewinne natręctwo skojarzeniowe – te perły właśnie. I chociaż tak
naprawdę nie wiem, jaki dźwięk wydawałyby perły, a nawet myślę, że nie byłby on
tak cudny jak ten wydobywany palcami Zimermana, to jednak podoba mi się to
porównanie.
Tak, tak, pamiętam: miałem pisać o papierze toaletowym. Już
to robię.
Jak umyć szklankę po kawie nie mając wody, lub mając jej
kilka kropel? Jak odkurzyć półki i jak wytrzeć zaschnięte plamy po herbacie na
blacie stolika nie mając zlewu i tych wszystkich cud-płynów?
Żeby umyć szklankę należy... nie, przecież pisałem, że zlewu
nie mam, kranu też, jeden i drugi wynalazek naszej cywilizacji jest daleko, w
tamtym budynku, albo jeszcze dalej, nie wiadomo gdzie. Tutaj mam papier
toaletowy i odrobinę wody przyniesionej w butelce. Więc żeby umyć szklankę po
kawie, należy wybrać fusy łyżeczką, a ich resztkę na ściankach szklanki
wykorzystać jako środek czyszczący, całkiem jak w tej reklamie o
mikrogranulkach z poczwórnie aktywnym tlenem czy czymś tam: po prostu kawałkiem
papieru i resztką fusów wytrzeć ścianki szklanki. Efekt gwarantowany, można
sprawdzić piszcząc palcem po szkle – jak w innej reklamie - o ile fusy
zachowały resztkę wilgoci potrzebnej tutaj do rozmiękczenia zaschniętych
śladów. Z tego samego powodu łyżeczkę, aby była czysta i bez nalotu, należy
natychmiast po użyciu wytrzeć mocno... czym? Wiadomo: kawałkiem papieru
toaletowego. Jeśli fusy w szklance wyschły, nie obędzie się bez odrobiny wody,
niestety, ale pracuję nad udoskonaleniem swoich metod. Podobnie jest z nożem, a
jeśli na kilkakrotnie złożony papier wyleje się parę kropel wody, uzyska się
wygodną szmatkę jednorazowego użytku, dobrze usuwającą kurz i plamy z gładkich
powierzchni. Niestety, niezbyt dobrze czyści się taką szmatką ekran laptoka, bo
zostają smugi, tyle że łatwo je usunąć rąbkiem podkoszulka wyciągniętego spod
swetra, więc w sumie też może być.
Kilka lat mojej pracy z przełomu wieków opisać można
opisując sposoby radzenia sobie z niedoborem wody przy wielorakim zastosowaniu
papieru toaletowego, uniwersalnego materiału pierwszej potrzeby.
Gdy podniosę głowę z nad klawiatury, widzę rolkę papieru
stojącą na stoliku; na ogół jest zwykłą rolką, ale czasem, gdy poczuję tę drugą
połowę wrażenia zanurzoną we mnie, rolka nabywa możliwości mieszczenia w sobie
wspomnień tamtych lat: mojego włóczenia się po kraju, dni spędzonych w kabinie
sterowniczej lunaparkowego urządzenia, nocy przespanych w kabinie scanii lub w
nieprzytulnych motelach przydrożnych, i drogi. Drogi przede mną.
Drogie mi lata, bo moje lata.
Gdy powiemy niepogoda, postój fiakrów, albo papier, wszyscy
wiedzą co chcę powiedzieć, ale moja własna realność jest ledwie w połowie
związana z przedmiotem, z białą rolką papieru toaletowego; ta druga połowa jest
tylko moja i ona jest ważniejsza, wiążąc mnie tysięcznymi wspomnieniami z moim
światem i z moim czasem.
Mówi się o artystach tworzących swoją indywidualną wizję
świata, i tak jest, ale prawdę tę można rozszerzyć na nas wszystkich mówiąc, iż
każdy z nas widzi świat inaczej. Nie tyle z powodu różnic naszej
spostrzegawczości, albo z nieco odmiennego działania naszych zmysłów (ktoś
kiedyś zwrócił słuszną uwagę, że tak naprawdę nie wiemy, czy odcień czerwieni,
na który patrzymy, jest tak samo widziany przez kogoś innego; w innym wymiarze
te różnice są wyraźne na zdjęciach robionych różnymi aparatami), w gruncie
rzeczy są to drobiazgi. To, co przyczynia się do tworzenia prawdziwie
odmiennych obrazów świata, czasami diametralnie odmiennych (vide przykład rolki
papieru), jest w nas: nasze przeżycia i nasza pamięć, nasze myśli i nasze
wartościowanie, nasz duch.
Tyle jest obrazów świata, ilu jest ludzi.
Oj, uśmiałam się, ale my w czasie naszych wypraw też doceniamy wszechstronność papieru toaletowego.
OdpowiedzUsuńWięc i Ty tworzysz swój wyjątkowy, Tobie tylko właściwy, obraz rolki papieru toaletowego:)
OdpowiedzUsuńOstatnio znalazłem jeszcze jedno zastosowanie papieru. Otóż parę razy zdarzyło mi się poplamić zawartość plecaka herbatą niesioną w termosie. Ten mam szczelny, nie przecieka, ale wilgoć zostaje na kubku-przykrywce i stamtąd po trochu wycieka, a że w zimie w górach pijam herbatę z sokiem malinowym, więc wiesz jak jest. Próbowałem nosić termos w reklamówce, ale nie był to dobry pomysł. Teraz po wypiciu herbaty wycieram kubek od środka kawałkiem papieru toaletowego. Jest dobrze:)
W lewej kieszeni udowej spodni noszę puste opakowania, na przykład po kanapkach, i tam chowam zużyty (w ten sposób, nie w inny) papier toaletowy.
Jedną z fajnych rzeczy w naszych czasach jest istnienie całkiem sporego asortymentu jednorazowego. I dobrze, że są ręczniki papierowe, jednorazowe sztućce i naczynia, ściereczki itd., no i papier toaletowy (pod dostatkiem).
OdpowiedzUsuńSzczególnie lubię ręczniki - używam ich nie tylko w kuchni (świetnie nadają się do wytarcia tłustej patelni), ale bywało, że w upalne dni - zmoczonym (kilkakrotnie, choć niewielką ilością wody) ręcznikiem można się szybko i całkiem skutecznie odświeżyć, zmyć pot i ochłodzić. Wielka to była ulga, zwłaszcza, gdy było się w pracy.
Wyobraź sobie, Aniko, że i ja wycieram papierowym ręcznikiem patelnię. Ten papier jest inny, nie rozłazi się tak jak toaletowy i do wycierania kurzu nadaje się bardziej. W pracy, w czasie przeprowadzki, funkcję ręcznika do wycierania spoconej twarzy pełni na ogół rękaw T-shirta; jest bardziej… pod ręką.
UsuńKiedyś, w wyjątkowo ciepły dzień, znalazłem źródło bijące niemal fontanną ze skalnej ściany. Umyłem twarz i szyję, a idąc dalej poczułem, że całe zmęczenie odeszło.
Dostatek papieru… Pamiętam z dawnych lat ludzi idących ulicą z naszyjnikiem zrobionym z rolek papieru toaletowego. Gdyby dzisiaj ktoś tak zrobił, chyba oglądano by się za nim…
Krzysztofie, przeczytałam Twój tekst ze trzy razy i nie wiem... gdzie tu napisałeś o Prouście (poza tytułem, rzecz jasna)?
UsuńIstota tekstu, jego oś, mianowicie podwójne korzenie naszego postrzegania, jest proustowskie, to on zwrócił mi uwagę na tą dwoistość, która w jego „Poszukiwaniu” odgrywała ważną rolę. Na końcu też jest drobiazg zaczerpnięty z jego dzieła: w zdaniu zaczynającym się od słów „Gdy powiemy niepogoda…” przykład postoju fiakrów nie jest mój (zdaje się, że i niepogoda też, pisałem z pamięci), to zapożyczenie od niego, celowo tutaj zamieszczone. Swoje dzieło Marcel pisał sto lat temu, wtedy wszyscy wiedzieli o fiakrach, teraz młodsi już nie wiedzą, ale znalazło się tutaj właśnie dla nawiązania do niego.
UsuńAniko, czytałaś „W poszukiwaniu straconego czasu”?
Jest tutaj kilka tekstów opatrzonych etykietą ”Proust”, a używałem jej wtedy, gdy w jakiś sposób mój tekst nawiązywał do myśli autora, nie tylko wtedy, gdy zajmowałem się analizą tekstu dzieła czy dociekaniem jakichś niejasności.
Aniko, doszło do mnie, że niefortunnie nazwałem tekst, bo w tytule zawarta jest sugestia pisania wprost o Prouście – jak o papierze. Należałoby nadać inny tytuł, coś w rodzaju „Papier toaletowy a Proust”, ale chyba już nie będę zmieniać.
UsuńDlaczego perły? Może przez ich specyficzny połysk i blask
OdpowiedzUsuńGdy ja słyszę muzykę, to nie tylko docierają do mnie określone dźwięki, ale odbieram z nieokreślonego kierunku przyjemnie zharmonizowane barwy i blask, coś w rodzaju poświaty. Te barwy nie są jaskrawe ani rażące, a ja ich nie widzę, ja je odczuwam.
Popatrz, popatrz. Ile to może istnieć porównań. Dawniej, gdy papier toaletowy nie był tak kolorowy (nawet do rymu), niektórzy mówili, że życie jest jak papier toaletowy.
Nudne, szare i kończy się w najmniej oczekiwanym momencie, jednym słowem do du.... Chodziły słuchy, że ten szary papier dodawano do pasztetówki.
A może na chwilkę wdepniemy nieco w obszar polityki? W poprzednim temacie były wzmianki o wierszach. Niektórzy młodzi tak uwielbiają wiersze, że nawet w ostatnich wyborach głosowali na Wisławę Szymborską.
http://wiadomosci.onet.pl/ciekawostki/powyborcza-sonda-chajzera-robi-furore-w-sieci-to-trzeba-zobaczyc/rlmbt1
Och. Później zauważyłem Aniu, że ten link udostępniłaś również na swoim profilu.
UsuńDźwięki i barwy? Ciekawe, Janku, i niewątpliwie wzbogacające odbiór muzyki. Przypomniało mi się, że kiedyś, jako młody chłopak parający się elektroniką, zrobiłem urządzenie świecące różnymi kolorami w rytm muzyki. Kolor czerwony przypisany był do niskich dźwięków, żółty do średnich, niebieski do wysokich, oczywiście z całą gamą kolorów pośrednich, a natężenie świecenia powiązane było z głośnością. Efekt bardzo ładny. Na pewno teraz są takie urządzenie gotowe, zbieram się wyszukać takie i kupić je.
UsuńJest tutaj, w tym łączeniu barw i tonów, pewien związek z tymi perłami, a i Ty piszesz o nim wskazując na połysk i blask pereł.
A w dodawanie papieru do pasztetowej nie wierzyłem.