Muszę
w końcu przestać udawać, że jest dobrze i pogodzić się z faktami: ona już nie
ma dla mnie swojego słonecznego ciepła. Niedawno miniony czas prowadzenia ze
mną swoich kobiecych gierek dąsania się na przemian z czarowaniem mnie wspominam jak raj
utracony, chociaż wtedy nie zawsze takim mi się wydawał. Teraz... teraz ma dla
mnie już tylko chłód, a na dokładkę łzy. W czym zawiniłem? Co mogę zrobić?
Dlaczego facet jest tak bezradny wobec kobiecych łez? To niesprawiedliwe.
Nie
wiem co robić patrząc na jej dąsy, bo skąd mam wiedzieć, o co jej chodzi?
Przecież zawsze składałem swoje szczere i liczne hołdy u jej stóp! Ileż to razy
patrząc w te jej przepaściste, błękitne oczy, szeptałem słowa mojego podziwu, a
widząc wtedy jej uroczy uśmiech wydawało mi się, że moje słowa sprawiają jej
radość. Wydawało mi się... Teraz myślę, że nie radość to była, a nienasycona duma
oczekująca więcej i więcej.
Jej
uśmiechy... O, naiwności! Jak mogłem uważać, że są dla mnie? Jeśli uśmiechała
się, to tylko do swoich myśli, w których wyobrażała sobie swój zwycięski pochód
przez świat. Byłem dla niej tylko jednym z wielu jej wielbicieli, a swój
uśmiech miała dla nich wszystkich...
Nie
słucha mnie wcale, tylko prycha i rzuca się, a we mnie coś się zmienia:
zaczynam mieć dość fochów tej rozkapryszonej smarkuli, której najwyraźniej
własna uroda zwyczajnie przewróciła w głowie. Zresztą, jaka z niej smarkula?
Ona jest pewnie starsza od Kronosa, tylko tak wygląda.
Odejdę!
Niech się sama chmurzy i burzy.
Odejść...
Jak to zrobić? Czy to w ogóle możliwe?
Wspominam
te cudne dni z nią, gdy otwierałem oczy i widziałem ją radosną, ciepłą, piękną.
Całe dnie była ze mną, gdziekolwiek byłem i cokolwiek robiłem. Czułem jej
rozkoszny zapach, podziwiałem jej piękno, którego nie żałowała mi; to przecież
dzięki niej świat miał dla mnie tyle uroku...
Odejść?
Co też przyszło mi do głowy? Mnie pisana jest rola tego oczekującego, wasala
podległego swojej pani.
Wiosno,
wróć, proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz