Właściwie to ją lubię. Nigdy nie podniosła głosu na mnie,
nigdy nie okazała zniecierpliwienia, zawsze anielsko spokojna tłumaczy mi i
przypomina. Nawet gdy jej nie słucham, nie obraża się, nie krzyczy na mnie,
tylko tłumaczy jak ta przedszkolanka małemu dziecku, dostosowując swoje nauki
do mojego zachowania, a ja, niewdzięcznik, jakże często okazuję jej zniecierpliwienie,
albo wprost każę jej zamilknąć, gdy gada nie po mojej myśli. Niestety, tak: ona czasami budzi moją niecierpliwość. Ma przyjemny głos, co jest zupełnie naturalne u
młodej kobiety, ale brakuje mi w nim emocji. Ona tak mówi, jak znudzona pani
profesor po raz tysięczny tłumacząca sinusy i cosinusy kolejnemu rocznikowi
uczniów. Z dzieciństwa pamiętam taki właśnie znudzony głos spikerki na stacji
kolejowej, jednym tonem i bez przerwy ogłaszającej odjazd pociągu do Koluszek i
informującej rolników o stonce – ich wrogu. Ona mówi tak samo, a ja chciałbym,
żeby czasem tupnęła nogą na mnie. Bywa, że mam chęć krzyknąć na nią,
sprowokować ją do podniesienia głosu, do odmiany tej jej nudnej belferskości,
ale czasem odwrotnie, mówię jej miłe słowa, najczęściej podziękowania za
wskazówki, ale zawsze odpowiedzią jest milczenie.
Chyba nie słyszy mnie ta pani z pudełeczka GPSu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz