210520
Czasami
spotykam ludzi opowiadających o spiskach. Według nich spiskują
różne grupy ludzi, chociaż ich zestaw jest w miarę stały od
wielu lat, a celem jest władza nad światem.
Wspólną
ich cechą jest przekonanie o przejrzeniu na oczy, dostrzeganiu super
tajnych sekretów, machinacji władz i wszechwładnych stowarzyszeń,
oraz uznawanie tych wszystkich, którzy nie zgadzają się z nimi, za
ślepe narzędzia w rekach tamtych możnych, albo za ludzi o
skrzywionym widzeniu świata swoim zniszczonym (w ich mniemaniu)
umysłem. Oni wiedzą, reszta jest ciemna.
W
takim przekonaniu tkwi część prawdy. Wszak reklamy są
manipulacją, ale przecież wystarczy nie kupować reklamowanych
artykułów. W pewnej mierze, chociaż trudno mi określić wielkość
tej miary, podobnie jest z programami wyborczymi partii politycznych,
jednak zwolennikom teorii spiskowych nie o takie manipulacje chodzi.
Ostatnio
widuję napisy i plakaty dotyczące jednego z najbogatszych ludzi na
świecie. Chyba wszyscy wiedzą, co się o nim mówi, więc nie będę
się powtarzał, chciałem jednak zwrócić uwagę na pewne szczegóły
tego zjawiska, ściślej: takiego sposobu pojmowania świata.
Myślę,
że gdyby człowiek (bądź grupa ludzi) mający właściwie
nieograniczone możliwości finansowe, chciałby w jakikolwiek sposób
przejąć jakkolwiek definiowaną kontrolę nad ludzkością,
zadbałby o tajność operacji. Wszak ma możliwości zatrudnienia
odpowiednich ludzi o nader rzadkich umiejętnościach dla utajnienia
swoich niecnych machinacji. Może po jakimś czasie jego poczynania
rozszyfrowane byłyby przez wywiad któregoś kraju, ale nie przez
Johna Schmidta czy Jana Kowalskiego.
Okazuje
się jednak, że można bez wywiadu. Wystarczy usiąść, pomyśleć
i wiedzieć, co świadczy o takich zdolnościach analizowania danych,
przy których Sherlock Holmes jest jak to dziecko w mglistym lesie.
Oni wiedzą, bo pomyśleli, i teraz z plakatów nawołują o
myślenie. No bo skoro rozszyfrowali tajniki spisków drogą
myślenia, dojrzeć je mogą i inni.
Wystarczy
pomyśleć, mówią nam.
Absolutna
odporność ich przekonań na wszelkie informacje i argumenty
niezgodne z wyznawanymi poglądami, uznawanie swojej grupy ludzi za
jedynych mądrych i wiedzących, patrzenie z góry a nawet z pogardą
na innych, obrona swoich poglądów posunięta aż do agresji, także
istnienie niepodważalnych dogmatów – ten zestaw cech wypełnia
definicję fundamentalizmu, a gdzie ten się zaczyna, kończy się
myślenie.
Spisek
jest dla tych ludzi wytłumaczenie wszystkiego. Wyjaśnienie jest
proste, jasne i dogłębne, bez analizowania mechanizmów
społecznych i ludzkiej psychiki, zwłaszcza swojej.
Sama
forma reagowania na wieści podawane w mediach jest u tych ludzi
nakierowana na sensację, sugerująca istnienie ukrytych dążeń,
złej woli, drugiego dna.
„Kilka
lat temu pisał o światowej epidemii? A skąd on mógł wiedzieć? My wiemy!”
Prymitywizm
tego rodzaju myślenia, wyciągania im właściwych wniosków, jest
porażający.
Te
„wnioski” wiele mówią, owszem, ale o tym, co siedzi w tych
ludziach, jak pokręceni są w środku.
Sposób
postrzegania przez nich innych ludzi, doskonale potwierdza znany fakt
patrzenia na świat przez pryzmat swojego ducha. Im po prostu nie
może zmieścić się w głowie fakt bezinteresownego pomagania innym
ludziom.
„Jak
to?? Wydaje miliardy dolarów bez widoków na zysk?"
Ten
człowiek widzi w swoim postępowaniu zysk, ale niepojęty przez
przykładowych Schmidtów i Kowalskich.
Warto
tutaj pomyśleć, czy próbować uświadomić sobie, co tak naprawdę
znaczy góra pieniędzy wysokości 100 mld i dochody na poziomie
kilku miliardów. Ten człowiek wydaje poprzez swoją fundację
miliardy, i nadal ma miliardy.
Jego
postępowanie jest łatwe do wytłumaczenia na gruncie psychologii. Skoro pomnażanie góry pieniędzy nie daje mu sensu, skoro nie ma
marzeń, z których musi zrezygnować z powodów finansowych, cóż
zostaje? Pławienie się w luksusie? W ten sposób nie wyda nawet
części swoich pieniędzy, a poza tym, czy w byciu sybarytą ma
tkwić sens życia?
Cóż
więc zostaje? Odpowiedź wydaje się tak prosta – i jest prosta.
Ileż
naturalniejsze i bardziej ludzkie będzie uznanie, że człowiek,
który pieniędzy ma więcej niż Eskimos lodu i których nie jest w
stanie wydać (zachowując niechby odrobinę rozsądku i smaku), chce
po prostu pomóc ludziom.
Że
takie myślenie jest naiwnością? Niech więc zachowam swoją
naiwność, bo tylko ją mogę przeciwstawić tym wszystkim, którzy
z powodu przykładania do innych swojej miary, nie są w stanie
dostrzec u ludzi bezinteresowności. Tylko moja wiara chroni mnie
przed światem Schmidtów i Kowalskich.
>>Poszukiwanie
fundamentu nie jest jeszcze fundamentalizmem. Pojawia się on dopiero
wówczas, gdy przedwcześnie zaniechamy poszukiwań, gdy jakąś
tezę, pogląd, formułę, przekonanie, dogmat, wartość, zjawisko
czy jakiś aspekt rzeczywistości uznamy za absolutnie obowiązujący,
jedynie prawdziwy, gdy uczynimy go punktem archimedesowym całej
swojej egzystencji i nie będziemy w ogóle podawać go w wątpliwość,
i z takiego to punktu widzenia będziemy wyłącznie, bez reszty,
rozpatrywać i pojmować całą rzeczywistość. <<
Hubertus
Mynarek, Zakaz Myślenia.
* *
*
Chcąc
przypomnieć sobie listę gatunków roślin wyhodowanych przez ludzi
z dzikiej kapusty, zajrzałem do Internetu i trafiłem na stronę o
rzepaku. Ta roślina też jest w istocie dziką kapustą i nie
istnieje w naturze.
Przeczytałem
tam tekst, którego fragment wklejam niżej.
>>Dziś
to właśnie odmiany mieszańcowe, dające sporo większe plony,
zapewniają sukces rzepakowi w konkurencji ze zbożami i generują
wzrost powierzchni jego upraw.<<
Cytat jest ze
strony https://doradca-rolniczy.pl/historia-rzepaku-w-pigulce/
Generują
wzrost powierzchni... Boże drogi.
Podwójny
błąd, bo nie dość, że jest uprzykrzone generowanie, to jeszcze
nie pasujące nawet w angielskim rozszerzonym zakresie jako
wytwarzanie czy uzyskiwanie. Bo przecież opisywane odmiany rzepaku
nie wytwarzają wzrost powierzchni. Te odmiany po prostu sobie rosną,
a jeśli coś generują (w sensie wytwarzania) to tylko lepsze
nasiona.
Później
trafiłem na blog, którego będę odwiedzał. Jest o naszym języku.
Oto fragment artykułu o słowie „generować”.
>>
–
Skoro firma ma generować zyski,
niech je generuje;
–
To kwota niewspółmiernie mała do
dochodów, które generujemy;
–
Jak przekształcić twoją stronę
internetową w maszynkę do generowania zysku?
–
Taka gospodarka stale generuje zjawiska
kryzysowe i patologię społeczną.
Przez
długi czas omawiane słowa występowały wyłącznie w języku
środowiskowym. Generować(wygenerować)
znaczyło: 1. ‘wytwarzać określony nośnik energii (np. gaz
palny) albo przekształcać jeden rodzaj energii w inny (np. energię
mechaniczną w elektryczną)’ bądź 2. ‘wytwarzać pewne
wielkości fizyczne (np. drgania elektromagnetyczne) lub
matematyczne’. Był też generator,
czyli ‘urządzenie albo maszyna do wytwarzania określonego
czynnika energetycznego. (...)
Niestety,
nastały nowe czasy, a wraz nimi wszedł do polszczyzny neosemantyzm
generować (wygenerować)
w znaczeniu ‘wytwarzać coś, powodować powstanie czegoś’.
Niewątpliwie duży okazał się tu wpływ języka niemieckiego i
angielskiego (są tam odpowiednio czasowniki generieren
i generate,
których używa się w tym właśnie, ogólniejszym sensie).
W
krótkim czasie określenia generować,
wygenerować,
generowanie
stały się ulubionymi słowami sporej części Polaków. Niestety,
nie zauważają oni, że takie mówienie czy pisanie to maniera,
stylistyczny dysonans. Entuzjaści nowych słów nie widzą potrzeby,
żeby sięgać po synonimy uzyskać,
powodować, osiągać i włączać je
do wypowiedzi. Przecież jest słowo wytrych generować…
Jakże znamiennie brzmią słowa prof. Jana Miodka (Słowo
jest w człowieku, Wrocław 2007, s.
49-50):
–
Uczepienie się jednego, modnego słowa
powoduje, że stajemy się monotonni, a u odbiorców naszych tekstów
wywołujemy odczucia bardzo negatywne. (…) Ileż to razy mówiłem,
ze wielość form synonimicznych jest miarą bogactwa stylistycznego
każdego człowieka, wręcz warunkiem jego komunikacyjnej
atrakcyjności.(…) Chodzi o to, byśmy się określeniem
„generować” bezmyślnie nie fascynowali i nie traktowali go jako
formy intelektualno-towarzyskiego dowartościowania siebie.<<
Cytat
(ograniczony
znakami >> <<) jest
ze strony Obcy język polski.
Dokładnie
tak. Generuje generator albo wytwornica, a mówienie o generowaniu
zysku, zjawisk społecznych lub areału upraw jest manieryzmem.
Ślepym podążaniem za modą, zubożaniem i zaśmiecaniem naszego
języka. Dość tych angielskich słów, które faktycznie trudno
zastąpić polskimi lub dawno są zadomowione w naszym języku.
Przełknę
jeszcze (wspierając się autorytetem prof. Miodka) rzadkie używanie
tego słowa i w dziedzinach raczej technicznych. Można by napisać,
i tak się często pisze, że silnik generuje sto koni mocy, mając
na myśli uzyskanie, osiągnięcie; jeśli jednak tak można, to
równie dobrze można napisać o sprinterze, że wygenerował wynik
dziesięć sekund na setkę. Brzmi głupio? Ale przecież słowo
„wygenerować” użyłem w dokładnie takim samym znaczeniu, jak w
przykładzie z silnikiem, czyli jako osiągnięcie.
Przykład
ten ilustruje, jak mała jest odległość tego manieryzmu słownego
od śmieszności. Miarę znudzenia to słowo już przekroczyło,
ponieważ cokolwiek się czyta, z jakiejkolwiek dziedziny, wszyscy
wszystko generują, i to bywa, że w co drugim zdaniu, i mało komu
przychodzi do głowy wygenerowanie bardziej polskich słów.