Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gostków. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gostków. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 listopada 2024

Ulubione wzgórza wałbrzyskie

 221024

Jak i w minionym roku, tak i w tym, pojechałem na jesienną kilkudniową wędrówką sudeckimi ścieżkami. Wszak wykorzystywać trzeba wszystkie możliwości i okazje przeżywania uroków natury, zwłaszcza w moim wieku, gdy horyzont możliwych przyszłych zdarzeń jest wyraźnie bliższy.

Jak zwykle, od kilkunastu już lat, bazą był mały i tani hotel w Bolkowie. Wstawałem o piątej lub niewiele później, i jeszcze ciemną nocą, albo w szarogranatowej godzinie brzasku, gdy Eos jeszcze się nie budziła, wyruszałem w drogę. Wschody słońca, jeśli były widoczne, oglądałem już ze szlaku, a do hotelu wracałem po zmierzchu. Mało spałem, sporo chodziłem, w drodze nie zmokłem, słońca widziałem sporo, odżywiałem się głównie chlebem, schudłem dwa kilo. Z powodów rodzinnych wróciłem wcześniej niż planowałem, ale już wiele lat temu uznałem, że o rodzinnych sprawach, szczególnie tych najpoważniejszych, nie będę pisał na forum publicznym.

Kiedy wyjeżdżałem spod hotelu na tę pierwszą wędrówkę, było ciemno; gdy przyjechałem do Gostkowa nadal było ciemno, a wioskę przeszedłem pod świecącymi lampami. Wchodząc na szczyt, z którego chciałem obejrzeć wschód słońca, obejrzałem się, lampy rozjaśniały mgiełkę w dolinie, a mimo tak wczesnego wyjścia musiałem skrócić trasę. Dzień w końcu października jest nikłym odbiciem czerwcowego dnia, w którym zmierzch omalże całuje jutrzenkę.

Poszedłem swoimi śladami zrobionymi w pierwszych dniach lata, ale dla urozmaicenia odwróciłem kierunek marszu i jak zwykle dzięki drobnym zmianom trasy (a łatwo o nie, jeśli idzie się bezdrożami) odkryłem parę urokliwych miejsc. Na przykład aleję bukową w lasach porastających jedną z większych gór okolicy. 

 



O tej porze jesieni buki przebarwiają się chyba nawet ładniej niż klony, a dominują dwa kolory: żółty i brązowy, ale jeden i drugi kolor są wzbogacone odcieniami miodu. Zawsze mam kłopoty z opisem barw, dlatego posiłkuję się porównywaniem ich do czegoś powszechnie znanego. Liście buków mają kolory miodu: od jasnego, może lipowego, do ciemnych miodów spadziowych iglastych czy gryczanych. Te dwie barwy, i wszystkie odcienie między nimi, były nie tylko intensywne i czyste, pozbawione nawet śladów niejednoznaczności, ale wyraźnie zabarwione lśniącym pod światło miodem.

Starałem się zapamiętać drogę w głębi lasu, gdzie przypadkiem trafiłem chcąc wyjść w innym miejscu, bo przecież wrócę tam, a może nawet uda mi się wracać. Do uwypuklenia pełnej urody alei zabrakło słońca, ale w późniejsze dni aura nie poskąpiła mi widoku jesiennych buków oblanych miodem i słońcem.

W ten las wszedłem zmierzając do pszczelarza poznanego w lecie. Tutaj jest strona jego firmy pszczelarskiej.

Kupiłem wtedy 6 litrów miodu, dzisiaj planowałem kupić dziesięć, bo tamten już zjedliśmy. Uznałem jednak, że 10 to niewiele i do samochodu zaniosłem 12 litrów, a trzynasty duży słoik dostałem jako prezent dla Franka, mojego wnuka. Mały też lubi miód.

Nie zdążyłem być wszędzie, gdzie chciałbym, ale na pewne wspominane wzgórze z dębem wszedłem i w ciszy, słuchając siebie, spędziłem pod drzewem kwadrans ostatniej, szarzejącej już, godziny dnia. Mojego pierwszego dnia w Sudetach.

 Czasami los ludzki jawi mi się jako wielki labirynt krzyżujących się i rozwidlających dróg. Każda decyzja podjęta na skrzyżowaniu warunkuje możliwości podjęcia kolejnych decyzji w przyszłości, czasami bardzo odległej, ale też każda taka decyzja potrafi zamknąć inne drogi. Kiedyś, dawno temu, gdy o Sudetach tyle wiedziałem, ile wynosi się ze szkoły, na jednym z tysięcy skrzyżowań podjąłem decyzję skrętu akurat w tę drogę. Nie wiedziałem wtedy, że obok szeregu innych skutków, będą te moje tyleż już lat trwające sudeckie wędrówki. Poznałem wiele dróg i szczytów, wiele oblicz piękna, ale i kilkoro ludzi, z którymi utrzymuję znajomość mimo odległości i upływu lat.

W tym świecie jakże często nonsensownym, niesprawiedliwym i okrutnym nie tylko w swojej istocie, ale i przez nas tworzonym, w owym labiryncie decyzji i zdarzeń, w którym poruszamy się niczym dzieci we mgle, próbujemy żyć godnie i spokojnie, a w rezultacie często ranimy siebie i innych. Coś zyskujemy, inne po dwakroć tracimy, a gdy wydaje się, że tylko taka nieustanna huśtawka nadziei i zawodów, wzlotów i upadków, może być jedyną treścią życia, w pięknie odnaleźć możemy sens i ład, nadzieję i – wbrew wszystkiemu – pogodę ducha, a z nimi siły do dalszej wędrówki naszym labiryntem.

Mimo nagle pojawiających się obok nas pustych miejsc i całej absurdalności ludzkiego świata.

Obrazki ze szlaku



 Najprawdopodobniej sporek polny – kolejny uroczy kwiatek pól i nieużytków.

 Uwięziony świerk. Kiedyś oparł się o buki, teraz drzewa zgrubiały ściskając martwą kłodę.

 Ściernisko po gryce. Rosła rachityczna, bo na wyjątkowo kamienistym polu. Niech tak zostanie. Niech naszym rolnikom dalej chce się i opłaca siać i zbierać. Niech jedzenie będzie nasze, polskie, a nie sprowadzane z zagranicy, bo wtedy zawsze BĘDZIE.

Trasa: okolice Gostkowa na Pogórzu Wałbrzyskim w Sudetach.

Statystyka: na szlaku długości 18 km byłem 11 godzin.






















czwartek, 4 lipca 2024

Lato w Sudetach, dzień drugi

 230624

Niemal cała dzisiejsza trasa wokół Gostkowa na Pogórzu Wałbrzyskim była mi znana, byłem więc w odwiedzinach u znajomych. Dzień okazał się jednak wyjątkowy, i to pod paroma względami. Na szlak wyszedłem przed szóstą, do samochodu wróciłem o 20.30, w drodze byłem więc 14,5 godziny ustanawiając rekord. Był wyjątkowy także z powodu ilości odkrytych ładnych miejsc. Wędrujący bez konkretnego celu wiedzą, że opuszczenie ustalonego szlaku i skręcenie w mijaną drogę może zakończyć się zawróceniem, ale równie dobrze westchnieniem zachwytu. Tych drugich chwil i odkryć miałem kilka. 

 

Obok tego malowniczego wzgórka przechodziłem przynajmniej trzy razy, ale dopiero dzisiaj skręciłem ku niemu. Zwykle szedłem tamtą drogą, dzisiaj poszedłem dalej i wyżej znalazłem drogę nie tylko ładniejszą, ale i z rozleglejszymi widokami. Taki scenariusz powtarzał się dzisiaj kilkakrotnie. 

 


Proszę przyjrzeć się temu zdjęciu: widać na nim bardzo charakterystyczne dla tamtej okolicy liczne, chociaż niewielkie, wzgórki na pofalowanych, rozległych zboczach większej góry. Byłem tam kiedyś, ale dzisiaj dowiedziałem się, że ominąłem najładniejsze wzgórze. Malowniczy, rozrosły dąb dający cień– idealne miejsce na przerwę, w pobliżu samotna brzózka, jest rozległy widok i spora różnica wysokości – po prostu piękne miejsce! Wszedłem między drzewa na szczycie jednego z licznych tam wzgórz i znalazłem mnóstwo poziomek. Iść dalej czy rzucić plecak, zbierać i jeść te aromatyczne drobiny lata?



 
Przy okazji wytłumaczę się z nierównej jakości zdjęć: było słonecznie, ale nie zawsze, a przejrzystość powietrza nie była z tych najlepszych; swoje dokładają też braki w moich umiejętnościach.





 Łąki w pobliżu Jaczkowa znałem i ceniłem za malowniczość, ale dopiero dzisiaj trafiłem na zieloną, mało używaną drogę otaczającą rozległe trawy od góry. Dobrze mi się szło łąkami pachnącymi sianem, a nieco dalej zielona droga poprowadziła mnie kwietnymi łąkami. Patrząc teraz na zdjęcia, myślę, że zbyt szybko poszedłem dalej, przecież mogłem zostać wśród tych kwiatów i zapachów lata, bo nieprędko będę tam ponownie.

Niewiele, ale jednak byłem na budowie drogi S3. Jezdnie są gotowe, trwa montaż sygnalizacji i tablic informacyjnych. Droga ma być otwarta w tym miesiącu. Zwracałem uwagę na stan prac wykończeniowych, na porządek wokół budowy, a wrażenia mam mieszane. Są miejsca dopieszczone, zrobione porządnie, ale w wielu innych prace jakby nie były dokończone. Na przykład część rowów odwadniających nie jest utwardzona, a inne są zasypane. Będę tam jesienią, przejadę się po tej monstrualnie drogiej esce (jakieś 100 milionów za kilometr) i sprawdzę stan prac końcowych. Na trzech ostatnich zdjęciach widać niedokończone lub zaniedbane prace.




 


Wracałem idąc długim grzbietem wzgórza póki prowadziła mnie droga. Kiedy znikła wśród traw, a przed sobą widziałem ścianę zarośli, otworzyłem mapę ze zdjęciami satelitarnymi chcąc zobaczyć, którędy najłatwiej będzie przejść; wtedy na ekranie pojawiła się informacja o pasiece w pobliżu. Rozejrzałem się i widząc dom, ruszyłem w dół. Poznałem właściciela Pasieki Miody z Natury, pana Sebastiana Bryka. Dłuższą chwilę rozmawialiśmy; właściciel pokazał mi maszyny do wirowania, opowiedział o sprzedaży swoich produktów sklepom ze zdrową żywnością, o historii firmy i o sposobach rozpoznawania podrabianych miodów. Widziałem baterie słoików przygotowywanych do wysyłki, ekspozycję oferowanych produktów, stos ramek do uli (nie pamiętam, jak się fachowo nazywają), czytałem etykiety ze szczegółowymi opisami rodzajów miodów, zwróciłem też uwagę na porządek w pomieszczeniach. To wszystko zrobiło na mnie duże wrażenie. Miód wąchałem, tak najłatwiej sprawdzić mi jego jakość, w rezultacie pożegnałem gospodarza dźwigając trzy słoiki. Po powrocie do hotelu miód spróbowałem i… kilka dni później, będąc w pobliżu, dokupiłem jeszcze trzy słoiki, a w nich rzadko spotykany miód ze spadzi iglastej. Wszystkie po 40 zł za litr, czyli za 1,2 kg, więc istotnie taniej niż w sklepach. Ponieważ dostałem od pszczelarza półlitrowy słoik miodu gratis, a od kolegi duży słoik jako prezent, do domu zawiozłem blisko 8 litrów miodu! Mniejszy słoik, ten gratisowy, otworzył syn; miód tak mu posmakował, że teraz, po paru dniach od powrotu do domu, połowy już nie ma. Myślę jednak, że do jesieni miodów nam wystarczy.

Tutaj poznacie pasiekę i jej ofertę.

PS

Nie pomyślałem by zapytać pszczelarza o sposób korzystania z nabieraka do miodu.

Uważam ten przyrząd za najmniej nadający się do nabierania miodu z wszystkich możliwych do zrobienia i wyobrażenia; jest dokładnym zaprzeczeniem funkcji, do której został (jakoby) zaprojektowany. Chętnie poznałbym argumenty zwolenników używania tego dziwadła. Dodam jeszcze, że u pana Sebastiana dostałem drewniany płaski patyczek abym mógł nabrać miód do posmakowania.



Obrazki ze szlaku



Widziałem wiele polnych kwiatów jednoznacznie kojarzonych z Roztoczem, a okazało się, że rosną i tutaj :-) Na zdjęciach przytulia pospolita i gwiazdnica trawiasta. Dziurawca widziałem wszędzie. Pospolita roślina, to prawda, ale jej intensywnie żółte kwiaty będę wspominał zimą, wędrując smutnymi płowymi łąkami.

 Kazali postawić znak, to postawili. W rezultacie stoją dwa, a co! 

 Czy tej brzózce nie pomyliły się pory roku?

 Kamieniste pole. Niełatwa jest tam uprawa, w wielu miejscach pod szczytami pagórów, gdzie ziemi najmniej i jest najuboższa, widziałem rachityczne źdźbła zbóż, ale rolnicy rekompensują plony wielkością upraw. Pola wielkości 20 czy 30 hektarów są tam normą, a największe z widzianych mają, jak szacuję, do stu hektarów powierzchni, czyli kilometr na kilometr.

Na tych zdjęciach (drugie jest sprzed roku) widać jedno z takich wielkich pól wielkości kilku dziesiątków hektarów. Mierzy tyle, ile kilka gospodarek na Roztoczu z mnóstwem poletek rozrzuconych po całej okolicy. Pamięć podsuwa obraz wcześniejszy: z widocznego po prawej lasu wchodził na pole malowniczy, długi pas brzeziny. Rok temu, w czasie gwałtownych wichur, bardzo wiele drzew zostało połamanych. Tam, gdzie rosły brzozy, widziałem sterty drewna przygotowanego do wywiezienia. Dzisiaj na polu nie ma nawet śladu brzóz, ale zostały w pamięci.

Pierwsze zdjęcie zrobiłem rok temu.



Na szczycie wzgórza rosły dwie brzozy, tworząc z trzecią, rosnącą nieco dalej, Brzozową Drogę. Nie ma ich, straciły życie w czasie tamtej wichury, została tylko ta jedna.

Zakręcone gałęzie.


Takie otoczaki widziałem na Kokoszu, pokaźnej górce wznoszącej się w pobliżu Gostkowa. Nic ciekawego? Nieprawda. Kiedyś takie otoczaki moja mała córka uwielbiała wrzucać do morza, a niedawno widziałem film z Frankiem, jej synem, robiącym to samo i z taką samą radością. Inaczej zobaczymy takie zwykłe otoczaki pod szczytem góry jeśli przypomnimy sobie, jakie procesy je uformowały: otóż tak zaokrąglane są odłamki skał w morzu lub rzece. Oto skala metamorfoz Ziemi!



 Dzisiejsze zdjęcia:


Którejś jesiennej wędrówki stałem pod brzozami patrząc na zachód słońca. Powolne gaśnięcie światła, feeria intensywnych barw, nostalgiczny nastrój końca słonecznego dnia jesieni, zostały w pamięci. Dzisiaj przechodziłem w pobliżu. Nie podszedłem do samych brzóz nie chcąc deptać zboża, a w nagrodę nieco wyżej znalazłem uroczą i widokową dróżkę. Na zdjęciach nowa dla mnie droga i odwiedzane brzozy –  jesienią i dzisiaj.

Trasa na Pogórzu Wałbrzyskim: z Gostkowa na zbocza Borowca. Przejście kilometra wzdłuż budowy S3, następnie dojście pod Jaczków. Powrót do Gostkowa drogami w pobliżu Pasternika. Wejście na Przełęcz Pojednanie, powrót drogą pod Kokoszem. Poznanie okolicznych wzgórz, zakup miodu w Gostkowie.

Statystyka: na szlaku byłem 14,5 godziny, a przeszedłem 25 km.