131022
Na południe od Szczebrzeszyna, kilka kilometrów od Józefowa, w rozległym kompleksie leśnym jest parokilometrowej wielkości polana. Zaznaczona niebieską linią, jest widoczna na mapie w prawym dolnym rogu. Po raz pierwszy byłem tam w zeszłym roku, skuszony widokiem pokaźnego wzgórza widzianego z oddali nad linią lasów. Poznane wzgórze i okolica tak mi się spodobały, że tego samego roku wróciłem, a kilka dni temu, przeglądając mapę w próbie ustalenia trasy wędrówki, zobaczyłem polanę i przypomniałem sobie polną gruszę tam widzianą, zieloną dróżkę na zboczu wzgórza i urokliwe sosnowe zagajniki. Pamięć podsunęła jeszcze obraz pewnej czereśni rosnącej pod lasem, licznych grzybów, malowniczego zbocza wzgórza – i w ten sposób plan dnia został ustalony.
Wiedziałem, że przejście polany, nawet wzdłuż i w szerz, nie zajmie mi całego dnia, ale wiedziałem też, że myśl o grzybach skusi mnie i sporo czasu spędzę na myszkowaniu wśród drzew. Tak właśnie było. Samochód zostawiłem na brzegu polany, i już pół godziny później znalazłem pierwsze grzyby. W dwóch miejscach rosło tyle prawdziwków, że zapełniłem nimi łubiankę i pół torby. Był ranek, a ja już obładowany… Wróciłem do samochodu i zostawiwszy grzyby, ruszyłem dalej niosąc pustą łubiankę. Do końca dnia napełniłem ją selekcjonowanymi, małymi maślakami. Gdybym zbierał wszystkie zdrowe maślaki, napełniłbym duże wiadro.
Wzgórze zobaczyłem takim, jakim pamiętałem, czyli malowniczym, co wcale nie jest regułą, skoro powroty do miejsc pamiętanych jako ładne potrafią rozczarować. Mapa nie podaje jego nazwy (tylko wysokość: 320 m), jest jednak wyraźnie zaznaczone i skaliste, a więc rodzaju nieczęsto spotykanego na Roztoczu. Na jego zboczach znalazłem trzy skalne ściany, pozostałości po kamieniołomach, ale też trafiłem na skały wychodnie. Ich widok obudził wspomnienia i poczułem tęsknotę za moimi górami. Odwiedzę je niebawem. Pionowe wyrobiska nie są wysokie, mierzą raptem trzy, może gdzieniegdzie pięć metrów, ale wrażenie czynią swoją wyjątkowością oraz dzikością. Dna wyrobisk i ich szczyty są tak gęsto zarośnięte drzewami, krzewami i roślinami zielnymi, że aby podejść pod niektóre ściany trzeba się przedzierać przez gęstwiny. Drzewa rosnące na skrajach urwisk wykształcają zadziwiająco liczne i pokręcone systemy korzeniowe, próbując ustać i przeżyć na kamieniach. Skalne rumowisko na dnie, pełne dziur i zapadlisk, przykryte jest martwymi szczątkami roślin, a więc chodzenie tam jest dobrym i polecanym przeze mnie sposobem na skręcenie kostki. W chmurny dzień, w panującym tam półmroku, ma się wrażenie bycia daleko od cywilizacji, gdzieś na odludziu, gdzie zdanym się jest wyłącznie na siebie, a tak naprawdę najbliższe domy są odległe o ledwie kilometr. Uderzający i jak zwykle pociągający jest kontrast: wystarczy przejść kilkadziesiąt kroków, by z ciemnej gęstwiny wyjść na otwarty jasny przestwór pól z widokiem na domy pobliskiej wioski.
To wzgórze ma też słoneczny akcent: wspomnianą zieloną drogę. Żeby nie skończyła się zbyt szybko, idzie się po niej wolno, zatrzymując się i rozglądając. Na odkrytym zboczu widocznym na tym zdjęciu siedziałem rozmawiając z Jankiem przez telefon. Jeśli w czasie rozmowy w takim odludnym miejscu nie czujecie zadziwienia, to znaczy, że za bardzo przywykliście do tego czarodziejskiego pudełeczka zwanego telefonem komórkowym. Oczywiście odwiedziłem polną gruszę pamiętaną z zeszłorocznych wędrówek. Wtedy widziałem ją w kwiatach, dzisiaj była niemal naga, bez liści. Stała taka biedna i samotna. Byłem u niej z rana, wróciłem pod wieczór, by przed wyjazdem spojrzeć na nią raz jeszcze.
Nic nie zapowiada rychłego zakończenia moich roztoczańskich i sudeckich wędrówek, jednak częściej niż przed laty zdarzają mi się takie powroty, a są one motywowane pojawiającą się wbrew woli myślą o nieznanej przyszłości: może jestem tutaj po raz ostatni? Może wiele jeszcze wędrówek przede mną, ale czy wrócę tutaj? Wróciłem więc do tej gruszy tak, jak wracam do innych pamiętanych miejsc, bo kiedyś powrót stanie się niemożliwy, więc nie mogę przegapić tego ostatniego.
Obrazki ze szlaku
Nie ma tam lessu, a piasek. Lasy też są inne: przeważają sosnowe, a taki las w słoneczny dzień ma swoisty urok. Sosnowy las nie pochłania słońca, a odbija je świecąc bursztynowymi barwami.
Najpiękniejszy widok dla grzybiarza: okazały borowik. Znalazłem też kilka większych, ale zbyt późno, by nadawały się do zabrania.
Inna widziana dzisiaj grusza jeszcze trzymała swoje żółknące liście. Było późne popołudnie, cień rzucany przez wzgórze podchodził już pod nią, ale zdążyłem obejrzeć ją i docenić jej jesienną urodę w ostatnim kwadransie dnia.
Barwy jesieni. Wśród nich dość rzadko spotykany czerwony (czy buraczkowy?) kolor ścierniska po gryce.
Słońce już się schowało za lasem, wokół narastała szarość, a ten malutki sumak rosnący pod ścianą lasu jeszcze pamiętał kolory słonecznego dnia jesieni.
Trasa: pola i lasy między Brzezinami a Góreckiem Kościelnym.
Statystyka: 12 km szwendania się po zagajnikach i polach w ciągu 9,5 godziny.