Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czarnystok. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czarnystok. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 sierpnia 2022

Samotne drzewa

 250722

Kilkanaście kilometrów na zachód od Szczebrzeszyna biegną południkowo dwa długie pasma pokaźnych wzgórz; między nimi, w szerokiej a płytkiej dolinie ciągną się, nanizane na nitki dróg, wioski Czarnystok, Latyczyn i kilka Gorajców (jest kilka wisi mających w nazwie to słowo). Ten obszar obejmujący kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych poznawałem na paru ostatnich wędrówek. W czasie oglądania mapy przed wyjazdem wydaje mi się, że po powrocie będę mógł uznać okolicę za poznaną, ale w trakcie wędrówki dostrzegam nieznane a ładne wzgórza – i po paru dniach wracam. Podobnie było ostatnio, chociaż do powrotu w okolice Gorajców nakłoniło mnie też… drzewo.

Samotne drzewo rosnące na polu, widziane z odległości sześciu, siedmiu kilometrów, jest niewyróżniającym się ciemnym punkcikiem, wiele jest takich na roztoczańskich polach, ale widziane na tle nieba, na granicy widnokręgu, przyciąga wzrok i kusi.

Dałem się skusić i poszedłem zobaczyć je w bliska. Ot, cały mój dzisiejszy plan.

Dwa zdjęcia (drugie wykadrowane i powiększone) zrobione z przeciwnej strony doliny. Strzałką zaznaczyłem cel mojej dzisiejszej wędrówki.

 


Szczegóły okolicy widziane z dużej odległości są mało czytelne, a ich wygląd zmienia perspektywa, czasami nie do poznania. Wzgórze z drzewem znikało mi w czasie marszu ku niemu albo przesuwało się na horyzoncie, pojawiały się inne samotne drzewa, ale skoro będąc w jego pobliżu zobaczyłem ponad doliną miejsce pierwszego dostrzeżenia drzewa, uznałem, że dotarłem do celu. Poszedłem i dalej, a z zachodniego krańca trasy widziałem to samo drzewo z przeciwnej strony. 


Skoro ów niewysoki klon widać na tle nieba z daleka i z dwóch stron, to znaczy, że rośnie na pokaźnym wzgórzu, jednak na mapie nie ono zaznaczone, co jest dość typowe. Wiele już razy zbaczałem z drogi chcąc wejść na zaznaczony na mapie szczyt wzniesienia, i nie raz okazywało się, że ten szczyt był niewyróżniającym się miejscem, albo w pobliżu widziałem wyraźnie wyższe wzgórze, niezaznaczone na mapie. Możliwe, że mniejszy wzgórek ma nazwę, większy nie ma; tak bywa i w Górach Kaczawskich.

Trasa tej wędrówki, jak i wszystkich poprzednich, tak naprawdę jest dodatkiem do głównego powodu wyjazdów na Roztocze: przyglądania się porom roku. Wcześniej wiośnie, teraz latu, a wkrótce kolorowej jesieni. Nierzadko zatrzymuję się i patrząc na zwykłe letnie widoki czuję, jak bardzo są mi drogie i jak pięknymi je widzę.

Obrazki ze szlaku.

Ten las porastający wąwozy ma swoją nazwę: Dębina. Wszedłem między drzewa, w głębokim cieniu bliskim półmrokowi zobaczyłem drogę stromo opadającą na dno wąwozu i poczułem miły chłód. Dobre miejsce na wypicie herbaty, uznałem widząc zwalone drzewo. Wokół mnie i nade mną rosły graby, dębów nie widziałem. Las i rozbudowany labirynt wąwozów mają sporą długość, około półtora kilometra, więc może dalej rosną dęby. Droga kusiła, ale jednak wyszedłem na słoneczny przestwór pól; może innym razem pójdę pod grabami?… Ten las przecięty wzdłuż linią drogi widać na mapie na lewo od wsi Gorajec Zastawie.


Dwie zagadki z przymrużeniem oka:

Na Roztoczu spotyka się wiele plantacji, czasami dość egzotycznych, może więc to pole przymiotna białego też jest plantacją? :-)


A co uprawia się tutaj: agrest, czy krwawnik?

 


Klęknąłem nad kępką maleńkich bladoróżowych kwiatków. Łyszczec polny ujmuje mnie swoją niepozornością ilekroć zobaczę go wśród traw.

 


Przy zapomnianej przez ludzi drodze rośnie ostatkiem sił czarny bez. Jego gałęzie są uschnięte, martwe, tylko na jednej zdołał rozwinąć kilka liści, ale mimo tak krytycznie słabej kondycji zdrowotnej wykształcił kiść owoców. Ujął mnie tym staraniem przekazania życia dalej. Może ominąłbym to drzewko gdyby nie ładny zakątek i jego rozpoznanie: w poprzednim roku zawędrowałem tutaj idąc z przeciwnej strony.


Trwają żniwa rzepakowe, widziałem pierwsze ścierniska a nawet zaorane pola, ale widok takich pól, z szarzejącym zbożem, świadczy o dużych żniwach tuż tuż, w najbliższych dniach.

 



Opychając się malinami na opuszczonej, zarośniętej plantacji, zobaczyłem ścieżkę wiodącą prosto między drzewa niewielkiego lasu. Wiem już, że takie laski porastają wąwozy i nierzadko bywają zaśmiecone, a jego brzegi są zwykle zawalone ściętymi gałęziami drzew i pędami krzewów z sąsiednich plantacji, ale ta dróżka zapraszała do wejścia. Wszedłem między drzewa, rozejrzałem się po plątaninie niewysokich, ale stromych wąwozów. Ładnie tam i bez śmieci.

 


 Dwa świadectwa połowy lata: pierwsze kwitnące wrotycze i nawłocie.

 



Dlaczego nie wiem, jak się nazywa ta roślina widywana często i od zawsze? Dlaczego ta niewiedza przeszkadza mi dopiero teraz? Po powrocie zajrzałem do internetu, źródła wiedzy wszelakiej. Zyskując nazwę, bylica pospolita (faktycznie taką jest!) przestała być anonimowym zielskiem przydroży i miedz. Mam nadzieję na zmianę, niechby niewielką, jej widzenia przeze mnie. Piszę o tym nie bez powodu: otóż chyba każdy gatunek znany mi z nazwy dostrzegam częściej i nierzadko widzę go ładniejszym. Owszem, bylica nader niewiele ma urody, ale jest nie najmniejszą częścią przyrody oglądanej w czasie moich wędrówek.



Słoneczniki. Wiemy, że odwracają się do słońca, ale ten fakt nie robi na nas wrażenia, a powinien. Chciałbym zobaczyć ich odwracanie się, ale naocznie raczej trudno o to. Proszę więc zobaczyć, jak udanie pozują do zdjęć.

Piękne rośliny, prawdziwie słoneczne.

 



Trasa: między Teodorówką Kolonią a Gorajcem Zastawie i Starą Wsią. Te wioski są około 20 km na zachód od Szczebrzeszyna.

Statystyka: przedreptałem 20 km w czasie siedmiu godzin, a przerwy trwały pięć godzin.




























piątek, 22 lipca 2022

Letni dzień

 140722

Na poprzedniej wędrówce widziałem na horyzoncie długie pasmo pokaźnych wzgórz; niewielkie ich zalesienie zwiastowało dalekie widoki. Znałem je nieco, parę dni spędziłem na ich drogach, ale z daleka wyglądały tak pociągająco, że dzisiaj ponownie zaparkowałem w Czarnymstoku i poszedłem znaną mi dróżką ku wzgórzom.

Plan miałem wyrafinowany: nie idę w żadne konkretne miejsce, a włóczę się skręcając w poprzeczne drogi w poszukiwaniu ładnych miejsc i dalekich widoków. Nie będzie ich, zawracam i idę dalej.

Niezupełnie tak było, poniosło mnie dalej niż planowałem, ale te moje plany nie dość, że rzadko kiedy są ścisłe, to jeszcze rzadziej realizowane. Właściwie są, ale realizacja nie dotyczy przebiegu dróg, a zasady naczelnej: wypełnienia dnia pozytywnymi wrażeniami.

Dodam tutaj, że te gorzej oceniane fragmenty moich szlaków to drogi wiodące wśród przydrożnych zarośli, nierzadko zaśmieconych, albo zakrzaczonymi zagajnikami z mnóstwem gryzących insektów o tej porze roku. W takich miejscach zwykle kije trzymam w jednym ręku, a drugą nieustannie się opędzam. O ilości tych uprzykrzonych stworów świadczą zdjęcia: na paru widać w kadrze lotem rozmazane paskudztwa.


Wiele jest tam dróg na zboczach schodzących ku zachodowi, do wiosek; wiele z nich jest piękna widokami i ich przemianami. Dzisiaj poznałem parę nowych, a wśród nich zwłaszcza jedna mnie oczarowała. Ta właśnie. 





Moje zdjęcia z reguły nie oddają pełnej urody krajobrazu, są dokumentalne i bardzo prozaiczne. Aby go docenić, trzeba po prostu pójść tamtymi drogami i zobaczyć moment wyłaniania się dali, przenikanie się zboczy wzgórz, zakręt polnej drogi, gruszę obracającą się ku nam w miarę jej mijania. Usłyszeć szelest zboża czesanego wiatrem, przyjrzeć się lśnieniu łanów w słońcu i pochylonym, nabrzmiałym kłosom pszenicy. Powinniśmy zatrzymać się nad kępą żmijowca rosnącego na środku drogi i popatrzeć na kwiat kołyszący się pod ciężarem trzmiela; zobaczyć matowy połysk słońca na czarnych kulkach owoców porzeczki, a jeszcze lepiej urwać ich garść i poczuć w ustach to wyjątkowe połączenie winności ze słodkością. Koniecznie usiąść na wysokiej między i zapatrzeć się w dal albo na rosnące tuż obok kwiaty.

Wtedy poznamy piękno lata i roztoczańskich pól.

Antoni Gołubiew (Polak, wbrew mniemaniu wielu!), autor wielce cenionej przeze mnie epopei Bolesław Chrobry, nierzadko pisze o pięknie Ziemi w sąsiedztwie opisów ludzkich szaleństw. Jakby chciał powiedzieć: wy się mordujecie, a wokół tyle piękna. Nic, tylko czerpać z niego siłę i radość! Po co walczyć?

Gdzieś czytałem słowa podważające urodę przyrody, a to przez zwracanie uwagi na utrapienia, choroby i nierzadko tragiczne śmierci ludzi, zwierząt i roślin, jako immanentnych cech ziemskiej natury. Tak jest; dokładniejsze przyjrzenie się przyrodzie pozwala dostrzec pod powierzchnią zjawisk, którymi się zachwycamy, zmagania i tragedie. Poetycki opis przyrody nie jest pełnym i wiernym jej obrazem, chociaż niewątpliwie pociągającym.

Z dala od wiosek wiele pól nie jest uprawianych. Zarastają oszałamiającą ilością roślin i ich gatunków. Wystarczy zatrzymać się i popatrzeć, by zobaczyć stłoczenie, rozpychanie się, walkę o miejsce, o dostęp do słońca, o prawo do życia i wydania nasion. Żyć i to życie przedłużyć w następnym pokoleniu!

 


Ta walka ma wiele oblicz. Insekty próbujące odżywiać się mną i moje oganianie się od nich jest jednym z nich. O wielu innych walkach może opowiedzieć ogrodnik, na przykład.

Urok przyrody ma jednak racjonalne umocowanie: tkwi w jedności cech świata i naszych kanonów estetycznych. Błękit nieba jest piękny, bo pod niebem takiej barwy żyjemy i żyli wszyscy nasi przodkowie, a istnienie latających insektów nie zaprzecza temu twierdzeniu. Wystarczy pamiętać, że Ziemia nie jest wyłącznie naszą własnością ani nie była dla nas stworzona.

Doszedłem do dróżki poznanej ubiegłorocznej wiosny, a od tamtej pory wracałem do niej już parę razy. Na mapie jest na północnym krańcu mojego szlaku. Droga wydała mi się inna. Może pora roku ją zmieniła? – myślałem. Nie. Z grupki przydrożnych drzew wycięto jedną brzozę, bardzo potrzebną, jak się okazało. Z przykrością muszę napisać, że droga straciła nieco na urodzie. Wdrapałem się na górę wąwozu, którego dnem biegnie droga, obejrzałem pień; brzoza rosła w górę, nie przeszkadzała, czemu więc ją wycięto? Czy ludzie nie widzieli, jak bardzo swoją sylwetką podkreśla urodę miejsca?

 


Obrazki ze szlaku.

Kolory lata! Jak je nazwać? Jakimi przymiotnikami opisać łany dojrzałego zboża błyszczące w słońcu? Jak opisać zieleń młodego tytoniu? Nie potrafię. Staram się zapisać te obrazy jak najwierniej i najtrwalej w pamięci, żeby były ratunkiem w grudniowe popołudnia, które będą już głęboką i czarną nocą.

 


Uroczy drobiazg: pszenica i wysoka trwa na między. Zwracają uwagę kolory tak bardzo letnie i słoneczne.

 



Opoka, skała kiedyś często używana na Lubelszczyźnie do stawiania murów. To skała osadowa, powstała głównie z nawarstwiania się opadających skorup żyjątek morskich. Czasami spotykam nowe budynki z tego kamienia, częściej ogrodzenia lub elementy fasad. Tutaj złoże opoki tworzą ścianę płytkiego wąwozu z drogą na dnie.


Wielkie, dojrzałe, słodkie czarne porzeczki. Nierzadko widuję opuszczone plantacje tej rośliny. Tyle dobra się marnuje! Roślina z wody, CO2 i słońca robi cukier, czyli jedzenie, a ono się marnuje, bo nie ma komu zbierać, bo się nie opłaca, bo... 

Marnotrawstwo.

Widziałem pierwszy w tym roku kombajn na polu, a więc żniwa się zaczęły. Szczytowy okres lata. Czas zbiorów.


Trasa:

Drogi na wschód od Czarnegostoku i Wólki Czarnostockiej.

Dystans 19 km, łączny czas 11 godzin, w tym 4,5 godziny siedzenia na miedzach.