Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzikie róże. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dzikie róże. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 czerwca 2024

Kwiaty przy drogach

 280524

Tak jak obiecałem sobie kilka dni temu, byłem na wzgórzach widzianych wtedy po drugiej stronie doliny. Oczywiście patrzyłem w dal szukając samotnej czereśni, pod którą siedziałem tamtego dnia, ale jej rozpoznanie okazało się trudne, a mówiąc wprost niemożliwe. Na pewno ją widziałem, ale nie wiem, które z malutkich plamek w oddali było wypatrywaną czereśnią. Będąc tam, powinienem dokładniej zapamiętać sąsiedztwo drzewa by później rozpoznać szczegóły z odległości kilku kilometrów. Może przy następnej okazji.

 Poznałem kilka głębokich dolinek, na dno których spływały wąskie różnokolorowe paski pól zdobionych wysokimi miedzami i kępami drzew. Szedłem drogami kończącymi się na kolejnym polu lub niknącymi w zaroślach zdebrzy; drogami prowadzącymi mnie otwartymi przestrzeniami pól na widokowe szczyty wzgórz albo w ciemne tunele wąwozów, z których ciągnie wilgotnym chłodem liściastych lasów.

 Zatrzymywałem się przy krzewach dzikich róż i czarnego bzu. Róże jeszcze kwitną, ale więcej płatków widziałem na ziemi niż na gałązkach. Ten widok budzi smutek i poczucie… profanacji? Niesprawiedliwie szybkiego przemijania piękna? Przecież jeszcze kilka dni temu te płatki leżące teraz w pyle drogi pachniały i lśniły w słońcu będąc ozdobą podziwianych kwiatów. Za szybko to się dzieje, za szybko!



 Wydaje mi się, że zanika zapach pozostałych kwiatów; może jest za sucho, może mój węch szwankuje, ale przecież lubiany i ładny zapach kwiatów czarnego bzu czuję wyraźnie. Wąchałem je tak intensywnie, że chwilami kręciło mi się w głowie.





Często skręcam w boczne drogi chcąc dowiedzieć się dokąd biegną i jakie widoki tam zobaczę; na dołączanych mapach takie miejsca mają postać niebieskich kresek odbiegających od linii trasy. W tę skręciłem widząc jej bieg pod górę, na bliski szczyt wzgórza. Znalazłem tam pole białe od rumianku (lub rumianu, nie bardzo rozpoznaję), przetykanego niebieskościami chabrów, a na drodze gęste kępy gwiazdnic, tych drobnokwiatowych. Urocze miejsce do którego chciałbym wrócić. Będąc tam czułem wyraźnie, że jestem u celu wędrówki i jedyne, czego jeszcze bym pragnął, to zatrzymanie czasu.

 Przez kilka godzin włóczenia się towarzyszył mi na horyzoncie szczyt toru narciarskiego. Jest sztucznie usypany na typowym wzgórzu Roztocza, czyli szerokim i o łagodnych zboczach. Ogrom pracy włożono w jego utworzenie. Oby właścicielowi zwróciła się inwestycja.


 
Mając rezerwę czasu wracałem zakolem, łąkami, brzegiem rzeczki Biała Łada. Wiem, że kiedyś miała 3 metry szerokości. Widzicie wodę na zdjęciu? Trudno ją wypatrzeć, ja zauważyłem tylko parę stojących kałuż. Po łące przy rzeczce chodziło sześć bocianów. Jak zwykle spoglądały na mnie, a kiedy uznały, że zanadto się zbliżyłem, przeleciały na sąsiednią łąkę. Przy takiej suszy chyba niełatwo im o pożywienie. Dobrze dla nich, że chociaż od ludzi nic bezpośredniego im nie zagraża. Ten fakt mnie zadziwia. Wszak nigdy ich „immunitet” nie został spisany, prawnie zagwarantowany, ale przecież funkcjonuje od wielu lat. Polak wyda własne pieniądze na podstawę do bocianiego gniazda chcąc mieć „swoje” bociany, a o zrobieniu im krzywdy nawet nie pomyśli. U nas są niemal świętością.



 
Wyjechałem pół godziny przed zachodem, a po kilku minutach zatrzymałem się przy malowniczych wzgórzach. Na jednym z nich rośnie brzoza, ta brzoza, o której wiele już razy pisałem i niejedno jej zdjęcie tutaj zamieściłem. Po prostu chciałem ją zobaczyć. Jest piękna. Ostatnie, trzecie, zdjęcie zrobiłem równo roku temu.

Obrazki ze szlaków

 Pierwszy w tym roku kwiat przymiotna białego.

 Nie dość, że te pola mają po kilka ledwie merów szerokości, to jeszcze są na stromym zboczu wzgórza, a drzewa z obu stron próbują je zasłonić. Myślę, że właściciele sąsiednich pól poddali się i dlatego są zalesione. Wiele widuję takich pól.

 Trzeba przyznać, że ktoś sprzątnął po sobie.


 Plantacja orzechów laskowych, największa z widzianych. Drzewa rosną w sześciu rzędach na długości 400, może nawet 500 metrów. Przyznam, że te niskie, gęsto rozgałęzione drzewka rosnące tak blisko siebie robią wrażenie. Zwracam uwagę na brak jakichkolwiek roślin pod nimi. Taka goła ziemia jest dowodem na obfite używanie pestycydów, niestety.

 Jaśminowiec wonny. Faktycznie, jest wonny i to pięknie wonny.

 Most donikąd na niemal wyschniętej rzece Biała Łada.

 Nowa kapliczka. Bogato i starannie wykonana, ale jeszcze pusta.

 Rzeźba „Rozpacz”.

 Plebania przy kościele, czy kościół przy plebani?

Trasa: między wsiami Chrzanów a Malinie na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: pod górę drapałem się 840 metrów, przeszedłem 23 km, a włóczyłem się calutkie 12 godzin.

Obecnie używany program do rejestracji trasy liczy dokładniej niż poprzedni. Miałem możliwość porównania niezależnych pomiarów odległości, zgadzały się, ale nadal wątpię w prawidłowość liczenia przewyższeń; mimo pokazywania znacznie mniejszych wyników niż wcześniej używany, obecnie używane liczydełko chyba nadal podaje za dużo. To oczywiście tylko moje odczucie, a na poparcie mam jedynie swoje szacunki. Uznałem, że dla pewności podawane wielkości będę zmniejszał o 10%. Suma podejść 840 metrów jest tą już zmniejszoną.


 




















środa, 29 maja 2024

Pod czereśnią

 240524

Nadal poznaję nowe dla mnie drogi w pobliżu Janowa Lubelskiego. Ten wyjazd jest bodajże szóstym w maju, czyli na Roztocze jeżdżę częściej niż zwykle, a powód jest jeden i niezmienny: w miarę upływu lat coraz szybciej mijają mi słoneczne, zielone i w każdym następnym roku urokliwsze dni. Czas mnie goni i nienasycenie. Chciałem zobaczyć jak najwięcej nim przyjdą szarugi ogałacające drzewa, bo co prawda zimę obłaskawię i jak zwykle nawet znajdę w niej ładne drobiny, to przecież trzeba chodzić póki chodzić mogę; patrzeć póki widzę; brać z Natury ile tylko udźwignę.

Na mapie widać spory obszar na północny wschód od Branew (czy ja dobrze odmieniłem nazwy tych wiosek?) pocięty lasami rosnącymi nad wąwozami. Chciałem poznać tę okolicę, liczyłem na urozmaicone krajobrazy, ale okazało się, że jest ich tam mniej niż się spodziewałem. Gwoli sprawiedliwości dodam, że miłośnik dzikich wąwozów i dołów roztoczańskich miałby tam wiele do zobaczenia. Parę razy wszedłem między drzewa, częściej widziałem plątaninę dołów niż wąwozy, a i one potrafią kusić. Nawet myślałem o dokładniejszym ich poznaniu, ale jak zwykle przeważył urok otwartych słonecznych przestworzy.

Poszedłem dalej grzbietem długiego pasma wzgórz, wszak Roztocze jest wielkie i wiele ma oblicz. W szerokiej dolinie widziałem domy Chrzanowa, a za nimi i nad nimi drugie, równoległe pasmo wzgórz; na zdjęciach wydają się odleglejsze i niższe niż są naprawdę. Siedziałem na miedzy pod wysoką czereśnią i patrząc w dal, na tamte wzgórza, odruchowo szukałem dogodnych przejść. Wypatrzyłem tam swoje ślady, ale i sporą białą plamę. Widząc samotne drzewa obiecywałem sobie zobaczenie ich z bliska i wtedy uświadomiłem sobie, że będąc tam, zobaczę tę właśnie czereśnię na odległym widnokręgu jako małą ciemną kropkę na jasnym pasiaku pól. Myśl ta, zwykła przecież konstatacja, wydała mi się tak kusząca, że gdyby nie pora dnia, poszedłbym tam od razu. Pójdę za kilka dni, a później znajdę sobie inny cel, inne miejsca do poznania bądź odwiedzin.




Obrazki ze szlaku



 Droga i brzoza. Brzozy uznaję za najpiękniejsze nasze drzewa, polne drogi od zawsze mam nie tylko za urokliwe, ale i budzą we mnie tęsknotę za wędrówką, a w połączeniu, zwłaszcza kiedy świeci słońce, tworzą duet mający magiczny na mnie wpływ. Bywa, że specjalnie zmieniam trasę aby zobaczyć brzozę przy drodze pamiętaną z poprzednich wyjazdów, i jeśli tylko jest to możliwe, pod nimi urządzam przerwy; nim usiądę, robię brzozie i drodze prawdziwą sesję zdjęciową. Później, kiedy w domu porządkuję zdjęcia, bywa, że toczę ze sobą boje o zachowanie jak największej ich ilości nie licząc się z pojemnością pamięci.

 Porzeczki i maliny już mają zielone owoce. Dzisiaj widziałem pierwsze dojrzałe truskawki, niedługo zaczerwienią się czereśnie. Mimo że w maliniakach nie znajduję już kwiatów, nadal słyszę i widzę tam dużo pszczół. Może one sprawdzają, czy owoce dobrze dojrzewają?

 A propos: widziałem dwie duże pasieki; na zdjęciu widać mniejszą, z około sześćdziesięcioma ulami; drugą oglądałem przez wąską szparę w wysokim ogrodzeniu i oszacowałem ilość uli na ponad sto. Już dwukrotnie tej wiosny wracałem do samochodu z plecakiem ciężkim od słoików z miodem. Oczywiście zeszłorocznym, ale myślę, że następnym razem kupię miód z tego roku. Z pewnym niepokojem uświadamiam sobie mijanie szczytu kwitnienia miodnych roślin. Zakwitną lipy i gryka, a później już tylko drobiazgi jak wrzosy czy nawłoć. Stanowczo za szybko dzieją się te przemiany.

 



 

Oczywiście nadal kwitną gwiazdnice w różnych odmianach, dzwonki i wiele innych drobnych roślinek, choćby przetaczników; coraz więcej widzę chabrów i rumianków, ale zdaje się, że pszczoły nie mają z nich pożytku. Ja mam i to niemały.


 Jednak są rośliny miododajne wśród pospolitego drobiazgu rosnącego na przydrożach: oto trybula leśna. Nie podoba mi się nazwa tej rośliny, ale jej kwiaty owszem, są ładne.

Trasa: z Branwi Szlacheckiej w stronę Chrzanowa i Chrzanowa Kolonii na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: trasa miała 20,5 km długości, szwendałem się 11,5 godziny, a pod górę szedłem 710 metrów.