240324
Na pożegnalną wędrówkę sudecką wybrałem ulubione okolice Trzmielowej Doliny w Górach Kaczawskich. Ścieżkami w jej pobliżu chodziłem może nawet dziesięć dni, ale lubię tam być. W Dolinie i okolicy mam wiele swoich miejsc, będąc tam jestem u siebie.
Wracam pamięcią do pierwszych sudeckich wyjazdów sprzed czternastu lat, i z tej perspektywy widzę, jak z pozoru niepowiązane ze sobą decyzje czy zdarzenia mogą silnie wpłynąć na nas, na bieg i treść wielu następnych lat. Będąc w Anglii kupiłem samochód bo… chyba głównie dlatego, że wtedy używane samochody były tam bardzo tanie. Wróciłem nim do Polski i jeszcze rok jeździłem, póki miał ważny przegląd. Wtedy właśnie, 14 lat temu, zacząłem jeździć w Sudety, a któregoś dnia, umyśliwszy sobie zdobyć odznakę Korona Gór Polskich, wybrałem się na Skopiec w Górach Kaczawskich. Tego dnia po raz pierwszy byłem w Trzmielowej Dolinie, chociaż tak po prawdzie niewiele widziałem we mgle i chyba nawet nie wiedziałem, że taką dolinę przecinam. Coś jednak zobaczyłem i zapamiętałem skoro wróciłem w te góry, a później im częściej wracałem, tym bardziej wracać chciałem. A co by było, gdybym w UK nie kupił samochodu? Albo nie wrócił do tej samej firmy w Lesznie? Albo, albo, albo?
Dziesiątki tysięcy przejechanych kilometrów, kilka tysięcy przemierzonych pieszo, setki dni na szlaku, który częściej był bezdrożem niż jakąkolwiek ścieżką. Teraz zdałem sobie sprawę z podobieństwa nie tylko tych sudeckich, ale wszystkich moich dróg: najczęściej były bezdrożami.
Za bardzo skręcam tam, gdzie nie powinienem, może więc zacznę wędrówkę.
Wyruszyłem spod Przełęczy Komarnickiej, czyli z najwyższej części Komarno, wioski dwóch pór roku, jak czasami o niej myślę. Kilkukilometrowa główna ulica wioski cały czas dość ostro pnie się ku niebu, w rezultacie kiedy w dole bywa już wiosna, przy ostatnich domach jeszcze leży śnieg. W minione lata widziałem tam takie różnice. Z małego parkingu na samym końcu uliczki najczęściej idę na zbocza Maślaka przechodząc obok domu, na którym właściciel zwykł wieszać deski z wymalowanymi sentencjami. Oto napis na jednej z dzisiaj widzianych:
„Postęp Moralności jest jedyną prawdziwą miarą postępu człowieka”.
Wobec zdarzeń ostatnich lat można bronić twierdzenia o braku prawdziwego postępu od początku dziejów. Przy okazji: czemu słowo „moralność” napisano wielką literą? Nie znajduję uzasadnienia. Ciekawy jest też napis na drugiej desce.
Nie najkrótszą trasą zmierzałem w stronę Uliny, bo... po prostu chciałem wejść na tę górkę. Powrót wypadł końską rodziną, czyli przez Źróbek, Kobyłę i Ogiera. Ładna, widokowa trasa. Mając jeszcze czas, odwiedziłem kilka miejsc w Trzmielowej Dolinie i po blisko dwunastu godzinach wróciłem pod przełęcz, do samochodu. Czy syty drogi? Tak, ale sytość zwykle trwa u mnie krótko. Bywa, że nim wyjadę poza swoje góry, widziane zza szyby otoczenie ponownie budzi tęsknotę za wędrówką. Jej się nie da ugasić. Kiedyś dławić ją będzie konieczność albo niemożność, a póki co... czeka Roztocze.
Obrazki ze szlaku
Przybliżenie:
Po raz pierwszy widziałem szczytowe skały Sokolika na tle nieba i na dokładkę między brzozami. Z nazwami jest pomieszanie. Dwie bliźniacze góry tworzące potocznie zwane Cycki Bardotki (i parę mniejszych górek) to Góry Sokole będące częścią Rudaw. Jedna z nich to Krzyżna Góra, druga zwie się Sokolikiem. Najwyższa skała tej drugiej góry, a właściwie dwie pionowe skały, mają dwie nazwy: Bliźniaki albo… Sokoliki.
Tak więc na Sokoliku w Górach Sokolich są Sokoliki. Wszystko jasne!
W oddali Góry Kamienne, widok z Wysoczki. Po przyłożeniu miary do mapy policzyłem, że góry widziałem z odległości 35 kilometrów.
Na tym zdjęciu widać, jak bardzo słońce wypięknia świat. Na wprost ciemnieje Maślak, za nim jest Skopiec uznawany za szczyt najwyższy, ale to raczej z przyzwyczajenia, bo dokładne pomiary nie potwierdzają jego prymatu. Bliżej widać szeroką lipę o której jeszcze wspomnę. Widok z malowniczej, aczkolwiek niewielkiej, Wysoczki.
Duże stado saren. Zbyt późno je zauważyłem i nie zdążyłem zrobić lepszego zdjęcia.
Pole na szczycie pagóra. Zwykle im wyżej, tym więcej kamieni, a na tym polu jest ich wyjątkowo dużo.
W pobliżu wzgórza Ulina szedłem kiedyś polem na którym rosły miliony (naprawdę!) fiołków trójbarwnych; pamiętam, że idąc pod górę próbowałem omijać kwiaty. Mając iść dzisiaj na szczyt tym samym polem, spodziewałem się je zobaczyć. Widziałem, ale bardzo niewiele, chociaż wydały mi dorodniejsze.
Nowa kapliczka w Komarno.
A tutaj stara, w mojej ocenie ładniejsza.
Młoda trawa przebija się przez zeszłoroczną gęstwinę.
„Kupię tę działkę” – tabliczka tej treści stoi na działce przy drodze na zboczu Maślaka. Nie dziwię się, ponieważ widok z okien domu tam postawionego byłby rozległy i ładny.
Domy na sprzedaż. Postawiono je na końcu wioskowej uliczki, niewiele ponad sto metrów od Przełęczy Komarnickiej. Widok dalekich gór z okien częściowo zasłaniają drzewa; przypuszczam, że już niedługo będą wycięte.
Pałka. Taka zwykła a taka ładna.
Coraz częściej widzę ogrodzenia z dala od zabudowań. Tutaj postawiono je wokół dużego pola.
Droga do nieba.
Nora w starym kamieniołomie jest nadal zamieszkała. Ciekawe, czy kiedyś poznam lokatora… A tak wyglądają skały tego ukrytego wśród drzew kamieniołomu.
Obrazki ze szlaku, drzewa
Dąb z widokiem na Rudawy Janowickie i Karkonosze. Na pewno byłem w tym miejscu, ale wydaje mi się, że jego walory w pełni doceniam dopiero dzisiaj. Pierwsze zdjęcie zrobiłem o chmurnym poranku, drugie późnym ale jasnym popołudniem; tak właśnie słońce maluje nam świat.
W okolicy Trzmielowej Doliny jest sporo drzew znanych, pamiętanych i odwiedzanych; są moimi milczącymi kumplami. Na przykład stare rosochate wiązy rosnące tuż przy źródłach Trznadla; wysoka lipa na brzegu lasu i druga, bardzo rozłożysta, dająca (moją własną) nazwę Lipowej Dolince; jest modrzew, który bardzo wystrzelił w górę ponieważ wydaje się mu, że jest jodłą albo daglezją; zapleciona jarzębina rosnąca na Kobyle czy dąb samotnik – zmęczony życiem staruszek nadal dzielnie odpierający ataki wiatrów.
Na widokowym zboczu Ogiera jest grupka brzóz i jeden mizerny krzew różany – miejsce wyjątkowe dla mnie, bo jednoznacznie kojarzone z książkowymi Jasiami. Ta i poprzednia zima były ciężkie dla brzóz, wszystkie ucierpiały tracąc część swoich konarów, a dzika róża trzyma jeden jedyny owoc.
Oczywiście liczniejsze są drzewa nieznane, a może po prostu zapominane i na nowo odkrywane, jak ten jesion odmiany jednookiej :-), albo idealnie zgrabna choinka, na którą tylko bombki wieszać.
Zagajnik grabowy. A co widać między drzewami?...
Grupa świerków na skraju polany wychyla się ku słońcu. Obraz można by nazwać „Pożądanie słońca”.
Ładny, jasny las świerkowy. Pamiętam drogę do niego i wrócę.
W lesie szedłem przy plantacji zachowawczej jodły pospolitej – o czym dowiedziałem się z tablicy informacyjnej. Plantacja jest zachowawcza w sensie zachowania potomków drzew (tutaj jodły) wybranych pod względem jakości. Niech rosną i wydają nasiona, niech ten nasz prastary gatunek rozprzestrzenia się w górskich lasach. Tutaj sadzona była z modrzewiem, ale nie wiem, dlaczego. O kosztach niech świadczą dwa fakty: kilkuhektarowa plantacja jest porządnie ogrodzona, a trawa między drzewami koszona, co uniemożliwia wzrost niepożądanych tam roślinnych intruzów.
Obrazki ze szlaku, strumienie
W Trzmielowej Dolinie i jej najbliższych okolicach dużo jest strumieni. Ilekroć tam jestem znajduję nowe i zapewne nigdy nie poznam wszystkich, a kiedyś, idąc w gęstej mgle, ich mnogość tak mi pomieszała w głowie, że wyszedłem na drogę dość daleko od planowanego miejsca.
Głównym strumieniem płynącym dnem Doliny i zbierającym wody wszystkich bocznych strumyków jest Trznadel. Dzisiaj odwiedziłem jego dwa źródła, widziałem skalny próg przez który przeskakuje, i dołączające do niego strumyczki kilkumetrowej długości, a to wszystko na długości może stu metrów. Dalej już nie poszedłem, zniechęcony widokiem opony leżącej w strumieniu. Dla mnie rzucenie śmieci do czystego strumienia górskiego jest czynem równie niegodnym, jak podstępne wykorzystanie młodej, subtelnej dziewczyny marzącej o wielkiej miłości.
Ten strumyczek miał siły by popłynąć, ale tylko na odległość dwóch kroków. Trafiwszy na luźny gruz skalny, wrócił z powrotem do wnętrza ziemi.
Strumień z wysokimi kępami traw. Wyglądają dziwnie, jak skulone krasnoludy.
Trasa: początek we wsi Komarno w Górach Kaczawskich. Byłem na zboczach Maślaka, na Wysoczce, Ulinie, Przełęczy Widok, Źróbku, Kobyle i Ogierze. Sporo kręciłem się wokół Trzmielowej Doliny.
Statystyka: przeszedłem 21 km w ciągu 8,5 godziny, a na szlaku byłem 12 godzin bez kwadransa.
To był ostatni dzień mojego jesienno-zimowego sezonu, ponieważ cztery dni później zakończyłem pracę i wróciłem do domu, na moją rodzinną Lubelszczyznę. Pora będzie zacząć drugi sezon, wiosennych i letnich wyjazdów na Roztocze – i nie tylko tam. W Sudety wrócę na początku lata, zamierzam spędzić tam przynajmniej tydzień.