Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ślęża. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ślęża. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 lipca 2023

Trójgarb w Górach Wałbrzyskich

 090723

Dzień planowałem spędzić w okolicy wioski Struga, w pobliżu Trójgarbu w Górach Wałbrzyskich. Była godzina 6.30, gdy mając za sobą niewielkie podejście na jakiś polny wzgórek zobaczyłem przemoczoną koszulę na piersi. U mnie jest to rzadka oznaka wyjątkowo intensywnego spocenia się. Skoro tak jest przed siódmą, to co będzie w połowie dnia? Wszak zapowiadano przekroczenie dzisiaj trzydziestu stopni. Zawróciłem, podjechałem do pobliskiego Lubomina, zaparkowałem pod ruinami bacówki i poszedłem na Trójgarb. Pod górę lekko nie będzie – pomyślałem – ale przynajmniej w cieniu.

 

 Nie jestem zwolennikiem stawiania wież na szczytach gór, ale z przyjemnością technika zajmującego się konstrukcjami oglądałem wieżę na szczycie. Zbudowana jest w formie trójbocznego kratowego słupa z pięcioma platformami widokowymi w kształcie trójkątów daleko wysuniętych poza wieżę. Dwie z nich mają ciekawą cechę: stojąc na ich najdalej wysuniętych rogach, z przodu ani z boków nie widzi się żadnych elementów wieży; jedynie przy piersi jest balustrada, ale ucieka ona do tyłu i nie jest widoczna jeśli się patrzy przed siebie lub w bok. Ma się wrażenie zawiśnięcia w powietrzu kilkanaście metrów nad ziemią. Jedna z platform ma podłogę ażurową, z pionowo ustawionych płaskowników. Kiedy patrzy się pod nogi, niewiele ich widać, za to dobrze są widoczne w dole szczyty drzew. Trzeba wysilić wolę, by nie spanikować i nie uciec stamtąd.

 Wiatr był umiarkowany, a bywa, że wieje tam okrutnie. Wieża jednak skrzypiała metalicznie i kołysała się. Nie pamiętam tych efektów w czasie poprzednich wejść.

Widoki są w pełni panoramiczne i bardzo rozległe; przy dobrej widoczności widnokrąg jest odległy o około 40 kilometrów. Dobrą zabawą może być rozpoznawanie szczytów licznych gór widzianych stamtąd, a oprócz wałbrzyskich szczytów widać Karkonosze, Rudawy Janowickie, Wzgórza Strzegomskie, Góry Kaczawskie i Kamienne oraz Ślężę.

 



 Wracałem do Lubomina zielonym szlakiem chcąc raz jeszcze zobaczyć wyjątkowo głęboki i stromy jar. Szlak trawersuje jego zbocze: schodząc, po prawej widać przepastną głębię jaru z ciemnym dnem, miejscami schowanym za wybrzuszenia zboczy lub zawalonym przewróconymi drzewami; z lewej natomiast ściana pnie się w górę, najeżona drzewami (w paru miejscach i skałami), które sprawiają wrażenie tak nachylonych, jakby miały runąć w dół, prosto na mnie. Niestety, na zdjęciach mało widać głębię i stromiznę jaru.




 Odkąd postawiono na szczycie wieżę, ilość chętnych na wejście wzrosła wielokrotnie. Szlaków wiodących na szczyt jest dużo i prowadzą z różnych stron. Różnią się długością, nachyleniem, lasami, ale chyba wszystkie mają odcinki dość strome i kamieniste. Nie są trudne dla wprawionych wędrowców noszących odpowiednie obuwie, ale wśród turystów dzisiaj widzianych przeważali ci niedzielni. Niemal wszyscy mieli na stopach miejskie płytkie buty trampkopodobne. Nie są złe na wytyczone i wydeptane ścieżki leśne czy polne drogi, ale nie na kamieniste pochylone szlaki. Widziałem kobietę zdejmującą buta i podkładającą chusteczkę pod skarpetkę na pięcie. Idąc ładną dróżką trawersującą strome zbocze, usłyszałem za sobą szum i trzaski. Obejrzawszy się zobaczyłem szybko jadącego rowerzystę. Teraz i w górach trzeba pieszemu uważać na pojazdy.

Było za wcześnie by wracać, podjechałem więc do wioski Jabłów i poszedłem na wzgórze Cycek. Ładne, lubiane wzgórze przywołujące miłe wspomnienia niekoniecznie związane z górami :-)



 Na drugi dzień wyjechałem w długą podróż przez niemal całą Polskę do domu. W Sudety wrócę jesienią.

Obrazki ze szlaku

 Co będzie z tą brzozą, skoro rośnie tam, gdzie budowana jest nowa droga?


 

Ruiny bacówki. Została tylko podmurówka, a tak wyglądała w styczniu 2016 roku. Zdjęcie pochodzi z moich zbiorów. Szkoda kolejnego zniszczonego ładnego budynku.


 Wyślizgane butami korzenie na szlaku Trójgarbu. Widoczny połysk wiele mówi o popularności szlaku.

Na Pogórzu Wałbrzyskim trzy trasy:

droga między wzgórzami Rudówka a Krowiniec we wschodniej części masywu Trójgarbu.

wejście na Trójgarb od strony Lubomina, początek przy ruinach bacówki. W obie strony nie najkrótszymi trasami.

z wioski Jabłów wejście na wzgórze z brzozą czyli na Cycki.

Statystyka: razem 16,5 km, na szlaku byłem około 11 godzin.

 


 
















czwartek, 11 listopada 2021

Wałbrzyskie dni. Trójgarb

 311021

 

Pojechałem do Witkowa i krótkim, a więc stromym, niebieskim szlakiem poszedłem na Trójgarb.

Szlak wiedzie ciemnym lasem świerkowym, tu i ówdzie rozjaśnianym kolorami liści buków. Mozolne zdobywałem wysokość, a podejścia miałem około trzysta metrów, czyli sto pięter. Szedłem bez entuzjazmu, szedłem, bo tak zdecydowałem. Wejście na szczyt nie jest dla mnie głównym celem wędrówek, a wielokilometrowa dal widoczna na szczycie mniej ma uroku niż parokilometrowa. Są góry, na zboczach których byłem wiele razy, a na szczycie raz czy dwa, dawno temu; dobrym przykładem może tutaj być Okole. Ta wędrówka na szczyt Trójgarbu jest bodajże czwartą lub piątą; to dużo jak na moje standardy dotyczące szczytów. Po co więc poszedłem? Najwłaściwszą odpowiedzią będzie powiedzenie, że chciałem. Byłem też ciekawy innych szlaków wiodących na szczyt; teraz znam trzy. Przez kilka poprzednich dni wędrówek wałbrzyskich wiele razy, z różnych miejsc i odległości, widziałem tę górę. Kusiła mnie i w końcu skusiła. Dobrze zrobiłem idąc tam. Poznałem ładne i urozmaicone zbocza i piękne lasy bukowe. Właśnie buków i świerków rośnie najwięcej na zboczach tej góry, ale i trochę modrzewi oraz jaworów się spotyka. Drzewa wydają się wspinać na strome zbocza, a te najwyższe, widziane na tle nieba, jakby zwieszały się nad moją głową, niepewne swoich korzeni.

Widoków po drodze nie ma, poza przełączką pod samym szczytem. U podstawy wieży zauważyłem nowe, masywne, drewniane stoły i ławy. Pierwszymi zobaczonymi turystami były dwie kobiety w strojach do biegania. Pozazdrościłem determinacji. Rozmawialiśmy chwilę, panie były zniesmaczone wyglądem wieży postawionej na Śnieżniku. Faktycznie, jest brzydka, i niepotrzebna, bo widoki są i bez niej. Chociaż raz pomyślałem, zapinając się szczelnie i zakładając rękawice przed wejściem na wieżę. Na jej szczycie wiatr nie urwał mi głowy tylko dlatego, że mocno ją trzymałem. Drugą ręką musiałem trzymać aparat przy robieniu zdjęć tak, jakby ważył kilogramy, a na plecach czułem wściekłe chłostanie w wykonaniu luźnych pasków plecaka. Najdalsza dal mało była widoczna, ale z mgieł udało mi się wyłuskać zarys Ślęży.




Żółty szlak, a tym schodziłem, znacznie się różni od niebieskiego. Droga tylko pod szczytem jest stroma i wymagająca uwagi z powodu dużej ilości luźnych kamieni, później jej nachylenie jest małe. Las jest widniejszy, a że dużo w nim buków, także młodych, oszałamia feerią kolorów. Dosłownie co parę minut zatrzymywałem i patrzyłem, a bywało też, że cofałem się, chcąc widok zobaczyć nieco inaczej. W paru miejscach drogę pokrywa rudawe igliwie modrzewiowe, w wielu żółte i brązowe liście buków. Buki, piękne buki rosną wszędzie! Szaroołowiane słupy pni wyrastają nie z ziemi, a z kolorowego kobierca liści. Brodzi się tam w ich suchym szeleście, jak to zgrabnie napisała moja znajoma. Szlak meandruje i zawraca, omijając głębokie doliny lub strome jary ze strumieniami na dnie. 




Na wysokich i częstokroć stromych, a nawet urwistych, zboczach sterczą czarne skały, niektóre schodzą do samej drogi. Z bliska wyglądają jak stary, łuszczący się beton. To zlepieńce tworzone przez różnoraki materiał skalny; w mało spoistej skale metamorficznej tkwią twarde młodsze otoczaki, a takie kształty najczęściej tworzone są w wodzie. Okruchy zlepione w ciągu milionów lat leżenia gdzieś głęboko, teraz znowu się rozsypują.

Widać, że nie tylko polityczne dzieje tych stron były burzliwe, ale i geologiczne też.

Mając za sobą ponad połowę długiego dwugodzinnego zejścia, doszedłem do polanki za którą nie widziałem znaków szlaku, do tej pory oznakowanego poprawnie. Gdzie iść? Zrobiłem rundkę po małym rozdrożu i zobaczyłem strzałkę w lewo. Prowadziła w wąski jar o stromych ścianach. Dnem płynął niewielki błotnisty strumień przysypany gałęziami. Ani śladu wydeptanej ścieżki. Po paru minutach dogonił mnie mężczyzna. Skręciłem, bo tam jest strzałka – powiedział. Po stu metrach, wobec narastających trudności w marszu, właściwie w przedzieraniu się po gałęziach i błocie, oraz braku jakichkolwiek śladów ścieżki, uznaliśmy, że może szlak wiedzie górą. Udało się nam wejść po stromym zboczu, ale na górze zobaczyliśmy kolejne zbocza poryte zapadlinami i stromymi dolinami lub zagrodzone gęstwinami, a ścieżki ni śladu. Zeszliśmy z powrotem na dno. Mapa Googli z wbudowanym kompasem podpowiedziała kierunek, poszliśmy. Niewyraźna ścieżka niebawem się skończyła, ale mój towarzysz zobaczył ludzi idących nieco wyżej. Wdrapaliśmy się tam po zboczu, znajdując niewyraźny dukt; prowadził w dobrą stronę. Po kilkuset metrach doszliśmy do skrzyżowania szlaków, ale żółtego tam nie było. Wybrałem oznakowany szlak pasujący mi kierunkiem i po kilometrze wyszedłem z lasu. Nie wiem, gdzie się podział żółty szlak. Po analizie mapy uznałem, że idąc na skróty przecięliśmy go, bo gdzieś w pobliżu zawracał, ale nie widzieliśmy znaków. Prawdopodobnie prowadził tym mokrym jarem, ale czemu nie było tam ścieżki? Bo że nie było znaków, to wiadomo: ponieważ nie ma ich tam, gdzie najbardziej są potrzebne. Po prostu taka jest cecha szlaków. Po raz kolejny dowiedziałem się, dlaczego nie lubię nimi chodzić.

Polna droga wiodąca do Gostkowa zauroczyła mnie widokami. Szedłem nią powoli, zbaczałem na sąsiednie wzgórza, a po zejściu w pobliże wsi i ponownym obejrzeniu budowanej tam estakady, zawróciłem. Wyżej zszedłem z drogi na pola i szedłem nimi, omijając lasy. Tam jest po prostu pięknie. Bronię się przed uznaniem przewagi malowniczości tych okolic nad kaczawskimi, ale ona chyba istnieje.

Na środku wielkiego pola pęcznieje wzgórze, z konieczności omijane przez pługi, a na szczycie rośnie reumatyczna brzoza. Usiadłem pod nią i patrzyłem na cudny świat w zalewie późnopopołudniowego światła. Trójgarb wznosił się opodal, widziałem jego wieżę, lasy i sąsiednie szczyty. Widziałem też turystów wychodzących z lasu i idących w stronę wioski. Nie zatrzymywali się, szli do cywilizacji, kończyli wędrówkę, a przecież wokół tyle piękna prosiło się o dostrzeżenie, tyle mniejszych i większych, bliskich i dalszych gór widać było wokół, tyle brzóz płonących żółciami stało w zalewie światła!

Siedziałem na wzgórzu pod brzozą i patrzyłem. Skały robią wrażenie swoją masywnością, wielkością i trwaniem niemal nieskończonym, ale widoki, które najbardziej mnie ujmują, to te pofałdowane pola, brzozy na uskokach, wzgórki takie jak ten, wijąca się droga biegnąca gdzieś w nieznane. To jest dla mnie kwintesencja uroku, czyli wyżej cenię pogórze nad strome i wysokie szczyty. Tamte są wyniosłe, zimne, czasami trudne (a ja nie chcę się sprawdzać), często zalesione, tutaj mam uśmiech słońca na brzozach, uwodzącą mnie zalotną drogę i rozległy przestwór budzący pragnienie pójścia w dal.

Nikt nie zna tego miejsca, mimo że widać je z pobliskiej drogi. Ten wzgórek, te widoki, są tylko moje. Wiem, że wrócę do tego i do kilku innych miejsc. Wrócę, bo właśnie w ten sposób i w takich miejscach buduję swoje związki z górami.

PS 1

Zdjęcia łuny wschodu słońca nie podkolorowałem. Ciuszki Eos dokładnie takie miały barwy.

PS 2

Przykład nieporadności językowej urzędników z tablicy przy boisku w Witkowie:

Inwestycja miała na celu podniesienie jakości infrastruktury rekreacyjnej poprzez rozbudowę infrastruktury rekreacyjnej. Bardzo... celne.

PS 3

Minął ostatni dzień jesiennego urlopu, o ile emeryt może mówić o urlopie, oczywiście. Chyba jednak może, skoro w dwa dni później zacząłem pracę w starej firmie. Wróciłem z zamiarem pracy do wiosny.

 Trasa:

Ze wsi Witków poszedłem niebieskim szlakiem na Trójgarb. Schodziłem żółtym szlakiem, później zielonym, do wsi Gostków. Do Witkowa wróciłem idąc polami i łąkami.