Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzewa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drzewa. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 listopada 2024

Skały Bramy Lubawskiej

 261024

Cel wyjazdu ustalił Janek, towarzysz dzisiejszej włóczęgi. Pod wieczór okazało się, że i jutrzejszej, ale o tym w następnym opisie. Dzisiaj poznaliśmy Spękane Skały. Stoją szeregiem długości 300 metrów na niewielkim wypiętrzeniu zbocza góry Stróża, kilka kilometrów na zachód od Lubawki w Sudetach. Skały od strony macierzystej góry nie wystają ponad zbocze, ale z drugiej mają wysokość kilkunastu metrów i faktycznie są spękane. Gruboziarniste zlepieńce wydają się ledwie być spojone, a przecież trzymają się już miliony lat. Przeszliśmy szczytami skał, zeszliśmy niżej i wróciliśmy przy ich podnóżach ścieżką wydeptaną przez wspinaczy. Drogi ich wejść na szczyty opisane są na stojących tam tablicach, a ze skał wystają kółka i haczyki. Nazwy tras bywają… hmm, dziwne. Przeczytajcie sami.


Tutaj  jest sporo informacji o Spękanych Skałach.

Natomiast tutaj  jest garść wiedzy o zlepieńcach.

Oto co piszą o tym miejscu autorzy nieocenionej encyklopedii Sudetów pod redakcją M. Staffy:

>> Grupa skalna (…) już ok. 1930 została uznana za pomnik przyrody. Najwyższa skałka była ulubionym celem spacerów letników (…) Urządzono tam punkt widokowy z ławkami i stołem pod okazałem bukiem. Miejsce zwano „Neumann’s Ruh”. (…) Widok uchodził za najpiękniejszy w okolicy. Po wojnie skałki zarosły drzewami, miejsce utraciło walory widokowe i uległo zapomnieniu.<<



Nieco się zmieniło od napisania tych słów. Co prawda ławek i stołu nie ma, zostały tylko resztki barierki, ale widok jest i na pewno nic nie stracił na urodzie, a ścieżki świadczą o popularności miejsca.
Wokół rośnie las bukowy, szczególnie ładny właśnie nad skałami. Świeciło słońce, jesienne kolory tych drzew dosłownie oszałamiany. Nie wiedziałem gdzie patrzeć, w którą stronę skierować aparat. Do głowy przyszła mi myśl pojawiająca się w wyjątkowych okolicznościach: nawet jeśli nic więcej dzisiaj nie zobaczę, to dla widoku tej ferii barw warto było wstać nad ranem i jechać tak daleko.

Niedawno przeczytałem artykuł o zwyczaju dobrze zarabiających młodych ludzi częstego wyjeżdżania na zagraniczne wycieczki. Im egzotyczniejsze miejsce, tym lepiej, a przy tym… może posłużę się cytatem:

>>FORBES: Czy regularne podróże, oczywiście zagraniczne, stały się już wyznacznikiem stylu życia? Świętym Graalem dzisiejszych ludzi pracujących na etatach?

dr Dominik Lewiński: To bardzo trafna obserwacja, ponieważ podróżowanie jest już wręcz obowiązkiem społecznym i moralnym. Niby to się dzieje z własnej woli i każdy chce, ale dwie rzeczy są tu warte zauważenia. Zapytałem w ramach dużych badań, w trakcie których przepytałem około 1 tys. osób — studentów — jakie jest życie ludzi, którzy nie podróżują. I odpowiedź była jednoznaczna: że nudne, monotonne, że jest życiem człowieka o wąskich horyzontach, małowartościowym.<<

Cały artykuł jest tutaj.

Boże drogi – pomyślałem – jak biedni bywają ludzie uznający się za bogatych nie tylko finansowo.

Zgodnie z moim systemem wartości podróżować turystycznie można w dwóch niewykluczających się wzajemnie, a uzupełniających celach: poznania świata, a więc krajobrazów, ludzi, ich kultury, obyczajów czy kuchni, oraz dla wrażeń estetycznych. Dla piękna. Inaczej mówiąc: dla wzbogacenia naszej wiedzy i ducha. Jeżdżenie na drugi koniec świata li tylko dla zaliczenia czy pochwalenia się nie ma sensu, zwłaszcza jeśli koszta wyjazdu zmuszają do dłuższej pracy czy brania kredytu. Przyjechałem w Sudety nie w zamian, nie dlatego, że na wyjazd do Indii mnie nie stać (chociaż faktycznie nie), ale dlatego, że chciałem akurat tutaj. Przyjechałem i za niewielkie pieniądze (jakieś półtorej setki złotych dziennie) przeżyłem kilka pięknych dni. Jedną z najważniejszych umiejętności człowieka jest uniezależnienie oceny swojego życia od stanu portfela. Dla mnie jest to także ważny wskaźnik wartości człowieka.

W artykule jest też wzmianka o odkładaniu na nieokreśloną przyszłość założenie rodziny i posiadanie dzieci, więc parę słów komentarza. Mamy postępującą katastrofę demograficzną. Ubywa nas coraz szybciej, a to znaczy, że z każdym rokiem mniej jest dzieci, a więcej emerytów, co skutkuje wieloma problemami, także gospodarczymi. Liczne są powody tego stanu, tutaj wspomniany jest ten związany z wycieczkami. Kiedy zastanawiam się nad powodami zapaści, płycej albo głębiej zawsze znajduję pieniądze jako pierwotną przyczynę małej dzietności. Ściślej: nadmiar pieniędzy. Oczywiście nie bezpośrednio, a poprzez możliwości dawane ich posiadaniem.

Mam troje dzieci i satysfakcjonującą mnie świadomość przekazania życia dalej, a także umiejętność dostrzegania urody natury niemal wszędzie; wypracowaną, bo sama do nas raczej nie przychodzi. A może tylko niezagubioną w dążeniu do dobrobytu?

Wracam na szlak, bo zaczynam filozofować i chwalić się, co gorsza.


 Malownicze są wzgórza i drogi w okolicy góry Stróża. Łagodne zbocza, polne drogi, kępki drzew, dalekie widoki, a wszystko to wystrojone słońcem i jesiennymi kolorami – klasyczne, ulubione przeze mnie, pogórzańskie obrazy.

 


 Sielskie są widoki stad owiec i kóz pilnowanych przez owczarki i pasterzy – nader rzadko widywane w Sudetach obrazy. Obaj zgodnie uznaliśmy, że powinniśmy wrócić tam i poznać wzgórza na które dzisiaj zabrakło czasu. Wrócimy, jeśli tylko Prządka nam pozwoli.

Obrazki ze szlaku







 Kolory jesieni. Zdjęcia wydają się zbyt kolorowe, ale nie zmieniałem nasycenia. Tak aparat widział tamten las bukowy, tak i jak widziałem.

 Złotna, dopływ Bobru.

 Ładny kamienno-ceglany dom.

 Roślinka na skale. Delikatna, ale przecież daje radę, żyje.

 Kuźnia dzięcioła? Zwracam uwagę na szyszkę wetkniętą w małą dziuplę na brzozie.

 Pierwszego prawdziwka zobaczył Janek, a później to już zupełnie nie wiedziałem czy patrzeć pod nogi, czy w górę, na drzewa. Na tym zdjęciu widać mnie z torbą wypełnioną grzybami. Właściciele hotelu wysuszyli je u siebie; na wigilię będą prawdziwki zebrane na zboczu sudeckiej góry.



Jeszcze kilka zdjęć od Janka.

Trasa: Spękane Skały na zboczu góry Stróża w pobliżu wiosek Miszkowice i Jarkowice w rejonie Sudetów zwanym Bramą Lubawską.

Statystyka: więcej patrzyliśmy stojąc lub rozmawiając niż chodziliśmy, więc trudno się dziwić zatrzymaniu licznika na siódmym kilometrze po ośmiu godzinach.




















piątek, 8 listopada 2024

Piękny dzień jesieni

 241024

Ranek był zimny, ale świetlisty, kolorowy, skrzący się miriadami kropelek rosy, a dzień cały słoneczny. Odwiedziłem lubiane miejsca na Pogórzu Wałbrzyskim w pobliżu wsi Sady Górne, a wśród nich dwa niewielkie wzgórza z dębami na szczytach. Jak tam jest, na co patrzyłem, co podziwiałem, uwidaczniają (chociaż nie w pełni) zdjęcia. Kolorów nie wzmacniałem; nasycone, intensywne barwy złotej jesieni podkreślane były kolorami niskiego słońca wczesnego poranka.





 Dane mi było dzisiaj parokrotnie doświadczyć wrażeń, które najtrafniej można określić olśnieniami. Rankiem na moich „dębowych” wzgórzach, później przypadkowe zboczenie z trasy skutkujące poznaniem nowych uroczych miejsc, a na koniec dnia spektakularny zachód słońca.


 Skręciłem ku kępie drzew i po chwili znalazłem się w pięknej dąbrowie. Nieco dalej pomiędzy drzewami widziałem zalesione wzgórze. Moja droga biegła podnóżem, ale może jednak wejdę na szczyt? Bez entuzjazmu spojrzałem na zaorane kostropate pole po którym wypadało mi iść, ale poszedłem i znalazłem miejsce, do którego będę wracał i myślał o nim w szare dni. Chodziłem między okazałymi dębami rosnącymi na szczycie i zboczu wzgórza, patrząc na feerię barw nade mną i dal widoczną między pniami drzew. Dęby nie przebarwiają się tak spektakularnie jak buki czy klony, ale o tej porze roku, tego cudnego dnia, i one były piękne.

 




Warto było zboczyć z krótszej i wygodniejszej trasy.

Odwiedziłem wzgórza nad tunelami drogi S3, bo dziwnie podoba mi się myśl o wędrówce nad nimi, zajrzałem też do wylotów tuneli. Przywitałem się z brzozowym wzgórzem, jednym z moich ulubionych w tych górach. 

 





Takie małe wypiętrzenia o wysokości pojedynczych dziesiątków metrów od podnóża mają w moich oczach urok szczególny. Wspomniałem teraz Kufla na Pogórzu Izerskim, (niemal prywatną) górkę Ani Kruczkowskiej, i podobną Ambrę w Górach Kaczawskich. One są przyjazne wszystkim wędrowcom, nawet tych najmniejszym, zaczynającym przygodę z górami (albo je kończącą z powodu wieku). Są jasne, malownicze, widokowe, uśmiechnięte. Są jak przyjaciel, do którego zawsze można wpaść by doświadczyć pozytywnej przemiany ducha.

Skracając drogę szedłem polem po uprawie kukurydzy. Jest ogromne, oszacowałem jego wielkość na 80 do 100 hektarów. Widziałem tam wyjątkowo dużo niezebranych kolb. 

 



Wspomniawszy opowiadanie kolegi o zbieraniu pozostawionych kolb dla owiec i królików, wyjąłem torbę z plecaka i w ciągu dosłownie
trzech minut napełniłem ją całą. Zebrałem kroplę z morza, skoro na polu zostały całe tony. Tyle ziaren tam zostało! Właśnie marnowanie jedzenia poruszyło mną najbardziej. Codziennie ludzie na Ziemi niedojadają a nawet umierają z głodu, a tutaj, na tym jednym polu, wiele ton jedzenia ma zgnić w ziemi!

Na brzegu uprawy zobaczyłem dwóch mężczyzn zbierających kolby i odnoszących je w dużych torbach do samochodu. Zapytałem, zbierali dla hodowanych zwierzaków. Parę godzin później gdzieś pod krzakami zobaczyłem dzikie wysypisko śmieci, a na nim plastikowy, spory i cały pojemnik. Zapasową sznurówką przywiązałem go do plecaka i poszedłem dalej. Do samochodu dotarłem gdy dzień się kończył i… pojechałem na kukurydziane pole, wszak wiedziałem, że można dojechać tam osobówką.

Torbę i pojemnik wypełnione kukurydzianymi kolbami zawiozłem koledze dwa dni później. Uratowałem kilkanaście kilogramów ziarna.

Na chwilę wrócę do wspomnianej kupy śmieci. Spotyka się je wszędzie, także w najładniejszych miejscach, a jakoś nie słyszę o konieczności oczyszczenia naszego środowiska, a jedynie o panelach, wiatrakach i podatkach od dwutlenku węgla. Natomiast często słyszę mylenie znaczeń takich pojęć jak pogoda, klimat i środowisko. Jeśli w mediach mówi się o środowisku, słusznie pokazywane są dymiące kominy, ale czemu nie pokazują takich obrazów?


 Czy wiatraki stojące na stertach śmieci mają być symbolem nowoczesności i dbałości o naszą planetę?

Obrazki ze szlaku


 Jutrzenka i ślady samolotów.

 Świt oglądany z pierwszego wzgórza.

 Pierwsze chwile dnia. Niebieskość dali i delikatna mgiełka prześwietlone są bajecznie kolorowym światłem wschodzącego słońca. W oddali widać Chełmiec, górę nad Wałbrzychem.



 
Rowy na polu wypłukane przez deszcze, a na dole, w nieckach, skutek, czyli osady sedymentacyjne.

Kropla drąży skałę, mówi się, a na tych zdjęciach widać proces szybszy. W krótkiej, ludzkiej, perspektywie czasowej problemem jest ubywanie na takich polach żyznej ziemi, a tworzy się ona bardzo powoli. W drugiej, geologicznej, widzimy proces wyrównywania wzgórz. Jeśli nie obudzą się siły górotwórcze wewnątrz Ziemi, kiedyś będzie tutaj równina, a po Górach Wałbrzyskich nie zostanie nawet ślad.


Zachód słońca nad kukurydzianym polem. Piękny, czysty, barwny. Budzący cenne wrażenia estetyczne, ale i odrobinę smutku. Zachód, którego chciałoby się zatrzymać tajemnym zaklęciem.

Trasa: wokół Sadów Górnych na Pogórzu Wałbrzyskim.

Statystyka: 10 godzin na szlaku długości 18 km.