Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemiany przestrzeni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemiany przestrzeni. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 marca 2024

Zamek Cisy i wałbrzyskie wzgórza

 100324

Do wsi Chwaliszów na Pogórzu Wałbrzyskim kiedyś doszedłem, dzisiaj od tej miejscowości postanowiłem zacząć wędrówkę. Planowałem odwiedzenie ruin zamku Cisy, a później… Na później planu nie miałem. Improwizowałem i w efekcie przedreptałem sporo kilometrów.

Zamek Cisy widziałem tylko raz, chyba 14 lat temu, pora więc była najwyższa przypomnieć sobie wygląd ruin. Duża to była budowla, rozbudowywana przez wieki, a stoi na urwisku, powyżej strumienia Czyżynka. Kamienne ściany metrowej grubości, wieża obronna, wysoki i nadal cały mur na skraju przepaści, małe okienka, piwnica z zachowanym sklepieniem, wyraźne ślady fosy, brzozy wyrosłe na pionowej ścianie kamiennej i las wokół; niech te słowa będą opisem.




Położyłem dłoń na murze – jakby czasu doświadczał dotykiem. Siedemset lat temu ktoś te kamienie wmurował w ścianę. Jakie miał imię? Jak mu się żyło w tamtych czasach? O czym marzył? Nigdy się nie dowiem, skoro jedynym śladem jego istnienia są te kamienie ułożone w mur.

Cicho tam, tylko strumień w dole snuje tę samą baśń, którą słyszał tamten murarz. Ciekawym i silnym, tak myślę, doświadczeniem byłoby spędzenie nocy wśród tych postrzępionych murów. Dodam jeszcze, że idąc lasami można w ciągu godziny dojść do znanego i licznie odwiedzanego zamku Książ.

Nie chcąc wracać tą samą drogą, szedłem bezdrożem przy brzegu strumienia, i tam znalazłem kępy kwitnących przebiśniegów! Ich świeżość i delikatność podkreślona była martwotą burych liści. Widok tych pięknych kwiatów działa ożywczo na samopoczucie. One budzą poczucie pewności i trudne do określenia pocieszenie związane z nutką smutku: wszystko może się wydarzyć, świat może się zmienić diametralnie, mnie już nie będzie, ale kiedy przyjdzie pora, znowu wróci wiosna i zakwitną kwiaty.

 

 Idąc z powrotem w stronę wioski wszedłem na Popielec, sporą i widokową górkę ominiętą w czasie wcześniejszej wędrówki, a później po prostu poszedłem przed siebie rozległymi polami. Krajobraz wokół był charakterystyczny dla kresów pogórza, z rozległymi polami i niewielkimi wzgórkami o długich łagodnych zboczach.

 


Ładny obraz, owszem, ale chyba jednak wolałem widzieć wyższe wzgórza, skoro pojawiła się myśl o zmianie trasy. Może zobaczę, co się dzieje przy wylotach tuneli na budowie drogi? Pójdę tam – postanowiłem – no i oczywiście odwiedzę moje ulubione miejsca w pobliżu.


 Stojąc nad wylotami tuneli, na zboczu wzgórza pod którym wykuto przejazd, zauważyłem nowe ciekawe szczegóły. Między jezdniami pojawił się asfaltowy placyk jako żywo przypominający lądowisko helikopterów, zapewne na wypadek katastrofy w tunelu; stojący obok spory budynek dla obsługi technicznej wygląda na ukończony, a przy nim bieleje wielki spalinowy generator prądu. W pracy miałem do czynienia z takimi urządzeniami i dlatego wiem, że ten mógłby zasilić dużą wieś. Postawiono go na wypadek braku prądu w sieci. Te przykłady koniecznego wyposażenia długiego tunelu (2300 metrów) nieźle uzasadniają horrendalne koszta drogi, wynoszące około stu milionów za kilometr. Roku mojej pracy mało, aby za zarobione pieniądze zbudować metr tej drogi!

Powyżej wylotu tunelu wznoszą się malownicze wzgórza. Są dla mnie jak okolice Trzmielowej Doliny w Górach Kaczawskich: ulubione i wielekroć odwiedzane. Wrócę tam w lecie, a w kaczawskiej Dolinie już wkrótce zakończę tegoroczny jesienno-zimowy sezon wędrówek sudeckich.




 Czasu coraz mniej, trzeba więc chodzić, patrzeć i podziwiać urodę natury.

Obrazki ze szlaku

 Widziałem i słyszałem jednocześnie trzy skowronki!

 

Pole i Trójgarb. Zwracam uwagę na skutki perspektywy, czyli na przekłamania obrazu świata widzianego przez nas, ponieważ są ciekawe, a bywają też zaskakujące i zabawne. Gdyby nie wiedza, można by uznać ten bliski zielony wzgórek za wyższy od tamtej pokaźnej góry. A co się działo w miarę mojego marszu pod górę? Trójgarb rósł. Naprawdę się podnosił, zwiększał swoją wysokość. Przecież widziałem!


 
Kwitnąca wierzba iwa. Czyż nie jest ładna?

 Bród na Czyżynce poniżej ruin zamku Cisy. Nazwa strumienia przyjazna dla Anglika, nieprawdaż? Płycizna okazała się nie być taka płytka, miałem obawę o nabranie wody do butów, ale udało się przejść.

 Nie narzekam na tę wycinkę, drzewa były spróchniałe.

 A tutaj wycinka klasycznie „pielęgnacyjna”. Tyle się mówi o ekologii, o CO2, i… tyle drzew się wycina! Zgoda na wycinanie wybranych drzew (głównie z sadzonych lasów „gospodarczych”) na potrzeby naszej gospodarki, ale nie na eksport! Warto pamiętać o bardzo ważnym i znanym przecież fakcie: swoją tkankę drzewo buduje głównie z węgla, biorąc z powietrza dwutlenek węgla, a wypuszczając tlen. Gdyby ludzie potrafili robić to tak sprawnie jak ono, nie byłoby kłopotów z tym gazem cieplarnianym.

 Strumień Strzegomianka jest dobrym zobrazowaniem powiedzenia o cichej wodzie rwącej brzegi.

 Wielka stara wierzba nad strumieniem. Duże drzewa, nawet tak kostropate jak to, powinny być pod ochroną częściej i wcześniej, niż teraz jest to praktykowane.

Budowie domu zawsze towarzyszy sterta plastikowych śmieci.

 Prawdopodobnie te opony leżące na wzgórzu Popielec wytyczają tor do jazdy. Tak też można zepsuć wygląd ładnej górki!

 Śmieci w ładnym miejscu. Ich właścicielem jest najwyraźniej zakład samochodowy.

Jedną mamy ojczyznę, jeden dom, jedną matkę – Ziemię, a traktujemy ją gorzej niż dziwkę wynajętą na zakręcie drogi. Ludzie tak postępujący są dla mnie zupełnie niezrozumiali, są jak kosmici. Ich wrażliwość estetyczna jest na zerowym poziomie, a chytrość (wszak śmieci wysypali dla zaoszczędzenia paru złotych) przekracza wszelkie granice.

 Słowo o polszczyźnie. Na tablicy stojącej przed ruinami zamku Cisy wydrukowane jest takie wyrażenie: „Wsparcie na wdrażanie”. To przykład słownych potworków mnożących się obecnie niczym szczury chińskie. Wdrażanie (czegoś) można wspierać, ale nie można wspierać na wdrażanie, bo to bezsens. Na wdrażanie to się można wypiąć.

 Niedawno widziałem wiszący tor, dzisiaj wiszący mur (na zamku Cisy). Takie dziwy można zobaczyć w Sudetach! :-)

 W kamiennych ruinach tego zamku wyrosła miodunka. Przykucnęła wśród zeszłorocznych liści potwierdzając przyjście wiosny.

 

W murach widziałem takie zagłębienia. Przypuszczam, że tkwiły w nich drewniane belki stropów. Kamień został, drewno obróciło się w proch i ponownie weszło w obieg materii. Przy okazji napiszę o drewnianym stropie mającym kilkaset lat: jest w średniowiecznej budowli mieszkalno-obronnej zwanej Wieżą Książęcą, stojącej w Siedlęcinie, w Górach Kaczawskich. Trudno byłoby teraz znaleźć tak potężne drzewa jak te użyte do budowy. Jako technika mającego pojęcie o konstrukcjach, zafascynowało mnie drewniane belkowanie wyjątkowo wysokiego dachu. Warto tam pojechać i zobaczyć siedemsetletnią budowlę w dobrym stanie.

Oblicza sudeckich wiosek.






 Ich zabudowę dzielę na trzy podstawowe grupy: ruiny domów poniemieckich, czasami bardzo ciekawych architektonicznie, jak ten na drugim zdjęciu, mniej lub bardziej zadbane i użytkowane domy poprzednich gospodarzy Dolnego Śląska, oraz nowo postawione domy. Nie podoba mi się to pomieszanie; stawianie typowych (do znudzenia) modnych obecnie domów wśród budynków ze ścianami szachulcowymi, a mieszkańcom domów postawionych przy ruinach po prostu się dziwię. Widzieć za oknem ruinę czyichś marzeń o domu zamieszkałym przez nich i ich dzieci...


 Dwa obrazki z budowy drogi S3: nowoczesne piętrowe konstrukcje, a obok śmieci, bałagan i śmierć, ponieważ ścinając, drzewo się uśmierca.

Trasa na Pogórzu Wałbrzyskim: ze wsi Chwaliszów do ruin zamku Cisy na terenie Książańskiego Parku Krajobrazowego. Dalej: przez wzgórze Popielec i Chwaliszów dojście polami do Sadów Górnych, a następnie do północnego wylotu tunelu S3. Powrót do Chwaliszowa przez widokowe wzgórze nad Starymi Bogaczowicami.

Statystyka: na szlaku byłem 10 godzin i kwadrans, przerwy trwały niecałe 3 godzin, a przeszedłem 23 km.

PS

Zgodnie z zapowiedziami firma Google unowocześniła stronę logowania. Zmiana jest poważna, ponieważ wcześniej układ napisów był pionowy, teraz jest poziomy. Innych zmian nie zauważyłem, nawet ramki i kształt liter zostały takie jakie były, ale przecież ta jedna zmiana wystarczy za wszystkie możliwe i niemożliwe. Tak, teraz strona wygląda znacznie nowocześniej!

Mimo tej kpiny uważam, że zrobiono dobrą robotę, ponieważ zrobiono niewiele. Byłoby gorzej, gdyby dodano fruwające motylki i machające łapki w stu jaskrawych kolorach.

 








Brzózki na pionowej ścianie!





niedziela, 17 lipca 2022

Powrót na Roztocze

 090722

Oglądając mapę, zauważyłem białą plamę na obszarze, który wydawał się nieźle poznany. Jest tam długa polna droga łącząca wsie oddalone o kilka kilometrów, są pokaźne wzgórza, więc… jest plan! Co prawda wyjazd na wschodnie krańce Roztocza znowu mi się odwleka, ale przecież zdążę.

Droga okazała się bardzo malownicza, podobnie jak kilka bocznych. Jedna z nich zawiodła mnie na wzgórze Łamana Góra. Jak mi później wyjaśniono, nazwa nawiązuje do nieczynnego obecnie kamieniołomu. Na szczycie są nieużytki, to pola zarośnięte roślinami zielnymi tak wysokimi i gęstymi, że po wejściu na szczyt zrezygnowałem z odszukania kamieniołomu. Widok stamtąd jest rozległy: na południu widać równą, granatową, niekończącą się linię Lasów Janowskich, a na północy wysokie jak na standardy roztoczańskie zbocze stromo opadające ku szosie.

 



Nie chcąc wracać po śladach, ale też będąc kuszony widokiem odległych wzgórz, skręciłem w boczną dróżkę i minąwszy wioskę Pulczynów, wszedłem na wzgórza wcześniej widziane z daleka.

Ilekroć widzę na dalekim horyzoncie odkryte grzbiety wzgórz, a na nich pojedyncze drzewa z dużej odległości widziane jako małe kropki na tle zbóż lub nieba, czuję pragnienie pójścia tam, zobaczenie ich z bliska. Zawsze są magnetycznie urokliwe. Widziane z bliska czasami tracą swoją urodę, ale takie doświadczenie nie jest zawodem, skoro po chwili, patrząc na inne odległe samotne drzewa, znowu czuję chęć pójścia po horyzont. Czasami poddaję się temu pragnieniu, jak dzisiaj właśnie. Trochę kluczyłem lasem i miedzami nim doszedłem do szczytu z kępą drzew, i stojąc przy nich spojrzałem tam, gdzie byłem dwie godziny wcześniej.


Ta chwila niesie dziwną satysfakcję: byłem tam – szepczę wtedy do siebie jakbym patrzył na trudny do zdobycia szczyt.

Niewielka część trasy wypadła lasem, a tam skończyła mi się droga. Nie pierwsze takie doświadczenie, niemal na każdej wędrówce idę coraz mniej widocznym duktem, a w końcu zatrzymuję się wśród drzew i zastanawiam, czy zawracać, a może iść dalej wyszukując przejścia w gęstwinach. Na szczęście takie bezdroża są z reguły krótkie, kilkusetmetrowe.

Bywa też wcale nierzadko, że kończy się polna droga. Dzisiaj jedna z nich podprowadziła mnie pod las i tam zostawiła przed dużą kępą kwitnącego ostu. Stałem tam dłuższą chwilę patrząc na motyle kilku gatunków. Latały nad kwiatami, siadały na nich i znowu wzbijały się w powietrze tworząc wirującą splątaną chmurę. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widział tak wiele motyli.

 


Dobrze, że nie idzie ze mną Janek – pomyślałem – bo szybko byśmy stąd nie odeszli.

Długa droga, oś mojej dzisiejszej wędrówki, łagodnie wznosi się biegnąc po rozległym zboczu wzgórza. 

 


Za mną horyzont się oddalał: wcześniej wyraźnie widziane wzgórza traciły szczegóły, nabierały niebieskich barw i stawały się coraz niższe. Przede mną droga celowała w niebo i na jego tle znikała. Pod szczytem jakiś niewielki garb zasłonił widok z tyłu, ale niewiele dalej ujrzałem przed sobą daleki horyzont. Usiadłem na miedzy i patrzyłem na odległe wzgórza nad Czarnymstokiem. Patrzyłem z satysfakcją, ponieważ rozpoznawałem miejsca i drogi. Obiecałem sobie pójść nimi na następnej wędrówce – i poszedłem.



Wracając skręciłem w inną drogę i tam spotkałem dwie panie zrywające maliny. W odpowiedzi na moje powitanie zostałem zaproszony na malinowy poczęstunek. W czasie ochoczego objadania się słodkimi owocami zostałem wypytany o cel i kierunek marszu, a więc było tak, jak i zdarzało się w poprzednim roku. Zauważyłem, że ludziom dość trudno jest przyjąć do wiadomości fakt bezinteresownego chodzenia polnymi drogami Roztocza.

– A może się pan zgubił?

Dowiedziałem się o nieodległym źródle, więc wypytałem się o drogę, podziękowałem za poczęstunek i poszedłem w dół, do wioski. Droga niezupełnie zgadzała się z opisem, ale trafiłem. Zobaczyłem je z odległości kilku metrów, wokół było grząsko, ale udało mi się podejść bliżej i nie nabrać wody w buty. Stałem i patrzyłem na wodno-piaskową burzę: woda biła spod ziemi wybrzuszając taflę wody i wzniecając małe tumany piaskowego kurzu. Nie widziałem takiego źródła. Dobrze, że skręciłem w tamtą drogę i spotkałem malinowe panie, bo w rezultacie mogłem zobaczyć coś tak oryginalnego i ładnego.

 


Niewielkie rozlewisko tworzą wody krótkiego strumyka zaczynającego się u podnóża stromej ściany wąwozu. Woda wypływa spod kamieni, jest to więc klasyczne źródło. Niestety, jasny, wesoły strumyk jest zaśmiecony; może i lepiej, że zdjęcia okazały się kiepskie, nie do publikacji.

Obrazki ze szlaku.

Kwitnie cykoria podróżnik! Jej kwiaty mam za jedne z najładniejszych na naszych polach.

 



Jaką szerokość mają roztoczańskie pole? Zwykle 10-20 metrów, trzydziestometrowe są już szerokie, ale spotyka się sporo węższe. Dzisiaj widziałem pole dwumetrowe! Jest węższe niż szerokość kombajnu! 

 


Oto przydrożna lipa ocieniająca kapliczkę – moja dzisiejsza modelka. Czyż nie ma powabnych kształtów?

 




Może i niewiele ma ziemi ten rolnik, ale lamborghini na podwórzu ma. Nie zmyślam, oto dowód. 

 


Jarzębino, nie spiesz się, proszę, z dojrzewaniem swoich owoców, bo kiedy uczynisz je czerwonymi, będzie schyłek lata.


Stary dom i dwa nowe, kwiaty i aseptyczne zimne tuje. Kiedyś ludzie nie mając tak wielu wydajnych maszyn jak mają teraz, znajdowali czas na pielęgnowanie kwiatów, teraz nie mają czasu mając kombajny, więc sadzą tuje. A może codzienny pęd pozbawił ich części wrażliwości? 

 


Przy wioskowej uliczce zobaczyłem ostropest. Ta roślina w pierwszej chwili wydaje się pospolitym chwastem, ale jeśli damy jej szansę drugiej chwili, łacno zobaczymy jej szczególną i rzadką urodę. Liście są duże i oryginalne, a kwiaty podobne do ostu, ale znacznie większe i ładniejsze. Są po prostu piękne.

 




Na tym zdjęciu widać dość wyraźnie wielkie oczy owada. To oczy złożone w wielkiej liczby prostych pozbawionych soczewek aparacików do patrzenia. Aby miały wystarczającą czułość, musi ich być bardzo dużo, stąd tak znaczna ich łączna wielkość. 

 


Uschnięte drzewo – rzucający się w oczy kontrast. Czy naprawdę tak wygląda świat w grudniu? To chyba niemożliwe…


Jedna z wielu kapliczek. Ta stoi gdzieś między Smoryniem a Trzęsinami. Proszę przeczytać napis. Tak, wiem, ludzie nie byli wykształceni, a kapliczka i napis są przejawem pobożności. Wiem o tym.

 



Zboża na wielu polach wydają się być dojrzałe do żniw. Mam nadzieję, że nie ucierpiały z powodu braku wody i wykształciły prawidłową wielkość nasion.



Trasa: między Wolą Radzięcką a Smoryniem i Trzęsinami. To wioski na zachód od Zwierzyńca.

Szedłem 6 godzin, odpoczywałem 4,5 godziny, a długość trasy wyniosła 18 km.