Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą himalaizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą himalaizm. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 lutego 2018

Zimowe wejścia na ośmiotysięczniki

010218

Kiedyś widziałem w internecie zdjęcie, które tak mi się spodobało, że częstokroć wspominam go przy okazji myśli o górach. Widać było na nim sylwetkę człowieka stojącego na ostrej skale szczytowej, a wokół roztaczały się góry alpejskiego typu z dziesiątkami szczytów – aż po horyzont. Niskie słońce, ciepłe barwy, wrażenie patrzenia na cudny, bajkowy świat. Wydawało się, że ten człowiek właśnie przekroczył bramę Edenu i patrzy na dany mu przez Boga świat do podziwiania.
Właśnie, do podziwiania…
Z różnych powodów ludzie chodzą w góry, a motywy nierzadko są ze sobą splecione i chyba nie ma miłośnika gór, który dobrze wie co go ciągnie na szlak, jednakże wydaje mi się, że można pokusić się o podział przyczyn na dwie grupy różniące się dość wyraźnie. Idzie się dla piękna lub dla emocji. Tak, tak: te powody przenikają się, wiem i wspomniałem o tym wyżej, jednak podział utrzymam z powodu własnych preferencji i pamięci rozmów z ludźmi chodzącymi w góry. W skrajnych swoich przejawach linia podziału oddziela tych, którzy nie pójdą, bo niebezpieczeństwo nie podnieca ich i przeszkadza w kontemplacji, od tych ludzi, którzy potrzebują pewnej, dla siebie właściwej, dawki niebezpieczeństwa, aby wyjście w góry nabrało dla nich sensu i uroku.
Dla tych drugich naturalnym ciągiem będą wyjazdy w coraz wyższe góry.
Wiadomym jest, że wyjście w góry wymagające umiejętności wspinania się, także z użyciem specjalistycznego sprzętu, związane jest z chęcią zmierzenia się z trudnościami, z ograniczeniami naszych organizmów – i pokonania ich. Także z poczuciem satysfakcji i ze sprawdzeniem się. Pytanie, które niedawno sobie zadałem, dotyczy istnienia granic zarówno niebezpieczeństwa, jak i trudności.
Odruchowo uznaję, iż nie powinno ich być, wszak właśnie te nieistnienie miało niemały udział w osiągnięciach ludzkości, zwłaszcza w chwilach przełomowych, w zamierzeniach wyjątkowych, jednak po chwili przychodzi druga myśl – pytanie o cel, sensowność, o cenę.
Do tej pory wszystko jest dla mnie zrozumiałe i akceptowane, dalej już nie bardzo.
W spuszczeniu się w batyskafie w głębinę morską czy w wystrzeleniu w kosmos, sensowność i celowość dostrzegam mimo wielkiego niebezpieczeństwa, nie dostrzegam w zimowym wejściu na ośmiotysięcznik. W tym przedsięwzięciu widzę jedynie pragnienie bycia pierwszym, zrobienie czegoś, czego nikt jeszcze nie dokonał. Akceptowałbym i takie cele, gdybym nie dostrzegał jeszcze chęci popularności, podziwu, ilości poniesionych kciuków i zapewne też kasy, a nade wszystko gdyby nie okrutna cena. Znaczna część himalaistów umiera w górach. Wystarczyłoby przewertować internet by dowieść, iż ich ilość nie jest liczona w pojedynczych procentach, a w znacznie większej ilości.
Myślę sobie, że jeśli facet ma żyjących rodziców, ma żonę i dzieci, zwłaszcza dzieci, nie powinien szafować swoim życiem tak rozrzutnie, tak nonszalancko, jak to robią ludzie idący w zimie na ośmiotysięczniki. Myślę, że powinien pomyśleć o tych, którzy może będą narażać swoje życie idąc mu na ratunek. Jeśli obie te kwestie połączyć, ujawnia się cecha, którą widzę blisko samolubstwa.
W jaką stronę zmierza himalaizm? Inaczej pytając: gdzie himalaiści będą chodzić, gdy już wszystkie wysokie góry zaliczą w zimie? Może będą czekać na wyjątkowo silne burze śnieżne, a później licytować się szybkością wiatru i stopniami mrozu? Może opracowane będą tabele do przeliczania stopni trudności? A może ustali się top lista według czasu wejścia na wszystkie ośmiotysięczniki? Oczywiście w stylu alpejskim i w zimie, no bo co za trudność wejść tam w lecie z zakładaniem obozów...
To, co obecnie robią ci ludzie, to nie wyczyny a szaleństwo.

Niedawno czytałem o tragicznym wejściu na jeden z najwyższych szczytów (nie pomnę nazw i nazwisk, ale nie są one tutaj istotne): jeden z himalaistów został w lodowej rynnie, a że jest ona jedyną drogą w górę, uczestnicy następnych wypraw musieli iść dosłownie po nim.
Oto współczesna wersja powiedzenia o dążeniu do celu po trupach.

PS
Przedstawiłem swoje widzenie i swoją ocenę, a nie prawdę objawioną i niepodlegającą dyskusji. Jest oczywiste inne ocenianie wyczynów tych ludzi i chętnie przeczytam uzasadnienia.