050923
Światło jest teraz inne, bardziej podkreślające coraz wyraźniej jesienne kolory. Wyjątkowość wrześniowego słońca szczególnie wyraźnie widziałem w siwy i srebrny, skrzący się i świetlisty ranek.
W dolinkach ścieliła się niska, jasna, delikatna mgiełka; ponad nią wystawały korony drzew.
Widziane pod słońce kropelki rosy wiszące na źdźbłach traw i owe mgiełki prześwietlone niskim światłem tworzyły impresjonistyczne obrazy możliwe do oglądania tylko teraz, na granicy lata i jesieni.
Ranek był rozkosznie chłodny, po dwóch kwadransach temperaturę uznałem za idealną, a niewiele później zrobiło się gorąco. Niech tak będzie. Niech nasycę się ciepłem i słońcem. Może w zimie mniej będę tęsknił?
Pojechałem tam, gdzie nie dotarłem w poprzednim tygodniu: w nieznane miejsca pod Radecznicą na zachodnim Roztoczu. Ładnie tam jest; pagóry są liczne i wyraźnie zarysowane, ale czy nieznane? Droga wyprowadziła mnie z lasu, ostro skręciła i wtedy zobaczyłem przed sobą charakterystycznie wygięte drzewo. Przecież znam tę krzywą czereśnię, byłem tutaj – szepnąłem do siebie.
Okazało się, że miejsc nieznanych jest tam niewiele, więcej niepamiętanych, ale to też jest dobry powód do przyjazdu i wędrówki.
Znaczną część dzisiejszej trasy przeszedłem ścierniskami lub zaoranymi polami. Marsz jest uciążliwszy niż drogą, ale decydując się na przecinanie pól mogę iść tam, gdzie ładniej, na przykład szczytami pagórów. Często są na polach ślady wygniecione wielkimi traktorowymi kołami, dobrze się nimi idzie o ile droga wypada wzdłuż pól. Trudniej było iść w poprzek, skoro w praktyce oznacza drogę w dół lub pod górę. Pola są wąskie, najczęściej około 20 metrów szerokości, a miedze są zachwaszczone, wysokie, o pionowych ścianach. Wiele razy skręcałem widząc opodal nieco niższą granicę pól i drapałem się na nią chwytając zielska dla łatwiejszego podciągnięcia się w górę albo, wykorzystując sztywność butów, wbijałem pięty w drobne występy lessowej ściany i schodziłem na niższe pole.
Było ciepło, ale nie upalnie, więc szwendanie się po polach uciążliwe nie było.
Dali, słońca, polnych dróg, kęp drzew na polach, malowniczych zboczy pagórów nie brakowało na szlaku. Przeżyłem kolejny ładny dzień.
Obrazki ze szlaku
Stare Roztocze. Dodam tylko, że takich domów nie jest dużo, a część z nich jest remontowana i zmieniana w domki letniskowe. Nie znam cen, ale przypuszczam, że takie opuszczone stare zabudowania można kupić za niewielkie pieniądze.
Dla równowagi: wyremontowana (Unia dorzuciła sporo grosza) remiza i świetlica we wsi Chłopków.
Miskant chiński. Tak twierdzi mądra strona, bo ja nawet za chińskiego boga nie rozpoznałbym tej rośliny. Raczej nie jest uciekinierem, rośnie na posesji jako roślina ozdobna. Faktycznie, zdobi.
Zestaw maszyn równający glebę po orce, rozdrabniający grudy i od razu siejący. Te wszystkie prace wykona jeden człowiek w ciągu krótkiego czasu i nawet nie zmęczy się przy nich. A kiedyś?...Kurzyślad widuję wyłącznie na ścierniskach. Nie wiem, dlaczego ta roślinka upodobała sobie takie miejsca. Może wie o swoim przydomku: kurzyślad polny?…
Poza ścierniskami nie widuję też rdestu.
Dwie odwiedzone znajome brzozy. Przecież nie mogłem je ominąć będąc blisko.
Korzenie drzew rosnących na lessowych skarpach bywają malownicze.
Dlaczego ominąłem to samotne drzewo? Mam powód do powrotu.
Czereśniowa miedza z widokiem.
Roztoczańska kompozycja.
Trasa: Początek i koniec w Radecznicy na zachodnim Roztoczu. Szedłem drogami i polami na południowy zachód od wioski, za Chłopków.
Statystyka: na szlaku byłem 11,5 godziny, przeszedłem 23 km, a przerwy trwały 4 godziny.