Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miedze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miedze. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 września 2023

W słoneczny dzień wrześniowy

 050923

Światło jest teraz inne, bardziej podkreślające coraz wyraźniej jesienne kolory. Wyjątkowość wrześniowego słońca szczególnie wyraźnie widziałem w siwy i srebrny, skrzący się i świetlisty ranek.

W dolinkach ścieliła się niska, jasna, delikatna mgiełka; ponad nią wystawały korony drzew.

Widziane pod słońce kropelki rosy wiszące na źdźbłach traw i owe mgiełki prześwietlone niskim światłem tworzyły impresjonistyczne obrazy możliwe do oglądania tylko teraz, na granicy lata i jesieni.

Ranek był rozkosznie chłodny, po dwóch kwadransach temperaturę uznałem za idealną, a niewiele później zrobiło się gorąco. Niech tak będzie. Niech nasycę się ciepłem i słońcem. Może w zimie mniej będę tęsknił?

Pojechałem tam, gdzie nie dotarłem w poprzednim tygodniu: w nieznane miejsca pod Radecznicą na zachodnim Roztoczu. Ładnie tam jest; pagóry są liczne i wyraźnie zarysowane, ale czy nieznane? Droga wyprowadziła mnie z lasu, ostro skręciła i wtedy zobaczyłem przed sobą charakterystycznie wygięte drzewo. Przecież znam tę krzywą czereśnię, byłem tutaj – szepnąłem do siebie.

 

Okazało się, że miejsc nieznanych jest tam niewiele, więcej niepamiętanych, ale to też jest dobry powód do przyjazdu i wędrówki.


 

Znaczną część dzisiejszej trasy przeszedłem ścierniskami lub zaoranymi polami. Marsz jest uciążliwszy niż drogą, ale decydując się na przecinanie pól mogę iść tam, gdzie ładniej, na przykład szczytami pagórów. Często są na polach ślady wygniecione wielkimi traktorowymi kołami, dobrze się nimi idzie o ile droga wypada wzdłuż pól. Trudniej było iść w poprzek, skoro w praktyce oznacza drogę w dół lub pod górę. Pola są wąskie, najczęściej około 20 metrów szerokości, a miedze są zachwaszczone, wysokie, o pionowych ścianach. Wiele razy skręcałem widząc opodal nieco niższą granicę pól i drapałem się na nią chwytając zielska dla łatwiejszego podciągnięcia się w górę albo, wykorzystując sztywność butów, wbijałem pięty w drobne występy lessowej ściany i schodziłem na niższe pole.

Było ciepło, ale nie upalnie, więc szwendanie się po polach uciążliwe nie było.

Dali, słońca, polnych dróg, kęp drzew na polach, malowniczych zboczy pagórów nie brakowało na szlaku. Przeżyłem kolejny ładny dzień.

Obrazki ze szlaku





 Stare Roztocze. Dodam tylko, że takich domów nie jest dużo, a część z nich jest remontowana i zmieniana w domki letniskowe. Nie znam cen, ale przypuszczam, że takie opuszczone stare zabudowania można kupić za niewielkie pieniądze.

 Dla równowagi: wyremontowana (Unia dorzuciła sporo grosza) remiza i świetlica we wsi Chłopków.


 Miskant chiński. Tak twierdzi mądra strona, bo ja nawet za chińskiego boga nie rozpoznałbym tej rośliny. Raczej nie jest uciekinierem, rośnie na posesji jako roślina ozdobna. Faktycznie, zdobi.


Zestaw maszyn równający glebę po orce, rozdrabniający grudy i od razu siejący. Te wszystkie prace wykona jeden człowiek w ciągu krótkiego czasu i nawet nie zmęczy się przy nich. A kiedyś?...

Kurzyślad widuję wyłącznie na ścierniskach. Nie wiem, dlaczego ta roślinka upodobała sobie takie miejsca. Może wie o swoim przydomku: kurzyślad polny?…

 Poza ścierniskami nie widuję też rdestu.



 Dwie odwiedzone znajome brzozy. Przecież nie mogłem je ominąć będąc blisko.

 


Korzenie drzew rosnących na lessowych skarpach bywają malownicze.

 Dlaczego ominąłem to samotne drzewo? Mam powód do powrotu.


 Czereśniowa miedza z widokiem.

 Roztoczańska kompozycja.

 

Trasa: Początek i koniec w Radecznicy na zachodnim Roztoczu. Szedłem drogami i polami na południowy zachód od wioski, za Chłopków.

Statystyka: na szlaku byłem 11,5 godziny, przeszedłem 23 km, a przerwy trwały 4 godziny.


 
























piątek, 1 września 2023

Lato i Roztocze

 250823

Kolejny dzień odwiedzin ulubionych miejsc. Stali bywalcy bloga może pamiętają zdjęcia zrobione spod topoli rosnącej na miedzy, dwukrotnie już tutaj publikowane. Pierwszą przerwę miałem właśnie pod tym drzewem. Tak, tak, trzeba mi ruszyć dalej, wszak tyle jeszcze miejsc czeka na mnie, ale... trudno mi to zrobić, skoro tutaj jest tak ładnie.

 

Gdzie byłem, pokazuje mapa, co zobaczyłem, starałem się uchwycić na zdjęciach. Widać na nich duże podobieństwa do miejsc odwiedzanych wcześniej. Owszem, są podobne, czyli takie, jakie mi się podobają: urozmaicone, pofałdowane, podzielone wysokimi miedzami i wąskimi polami, wystrojone kępkami drzew i poprzecinane polnymi dróżkami. Podobne, ale niejednakowe, a im lepiej znam te moje miejsca, tym wyraźniejsze różnice między nimi dostrzegam.

Lubię mieć swoje miejsca w okolicy. Takie konkretne, pamiętane i ładne. Dla mnie ładne, bo myślę, że dla innych osób mogą być niewarte uwagi. Może to być miejsce na brzegu brzeziny, osika (ta dzisiejsza) pamiętana z którejś jesiennej wędrówki, kilka brzóz na wysokiej miedzy, zakręt polnej drogi, czereśnia rosnąca na skraju pola, w moich oczach nadal wystrojona bielą kwitnienia jak wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Wiele mam takich miejsc na Roztoczu, wiele w Sudetach, a tam do tej dalece niekompletnej listy dodaję jeszcze skały. Każdy powrót, ponowne zobaczenie tych miejsc i widoków, utrwala moje przywiązanie do nich i dodaje im urody. Tak więc nie mogę (i nie mam takiej potrzeby) zbytnio się śpieszyć z poznawaniem nowych miejsc.





Trwają prace polowe. Nie widziałem kombajnów, chociaż tu i ówdzie jeszcze spotykałem niezebrane zboże. Obserwowałem natomiast orkę i siew, widziałem też pola już obsiane. Janek mówił mi, że raczej nie zboża są siane, bo na nie za wcześnie, a poplon lub rzepak ozimy. Co to jest poplon? To rośliny siane na zatracenie. Rosną, gromadzą w sobie cenne pierwiastki (na przykład azot), a następnie są zaorywane. To, co zdołały uzyskać czy wytworzyć, zostaje w glebie dla upraw zasadniczych.

Widziałem też roztrząsanie obornika na polu. Wieki mijają, mamy nowoczesny przemysł wspomagający rośliny dla nas użytkowe, a gnój nadal jest używany jako najlepszy nawóz. Patrzę na to może nieco odmiennie: dla mnie to przykład silnej współzależności zwierząt i roślin. To, co my, zwierzęta, wydalamy, jest potrzebne do życia roślinom – i vice versa. Najbardziej znanym przykładem jest obieg tlenu i dwutlenku węgla: my przyjmujemy tlen a wydalamy CO2, rośliny odwrotnie – pobierają ten gaz, rozkładają zostawiając sobie węgiel, a tlen uwalniają do atmosfery. Obornik jest konglomeratem najróżniejszych związków chemicznych i pierwiastków niepotrzebnych zwierzętom, roślinom owszem.

Silny „zapach” obornika jest jednym z zapachów dzieciństwa, lat spędzonych na wsi u babci. Nie żyje już od półwiecza, ale widzę ją często. Jest w moich wspomnieniach. Czasami chciałbym wierzyć w życie po śmierci, bo wtedy wierzyłbym w jej zobaczenie…

Dzień był upalny – jak parę poprzednich dni spędzonych na polach Roztocza. Oby tak było jak najdłużej mimo sporych uciążliwości na szlaku. Ilekroć o tej porze, czyli u schyłku lata, oziębia się, obawiam się zmiany już na stałe. Może ciepłe dni już minęły? Niech więc trwają.

Obrazki ze szlaku


Przydrożne kwiaty. Teraz, w drugiej połowie lata, jest ich mniej niż w kwietniu i maju, ale ciągle są liczne, a niektóre będą aż do schyłku jesieni. Chwalę jesień? Nie, pocieszam się.
 
Pszczoły wykorzystują ostatni pożytek.



 Brzozy na wysokiej miedzy. Ta ma dwa metry wysokości (a spotykam nawet pięciometrowe) i niewielką długość, ale wyróżnia ją wąski grzbiet i niemal pionowe ściany z obu stron. Jej zwieńczenie jest ścieżynką przeciskającą się między pniami brzóz.

 Roztoczańskie pole. Proszę sobie wyobrazić ilość dodatkowej pracy, a zatem i kosztów, na tak pochyłych i małych polach. Słyszałem o dopłatach dla rolników uprawiających pola na pogórzu i uważam, że powinni je otrzymywać także rolnicy z Roztocza. Chodzi o utrzymanie upraw, o samowystarczalność żywnościową kraju, a więc o nasze bezpieczeństwo. Żywność powinniśmy mieć swoją, a z zagranicy sprowadzać możemy banany i inne delikatesy.

 Kiedy szedłem betonową drogą mijał mnie bus, a niewiele dalej zobaczyłem wijącą się małą jaszczurkę. Koło jej głowy czerwieniała plama, przednie łapy miała niewładne. Bezskutecznie próbowała uciekać przebierając tylnymi. Żal mi się zrobiło tego ładnego zwierzęcia. Wspomniałem o busie, bo prawie na pewno jaszczurka dostała się pod koło. Powinienem ją zabić żeby się nie męczyła, ale nie potrafiłem tego zrobić.

 

Będąc dzieckiem biegałem na bosaka po takich polnych drogach. Pamiętam delikatny i ciepły dotyk lessowego pyłu: był jak puch gęsi, omalże niematerialny. Jego dotyk był pieszczotą. Pamiętam rzadkie i śliskie, mieszane gołymi stopami, błoto na takich drogach po deszczu. W gorący dzień mokra droga parowała wydzielając charakterystyczny zapach lata i beztroskiego dzieciństwa. Less, ziemia Lubelszczyzny.

 Buraczkowe ściernisko. Informacja dla młodych mieszczuchów: rosły tam torebki z kaszą gryczaną, a kiedy trafiły na sklepowe półki, została po nich taka właśnie buraczkowa szczecina.

 Owoce aronii. Apetycznie wyglądające, napęczniałe sokiem, bardzo liczne i... nikomu niepotrzebne.

 Piękna zieleń tytoniowych liści.


 Wyjątkowo długa plantacja tytoniu. Nie zmieściłem całej w kadrze, ma pół kilometra długości. Przez szereg tygodni co kilka dni trzeba nachylić się przy każdej roślinie (a na hektarze plantacji rośnie ich około 30 tysięcy) i zerwać jej dolne, żółknące liście. Następnie przewieść je do suszarni, każdy liść nawlec na drut, i takie naszyjniki rozwiesić do suszenia. Kiedy są suche, zostaje już tylko zapakować je i zawieźć na skup. Nie, jeszcze nie koniec prac: trzeba grube i twarde łodygi tytoniu ściąć, rozdrobnić specjalną maszyną i przeorać. Palenia (papierosów) na tysiąc lat, pracy tysiące godzin. A mówią, że rolnik śpi kiedy plon sam mu rośnie na polu.

 




Trzcinnik, zwykła trawa wiechlinowata, ale przecież ładna.

 Wczesny koniec dnia. Jeszcze wczoraj – przedwczoraj słońce zachodziło gdy dojeżdżałem do domu, teraz zachodzi gdy ruszam w drogę powrotną, jutro zajdzie nim dojdę do samochodu.

Trasa: z wioski Załawcze koło Turobina na południe, w stronę Gródek. Parking przy cmentarzu.

Statystyka: przeszedłem 16 km w czasie niecałych sześciu godzin; przerwy też tyle trwały.