Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spotkanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spotkanie. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 lipca 2024

Lato w Sudetach, dzień piąty

 280624

Wstałem pół do piątej chcąc możliwie wcześnie być na szlaku, a miałem do przejechania kilkadziesiąt kilometrów sudeckimi drogami. Boczne to były szosy, kręte i bardzo malownicze. Kilka razy chciałem zatrzymać się by spokojnie przypatrzyć się widokom, ale na takich drogach nie jest to bezpieczne.

Będąc umówiony ze znajomymi mieszkającymi w Gierczynie, u stóp izerskiego Blizbora, nie planowałem długiej trasy. Właściwie słowo „planowanie” nie pasuje do mojego sposobu wyboru miejsc wędrówek, ponieważ przy powrotach najczęściej kieruję się pierwszymi skojarzeniami, obrazami czy wspomnieniami – i tam jadę. Wspomniałem pewne skaliste zbocze na Tłoczynie, rozległej, zalesionej górze izerskiej, i Mrożynkę, uroczy strumień u jej stóp, no i w ten sposób plan został ustalony.

Góry Izerskie są inne niż Kaczawskie: rozleglejsze i wyższe, bardziej zalesione i dziksze. O ile w moich górach trudno o dukty ciągnące się kilometrami, to tutaj, w Izerach, jest ich wiele. W Górach Kaczawskich stosunkowo łatwo przejść leśnymi bezdrożami po zboczach gór, tutaj taka wędrówka wymaga nie tylko znacznych umiejętności, ale i znajomości topografii. Lasy są bardzo rozległe i prawdziwie górskie: nawet jeśli nie ma dużych pochyłości, bywają trudne do przejścia z powodu skalnych rumowisk i zwalonych drzew. Między świerkami rzadko sterczą duże skały, ale jest mnóstwo mniejszych, omszałych, zarosłych krzewami jagód. To las, przez który nie tyle się przechodzi, co przeprawia w pocie czoła, uważnie patrząc pod nogi, czego miałem okazję doświadczyć.

 Pod szczytem Tłoczyny wznoszą się Jelenie Skały, na które można wejść. Na mnie największe wrażenie robi nie tyle daleki widok ze szczytu, co rozległość masywu wznoszącego się vis a vis, to Dłużec i nieco dalej Kamienica. Z wysokości Jelenich Skał widać ogromną skalę izerskich zalesionych zboczy górskich, co chciałem uwidocznić na mapie poniżej. Skala jest zaznaczona przy dolnej krawędzi mapy.

 Bez dobrej znajomości okolicy można na cały dzień utknąć wśród niekończących się świerków.

Wokół Skał rosną też buki. Piękne, duże, mocne i liczne buki.

 Uwaga o polszczyźnie.

Wielkie litery są stosowane zupełnie przypadkowo i nadużywane, dlatego uznałem za zasadne dodanie wytłumaczenia. Wyżej napisałem słowo „Skał”, ponieważ nie chodziło mi o jakieś skały, a o Jelenie Skały. Słowo „Skał” napisałem jako część ich nazwy, dlatego wielką literą.

Parę lat temu spod Jelenich Skał poszedłem na szczyt góry i gołoborze. Nie ma tam szlaku, nieliczne ścieżki są mało widoczne i łatwo je zgubić, ale wtedy udało mi się bez kluczenia dojść i wrócić. Dzisiaj nie poszło mi tak łatwo, co i widać na linii szlaku; raz i drugi za bardzo skręciłem. Kiedy później zastanawiałem się nad przyczyną uznałem, że winne jest moje zbytnie poleganie na elektronicznej mapie z naniesioną pozycją. Powinienem ją wykorzystać tylko do ustalenia kierunku marszu względem słońca i tak iść, a nie zaglądać do mapy co parę minut. W rezultacie trafiłem na strome zbocze z rumowiskiem zarosłym mchem i jagodami. To zdradliwe połączenie, ponieważ rośliny zasłaniają szczeliny między skałami. W jedną z nich wpadłem do połowy uda. Nic mi się nie stało, ale na spodniach pojawił się dodatkowy otwór wentylacyjny.

Gołoborze jest formacją rzadko widywaną, ponieważ muszą być spełnione wyjątkowe warunki aby rumowisko nie zarastało. Na skalnym podłożu powinny leżeć pokruszone złomy, ale bez ziemi, piasku; bez czegokolwiek, co mogłyby pozwolić zakorzenić się drzewom. Oczywiście gołoborze też zarasta, ale bardzo, bardzo powoli. 

Tutaj widać martwe świerki na brzegu formacji. Nie dały rady przeżyć, ale jakaś część ich tkanki zamienionej w próchno zostanie między skalnym gruzem. Może kolejnym świerkom będzie łatwej, może potrafią żyć w tych skrajnie trudnych warunkach. Wtedy granica gołoborza zostanie nieco przesunięta. Ciekawym doświadczeniem i dobrym sposobem na potłuczenie się jest przejście gołoborza.


 
Widziałem stamtąd Góry Kaczawskie, Ostrzycę i Grodziec. Na mapie zmierzyłem odległość, są oddalone o 30 km.

Poniżej Jelenich Skał zbocze jest strome i zasypane skałami odpadłymi od masywu. Oczywiście drzewa próbują tam żyć i nawet się im to udaje, chociaż płacą wysoką cenę. Idzie się tamtędy powoli, wybierając przejścia i uważnie stawiając kroki, a nierzadko trzeba omijać miejsca zbyt strome lub zawalone martwymi drzewami. Zauroczyło mnie to zbocze od pierwszego spojrzenia, a dzisiaj czułem, że urok nadal działa. Oto powody przejścia tak niedługiej trasy w ciągu ośmiu godzin.

 Oczywiście odwiedziłem Mrożynkę. Poznałem ten prawdziwie górski strumień już kilka lat temu i od tamtej pory pamiętam o nim. Dzisiaj zobaczyłem suche kamienie, tylko w niewielu zagłębieniach widziałem wodę nie mającą siły płynąć. Co się stało z najadą tego strumienia, kiedyś tak wartkiego, tak wesołego i śpiewnego!? Ukryła się gdzieś pod mokrym jeszcze kamieniem, wodna boginka, i czeka na lepsze czasy?

  Byłem na tajemniczej ścieżce trawersującej zbocze poniżej Jelenich Skał. Kto ułożył taką masę kamieni? Skąd i dokąd wiodła ta ścieżka? Mówi się, że Niemcy, gdy jeszcze tutaj gospodarzyli, ale będąc na tym dzikim odludziu pojawia się wątpliwość. A może elfy, może krasnoludy w czasach przedludzkich?

 Parę godzin u gospodarzy Domku pod Orzechem minęło jak zwykle zbyt szybko. Ania i Darek tak ciepło witają swoich gości, że później czynię sobie wyrzuty o zbyt rzadkie ich odwiedzanie. Za trzy miesiące planuję powrót w Sudety, wrócę wtedy pod Blizbor, górę Anny.

O Domku można dowiedzieć się tutaj, tutaj i tutaj.

Obrazki ze szlaku

 Korzenie i kamienie. Przewracający się świerk nie zapomniał o swoich kamieniach.

 Kuźnia dzięcioła? Owszem, wygląda jak miejsce rozłupywania szyszek przez dzięcioła. Nasiona są bardzo energetyczne, o czym wiedzą nie tylko ludzie.


 Śliczne jak zawsze naparstnice.

Nie robię zdjęć sobie, ale niech to jedno będzie. Czemu nie? Są dwa wyjaśnienia, jedno mniej, drugie bardziej prawdopodobne: na zdjęciach widzę się starym (czyli nie lubię z próżności) albo uznaję, że skoro już jestem w górach, to zdjęcia należy robić właśnie górom, nie sobie. Proszę wybrać ważniejszy powód.

PS

W opisie drugiego dnia spędzonego w Sudetach napisałem o zakupie miodu w Pasiece Miody z Natury.

Dzisiaj odebrałem przesyłkę od właściciela pasieki, a w niej niewielkie słoiczki z miodem. Ich ilością byłem zaskoczony. Po rozpakowaniu pierwszego i zobaczeniu szczegółów, zaskoczenie zmieniło się w zdumienie i radość autora znajdującego swoje słowa wbrew spodziewaniu.

>>Rzecz jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwilach, które przychodzą, trwają moment i odchodzą, jakże często niezauważone przez nas i niedocenione, a przecież nierzadko niosące tak bardzo nam potrzebne w życiu piękno.<<

Ich zamieszczenie na naklejkach słoików z miodem otrzymanymi jako prezent było dla mnie tak dużym zaskoczeniem, że czytając, nie od razu je rozpoznałem, a to przecież moje słowa z książki Wrażenia i chwile. Mało tego! Na nakrętkach słoików jest grafika stworzona na bazie zdjęcia z okładki tej książki.

Zobaczcie sami:


 Panie Sebastianie, nie pamiętam, abym kiedyś otrzymał prezent bardziej mnie radujący i zaskakujący. Dziękuję!

Trasa: z Przecznicy w Górach Izerskich do Jelenich Skał. Wejście na Tłoczynę, dojście do gołoborza. Odwiedzenie strumienia Mrożynka i kamiennej ścieżki poniżej Jelenich Skał.

Statystyka: 8,5 godziny na szlaku długości 9 km. Jeden program do rejestracji trasy podał 3000 metrów jako sumę podejść, drugiemu wyszło, że pod górę szedłem 1800 m. Podejść było sporo, ale według moich szacunków mogło ich być w sumie 800, może 1000 metrów, na pewno nie więcej.

 






























czwartek, 23 listopada 2023

Na Pogórzu Izerskim i w gościnie

 051123

Na Pogórzu Izerskim, między Gryfowem Śląskim a Leśną, kilkanaście kilometrów na północ od Świeradowa Zdroju, są dwa sąsiadujące ze sobą jeziora utworzone dzięki spiętrzeniu zaporami wód Kwisy: są to Jezioro Złotnickie i Jezioro Leśniańskie. Byłem tam z Jankiem prawie dwa lata temu; przekonaliśmy się wtedy, że w jeden dzień nie ma szans zobaczyć wszystkich miejsc wartych poznania, bo jest ich tam naprawdę wiele. Dzisiaj wróciliśmy nad Kwisę, widzieliśmy wiele ładnych bądź ciekawych miejsc, a na koniec dnia uznaliśmy, że trzeba nam będzie jeszcze kilka razy wracać by poznać całą okolicę.

Zaparkowałem przy ośrodku Złoty Sen (nazwa nawiązuje raczej do minionych czasów) i ruszyliśmy ku zaporze drogą biegnącą przez dwa tunele wykute w skałach schodzących niemal pionowymi ścianami do wody zalewu. Zrobiły na mnie wrażenie, bo chociaż nie imponują wielkością, czuć jeszcze, mimo ucywilizowania drogą, ich dzikość i pierwotną niedostępność. Nie tylko przy zaporze: mimo że byliśmy na pogórzu, wiele widzieliśmy naprawdę trudnych do przejścia poza szlakiem skalnych stromych zboczy górskich najeżonych żywymi i martwymi drzewami. Widzieliśmy strumienie kaskadami spadające po kamieniach i urwiska, a na krawędzi jednego z nich zobaczyliśmy dziwny zamek, ale o nim później.


 


Po paru latach remontów nareszcie otwarto przejście przez Zaporę Złotnicką, i mogliśmy dokładnie, z góry i z dołu, zobaczyć zaporę i elektrownię. Kwisa jest niepokaźną rzeczką kilkumetrowej szerokości, ale że czasami budzi się w niej dzikie zwierzę, postawiono wspomniane zapory, a spiętrzone wody napędzają turbiny dwóch elektrowni. Dzisiaj poznana zapora tworząca Jezioro Złotnickie ma zadziwiająco duże rozmiary: wysokość ponad 30 metrów i długość 170 metrów. Sama elektrownia też jest większa niż się spodziewałem: trzy jej zespoły prądotwórcze mają łączną moc 4,4 MW, czyli są w stanie dać prąd dla paru tysięcy mieszkań. Cała budowla, kamienna, solidna, została postawiona sto lat temu przez Niemców. Dla mnie to właśnie jest ekologia w najczystszej postaci: owszem, budowa kosztowała mnóstwo pracy, zapewne trzeba było wyciąć wiele drzew, ale działa od wieku, daje prąd bez emisji CO2 i odpowiednio zadbana, dawać będzie kolejne sto lat. Te fakty skojarzyły mi się z motoryzacją: produkowane w końcu XX wieku samochody dobrych marek jeździły 30 lat, a produkowane teraz mają zaplanowane kilkuletnie życie. Ten paskudny zwyczaj powoduje zaśmiecanie Ziemi i marnotrawienie jej zasobów na ogromną skalę. Wracając nad Kwisę dodam jeszcze, że jednym z powodów budowy zapór na górskich rzekach jest ich nieobliczalny i niebezpieczny charakter: potrafią bardzo szybko podnosić swoje wody i zalewać okoliczne pola i miejscowości. Mając zbiorniki mieszczące miliony ton wody i możliwości regulowania tempa jej przepływu, zabezpieczamy się przed powodziami, a prąd mamy niejako przy okazji.

Powierzchnia wody jeziora jest wysoko, pod szczytem zapory.

Trasę ustalił Janek, a koniecznie chciał zobaczyć zamek Rajsko, który okazał się dziwną budowlą. Mimo że niewiele wiem o architekturze, i ja zobaczyłem szczególną i znaną cechę tej budowli: jej styl jest tak określony, jak rasa Reksia podwórkowego. Piaskowe obramowania okien i portali nie pasują do murów, a i te były budowane z tego, co murarz miał pod ręką, ale całość wygląda sympatycznie. Nie mogliśmy wejść do środka, a chciałoby się zobaczyć widok z górnych okien albo z wieży. Na pewno jest imponujący, skoro zamek stoi na wysokim urwisku, kilkadziesiąt metrów nad Kwisą. Wyobrażenie widoków mieliśmy stojąc nieco niżej zamku, na krawędzi skalnego uskoku opadającego spiętrzonymi skałami do rzeki. Między konarami licznie tam rosnących buków widzieliśmy Kwisę zmieniającą się w Jezioro Leśniańskie. Szum szybkiego strumienia pędzącego niżej nas do Kwisy, słońce rozpłomieniające wody i liście buków, skały przysypane bukwią i zarośnięte mchem, wyżej wielki buk z mocarnymi korzeniami spływającymi po skałach, i jeszcze raz słońce pod błękitem. Kamienny mur ogrodzenia zamku jak zawsze budził skojarzenia miłe i wielorakie – o wiekach za nami, o stabilności, bezpieczeństwie i spokojnie upływającym czasie.


 


To urocze miejsce i nawet gdybym nic więcej dzisiaj nie widział, uznałbym dzień za udany, a przecież były i inne widoki, inne ciekawe miejsca.

Chcieliśmy iść dalej, wracać inną drogą, ale okazało się, że… nie ma mostu, tak więc zamek Rajsko Misz Masz był punktem zwrotnym trasy. Nic to, wszak prawda to powszechnie znana, że droga widziana przy powrocie zwykle ukazuje się znacznie zmieniona.

Pojechaliśmy na południe, do Gierczyna, wioski u stóp izerskiego Blizbora, na spotkanie z Anią Kruczkowską. Przywitała nas tak ciepło, jak chyba tylko ona potrafi. W czasie rozmowy o ekologii powiedziała słowa, które swoją celnością i jednocześnie prostotą zrobiły na mnie wrażenie: że zachowania proekologiczne związane z zakupami bywają nie do odróżnienia od biedy lub sknerstwa. Tak, tak, i – dodam od siebie – zapewne w tej cesze tkwi jakaś część trudności z ich przyjęciem i stosowaniem przez wielu ludzi. No bo dlaczego pan Janusz ma nie wymienić spodni czy telewizora (mimo że są dobre) skoro go stać; wszak on biedny nie jest i dlatego sobie kupi nowe coś. Parę godzin rozmów minęło zbyt szybko; może gdybyśmy mieli czas do północy, poruszylibyśmy wszystkie interesujące nas tematy, ale pewności nie mam.

Aniu, dziękuję za poczęstunek i pogaduchę. Zupa z białych warzyw była naprawdę dobra!

Przywiozłem mnóstwo zdjęć i jak zwykle miałem kłopot z wybraniem tych do zachowania. Odczuwam niechęć graniczącą z chytrością na myśl o ich kasowaniu. Mam dziesiątki tysięcy fotografii dokumentujących wędrówki i nadal przybywa ich w szybkim tempie. Jak wiele się zmieniło od czasów mojej młodości i tradycyjnych aparatów na klisze, gdy każde zdjęcie było robione po zastanowieniu, a przywiezienie z wędrówki kilkudziesięciu wydawało się rozrzutnością!

Trasa: z parkingu przy ośrodku Złoty Sen przy Jeziorze Złotnickim na zaporę elektrowni wodnej na Kwisie. Dalej niebieskim szlakiem prowadzącym przy rzece do zamku Rajsko w pobliżu Jeziora Leśniańskiego. Powrót tą samą drogą.

Statystyka: 9 km przeszliśmy w 4,5 godziny, a blisko trzy godziny wałkoniliśmy się na szlaku.