130518
Zbyt
szybko mijają dni, jakże piękne dni wiosny! Ledwie zacznę się
cieszyć jakimś kwitnieniem, już widzę opadające płatki, już
rozchylają się inne
kwiaty. Staram się
każde dostrzec i docenić, w każdym zauważyć nową dla mnie,
wcześniej ukrytą, cząstkę uroku, każde lepiej poznać i
zapamiętać, dotknąć i powąchać. Budząc się rano widzę słońce
– czyż może być milszy początek dnia? – a nim upłynie staram
się często patrzeć na widok najzwyklejszy ale i najpiękniejszy:
zielone gałęzie drzew na tle błękitu nieba.
Napisałem
te słowa i wspomniawszy drzewa rosnące obok, wyszedłem z kampingu
żeby zobaczyć je w niskim, ale nadal jasnym słońcu majowego
przedwieczoru. Rosną tutaj jesiony i topole, chyba szare, a obok
nich kwitnie akacja w miodowej bieli cała, ledwie liście jej widać.
Patrzyłem chcąc zapamiętać odcienie barw, wchłonąć i zatrzymać
w sobie widok tak ładny i tak ciepły.
Jak
zwykle walczą we mnie dwie potrzeby, dwie chęci wzajemnie się
wykluczające: czytania lub pisania i wyjścia na dwór, do lasu czy
parku. Wczoraj, chcąc je pogodzić, włożyłem laptopa do torby i
pojechałem do lasu. Było ciepłe popołudnie, miałem na sobie
krótkie portki i T-shirt, może dlatego na ławce wytrzymałem tylko
pół godziny, gryziony przez muchy i inne paskudy. Wróciwszy,
ustawiłem krzesło pod kampingiem tak, żeby widzieć drzewa po
podniesieniu głowy znad ekranu. Muchy nie dowiedziały się o mnie,
ciało nie pamiętało zmęczenia pracą, czułem delikatną
pieszczotę wiatru, w koronach drzew odzywały się ptaki, więc
warunki do pracy nad tekstami i odpoczynku jednocześnie miałem
idealne. Tak dobre, że… usnąłem. Obiecałem sobie położyć się
wcześniej, ale słowa nie dotrzymałem. Ponieważ i dzisiaj oczy
mnie pieką i powieki mam ciężkie, obietnicę znowu sobie składam,
tym razem solenną: najpóźniej o godzinie 22 spać!
Zaparzywszy
kawę sięgnąłem po książkę. „Rozmyślania” Marka
Aureliusza.
Nim
napiszę parę słów o lekturze, może pewna uwaga, raczej w luźnym
związku z książką.
Parę
dni temu widziałem, na szczęście przez chwilę, włączoną
telewizornię. Paru młodych mężczyzn w zbyt kusych marynarkach
(czy oni, na Boga, nie widzą, jak idiotycznie wyglądają?) i z
mikrofonami wiszącymi przed ustami na drucikach, oraz grupa jaskrawo
ubranych i wymalowanych kobiet na tle ściany mrugającej kolorowymi
reflektorami, śmiali się, coś krzyczeli i wykonywali dziwne ruchy,
niby taneczne, niby kopulacyjne. Na dole ekranu zobaczyłem napis,
było coś o umawianiu się. Wstrząsnąłem się. Ja miałbym coś
takiego oglądać??
Rozmyślania
napisał mądry człowiek i chociaż zapewne nie podzielę wszystkich
jego poglądów (może też nie wszystkie zrozumiem), warto je
poznać. Warto chociażby dla przybliżenia sobie osoby wyjątkowej.
Oto rzymski imperator, człowiek właściwie wszechmocny w
starożytności, mogący zaspakajać najdziwniejsze swoje kaprysy (a
niektórzy jego poprzednicy dobitnie pokazali, jakie mogą one być),
żyje skromnie oddany sprawom państwowym. Jest uprzejmy, wprost
ujmujący wobec podwładnych, przychylnie nastawiony do wszystkich,
nigdy nie okazujący swojej władzy nad innymi. Prawy władca i
filozof o stoickich przekonaniach, ucieleśnienie ideałów
myślicieli starożytnych pragnących filozofa na tronie. Cesarz
zamykający swoim panowaniem złoty wiek cesarstwa.
Cóż
jednak mogą mi dać myśli człowieka żyjącego tak dawno temu? W
zasadzie to samo, co dzisiejszy widok zieleni drzew pod błękitem
nieba, co widok dali i dźwięki bachowskiej kantaty, co zrozumienie
kolejnego tajnika biologii lub inżynierii: lepsze poznanie świata,
pozytywne wrażenia, estetyczną przyjemność, a więc wzbogacenie
kulturowe i emocjonalne. Te z kolei są wartością samą w sobie i
dalszych uzasadnień nie wymagają.
„Jak
wszystko znika szybko: w świecie sami ludzie, w czasie i wspomnienie
o nich!”
Ładnie
napisane i kojarzące
się z Proustem, ale niekoniecznie tak musi być, Marku. Umarłeś
ponad 1800 lat temu, jednak google, program którego nie mogłeś
znać, wyświetla Cię na szóstym miejscu wśród wszystkich
najbardziej znanych Marków, także tych obecnie żyjących, a to
znaczy, że miliony ludzi czytają Twoje myśli.
„Gardzi
mną kto? Niech sobie. A ja uważać będę, by mnie nikt nie znalazł
czyniącym cokolwiek lub mówiącym, co by godne było pogardy.”
Niżej
jedne z najbardziej znanych słów powszechnie przypisywanych
Markowi.
„Nie
należy się gniewać na bieg wypadków. Nic ich to bowiem nie
obchodzi.”
Tak właśnie
mówi stoik. Przeczytałem ledwie małą część Rozmyślań,
dlatego nie mam pewności, niemniej wydaje mi się, że Marek cytuje
słowa ateńskiego filozofa Antystenesa. Tego samego, który wyraził
zdziwienie w rozmowie z kapłanem zapewniającym go o raju po
śmierci, że ten nie umiera czym prędzej.
„A
chociażbyś miał żyć jeszcze trzy tysiące lat albo dziesięć
tysięcy razy
dłużej, przecież pamiętaj o tym, że nikt innego nie traci życia
nad to, którym żyje, a innym nie żyje, jak tym, które traci.
Najdłuższe więc równa się najkrótszemu. Teraźniejszość
bowiem jest równa u wszystkich, a więc i to, co się traci, jest
równe.”
Nie
zgadzam się, ponieważ zrównanie życia najdłuższego i
najkrótszego jest słuszne tylko w chwili śmierci i nie z powodu
logiki – dziwnej tutaj, obcej, zimnej – a ludzkiego pragnienia
życia nawet jeśli wiek się przeżyło. Teraźniejszość będzie
równa u wszystkich ludzi właśnie w chwili śmierci – i tylko
wtedy. W życiu równa jest jedynie
w fizycznym sensie chwili, która momentalnie staje się
przeszłością, natomiast jej zawartość różni się, i to dość
znacznie, u różnych
ludzi. Chyba jeszcze
bardziej różni się ludzki jej odbiór i przeżywanie. Równość w
traceniu jest więc słuszna jedynie w fizycznym znaczeniu
teraźniejszości, ale akurat takiego rodzaju definicje mają tutaj
najmniejsze znaczenie.
„Tak
więc to, co się traci, przedstawia się jako pozbawione czasu co do
długości. Nikt bowiem nie może stracić tego, co już przeszło
lub co przyjdzie. Jakże bowiem można być pozbawionym tego, czego
się nie ma?”
Pierwsze
twierdzenie może być
słuszne tylko przy założeniu, iż nasze życie to jedynie
teraźniejszość,
chwila obecna, moment między jednym a drugim oddechem; tylko wtedy
to, co tracimy, a więc życie, nie będzie mieć rozciągłości
czasowej. Dziwne rozumienie życia i niezgodne z naszą psychiką, z
całym naszym jestestwem. Przeszłość tylko fizycznie znika,
przestaje istnieć, jednak w naszej psychice, w pamięci, trwa nadal.
Przeszłość nas kształtuje i wpływa na nas, bez pamiętania
przeszłości nie byłoby ludzi takich, jacy jesteśmy. Natomiast
znaczna część naszego życia tu i teraz nastawiona jest na
przyszłość. Od drobiazgu, jak kupienie kurczaka na niedzielny
obiad, po naukę dzieci, by w dorosłości zbierały jej owoce i po
płacenie składek
emerytalnych odbieranych po czterdziestu latach.
Tego,
co już minęło, nie stracimy, to prawda, chociaż z czysto
ludzkiego stanowiska stracenie pamięci o zdarzeniach z przeszłości
przypomina ich całkowite stracenie, natomiast stracić można szanse
zdarzeń przyszłych, i to wiele sposobów, chyba że wierzy się w
predestynację. Zdaje się, że Marek wierzył w boskie wybory tego,
co mamy przeżyć. Wtedy faktycznie nic nie stracimy swoim
działaniem, nie mając wpływu na swój los. Wspominam tutaj Edypa z
tragedii Sofoklesa „Król Edyp” – najtragiczniejszej,
najbardziej wstrząsającej tragedii starożytnej. Ten człowiek całe
życie starał się uniknąć przeznaczenia, a jednocześnie wszystko
co w tym celu robił zbliżało go ku przeznaczeniu. Dla Edypa
słuszne byłoby twierdzenie o niemożności straty tego, co nastąpić
dopiero miało, nam czasami wystarczy zrobić cokolwiek, drobiazg
zupełny, by zmienić przyszły bieg zdarzeń, a ta zmiana jest
traceniem i zyskiwaniem. Bywa jednak głównie traceniem: to człowiek
dostający się na ćwierćwiecze do więzienia, lub wyłącznie
traceniem, jak u samobójcy – by użyć tylko tych najprostszych
przykładów. Są oczywiste, za łatwe, a w istocie znaczy to, że
coś mi umyka w rozumowaniu Marka. Wydaje mi się, że przyczyna w
nierozdzieleniu konkretnych zdarzeń przyszłych od zdarzeń
potencjalnych, od możliwości, jakie niesie życie. Nie stracimy
czegoś konkretnego w nieistniejącej
jeszcze przyszłości,
ale tracąc przyszłość stracimy jej potencjalne możliwości.
W
ostatnim zdaniu (Jakże bowiem można być pozbawionym tego, czego
się nie ma?) dostrzegam niezgodność czasową, nielogiczność.
Pozbawić czegoś można tylko osobę żyjącą, a nie ma przyszłości
tylko umarły – w tym zdaniu jakby jednocześnie była mowa o żywym
i umarłym, a przecież z kontekstu wynika, że mówi się o
człowieku jeszcze żyjącym. Człowiek
umierając traci przyszłe zdarzenia w sensie jak najbardziej
dosłownym, chociaż nie może wiedzieć jakie one będą. Nie zna
ich treści, ale ma pewność ich istnienia gdyby dalej żył, więc
traci jak najbardziej. Z życiem traci przyszłą treść życia.
Natomiast gdy już umrze, nic i nikt mu nie odbierze, skoro tracąc
życie traci dosłownie wszystko. Tak więc myśl tego zdania słuszna
jest tylko w stosunku do umarłych.
No i zrobił
się wieczór. Jest godzina 22, zgodnie z daną sobie obietnicą
powinienem położyć się spać. Może za godzinę? Szkoda mi czasu
na sen. Książkę na razie odkładam, ale na pewno wkrótce wrócę
do myśli Marka Aureliusza.
Ten
blog jest o mnie. Nie o mojej rodzinie, a o mnie, dlatego nadzwyczaj
rzadko zamieszczam tutaj informacje dotyczące moich bliskich. Jednak
po dłuższym wahaniu uznałem, że krótką informację o ostatnich
ważnych wydarzeniach rodzinnych zamieścić mogę, a może i
powinienem.
W
końcu kwietnia mój starszy syn po raz drugi uczynił mnie
dziadkiem, oczywiście przy aktywnym współudziale swojej żony. Ich
syn, dziecko mojego dziecka, nosi imię sławnego króla
macedońskiego i jednocześnie imię dziadka swojej prababki, a
mojej mamy.
Na zdjęciu
mały Aleksander rozkosznie śpi na brzuchu ojca. Dwie godziny tak spał.
W tych
samych dniach najmłodsze moje dziecko, Małgosia, największa miłość
mojego życia, została mężatką. Oto niesprawiedliwość tego
świata: oddać swoją dziewczynę obcemu facetowi!
Dobrych
zdjęć jeszcze nie mam, niżej wklejone było zrobione telefonem.
Zapewniam, że córka wyglądała cudnie. Ona zawsze taka była i
jest. Zawsze najpiękniejsza.