060723
Przeczytajcie, proszę, o „cichym locie jaskółek nad odbitymi w stawie białymi obłokami, wolno płynącymi po niebieskości sennej wody”, czyli o lecie widzianym przez Antoniego Gołubiewa. Mam go za jednego z najlepszych polskich pisarzy i żałuję, że tak mało jest znany. Cytaty są drobną próbką jego umiejętności pisarskich i wrażliwości estetycznych, no i bardzo pasują do aury obecnych dni.
>>Duszący, upojny zapach rozgrzanej w słońcu trzciny, stojącej wody, więdnącego w upale listowia. Gorący wrzask i chlupot wodnego ptactwa. Pokrzykiwanie przepiórki w chylącym się, roziskrzonym jęczmieniu. Cichy lot jaskółek nad odbitymi w stawie białym obłokami, wolno płynącymi po niebieskości sennej wody.<<
>>Bezchmurne niebo zdawało się wysokie, było wyblakłe w upale, tylko nad widnokręgiem błyszczało obręczą nalanego błękitu; w zbożu pokrzykiwała przepiórka. (…) Od wzgórz przyszedł łagodny ciepły powiew, zaruszał kłosami, po złotej zastałej w bezruchu jasności przeleciały sfalowane smugi cienia, przemieszał się cień z jasnością.<<
>>Słońce przesunęło się na zachód, sczerwieniało, wślizgnęło się drgającym promieniem przez otwarte wierzeje. Świerszcze cykały. Wszystko zlewał cichy, fioletowy cień. (…) Liliowy cień otula człeka tęsknotą.<<
>>Rudym chwostem mignie wiewiórka, skoczy na wystający konar, rzuci ogryzioną szyszkę; skrawkiem błękitu zaświeci kraska; jastrząb zakracze. Szemrzą liście i strumień pluska.<<
>>Był wieczór, słońce wpadało między drzewa, pnie gorzały ognistymi słupami, w powietrzu zawisła cicha czerwień zachodu; żaden liść nie drgnął.<<
>>Po południu zerwał się gorący wiatr, niósł od wzgórz tumany kurzu. Chmury leciały pośpiesznym stadem, zagarniały błękit długimi ramionami, wraz zasnuły niebo; kłębiło się w nich i przewalało. Rozproszoną sadzą pomroczniało powietrze. Wierzbami nad rzeką szarpnął powiew wichury, niosło już lodowatą, czarną wieją; woda w Warcie wspięła się i spieniła w jednej chwili, zbielała od brzegu do brzegu; trawy się kładły równiutko, jakby podcięte u korzenia. Białym blaskiem zaświeciło niebo, a jednocześnie grom targnął chmurami i ziemią, potoczył się wzdłuż rzeki, aż za widnokrąg. W tejże chwili tysiącem pałek zabębnił po ziemi grad; w mig pokrył łąkę białą skorupą. Małe grochy skakały dokoła, cięły biczem ludzi i konie. I zaraz wicher zgarnął chmurę w kłębek, pchnął ją na wschód. Znowu zaświeciło spokojne, żółte słońce. Ucichło, wiatr zmiatał resztki chmur, oczyszczał niebo. Łąka migotała iskrami.<<
>>Nad
łąkami na dole słały się mgły, bezgłośnie oddychała ziemia;
od czarnych olszyniaków niosło ostrą, gorzkawą wonią; ciemne pola
pochylone łagodnie, ścierń chrzęściła pod nogami. <<
Kilka zdjęć zrobionych w ostatnich dniach: