110423
Cytaty pochodzą z „Bolesława Chrobrego”, wielkiej zawartością, wartością i objętością powieści Antoniego Gołubiewa. Zdjęcia są wykonane przeze mnie w Górach Kaczawskich w ciągu ostatnich dwunastu lat.
* * *
>>(…) gruboziarnisty śnieg przepojony był wodą, siąkał nią przy każdym stąpnięciu człowieka, świat był szary, zamglony, sosny kapały wielkimi kroplami zbierającej się na kiściach wilgoci, wiatr pachniał dalą, budził w zwierzętach i ludziach chęć odmiany, nadzieję lepszego życia (…)<<
>>Wicher rósł. Huk morza ginął za piaszczystymi wydmami. Polany świeciły łysinami odtajałej ziemi, śnieg ściął się w skarbowaną, krupiastą gołoledź. Burczały wiosenne potoki.<<
>>Mokry śnieg leżał grubymi płatami na płaskich gałęziach jedliny. Topniało. Ciężko padały krople. (...) las był biały od śniegu, czarny od mokrego igliwia; mocno pachniał tą czarną zielenią.<<
>>Olszyna z obu stron drogi pachnie cierpko, brzoza sypie baziami. Zimne obłoki świecą spoza gałęzi.
Głębiej między drzewami leży jeszcze śnieg, wieje wilgocią wiosennego tajania.
Puszcza pachniała wiosenną, duszną wilgocią. Topole napęczniały, wraz trysną młodym, lepkim liściem.<<
>>(…) słońce wisiało już nisko, dzień się nachylił. Cienie drzew wybiegały fioletowymi smugami na brunatne wzgórza, śnieg się żółcił. Pachniało mocno ziemią, gniłym liściem, jarową wilgocią. Rzeczka przybrała, niosła bure wody z bulgotaniem, szybko, jakby pośpiesznie, pluskała po brzegach, po pniach drzew, zieleniała w cichych zalewach.<<
>>Wieczór spłynął ciepły, cichy, mgły zasłały moczary i bór. Drzewa brodziły w tumanach, buciorami dusiły wsiąkliwy mech. Chomik poczuł wilgoć na grzbiecie, ocknął się, przeciągnął, rozsunął gnijące liście, wyjrzał z norki. Pachnąca wilgoć chlupnęła gęstym oparem. Lis przebiegł bezszelestnym krokiem przez gąszcz malin, wychynął na skraj, stanął, pociągnął długim nosem. Strzyżyk zaczykał na gałęzi, podskoczył wyżej, znów zaczykał. Stado dzikich koni nadbiegło do wody, przodownik stał chwilę, węszył, patrzył; klacze pchały się za nim nerwowym kłębem; ogier wszedł do pęciny w płaskość, łeb schylił, powąchał, zaczął pić. Kaczki, gęsi, łabędzie kluczące z wyraju opadały na trzęsawiska, szerokimi dziobami szukały półzgniłych badyli, wygrzebywały kłącze, żerowały. Wrony kracząc leciały ku puszczy. Szedł zmierzch. I lęk. I noc. Mgła przesłoniła wstęgę ognia na zachodzie, nasiąkła opalem. Miesiąc wytoczył się i wyjrzał zza czarnych strzępów w ciepłą ziemię. Przyszedł mokry powiew, przeleciał po gałęziach, zaszumiał po puszczy. Ziemia ocknęła się, westchnęła, czekała. Zbliżał się deszcz.<<
>>Czarne chmura zawaliła niebo. Skrzydła huraganu przeleciało przez morze, pobieliwszy je całe po horyzont. Wicher smagał, huczał na krawędziach skał. Woda wspięła się nagle, stanęła dęba, skoczyła na brzeg. Waliła w kamienie tysiącem obuchów. Trzej wędrowcy, zawieszeni kędyś pod uskokiem, na jakiejś krawędzi skalnej, wąskiej i oślizłej, patrzyli, jak rozpienione bestie wodne darły się na nią, rzucając się prostopadle w górę i opadając rozbite w biały puch. Ryk fal głuszył ryk wichru. Naraz sina światłość rozcięła półmrok świata. Po rozjuszonym morzu przewalił się pierwszy tej wiosny grzmot. Zatoczył aż za widnokrąg i wrócił rozrośnięty i ogłuszający. Widzieli rozczochrane pioruny bijące w bezdnię wód. Ulewa chlusnęła ukosem, niesiona przez wiatr.<<
>>Woda niosła ich szybko, wezbrana i bura, rozbijająca się między nadrzecznym gąszczem borów w nieokiełzaną, ryczącą pianę. Okrągłe wiry obracały wolno zwały gałęzi i śmiecia, przegniłego zielska o podmytych, zwalonych w rzekę pni.<<
>>Dzień był wietrzny, naganiał obłoki; spoza grodu napływała poszarpana chmura, wysuwała długie czarne macki, łapała obłoki, zasnuwała niebo; gdzieś w głębokości błyskało i grzmot warczał. Wiatr się zakręcił, zaczął zwijać garsteczki kurzu i źdźbła słomy w szybkie, biegające lejki. Słońce pociemniało, groza ogarnęła świat. Gród się odcinał czarną szczerbatą masą od szarosinych chmur. Szła burza.<<
Dałeś czadu tymi zdjęciami:-) pora przebudzenia, sama czuję pewny niepokój w sobie, jakby potrzebę, by zostawić wszystko i iść przed siebie, patrzeć, chłonąć świat, bo za chwile ta czarowna pora skończy się, zboża urosną po kolana i już będzie tylko lato:-) ale cóż, trzeba wracać do obowiązków, zanurzyć się "w bezdnię" codzienności, bardzo spodobało mi się to określenie:-) Znam zapach mokrej ziemi, budzącej się do życia, jak opisuje Gołubiew, zwłaszcza kiedy przemieszana z liśćmi i trawami, ona pachnie, świeży zapach ma także topola balsamiczna, kiedy rozwijają się liście, coś nadzwyczajnego. W moim mieście rosły przy stadionie szkolnym, rosły, bo już je wycięli przy okazji remontu. Tegorocznej burzy wiosennej z piorunami jeszcze nie doświadczyłam, może dlatego wiosna tak późno obudziła się, a śnieg padał długo:-)
OdpowiedzUsuńKazałem komputerowi wyświetlić zdjęcia z wiosną, a później, gdy zobaczyłem że wybrałem 80, nie miałem serca części z nich skasować.
UsuńPodobnie odczuwasz, a więc potwierdzasz prawdziwość opisów autora; są też piękne, mimo że niewyszukane. Gołubiew zwykłym słowom, prostym porównaniom, potrafi nadać cechy poezji.
„… las był biały od śniegu, czarny od mokrego igliwia; mocno pachniał tą czarną zielenią… wieczór spłynął ciepły… ziemia ocknęła się, westchnęła, czekała…”
Wydaje mi się, że coraz mniej się ceni dobrą prozę i urok polszczyzny. Gołubiew zaczął pisać powieść w czasie wojny. Czasami myślę, że on w ten sposób ratował się przed okropieństwami tamtego czasu.
Mario, jutro zacznę sezon roztoczański!
Your pictures are so amazing 🤩🤩🤩
OdpowiedzUsuńកីឡាបាល់ទាត់
Sobota, za oknem deszcz, wiosenny oczywiście, w domu miło i miło czytać i zatrzymać oko na Twoich wiosennych zdjęciach, piękne są, wiosna trochę już bardziej rozbujana, taka nas czeka i też mam wrażenie jak Maria, że trzeba ją doświadczać bo nie trwa wiecznie, ogarnia mnie niepokój, że mi umknie a u mnie jeszcze pałętają się w głowie myśli, ile jeszcze wiosen? nigdy przedtem nie miałam takich, nie...nie...nie...
OdpowiedzUsuńLepiej popatrzeć na Twoje zdjęcia, są cudne!!!
Dziękuję, Grażyno.
UsuńTeż coraz częściej miewam takie myśli :-) Stawiam znak uśmiechu, bo te myśli nie są deprymujące, a wprost odwrotnie: mobilizują do działania, do wypełnienia czasu pozytywnym przeżywaniem.
Cytaty z powieści dotyczą raczej przedwiośnia, a moje zdjęcia pokazują pełnię wiosny, ale jak pokazać na zdjęciu urok marcowych roztopów? Zapewne można, ale na pewno nie aparatem w telefonie i nie przy moich umiejętnościach. Stąd w opisach marzec, na zdjęciach maj.
Też odczuwam niepokój związany z wiosną, ale wiesz co, Grażyno? Powinniśmy się nim cieszyć, bo świadczy on o naszym przeżywaniu i wrażliwości na uroki wiosny.
U mnie, na Lubelszczyźnie, też pada deszcz.